Problemy z koniem [klei się do stada, lekceważy człowieka]
Problemy z koniem [klei się do stada, lekceważy człowieka]
Chciałam poprosić was drodzy forumowicze o radę, gdyż zaczyna mi brakować pomysłów jak poradzić sobie z moją kobyłką.
Postaram się opisać wszystko dokładnie więc ostrzegam będzie długo .
A więc : klacz ma 10 lat. Do 7 roku życia stała sobie w jednokonnej , przydomowej stajni, chodziła na pastwisko i nic od niej nie wymagano. Potem została przeniesiona do innej stajni, gdzie pierwszy raz zobaczyła konie ( dotychczas widziała jako źrebak tylko swoją mamę). Tam po pewnym czasie została zajeżdżona, ale bardzo " na szybko" Nie miała zbyt dobrych doświadczeń z jazdą, jeżdżono na niej raz na jakiś czas głównie na kilkugodzinne tereny ( często po takich " rajdach " miała różne obtarcia i odparzenia od siodła). Chodziła bardzo rzadko. Dwa lata temu zaczęłam z nią pracować, początkowo było bardzo ciężko , dziewczyna nie rozumiała żadnych sygnałów, i trudno jej się dziwić, Początkowo jeździłyśmy tylko w tereny, starałam się żeby szła do przodku ( kobyła strasznie rzucała głową do tego stopnia , że kilka razy dostałam porządnie w nos), więc póki co chodziło tylko o to, żeby zaakceptowała kontakt. Po miesiącu można było zaobserwować duża poprawę, kobyłka reagowała na łydki, na dosiad i w powiedzmy zawalającym stopniu zaakceptowała kontakt ( bardzo delikatny). Potem przez kolejne dwa miesiące pracowałam z nią ja i moja doświadczona koleżanka ( można powiedzieć , że to był okres największego progresu ). kobyłka zaczęła chodzić na ujeżdżalni, na kontakcie , zaczęła się rozluźniać, wyginać, skakać małe przeszkody, przechodzić drągi. Ale nadal pozostał problem , że dziewczyna w pewnym momencie jazdy potrafi stwierdzić , że ona już nie pracuje, wtedy zaczynała strasznie rzucać głową, brykać, usiłować przyciskać jeźdźca do barierki). Potem przez około roku , klacz praktycznie chodziła, dwa razy w tygodniu, czasami przez miesiąc czy dwa wcale. Chodziła na padok i tyle . Na początku grudnia przeniosłam klacz do miasta w którym studiuje i nareszcie mogłam się porządnie wziąć za pracę. Ale niestety pojawiło się kilka problemów , z którymi nie wiem jak sobie poradzić.
Od początku:
Podstawowym problemem jest wielka miłość kobyłki do innych koni. Ona nie potrafi funkcjonować sama, szczególnie kiedy się grzeje. Zabranie jej z padoku jest problemem, klacz się zapiera, nie chce ruszyć. Próbuję wtedy takiej metody, że kiedy ona się zatrzymuje i nie chce ruszyć , to zaczynam ją cofać, aż do momentu kiedy ruch do przodu jest dla niej nagrodą. Jakoś w ten sposób jestem w stanie zaprowadzić ja do stajni. Ale wtedy pojawia się kolejny problem: przy czyszczeniu siodłaniu, klacz ma mnie totalnie w dup** , cały czas rży, kręci się próbuje mnie podeptać, totalnie nie zwraca na mnie uwagi, kiedy otworze jej boks, próbuje po mnie przejść. Jestem dla niej totalnie nie istotna- najważniejsze są inne konie. Jeżeli inne konie są w stajni, ona zachowuje się troche lepiej, jednak nadal nie szanuje mnie w najmniejszym stopniu. To samo jest na jeździe, jeśli na ujeżdżalni jest inny koń- super, kobyła jest chętna do pracy, robi duże postępy, słucha mnie i moich poleceń, jednak jeśli koń sobie pójdzie- koniec jazdy. Kobyła zaczyna cudować, stawać dęba, brykać, przyciskać mnie do ogrodzenia, rzucać głową jak szalona. To samo dzieje się kiedy wychodzimy na jazdę same, a inne konie zostają w stajni. Moja taktyka polegała na ty, że nie zwracałam na jej zachowanie uwagi, ona sie cofała i stawała dęba ja cały czas przykładałam łydkę i starałam się ją wypchnąć do przodu, ona robi chody boczne w kierunku stajni, ja staram się bez nerwów spychać ją drugą stronę. Czasami się udaje , kobyłka przestaje cudować, jednak jazda wtedy to nie jest to samo co gdy na ujeżdżalni jest inny koń. Dziewczyna jest dużo bardziej sztywna, denerwuje się- jazda wtedy nie jest przyjemna dla nas obu. Rozumiem , że klacz przez długi okres czasu była sama bez koni, i dlatego teraz jest tak stadna, dlatego staram się, że kiedy biorę ją z padoku w boskie czekały na nią jakieś przysmaki, żeby kojarzyła powrót do stajni z czymś przyjemnym. Jednak moim zdaniem sedno sprawy leży w tym , że ona mnie totalnie nie szanuje. Nie uważa mnie za kogoś , kto może mieć wobec niej jakiekolwiek wymagania. Jest bardzo uparta, kiedy postanowi sobie, że gdzieś nie wchodzi, to nie wchodzi. Tak właśnie jest z myjką wewnątrz stajni. Klacz porostu postanowiła , że tam nie wejdzie i koniec. Jeżdżę konno 12 lat, pracowałam z duża ilością koni, i potrafię rozpoznać kiedy koń, nie chce gdzieś wejść bo się boi, a kiedy porostu nie i już W przypadku mojej kobyłki jest to właśnie nie i już. Próbowałam różnych sposobów, przekupstwa, lekkiego napierania( popychania zadu, cmokania, nawet pukania delikatnie batem ), ale na jakakolwiek formę wymuszenia, ona reaguje cofnięciem się o kilka kroków i wtedy tam jest punkt z którego już się nie ruszy. Widać po niej, że jeśli ja po różnych próbach zachęcenia jej, to na jabłko to na cukier , zaczynam w końcu próbować nakłonić ją bardziej stanowcza, cmokając , popychając jej zad ona bardzo jednoznacznie i z dużą złością pokazuje mi " o nie nie moja droga tak to się nie będziemy bawić" i wtedy cofa się i już nie ma mowy , żeby nawet doszła do tego momentu w którym była poprzednio. To napewno nie jest strach. Kilka razy próbowałąm się z nią bawić z ziemi, przesuwać ją od nacisku, czy cofać , żeby zwróciła na mnie uwagę. Np prowadząc ją na uwiązie, za każdy razem , gdy próbowała mnie wyprzedzić cofałam ją . Jednak te zabawy nie wnoszą wiele, o poza tym są trudne w realizacji, gdyż kobyłka w ogóle nie skupia się na mnie, więc ciężko od niej wyegzekwować wykonanie polecenia. Nie jestem specem od końskiej psychologii ( studiuje za to ludzką ), ale jestem prawie pewna , że problem tkwi w tym, że kobyła uważa się za wyżej postawioną w hierarchii ode mnie. Tylko co z tym zrobić? Macie jakieś pomysły, jakieś ćwiczenia, zabawy, nie wiem podobne doświadczenia, podobne problemy? Każda rada będzie dla mnie cenna gdyż naprawdę jestem już bezradna.A i jeszcze dodam jak pracujemy. Staram się nie wymagać od kobyły zbyt dużo , na każdej jeździe skupiamy się na kilku elementach. Nasza praca póki co jest raczej podstawowa, czyli ruch z impulsem do przodu, nie wpadanie do środka, wygięcia na woltach i w zakrętach. Jeżeli kobyłka wykona jakiś element dobrze, od razu jest chwila przerwy luźna wodza,poklepanie, czy smakołyk. Czasami nawet kończę jazdę po 10 minutach pracy ( oczywiście nie wliczając rozstępowania i rozgrzewki ) , kiedy jest naprawdę dobrze. CZasami kiedy jest inny koń , czuje po niej , że dziewczyna chce współpracować, stara się i cieszy kiedy jej coś wyjdzie.
Ja może będę nudna, ale proponuję 7 zabaw z programu Parellich. Ja mam dominującego konika i taki system rozmów wychowawczych bardzo się sprawdził w naszym przypadku. Na dodatek koń miał podobną przypadłość 'stadną' jak twoja klaczka. Jeszcze 4 miesiące temu nie dało się z nim pracować jak był sam na ujeżdżalni (w ogóle nie mógł zostawać sam nawet nawet na minutę, bo wychodził ze skóry), a teraz nie ma z tym najmniejszego problemu. Trochę była to praca na zasadzie wydłużania czasu kiedy jest sam ze mną, od 30 sekund do godziny i dłużej, ale zabawy bardzo pomogły koniowi skupić się na mnie i zacząć ze mną współpracować.
Pocieszę Cię: ja też miałam problemy, niby podobne, ale każdy koń jest inny więc...
Poradzono mi to o czym Arabiatta wspomniała. Dokładnie to samo, Parelli, SNH. Zabawy, ćwiczenia, cierpliwość, codziennie nieco dłużej. Z Frajdą czekałam na pokonanie wody około roku- ciągle pracując, niemal dzień w dzień. Przechodzi po plandekach, workach itp.w ręku i pod siodłem, ale pierwsze przejawy zaufania do mnie pojawiły się po pół roku codziennej pracy z ziemi. Były właściciel, który miał ją 4 lata wprowadzał ją do koniowozu ze 2h, po ćwiczeniach SNH wchodzimy tylko z lekkim westchnieniem " Znowu jedziemy?" a znamy się lekko ponad 2 lata. Mam jeszcze problemy na ujeżdżalni takie jak Ty (F.na jeździe, a reszta koni w stajni), ale przedłużam codziennie zajęcia, zawsze kończę tym co potrafi i dostaje na koniec nagrodę za dobrze wykonane ćwiczenie. I widzę, że się ciągle spieszy- ćwiczenia chce wykonać jak najlepiej i jak najszybciej (szybko nie znaczy zawsze dobrze :? ), ale to chwilowo, bo nasz plac do jazdy jest dość daleko od stajni, a konie ze względu na mróz i grudę mało czasu są gdzieś na horyzoncie. Mój drugi koń ma wszystko gdzieś i można z nim spokojnie jechać, za to mamy inne problemy (do rozwiązania :wink: ).
Dopiszę jeszcze, ze problem pojawia się wraz ze świadomością, mojej kobyłki, ze w stajni jest ciepło i konie maja co jeść. Tak podejrzewam. Jak jest inna pora roku, to powiem, że mam problem w drugą stronę- ciągnie od stajni ( nie wiem czy to często się zdarza). Problem instynktu stajennego pojawia się u nas właśnie o tej porze roku :|
Zdecydowanie z tego co piszesz problem jest z dominacją. I na pewno wszelkie metody naturalne-dobrze pojęte-daja odpowiedź jak ten problem rozwiązać. Ja bym poradziła-poczytaj! Poszukaj pomocy osoby która to potrafi zrobić! Jeżeli problem narasta to może to byc kwestia jakiegoś błedu jaki popełniasz-albo po prostu kon źle znosi nieregularna pracę. I jeszcze jedno-co się dzieje z koniem jak ciebie nie ma w stajni? Kto ją chociażby wyprowadza/przyprowadza? Może ta osoba robi to źle?
Ja sam stsosuję w pracy z ziemi metodę Monty Robertsa ale zdaje się że jest ona trudniejsz dla osoby niedoswiadczonej w naturalu niż np PNH. Zresztą sam Parelli o tym pisze że pracę bez uwiązu zostawia na później bo sprawia ona ludziom duże kłopoty. Łatwiej jest na linie.
Generalnie ja bym tak okresliła sens stosowania metod naturalnych(oczywiście nie jedyny ale najbardziej podstawowy):dają one odpowiedź jak ustalić z koniem hierarchię bez uciekania się do przemocy, brutalności a posługując sie zrozumiałaym dla konia językiem ciała. Najłatwiej by ci było gdybyś-po poczytaniu sobie książek-kto to już robi i będzie ci wstanie pokazać jak to działa.
Dużo można się nauczyć z filmów instruktażowych - najpierw poczytać, żeby nie oglądać tego zupełnie na zielono, potem obejrzeć, a następnie popróbować. Te filmy są tworzone z myślą o 'domowym' trybie uczenia się.
Pracuj z nią koniecznie bez towarzystwa innych koni - to jeździec ma zastąpić koniowi stado na czas treningu . Mogłoby też pomóc zostawianie konia na jakiś czas samego w stajni , najlepiej aby w tym czasie dawać mu jeść .W przypadku pojawienia się w treningu jakichś trudności dobrze jest "cofnąć się" do wcześniejszych etapów, czy wręcz do samych początków ujeżdżania / praca z ziemi / na kilka lekcji.
Też studiuję psychologię
I mam konia, który gdy był młody spędzał dużo czasu w ciemnym boksie ze ścianami tak wysokimi, że nie widział innych koni i panicznie reaguje teraz na samotność. Ale udało mi się osiągnąć taki autorytet czy sympatie konia, że równie chętnie zostaje ze mną, jak z innymi końmi i mogę z nią iść gdzieś i nie będzie się kleić i uciekac do koni. Choć wciąż nie lubi, jak inne konie wychodzą, a ona zostaje i nawet jak ja jestem to ona jest pobudzona - a jak odejde od boksu to jest wariactwo.
Wiem, że z takim koniem praca to niełatwa sprawa. I często frustrująca. Pamiętam wręcz godziny swojej rozpaczy, złości i poczucia, że nigdy nie uda mi się zachęcić mojego konia do współpracy. Udało mi się coś osiągnąć dopiero w momencie gdy najmniej robiłam - jak ćwiczyłam się w samokontroli, w opanowaniu i w tym by czas z koniem spędzac miło, a nie na pracy. Chodziłam do niej na wybieg i siedziałam z nią, bez brania jej do stajni, spacerowałam po wybiegu, ale bez podchodzenia do konia itp. Potem próbowałam pracowac z ziemii i klikerem(może o tym pomyśl? W każdym razie warunkowanie na studiach miałaś na pewno - możesz tę wiedze wykorzystać jakoś polecam książkę dr Millera "Sekrety końskiego umysłu" tam jest dużo o tym, jak wykorzystać warunkowanie, nawet jak nie wprost).
Wracając do mojego zwierza - o dziwo, gdy przestałam skupiac sie na pracy i wymaganiu, a poświęciłam czas relaksacji i zabawie, koń nagle polubił moje towarzystwo na tyle, że nie szaleje jak nie ma innych koni i jest grzeczna i chętnie sie słucha. Owszem miewa swoje humorki, ale ogólnie jest zupełnie innym koniem - chętnym do 'rozmów' i w ogóle sympatycznym kompanem do spacerów czy nauki
Najważniejsze i najtrudniejsze jest rozluźnienie siebie - bez tego ani rusz z takim koniem, bo tylko będziemy się frustrować i koń też.
Spróbuj też poczytac coś z psychologii koni, właśnie dr Millera, a także książkę "Wstęp do psychologii koni".
Powodzenia
A ja inaczej! :-)
Czy miałabyś możliwość poproszenia kogoś z drugim, spokojnym koniem, żeby przez jakiś czas Ci asystował?
Idealnie by było, żeby to był jakiś sąsiad ze stajni lub kolega z padoku, z którym Twoja dziewczynka się zna i lubi.
Jeśli nie, to jakikolwiek spokojny i posłuszny koń, który przez jakiś czas posłuży za wzorzec dla niej. Nawet za każdym razem inny koń, byle koń.
Ja bym zaczęła od pracy nad posłuszeństwem w towarzystwie.
A pracę nad oddzielaniem zaczęłabym dopiero, gdy będzie super z asysytą.
Moim zdaniem trudno jest pracować nad koniem przy pomocy 7 zabaw jeśli się nigdy wcześniej tego nie robiło.
Ja np. pracuję z końmi od ?-nastu lat i nawt nie próbowałam 7 zabaw, bo nie chcę się brać za coś co znam wyłącznie z teorii. Zapewne stosuję nieświadomie elementy 7 zabaw tylko inaczej, klasycznie nazwane, jestem konia w stanie nauczyć ustępowania od nacisku, podążania i cofania, ale nie dokładnie według kolejności PNH.
Na mój zdrowy, chłopski, klasyczny rozum lepiej dogadać się z nią w pełni w momencie gdy czuje się bezpiecznie (z innym koniem/końmi) a potem stopniowo oddalać towarzystwo.
Stres związany z oddzieleniem i wymaganie posłuszeństwa to jak dla mnie za dużo na raz.
Czy ona za wszelką cenę musi być sama?
Witaj pati na tym forum :-) Cieszę się, że skorzystałaś z zaproszenia. Jak już Ci pisałam z moim koniem było bardzo, bardzo, bardzo podobnie. Bez towarzystwa innych koni był bardzo zdenerwowany, spięty, zadzierał wysoko głowę, nie mógł ustać w miejscu, był tak spanikowany, że nie zwracał na mnie zupełnie uwagi. Według mnie to nie tyle kwestia dominacji, co własnie tego, że sytuacja była dla konia tak nie komfortowa, że wpadał w panikę. Moje towarzystwo nie wystarczało. Na początku próbowałam rozwiązać problem standardowo, czyli myśląc ludzkimi kategoriami. Jeździłam sama, lub tylko lonżowałam, jak tak wariował, że się wsiąść nie dało, trzymałam go na padoku oddalonym od stajni i pracowałam aż się uspokoił (mi się wydawało, że się uspokaja a on tylko się męczył). Problem się nie rozwiązywał. Zawsze zaczynało się do wariowania a kończyło na zmęczeniu i rezygnacji konia. Może i osiągałam cel, bo dawało się całkiem nieźle pracować, ale koń już nie wkłądał w to serca, miał mi za złe, traciłam jego zaufanie i przywiązanie. Jak tylko zdejmowałam ogłowie odwracał się z miną "nie chcę cię więcej widzieć". Stwierdziłąm w końcu, że takie wrzucanie konia na siłę do sytuacji, której się panicznie boi (do dziś pamięta, że na tym padoku było mu źle i jest tam bardzo czujny) i czekanie aż się sam oswoi nic zupełnie nie daje a wręcz pogarsza naszą sytuacje. Wtedy już coś tam wiedziałam o SNH, miałam płytki dvd, były z naszymi napisami, na PNH jeszcze byłam obrażona (heh)... zaczęłam robić coś, czego potem bym się w PNH dowiedziała i pewnie ulepszyła. Zaczęłam stopniować wymagania względem przebywania dalej od koni. Nasza stajnia jest dość duża, na ponad 20 koni i jest podzielona na części pooddzielane drzwiami. Wtedy w stajni było 5 koni razem z moim i stały w jednej takiej części. Do niej szło się przez część ze stanowiskami, gdzie leżało sianko i słoma, było wejście do siodlarni, wyjście na padok, na "parking". Dla Cejlona opuszczenie części boksowej tylko ze mna już było wyzwaniem, więc zaczęłam od tego. Wystawiałam go na mnijeszy stres powoli przesuwając granicę. Nauczyułam się zabaw z ziemi, żeby umieć zająć jego myśli i nogi w czasie, gdy umsył z nerwów gdzieś już zaczynał odlatywać. Samo głaskanie nic nie daje. Koń potrzebuje przywódcy na którym się oprze, który ma plan, wie co robi. Tu teoria koniobowości z PNH jest bardzo, bardzo pomocna i cała teoria lewej i prawej półkuli. W PNH jest dość dużo o tym, jak sprowadzać konia z prawej półkuli (czyli ze stanu paniki) do lewej (do stanu rozluźnienia, wygody, bezpieczeństwa, współpracy). Gdy koń panikuje to nie dość, że nie jest w stanie myśleć, to nie może się też uczyć i nie słyszy nas, nie widzi, nie zwraca uwagi, nie jest w stanie zupełnie się skoncentrować i albo zamyka sie w środku i chowa przed światem albo wybucha. Do konia w takim stanie trzeb mówić bardzo zdecydowanie, głośno, energicznie i być opanowanym bardziej od niego. Umiejętność sterowania koniem z ziemi (to, ze wiesz, jak przestawić mu zad, by krzyżował nogi i wyłączał silnik, cofał, szedł po kole, zmieniał kierunek, robił chody boczne, czyli 7 gier) daje mozliwość mówienia do takiego konia i stosowania strategii, której przywrócą go do świata.
Tak więc zaczęłam stopniowo odprowadzać konia od koni, najpierw do czyszczenia, potem chodziłąm w ręku wokół stajni, i coraz dalej, dalej... już mogłam bawić sie na małym placyku pod stajnią... aż w końcu pojechałam w teren na kantarku a w drodze powrotnej galopowałam sobie w strone stajni w dokładnie takim tempie, o jakie poprosiłam. Bardzo często jak zabierałam konia od stajni na lince to np. tylko po to, by go gdzieś popaść. Wyborażałam sobie tak mysli konia: o, ide z nią, bo ona wie gdzie są fajne pastwiska. Zwykle po dłuższej przerwie w pracy kłopoty powracają, nie umiem jeszcze aż tak dobrze zbudować naszej relacji by była constans i generalnie Cejlon jest niezwykle wrażliwym koniem. Dlatego po przerwie zawsze pierwsze sesje są tam, gdzie Cejlon czuje się dobrze, czyli blisko stajni i innych koni. Przypominamy sobie wtedy poprzez zabawy kto jest kto i uczymy się nowych rzeczy a potem idziemy dalej od stada i stajni i sprawdzamy co nam to dało. Bywają momenty, gdy współpraca udaje się tak dobrze, że wracam z odległoego końca pastwiska z koniem maszerującym obok mnie (bez linki) do stajni i choć jej drzwi są otwarte, koń zostaje ze mną i zatrzyma się, gdy ja się zatrzymam. Są też dni, gdy tylko po spuszczeniu z linki startuje z miejsca jak torpeda i grzeje do koni. A innym razem pracuje z nim przy koniach na pastwisku i też łazi przy nodze i konie go nie interesują. To tak chwilowo tyle :-)
Dziękuję bardzo za rady. Z każdej wypowiedzi mogę wyciągnąć naprawdę dużo ( jestem bardzo mile zaskoczona tym forum). Skorzystam z waszych rad i postaram się najpierw poszerzyć swoją wiedzę na temat psychiki końskiej. Napewno przeczytam polecone przez was książki. A gdzie można kupić takie filmy instruktażowe przedstawiające pracę z koniem wg metody Parreliego?
A co do pytania czy ona koniecznie musi być sama , to sprawa wygląda tak, że w naszej stajni jest 5 koni, więc ciężko trafić zawsze tak, żeby akurat ktoś też jeździł. A poza tym uważam, że koń powinien umieć funkcjonować bez innych koni, bo takie uzależnienie pracy z nim od tego czy akurat na ujeżdżalni będzie inny koń, jest trochę uciążliwe. A co z sytuacją kiedy będę chciała pojechać na zawody? Albo w teren?
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie porady .
Pati, daj znać, czy PW doszła, bo coś u mnie nie tak :?:
pati12318 A co do pytania czy ona koniecznie musi być sama , to sprawa wygląda tak, że w naszej stajni jest 5 koni, więc ciężko trafić zawsze tak, żeby akurat ktoś też jeździł. A poza tym uważam, że koń powinien umieć funkcjonować bez innych koni, bo takie uzależnienie pracy z nim od tego czy akurat na ujeżdżalni będzie inny koń, jest trochę uciążliwe. A co z sytuacją kiedy będę chciała pojechać na zawody? Albo w teren?
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie porady .
pati12318 A co do pytania czy ona koniecznie musi być sama , to sprawa wygląda tak, że w naszej stajni jest 5 koni, więc ciężko trafić zawsze tak, żeby akurat ktoś też jeździł. A poza tym uważam, że koń powinien umieć funkcjonować bez innych koni, bo takie uzależnienie pracy z nim od tego czy akurat na ujeżdżalni będzie inny koń, jest trochę uciążliwe. A co z sytuacją kiedy będę chciała pojechać na zawody? Albo w teren?
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie porady .
pati12318, pogoda teraz nie bardzo sprzyja, ale jest coś, co można zacząć robić w każdym momencie i nie zbrojąc się w jakieś wyrafinowane narzędzia i zanim wgryziesz się głębiej w tę czy inną metodę. Mam na myśli spędzanie z koniem czasu, kiedy nie stawiasz mu żadnych wymagań. Wydzielenia takich momentów, kiedy tylko jesteś obok - nie po to, żeby uczyć, wymagać, oceniać. Trudno teraz usiąść na wybiegu i sobie z koniem "być", ale może w stajni, w grubej kurtce? Może boks otworzyć, uwiązem drogę zawiązać, usiąść na kostce słomy i porobić nic? Kwadrans, pół godziny... Nie inicjować kontaktu, nie zaczepiać konia, nie wyciągać ręki. Jak zechce podejść, dotknąć, ok, chodzi o inicjatywę konia.
Jak jest jakiś niewielki wybieg, roundpen, hala, cokolwiek bezpiecznego i nieolbrzymiego, można też zrobić sobie sesję oglądania konia "na świeżo". Wpuścić tam konia samego, rozebrać. I patrzeć, czytać. Co mówi mowa ciała w-tym-momencie. Czy uszy są aktywne? ruszają się szybko czy wolno? czy koń mruga? jak wysoko ma głowę? mięśnie luźne czy napięte? jak jego interakcja z otoczeniem? gdzie się ustawia w stosunku do człowieka? blisko? daleko? przodem? ogląda przedmioty? jak się do nich zbliża? czy uspakaja się czy nakręca? po jakich "wzorach" chodzi? gdzie wyluzowuje? itd. itd. Tu nie ma żadnych reguł, to tylko takie przewietrzenie sobie oglądu, poćwiczenie oka.
Dzisiaj będąc w stajni z racji bardzo zimowej temperatury miałam więcej czasu i posiedziałam z kobyłką w boksie. Najpierw starałam się nawiązać z nią przyjacielskie stosunki.Pozwalała mi się głaskac po całym ciele i o dziwo była mną zainteresowana ( inne konie był w stajni ), ale w momencie kiedy chciałam ją pogłaskać po głowie pojawiło się dziwne zachowanie ( wcześniej też zadzrzyło się już coś takiego kilka razy ) a mianowicie zadzierała głowę wysoko i nie dała mi sie za nic po niej pogłaskać. Potem zaczęła mnie wręcz odpychać i próbować podszczypać- przy czym nadal mogłam ją głaskać wszędzie indziej. Usiadłam więc pod ścianą boksu i czekałam co zrobi. Najpierw nie zwracała na mnie większej uwagi, jadła słome , kręciła się. Po pewnym czasie podeszła do mnie i zaczęła mnie obwąchiwać po głowie i próbowała podgryzac( ale delikatnie ), wtedy wstałam i zaczęłam znowu ją głaskać i o dziwo nie było już problemów z głaskaniem głowy, a wręcz sama ją pochylała i wyraźnie sprawiało jej to przyjemność. Nie wiem czy dobrze to rozumiem, ale mam takie wrażenie, że ona sama chce decydowac o tym kiedy będzie wchodziła ze mną w jakieś relacje. Gdy ja z własnej inicjatywy zaczęłam ja głaskać - była niezadowolona.
Cytat:Nie inicjować kontaktu, nie zaczepiać konia, nie wyciągać ręki. Jak zechce podejść, dotknąć, ok, chodzi o inicjatywę konia.
Konie, podobnie jak ludzie, mają strefę osobistą - w większości przypadków jest lepiej postępować tak, jak to zrobiłaś później, czyli nie włazić z butami :wink:, a poczekać na zaproszenie. Boks też jest takim prywatnym obszarem, o czym łatwo zapominamy i co większość koni nam wybacza (ale nie wszystkie).
Tak jak pisze Klara -
Cytat:Nie inicjować kontaktu, nie zaczepiać konia, nie wyciągać ręki. Jak zechce podejść, dotknąć, ok, chodzi o inicjatywę konia.