Problemy z koniem [klei się do stada, lekceważy człowieka]
Problemy z koniem [klei się do stada, lekceważy człowieka]
Czy mamy temat dla PNH? Tzn. wątek? Przystępność na podstawowym poziomie nie jest aż taka ciężka. To przesąd. Przekonałam się o tym na tym forum :-) Ja byłam na kursie L1 jsienią, wydałam na wszytsko (opłata, zakwaterowanie, papu, dojazd) około 500 zł. Byłam tylko słuchaczem ale już to bardzo dużo mi dało. Reszta to pomoc innych parellowców, których nie tak trudno okazało się obok znaleźć. W Elblągu zrobiło się zagłębie. A co do wydatków, cóż... jak się chce uczyć, to się płaci. Teoretycznie skoro nie PNH to powinno mnie być stać na opłacanie sesji z trenerem jakimś bo taka samowolka jeszcze nikogo do celu nie doprowadziła :-(
tomekpawwaw P.S.ja raczej nie nazwałbym tego " nic nie robieniem "
tomekpawwaw P.S.ja raczej nie nazwałbym tego " nic nie robieniem "
Dagmara Matuszak OK, ale nie mieszajmy dwóch rzeczy - co innego koń, który sprawdza swoją "ruchomość pionową" (czyli, o ile szczebelków wyżej w hierarchii może się wspiąć), a co innego koń, dla którego odejście od stada stanowi traumatyczne wręcz przeżycie.
Dagmara Matuszak OK, ale nie mieszajmy dwóch rzeczy - co innego koń, który sprawdza swoją "ruchomość pionową" (czyli, o ile szczebelków wyżej w hierarchii może się wspiąć), a co innego koń, dla którego odejście od stada stanowi traumatyczne wręcz przeżycie.
Hehe u nas jest tak samo - są dwa hucuły, które kompletnie ignorują niektórych ludzi i są dla nich bardzo niedobre(jeden mnie też długo tak traktował nawet kiedyś dał mi kopa pozornie bez powodu) - a nasza instruktorka stajni wchodzi do boksu, zapina uwiąż, trzyma go za końcówkę i te "wredne" stworzenia ida za nią jak psy - a nigdy nie widziałą by stosowała jakąś przemoc.
Z Branką jest tak samo - co jakiś czas słyszę, że Branki się nei da złapać, albo ze kogoś ciągnęła idąc na wybieg(raz podobno kogoś przewróciła) - jak mnie nie ma i konie wychodzą na wybieg jakies przed nią, to zaczyna szaleć jak głupia po boksie - jak ja jestem nie zauważyłąm tego już od kilku miesięcy. Bardzo wazne jest wypracowanie sobie odpowiedniej pozycji. Ja przez pewien czas chciałam pracowac bez hierarchii i bez stosowania wygody niewygody w jakikolwiek sposób, ale sie po prostu nie dało - chyba, że klikałam, albo się spontanicznie bawiłam. Ale nawet dla bezpiecznej zabawy sa potrzebne jaieś zasady(oczywiście oznacza to też i obowiazki naszej strony! I wywiązywanie się z nich).
A wiecie co? Mi się w ogóle zdaje, że kady z nas radzi w zasadzie to samo, tylko to inaczej nazywa 8) Bo kazdy idzie trochę inną metodą, ale one się wszystkie gdzieś łączą.
W każdym razie praca z ziemii i nie wsiadanie na razie, moim zdaniem ,powinno stanowić priorytet. Ja juz sobie nie wyobrazam siadac na konia, który na mnie wchodzi na ziemii i który mnie tratuje czy ignoruje w jakikolwiek inny sposób. I nie zabrałabym się nigdy do pracy z nim na zasadzie - ty chamie, masz mnie przestac ignorować natychmiast, tylko uznałabym, że koń nie widzi widocznie powodu, dla którego miałby się ze mną liczyć i trzeba mu takich powodów dać, ale nie posługując się siłą i przemocą. Może to sie wydawac trudne, ale jak już sie zacznie to jakoś idzie zawsze
Guli po części masz racje, ale po części nie do końca, bo może nie miałaś takich doświadczeń. Włażenie na człowieka, przepychanie, nie zauważanie występouje w 2 wariantach. Pierwszy, jak Twój Weksel, to lewopółkulowy, ten myslący i współpracujący koń - dobrze wie co robi, chce pokazać dominację (konie dominujące niechętnie ruszają przednimi łapkami przed nami), wpycha się uparcie, powoli i stanowczo i robi bardzo sprytną minę. Mój Cejlon też to potrafi, gdy mnie sprawdza. Ale gdy koń wpada w panike, w prawą półkule sprawa zaczyna wygladać inaczej. Robi się jak drżący liść na wietrze. W panice głuchnie i ślepnie, rusza się dość gwałtownie, jest wybuchowy, nie mysli tylko instynktownie ratuje zycie, zrobi wszytsko, by sie obronić, on naprawde myśli, że zagrożenie jest aż takie wielkie, to instynkt który daje mu olbrzymią siłę do ucieczki, instynkt, który umożliwia przetrwanie. Ma wysoko głowę, wybałuszone oczy, sztywne i rozlatane uszy, napięte mięśnie, całe ciało wygięte. W tym stanie ciężko jest uprawiać zabawę w kto jest kto. Ale jesli koń ma wojego lidera (szef, przywódca, to jakoś mi nie pasuje), swój autorytet, swoją alfe i omege, która wie wszystko i jak nie potrzeba to się nie wystarcha to takie wpadania w panike zncznie się redukują. Więc tak, masz rację, że kwestia dominacji, ale może nie tak ostro bym to nazwała, raczej zaufania, poczucia bezpieczeństwa. Całe nasze wychowywanie konia ma prowadzic do zmiany schematu instynktu (dziwne, nie? naturalnie zmieniamy naturę konia): od "uciekac, pomysleć co to było" do "pomyśleć co to i ewentualnie uciekać jeśli to ja decyduje bo jestem alfa, ten mały uzurpator jest taki jakiś nieporadny". Jest w PNh przedstawianm taka typologia w której można umiescic konia
skrajny panikarz --> koń czujący się niepewnie i niekomfortowo --> koń czujący sie komfortowo, bezpiecznie --> koń dominujący
Jak może pomóc 7 gier? Pomoże zbudować wspólny język i ułożyć relacje a potem da do ręki narzędzia, które pomogą szybko zareagować i tak modyfikować zadania, żeby pomóc naszemu koniowi się odnaleźć.
Żeby zobrazować opowiem o dokładnym doświadczeniu. Pracuje z koniem blisko stajni, tam moge z nim ćwiczyc. Moge go cofać, przestawiać łopatki, zad, mogę wysłac go na koło, potem wywierając presje wzrokiem na zad moge ustawic go przodem do siebie, odsyłając od siebie łopatki i pokazując palcem kierunek wysyłam w drugą stronę i tak zmienim kierunek, takiego poruszania tu blisko stajni możemy sie uczyć. Jak mamy ten jezyk w miare opanowany to idziemy w miejsce oddalone bardziej od stajni, tam gdzie Cejlon być nie przepada. Zanim tam dojdziemy kilka razy Cejlon się zatrzymuje. Muszę zawsze sprawdzić, dlaczego. Sprawdza mnie? Czy niepokoi się? Jak się niepokoi to wycofuje go za granice i chwile bawie sie z nim w miejscu np. hustawkę - do tyłu, do przodu, za kazdy razem krok mniej aż kończy sie, że koń jedna noga rusza do przodu i do tyłu. Taka częstotliwośc poleceń zmusza go do myślenia i powrotu. Ładnie się rozluźnia i maszerujemy dalej. Na miejscu zwykle się porozgląda, czasem frąchnie głosno na ptaszka lub liśc, oczy zaczynaja mu biegać, nogi drżeć, głowa jest pod chmurami i generalnie ja przestaje istnieć. Żeby go sprowadzic na ziemię musze mówic do niego naszym kodem/jezykiem ale głośno, z energią taka która dorównuje jego energi. Robie to, co może pomóc mu się skupić. Chce się ruszać więc mu pozalam ale staram się kontrolowac ten ruch. Nie wszystkim koła pomagają ale nam tak. Cejlon ma okazje się po okolicy rozejrzeć. Wysyłam go na koła i coraz częściej zmieniam kierunek aż zmieniam go co pół kółka nawet. Cejlon zaczyna się w tej powtarzalności odnajdywać, jak widze, że przewiduje co będzie dalej to pozwalam mu na to. Przewidywalność go uspokaja i koń wraca. Potem zwykle Przyłazi do mnie z głowa odpuszczona i mówi "przytul mnie". Używam też cofania i wcześniej wspomnianej huśtawki. Zabrałam go tam dopiero dwa razy i chyba robie to po to, by się uczyć przywoływac go do świata. Ciesze się, że wcześniejsze zabawy chyba sprawiły, że mimo całje paniki Cejlon nie szarpie za linke, wie gdzie jest granica kółka, reaguje na moje sygnały i nie wskauje mi już na rączki jak piesek lub kotek przebiegnie. I do czego ja tu dąże? No mi się 7 gier przydało. Za głupia jestem zeby wymyślić to wszystko sama :-)
arabiatta Oj no, mnie też nie stać, materiałów pisanych jest w internecie multum, a i pierwszy poziom na filmie można od kogoś przegrać czy pożyczyć. A jak już się posiądzie ten materiał to bardzo dobrze się go przyswaja (stąd to słowo 'przystępność').
A hierarchię ustala się właśnie metodą małych kroczków w trakcie zabaw, i ma się z koniem wypracowaną komunikację np. na temat wchodzenia na człowieka. I absolutnie nie twierdzę, ze 7 zabaw jest odpowiedzią na wszystko, powtarzam: może być podstawą pod stworzenie dobrej sytuacji wyjściowej
Cejloniara Ja byłam na kursie L1 jsienią, wydałam na wszytsko (opłata, zakwaterowanie, papu, dojazd) około 500 zł. Byłam tylko słuchaczem ale już to bardzo dużo mi dało. Reszta to pomoc innych parellowców, których nie tak trudno okazało się obok znaleźć. W Elblągu zrobiło się zagłębie.
arabiatta Oj no, mnie też nie stać, materiałów pisanych jest w internecie multum, a i pierwszy poziom na filmie można od kogoś przegrać czy pożyczyć. A jak już się posiądzie ten materiał to bardzo dobrze się go przyswaja (stąd to słowo 'przystępność').
A hierarchię ustala się właśnie metodą małych kroczków w trakcie zabaw, i ma się z koniem wypracowaną komunikację np. na temat wchodzenia na człowieka. I absolutnie nie twierdzę, ze 7 zabaw jest odpowiedzią na wszystko, powtarzam: może być podstawą pod stworzenie dobrej sytuacji wyjściowej
Cejloniara Ja byłam na kursie L1 jsienią, wydałam na wszytsko (opłata, zakwaterowanie, papu, dojazd) około 500 zł. Byłam tylko słuchaczem ale już to bardzo dużo mi dało. Reszta to pomoc innych parellowców, których nie tak trudno okazało się obok znaleźć. W Elblągu zrobiło się zagłębie.
Cejloniara Guli po części masz racje, ale po części nie do końca, bo może nie miałaś takich doświadczeń.
Cytat: Włażenie na człowieka, przepychanie, nie zauważanie występouje w 2 wariantach. Pierwszy, jak Twój Weksel, to lewopółkulowy, ten myslący i współpracujący koń - dobrze wie co robi, chce pokazać dominację (konie dominujące niechętnie ruszają przednimi łapkami przed nami), wpycha się uparcie, powoli i stanowczo i robi bardzo sprytną minę....... Ale gdy koń wpada w panike, w prawą półkule sprawa zaczyna wygladać inaczej. Robi się jak drżący liść na wietrze. W panice głuchnie i ślepnie , rusza się dość gwałtownie, jest wybuchowy, nie mysli tylko instynktownie ratuje zycie,
Cytat:, . Ale jesli koń ma wojego lidera (szef, przywódca, to jakoś mi nie pasuje), swój autorytet, swoją alfe i omege, która wie wszystko i jak nie potrzeba to się nie wystarcha to takie wpadania w panike zncznie się redukują. Więc tak, masz rację, że kwestia dominacji, ale może nie tak ostro bym to nazwała, raczej zaufania, poczucia bezpieczeństwa konia
Cejloniara Guli po części masz racje, ale po części nie do końca, bo może nie miałaś takich doświadczeń.
Cytat: Włażenie na człowieka, przepychanie, nie zauważanie występouje w 2 wariantach. Pierwszy, jak Twój Weksel, to lewopółkulowy, ten myslący i współpracujący koń - dobrze wie co robi, chce pokazać dominację (konie dominujące niechętnie ruszają przednimi łapkami przed nami), wpycha się uparcie, powoli i stanowczo i robi bardzo sprytną minę....... Ale gdy koń wpada w panike, w prawą półkule sprawa zaczyna wygladać inaczej. Robi się jak drżący liść na wietrze. W panice głuchnie i ślepnie , rusza się dość gwałtownie, jest wybuchowy, nie mysli tylko instynktownie ratuje zycie,
Cytat:, . Ale jesli koń ma wojego lidera (szef, przywódca, to jakoś mi nie pasuje), swój autorytet, swoją alfe i omege, która wie wszystko i jak nie potrzeba to się nie wystarcha to takie wpadania w panike zncznie się redukują. Więc tak, masz rację, że kwestia dominacji, ale może nie tak ostro bym to nazwała, raczej zaufania, poczucia bezpieczeństwa konia
Ale temat się rozrósł . Okazuje się, ze wyjść z takiej sytuacji jest wiele, a sposoby są do siebie podobne.
Nasza krótka historia tak na marginesie:
kiedy miałam jeszcze troszkę podobnych kłopotów (4 miesiące razem), moja klacz zachorowała. Nie istotne co jej było, ale ponad miesiąc spędziłam z nią na padoku :wink: . Na początku choroby dość często musiałam jej myć srom, natłuszczać wazeliną (oj, ile jej wówczas zużyłam!) aby nie doszło do dodatkowego stanu zapalnego skóry. I chyba to też zadziałało jako odczulanie... zadu. Obyłam się z nim tak dobrze, ze Frajda przestała go nadużywać. Dodatkowo zabawy z linką, przestawiania, przeciskania itp. Brałam książki, siadałam na kostce słomy, koń podchodził, pytał "Co czytasz", lub, "Weźmiesz mnie na maleńki spacer?". Wówczas zarejestrowałam pierwsze wyraźne kroki w moją stronę, zainteresowanie, wejście w to co robię, dobrowolne poddawanie się głaskaniu uszu, chrap (nie należy do pieszczotliwych koni i szanuję to).
Myślę, ze krok po kroku oddalając się, mając ma początku konie w zasięgu wzroku, można ćwiczyć wszystko, ale umiejętnie.
Jest jeszcze jedna rzecz jaką można zrobić- troszkę może kontrowersyjna :?: :
zauważyłam, że podróże, zmiany miejsc tez robią swoje. W momencie gdy koń zmienia miejsca, a opiekun jest ty stałym i niezmiennym elementem w życiu konia, sprzyja to wzrostowi zaufania. Nie muszą to być podróże dalekie, choćby do sąsiedniej stajni na 1-2 dni. I co jakiś czas tak zrobić.
Nam dopomogło :!: coś takiego, choć podróżowałyśmy z "przymusu" i to po prawie całym kraju. Teraz zagwiżdżę, obie klacze reagują . A początki były trudne.
Jeszcze jedna sprawa , dotycząca koni klejących się do stada.
Kuba szanuje moją przestrzeń i wykazuje posłuszeństwo , ale większe , kiedy jesteśmy sami.
Na zasadzie: skoro nie ma innego konia, to posłucham ciebie.
Ale jeśli jedziemy w teren w dwa konie i Kuba jest czołowym, to już sprawa wygląda inaczej.
Po pewnym czasie bycia na przodzie , czy w sytuacji, kiedy zaczyna być niepewnym , głuchnie na moje sygnały i czeka na kuca-szefa.
Dopiero taki szef podejmuje decyzję, że można jechać dalej - nie człowiek .
Dla mnie ciągle jest zagadką, jak ten szef mu przekazuje stanowcze sygnały.
Staramy się, że w czasie zjazdów wąwozami z górek, Kuba szedł pierwszy, bo on idzie wtedy statecznie, nie przyspiesza.
Często blokuję kucowi drogę, żeby nas nie wyprzedzał.
Aż dochodzi do momentu, kiedy kuc daje Kubie jakiś sygnał, po którym on zatrzymuje się jak wryty , nie reagując na moje sygnały, do momentu, aż Weksel przejdzie na prowadzenie.
Dopiero wtedy rusza grzecznie , a moje wcześniejsze wysiłki są zupełnie bezskuteczne.
Oczywiście idąc za kucem nie zastanawia się nad niczym- jak Weksel przejdzie , to i on.
Ten typ tak ma.
Jejku jestem pod ogromnym wrażeniem, że temat się tak rozbudował, a każda wypowiedź jest niezwykle wartościowa( jeszcze raz mówię , że jestem pod wielkim wrażeniem tego forum i osób wypowiadających się tutaj, dla ich kompetencji i umiejętności przekazywania wiedzy).
Co do mojej kobyłki: pracuję z końmi dość sporo ( znaczy wiem, że nie istnieje takie pojęcie w przypadku koni- istot niezwykle różnorodnych i zaskakujących na każdym kroku ), ale przez dobrych 8 lat spędzałam z końmi więcej czasu w ciągu dnia, niż na pozostałych zajęciach. Dużo koni w życiu widziałam, z dużą ilością pracowałam, a że mam naturę filozoficzną lubie każdy przypadek konia dokłądnie przemyśleć , przeanalizować, zastanowić sie czemu zachował się tak a nie inaczej. Wydaje mi się( mówię wydaje, bo w przypadku koni niczego nie można być pewnym) , że moja kobyła jednak nie jest typem konia panikującego. W zeszłym roku pracowałam z czterema klaczami arabskimi. Ko0byłki były surowe, przywiezione kilka tygodni wcześniej z pastwiska, gdzie nikt nic z nimi nie robił, i od zawsze były razem. Ich panika , kiedy zostawały same bez koleżanek, jest poprostu nie do opisania. Miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczą ze swojej skóry. Praca z nimi nie miała w ogóle sensu i była dla nich niebezpieczna , kiedy nie było chociaż jednej towarzyszki. Dziewczyny były do tego stopnia od siebie uzależnione, że gdy traciły siebie z pola widzenia, były skłonne nawet za cenę własnego zdrowia czy nawet życia, próbować przedostać się do koleżanek. To był przykład konia panikującego, któremu wyłączało się jakiekolwiek myślenie, nawet instynkt samozachowawczy , gdy tracił koleżanki z oczu. Oczywiście w takim przypadku nie zauważały także człowieka( tak samo jak nie zauważały płotu, siatki cyz innych przeszkód). Natomiast w boksie , gdy obok były koleżanki, konie strasznie zwracały uwagę na mnie. Były bardzo czujne, i łatwo je nauczyłam podstawowych zasad jakie obowiązują podczas czyszczenia itd. Natomiast stać się dla tych klaczy przewodnikiem do tego stopnia aby zaufały i czuły się bezpiecznie bez towarzystwa innych koni, było moim zdaniem przynajmniej w perspektywie najbliższych miesięcy a nawet lat nierealne. Udawało mi się oddalić z nimi w ręku na kilka metrów od stajni ( stosowałam właśnie metodę przesuwania granicy w której czują się bezpiecznie , najpierw było to jedynie wystawienie przednich nóg z boksu). Moja praca zakończyła się dość nieciekawie dla mnie ( jedna klacz w przypływie paniki odskoczyła na mnie i przewróciła mnie łamiąc mi rękę).
W przypadku mojej kobyły,sprawa wygląda jednak inaczej. Ona nie jest az w takiej panice, oczywiście denerwuje się, jest spięta, rży, dyszy itd, ale potrafi jednak po pewnym czasie się uspokoić ( np pod siodłem), chociaż nie zawsze. Jest koniem bardzo inteligentnym, nigdy nie zrobi sobie w takiej sytuacji krzywdy, nie próbuje taranować ogrodzenia, czy nawet przez nie skakać. I właśnie to ją różni od tamtych klaczy arabskich- one w przypadku oddalenia się od stada, zachowywały się jakby ich mózg przestawał w tym momencie pracować , i przerzucał się na opcje : zrób wszystki, żeby wrócić do stada". Natomiast moja kobyła, w takiej sytacji wykazuje się nadal sporym sprytem, mam wrażenie , że obmyśla różnie strategie , co zrobić, żeby odczepić to coś co wisie po drugiej stronie linki. Jest wobec mnie agresywna, ale wszystko robi w bardzo przemyślany sposób. Kwestia szacunku wobec mnie nawet keidy w pobliżu są inne konie, też nie jest zadawalająca. Moim zdaniem kobyła ma bardzo dominujący charakter, i nie tak łatwo ustępuje. Tak myśląc sobie i analizując wszystko doszłam do takiego wniosku: kobyłka nie zaznała w życiu od człowieka zbyt dużo dobrego, tak jak pisałam wcześniej była bardzo szybko i nie wiem jakimi metodami ( ale raczej niezbyt łagodnymi) zajeżdżona, potem jazda nie kojarzyła jej się z niczym przyjemnym ( często była zabierana na rajdy, obcierana od siodła, szarpana przez niedoświadczonych jeźdźców)- więc mówiąc krótko , człowiek i wszystko co z nim związane , nie kojarzy jej się najlepiej. Takie przeżycia, w zależności na jaki koński materiał trafią, mogą moim zdaniem wytworzyć kilka róznych końskich schematów zachowania. Jeśli trafiłoby to na konia, podporządkowującego się w stadzie, strachliwego, ze słabą osobowością, moim zdaniem powstałby koń, na widok człowieka wpadający w panikę i histerię. Trafiło jednak na konia, który jest dość silną osobowością, dominującego w stadzie, nie poddającego się łatwo , inteligentnego . Kobyła nauczyła się jak sobie radzić z człowiekiem, a że w początkowym okresie swojego bycia z człowiekiem, trafiała na różnych ludzi, często niedoświadczonych w temacie końskim, potrafiła radzić sobie właśnie przez taką dominację. Dotyczy to zarówno jazdy (buntowanie się na jeździe kiedy ona stwierdza, że już starczy, że już jej się nie chce, lub gdy jeździec jest dla niej nieprzyjemny, am ciężką rękę itd) jak i obsługi. Pewne rzeczy udało mi się już wyeliminować, ale pozostałe o których już pisałam wcześniej - niestety nie. Możecie uznać , że jestem brutalna, ale ostatnio będąc już bezradna, na próby przejścia po mnie po otwarciu boksu, kiedy inne sposoby ( głos, próby cofania jej ) nie pomogły, użyłam brutalnej metody. Otworzyłam boks, mając bat ujeżdżeniowy schowany za plecami, gdy spróbowała po mnie przejść, dostała strzała- cofnęła się bardzo zdziwiona pod ścianę, ja weszłam do boksu, podeszłam do niej, poklepałam ją, i wyprowadziłam z boksu, dostała nagrodę. Wprowadziłam ją znowu do boksu. Po kilku minutach otworzyłam boks, i o dziwo koń stał w pewnej odległości od drzwi i nie próbowała po mnie przejść. Potem przy czyszczeniu, była bardziej skupiona na mnie, i bardziej posłuszna. Do zastosowania takiej brutalniejszej metody skłonił mnie fakt, że kobyła nie może stwarzać zagrożenia dla ludzi, którzy ją wypuszczają na padok itd. Teraz już sama nie wiem, co o tym koniu myśleć. Czy używać dalej bardziej stanowczych metod, skoro skutkują. Ten koń jest dla mnie zagadka, jest strasznie trudna, wpływ na to wszystko ma też fakt, że to traken ( czyli z opini wielu ludzi, koń trudny, uparty, ale jednocześnie inteligentny). Wszystkie wasze porady analizuje i zastanawiam się co robić dalej. Nie wiem czy próby zabaw metodami naturalnymi będą w tym przypadku skuteczne. Parreliego nie znam , nie wiem nic na ten temat, więc się nie wypowiadam, chociaż poczytałam ostatnio o 7 zabawach i uważam, że wiele z nich każdy jeździec stosuje w swojej codziennej pracy ( ustępowanie od nacisku, cofanie ). Natomiast metody Monty'ego znam, czytałam z zapartym tchem wszystkie jego książki i to po kilka razy. Jednak uważam, że połączenia , komuś niedoświadczonemu, najłatwiej uzyskać z koniem surowym, nie mającym wiele do czynienia z człowiekiem. Teraz mam trochę mętlik w głowie, i muszę jeszcze raz wszystko przeczytać, przeanalizować. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
pati12318 Natomiast metody Monty'ego znam, czytałam z zapartym tchem wszystkie jego książki i to po kilka razy. Jednak uważam, że połączenia , komuś niedoświadczonemu, najłatwiej uzyskać z koniem surowym, nie mającym wiele do czynienia z człowiekiem.
pati12318 Natomiast metody Monty'ego znam, czytałam z zapartym tchem wszystkie jego książki i to po kilka razy. Jednak uważam, że połączenia , komuś niedoświadczonemu, najłatwiej uzyskać z koniem surowym, nie mającym wiele do czynienia z człowiekiem.
Magda GulinaDagmara Matuszak OK, ale nie mieszajmy dwóch rzeczy - co innego koń, który sprawdza swoją "ruchomość pionową" (czyli, o ile szczebelków wyżej w hierarchii może się wspiąć), a co innego koń, dla którego odejście od stada stanowi traumatyczne wręcz przeżycie.Czy jestes w stanie ocenić to na odległość ?
Magda GulinaDagmara Matuszak OK, ale nie mieszajmy dwóch rzeczy - co innego koń, który sprawdza swoją "ruchomość pionową" (czyli, o ile szczebelków wyżej w hierarchii może się wspiąć), a co innego koń, dla którego odejście od stada stanowi traumatyczne wręcz przeżycie.Czy jestes w stanie ocenić to na odległość ?
Julie Ale w Trójmieście nie znam nikogo, kto mógłby mi pomóc.Trochę parellistów w trójmiejskich okolicach jest. I wiem, że szykują sobie nieformalne spotkanie w najbliższym czasie, z filmikami, pogaduchami. Na forum parellowym jest więcej informacji.
Cytat:Obserwować zachowanie (uszy, mimikę "twarzy") konia.Z mojego punktu widzenia oglądanie konia (najpierw "na sucho", tylko oglądanie, notowanie sobie w głowie szczegółów, niewchodzenie w interakcję) zaprocentuje, jak człowiek zacznie zajmować się stopniowym rozciąganiem strefy poczucia bezpieczeństwa konia. Łatwiej będzie wychwytywać drobniejsze zmiany w koniu i wcześniej reagować, gasząc iskierki, nie wielki pożar. Drobne zmiany - czyli na przykład to, że koń przestaje mrugać albo podnosi głowę o 5 centymetrów.
OK. Widzimy - klacz w towarzystwie jest spokojna, bez innych koni wpada w histerię.
Co dalej?
Julie Ale w Trójmieście nie znam nikogo, kto mógłby mi pomóc.Trochę parellistów w trójmiejskich okolicach jest. I wiem, że szykują sobie nieformalne spotkanie w najbliższym czasie, z filmikami, pogaduchami. Na forum parellowym jest więcej informacji.
Cytat:Obserwować zachowanie (uszy, mimikę "twarzy") konia.Z mojego punktu widzenia oglądanie konia (najpierw "na sucho", tylko oglądanie, notowanie sobie w głowie szczegółów, niewchodzenie w interakcję) zaprocentuje, jak człowiek zacznie zajmować się stopniowym rozciąganiem strefy poczucia bezpieczeństwa konia. Łatwiej będzie wychwytywać drobniejsze zmiany w koniu i wcześniej reagować, gasząc iskierki, nie wielki pożar. Drobne zmiany - czyli na przykład to, że koń przestaje mrugać albo podnosi głowę o 5 centymetrów.
OK. Widzimy - klacz w towarzystwie jest spokojna, bez innych koni wpada w histerię.
Co dalej?
Z ostatniej chwili :wink:
Mój przyjaciel próbował wyprowadzić konie na wybieg ( bez kantarów) , za pomocą przekupstwa, czyli suchego chleba.
Ja dawałam mu godzinę , aż podda się :lol:
I dokładnie tyle to trwało.
Rzecz w tym, że kuc jest nieprzekupny.
O ile Kuba da się skłonić do wyjścia za smakołyk, to Weksel mówi twarde NIE .
Człowiek, który pomaga mi przy koniach od kilku miesięcy niestety stosuje próby smakołykowe :?
W rezultacie Kuba zrobił się żebrakiem , zaglądającym każdemu do kieszeni.
Weksel natomiast pozostał nieprzekupny i nieufny, ponieważ jeśli ja daję mu jedzenie z ręki, to oznacza przeważnie ukryte w środku niedobre lekarstwo
Dagmara Matuszak zresztą szczerze mówiąc ta gadka o dominacji mi trochę bokiem wyłazi. za czarno-białe to wszystko.
Dagmara Matuszak zresztą szczerze mówiąc ta gadka o dominacji mi trochę bokiem wyłazi. za czarno-białe to wszystko.