Ustawianie konia na pomoce
Ustawianie konia na pomoce
Cytat:'Najpierw poproś konia, bardzo delikatnie zamykając łydki, by ruszył naprzód, robiąc przejście ze stępa do kłusa. Gdy nie zareaguje, ukarz go poprzez ostre wysłanie naprzód. Nie przejmuj się jeśli koń ruszy galopem po zastosowaniu kary. Rzecz w tym, że musi ruszyć naprzód, nawet jeśli jego reakcja jest przesadna.
Zanim ukarzesz konia, najpierw zastanów się nad jego temperamentem. Mocno idącemu do przodu koniowi może wystarczyć parokrotne puknięcie palcatem lub silniejszy sygnał łydką (...) Jeśli twój koń należy do rodzaju, który wierzga po użyciu palcata, to lepiej w tym momencie zastosować kopnięcie. (...)'
Cytat:'Zdaję sobie sprawę, że kara może wydawać się dość surowa (...). Rzecz jednak w tym, że w rezultacie będziesz miała szczęśliwszego konia. Zarówno tobie jak i jemu będzi eprzyjemniej, jesli będziesz używała delikatniejszych sygnałów zamiast ściskania i pchania go przy każdym kroku'
Właśnie czytam sobie dla przypomnienia Jane SAvoie 'Wszechstronne szkolenie koni', rozdział o ustawianiu konia na pomoce.
Pisze ona o takim systemie:
Cytat:'Najpierw poproś konia, bardzo delikatnie zamykając łydki, by ruszył naprzód, robiąc przejście ze stępa do kłusa. Gdy nie zareaguje, ukarz go poprzez ostre wysłanie naprzód. Nie przejmuj się jeśli koń ruszy galopem po zastosowaniu kary. Rzecz w tym, że musi ruszyć naprzód, nawet jeśli jego reakcja jest przesadna.
Zanim ukarzesz konia, najpierw zastanów się nad jego temperamentem. Mocno idącemu do przodu koniowi może wystarczyć parokrotne puknięcie palcatem lub silniejszy sygnał łydką (...) Jeśli twój koń należy do rodzaju, który wierzga po użyciu palcata, to lepiej w tym momencie zastosować kopnięcie. (...)'
Cytat:'Zdaję sobie sprawę, że kara może wydawać się dość surowa (...). Rzecz jednak w tym, że w rezultacie będziesz miała szczęśliwszego konia. Zarówno tobie jak i jemu będzi eprzyjemniej, jesli będziesz używała delikatniejszych sygnałów zamiast ściskania i pchania go przy każdym kroku'
No tak, jak jeździłam czasem z "lepszymi" trenerami to oni mówili, ze bata się nie używa ani nie kopie, bo na pierwszej jeździe rozwiązuje się problem nieposłuszeństwa wobec łydki - jeśli koń nie reaguje na łydkę to jest palcat. I tak pare razy o koń potem już będzie zawsze na nią reagował.
Teraz o tym myślę i wydaje mi się to zmuszaniem konia - ale zdrugiej strony jak się tego nie zrobi, to powstanie koń nie regujący na łydke, którego jeździec bezustannie puka łydką lub palcatem.
Ja teraz jak siadam to tylko dotykam konia nogami - ale mój koń był kiedyś szkolony klasycznie...I w sumie zawsze reagowal na łydki wręcz nadmiernie - u nas problem był z tym by koń od łydki nie uciekał - teraz nie ucieka, reaguje normalnie. ale znam konie nie respektujące łydki - pół roku temu powiedziałabym - "bacik" pare razy i koń będzie potem chodził, ale teraz bym tak nie zrobiła.
Dermott, który był dla mnie jakimś autorytetem, nie jeździł z batem na młodych koniach - nigdy! Teorie, że na młodego konai trzeba mieć zawsze bata uwazal za głupote. Prędzej ostrogi, ale nie na każdego młodego. Ale jego konie nie reagowały tak super na łydki jak np konie Ciana O'connora, którego miałam okazję oglądać. Konie Dermotta w terenie nieraz sie ślimaczyły i nie reagowały na podpieranie łydką - reagowały prędzej na lekkie sygnały ostróg(oczywiscie nie wszytskie były jaies powolne, zalezało do koni). Niektóre konie chodzące z powodzeniem GP w terenie nie reagowały na łydki tak jak ja uważam, ze powinny - ale sporo chodziły parkury, to może ja czegoś tu nie rozumiem? A może taki dermott dużo wyższy inaczej na nich działał? Ale ja często na zawodach miałam wrażenie, ze one sie wloką - a potem nagle na parkurze przechodziły odmianę i skakały jak szatany - nie wiem o co w tym chodziło .... Ale u niego w ogóle nie było takiego ganiania konia czy wganiania w wędzidło(uważał, że choć koń ma iść energicznie to nie m asię pchac na wodze - ma do nich przyjść po latach treningu - w sumie racja, ale mam wątpliwości czy tak się działo w przypadku jego koni hehe) - nawet na lonży można by uznac, że konie sie troche snuja, ale tak naprawde mocno pracowały - nie wiem jak sie to miało do impulsu, który sobie zawsze wyobrażałam jako ekspresję, tzn one szły w sumie trochę jak takie maszyny od zadu na lonzy - może to akurat jest dobre, ale wciąż miałam wrażenie, ze np jak jadę na spacer i daję łydke to koń mnie z lekka olewa....
Nie wiem więc jak nauczyć respektu do łydek, jeśli koń ich nie respektuje - dla mnie ani ostrogi, ani bat nie są dobrym rozwiązaniem, ale tak naprawdę nie wiem czy znam inne - tzn w przypadku konia szkolonego od zera - czy moja wspaniała teoria pracowania tylko sugestią miała by rację bytu w pracy z koniem "zielonym"? Trochę ma wątpliwości...
Prędzej kliker - dajesz lekką łydke i czekasz na reakcję - ponieważ koń wie, że moze zarobić nagrody za różne rzeczy to będzie próbował - i tak uwarunkować chodzenie od lekkiej łydki. Ale co to oznacza, że bez klikera sie nie da nauczyć respektowania łydek inaczej jak batem i ostrogami?(oczywiście to brzmi tak okropnie a chodzi nawet o lekkie sygnały, lekkie kopnięcie raz i potem już nigdy nie, no ale wciąż jest to kopnięcie czy uderzenie...). Może najpierw trzeba z ziemi tyle pracowac by potem nie mieć tego problemu? By nie musieć stawać przed sytuacją kiedy koń opiera się sygnałom?
No wlasnie chyba praca z ziemi.. nawet jakby miała zająć 2 lata... I może cwiczenia wyzwalające enegrie u koni trochę leniwych(jak wspólne bieganie), lub ćwiczenia uspokajające dla koni bardziej nerwowych - wtedy może jak się wsiądzie to koń będzie miał podstawy tego jak sie zachwuje w stuacji pracy z człowiekiem - koń leniwy będzie uczony zawsze żywych reakcji, więc na łydke powinien wymyślec, że ma żwawo ruszyć...
Kurde potrzeba mi zielonego konia do pracy, zeby sobie rózne rzeczy sprawdzać XD
Z ziemi łatwo wypracować odchodzenie od nacisku, nawet bez klikera. Koń odsuwając się w bok uruchamia najpierw wewnętrzną zadnią - tę od strony sygnału naciskowego - jak to zainstalujemy, to i pod siodłem powinno działać i np. do ruszenia naprzód wystarczą lekkie sygnały naprzemienne - lewa/prawa łydka (w odstępie mikrosekund).
Moja młoda pokojarzyła fakty natychmiast - z tym, że ona należy do tych energicznych. (Bez klikera, wtedy jeszcze nie znałam tej metody.)
To odnośnie surowego konia, rozkręcanie opornego natomiast zaczęłabym chyba od zainstalowania komendy głosowej, też z ziemi, jeśli trzeba, a potem połączenia jej z łydką.
Czasem pomaga doraźnie "popedałowanie" łydkami jak na rowerze, tyle że w odwrotną stronę...
No i na pewno warto ustalić, czy opieszałość wierzchowca nie ma innych przyczyn.
"Na bata" niby można, i wielu ludzi tak robi, w tym również ci wielcy... ale mnie to też jakoś nie w smak. Wolę zainwestować więcej czasu, a żeby koniowi się źle nie kojarzyło.
ALe co jak sie ma jakiegoś takiego 'lenia"? Takiego konia o zrównowazonym temperamencie, takiego co ma trochę wszytsko gdzies i choć będzie z nami robił różne rzeczy to nie tak chętnie jak koń "zywiołowy" - to tak jak dziecko żywsze i spojkojniejsze. Czy taki bardzo spokojny koń będzie ustępować bez problemu od lekkiego nacisku?
Z jednej strony jeśli ma powody by nas lubic i prace z nami to tak, ale co jak za tym nie przepada? Czy kazdego konia można uczynić chętnym do pracy z znami? tzn ja uważam w sumie, że każdego tylko wciąż mam wątpliwości czy niektóre nie bedą bardziej leniuszkowate. Ale moze to nie musi przeszkadzać ustępowaniu od nacisku...
Myślę, że leniwe też się da umotywować. Przynajmniej większość. W każdym razie mając do czynienia z takim koniem skupiłabym się na uzyskaniu tej pozytywnej "elektryczności", zanim zaczęłabym z nim robić cokolwiek innego. Najlepiej naziemnie .
To jest tak jak piszesz - one mogą robić swoje spokojnie - byleby robiły . W ogóle to często jest nasza wina - koń już dawno zareagował, a my ciśniemy dalej. Precyzja i autokontrola - to są moim zdaniem klucze.
Jak układałam Cejlona to nie znałam jeszcze wielu rzeczy, ale kochałam swojego konia więc nie chciałam mu sprawiać bólu. Paciałam sie palcatem po sztylpie czy tam cholewce (gdzieś to juz na tym forum pisałam, chyba w temacie jak uczyć reakcji na łydkę). Tak mi na myśl przychodzi czytając Was, że w tej całej filozofii używania "negatywnych skutków" nie powinny one być negatywne aż do bólu. Z taką samą silą, nawet mocno można klepnąć koleżankę w plecy ręką po przyjacielsku i nawet jak mocno to odczuje, nie traktuje tego jak coś wrogiego, niemiłego itd. A smagnij tak samo palcatem? Tym nawet po przyjacielksu się klepnąć nie da, bo ciągnie jak diabli i zwyczajnie boli. Dlatego staram się, by moje 4 fazy (PNH) były dla Cejlona bardzo wyraźną sugestią ale nie wiązały się z bólem w taki oczywisty sposób. Cejlon ma dni, że reaguje na łydki bardzo ładnie a są dni, że hmm nie bardzo. Nie używam bacika już, zamykam łydki dość mocno i czekam, i czekam, i czekam, i czekam.. aż się doczekuje i wtedy (co wydaje mi się w przypadku mojego introwertyka najważniejsze) zatrzymuje go po kilku krokach kłusa. Oddaje wodze, schulam mu głowe, masuje, głaszcze, zanuce mu coś... wychodzę z założenia, że koń sam z siebie chętnie da to, co w perspektywie sprawia przyjemność. To jak mój koń reaguje na łydkę zalezy od wszytskiego, co z nim robię. Jak musiałam wyjeżdżać minuty w kłusie i trzepać nieskończoną ilość kółek to wiecie, jak zakłusowanie wyglądało.. jak człowieka co budzi się rano, pomyśli, że przed nim 12 godzin bardzo ciężkiej i nudnej pracy i dosłownie zwleka się z łóżka ...
Nas ludzi jeżdżących konno - ujeżdżających konie , tak myślę sobie , często korci (nawet podświadomie)dążenie do tego, by mieć pod sobą taki "super działający koński automat." Niechcący zapominamy o podstawowej spawie: koń to nie maszyna ! Maszyna dobrze funkcjonująca musi reagować właściwie na nasze działania , koń żeby reagował musi CHCIEĆ !!!!
Jeżeli chcemy by koń " zaakceptował kiełzno" i uznał obecność czegoś w pysku za rzecz , z którą nie potrzeba "walczyć" i ogólnie da się żyć, to powiniśmy tak postępować , by to co mu do pyska wkładamy nie dostarczało mu wyłącznie negatywnych wrazeń. Jeśli zapniemy skośnikiem pysk konia , to zlikwidujemy zewnętrzne objawy niezadowolenia konia ( otwieranie pyska, zadzieranie głowy, manewrowanie pyskiem ) jednocześnie uruchomimy nasze działanie nastawione na "Główny cel" ; ( większość , nawet nie przyznających się do tego, ma taki cel) : " Zganaszować " - opuścić głowę ( bo powiedzą że kiepsko jeżdżę) . Pozornie cel pt. "zganaszowanie " będzie w ten sposób osiągnięty , ale "ustawianie na wędzidle " djabli wezmą , bo koń tak " ustawiany na wędzidle " będzie wprawdzie chodził z zamkniętym pyskiem , opuszczona głową , może nawet pojawi się spieniona ślina , ale w końskiej głowie będzie dominowała myśl:" nadejdzie moment kiedy się od tego uwolnię" .
"Ustawienie na wędzidle " ma spowodować u konia akceptację obecności wędzidła w jego bardzo czułym pysku i reagowanie na możliwie małe zmiany jego nacisku na ego szczęke i język . Tego , żeby koń chciał siłą , ani zmuszaniem go za pomocą dodatkowych "patentów " się nie osiągnie.
Jeszcze bym coś napisał ale mnie poganiają na GG zebym kończł :wink: Więc może tyle na razie. :|
Fakt koń to nie maszyna, zatem aby się rozumieć, trzeba wypracować sobie kod zrozumiały dla obu stron... Ja nie jestem przeciwnikiem bata na młodych z jednego podstawowego powodu: z dzieciakami pracuje się najpierw z ziemi, na lonży, na linach. Uczy się je jak naszym zdaniem mają reagować na nacisk, jak na głos i jak na bat prowadzący po okręgu lonży... Bat prowadzący to nie bat bijący... różnica jest znaczna. Koń nie powinien się bać bata, ale powinien go respektować, czyli np. jeśli zapędzi się do środka koła - na pokazanie batem łopatki - powinien z niego wyjść, etc...
Młdoy koń przy pierwszych wsiadaniach na łydkę nie reaguje tak, jakbyśmy tego chcieli. Jedne cofają się, inne strzelają do przodu, jeszcze inne zasypiają ;-) Warto zatem uczyć je z jeźdźcem najpierw na lonży, potem z asekuracją pomagając sobie głosem i batem w ręku. Bat nie ma konie popędzać, ma być naszym przedłużeniem ręki. Dobrze jest, kiedy za jego pomocą możemy przesunąć w sensie dosłownym (tj dotykajac, nie uderzając) zad, czy łopatki - i w takim użytkowaniu bat nie będzie dla konia straszny... Z czasem koń nauczy się o co prosimy dotykając łydką tu i tam i bat odejdzie do lamusa... ;-) ale musi najpierw zrozumieć czego od niego chcemy - trudno wymagać od niego pracy bez porozumienia
Co do cytatu arabiatty - nie mieści mi się w głowie kopanie konia. Chocby był największym leniem - to kopniakiem nic się nie wskóra. Podobnie, jak z wędzidłem - o czym napisał Trener - do kopniaka koń podobnie będzie nastawiony - może i je zniesie, ale raczej na zasadzie "kiedy w końcu przestaną mnie kopać", niż "jak cudownie ktoś wali mi piętą w żebra"... Koń rozluźniony, koń ufny - choćby najbardziej śpiący - zrobi dla nas wiele.
Mam w pensjonacie konia, który pod właścicielem śpi, a pode mną fruwa szczęśliwy i wyluzowany... Właściciel używa pięt i bata, ja używam ... cukierków po jeździe... i głosu w trakcie jazdy... widać mój kod bardziej przypadł koniowi do gustu ;-) Wymagam - fakt - przy czym na sznurku na szyi robimy pojedyncze lotne zmiany... Z jednej strony mówi się o koniach "odczulonych" na łydkę - właśnie poprzez kopanie. Z drugiej - ów pensjonatowy reaguje na delikatne pomoce, nie reaguje na podkopywanie... Zatem nie zawsze wzmocnienie sygnału jest rozsądną drogą w szkoleniu i codziennej pracy...
Reakcja na łydkę.
Znam człowieka, który ujeżdża młode konie, oczywiście ucząc batem reakcji na łydkę.
On lubi konie idące mocno do przodu.
Widziałam konia, na którym startował dłuższy czas i muszę powiedzieć, że pierwszy raz widziałam tak znerwicowane zwierzę
Nie mogła ustać w miejscu, nawet puszczona luzem , pod człowiekiem cały czas uciekała.
Kuba mój jest raczej flegmatyczny , nie ma koniecznego impulsu.
Tylko czy właściwie potrzebny mi inny koń?
Mogłabym go pewnie wyuczyć trochę innej reakcji ( szybszej , bardziej energicznej)- ale nie jest mi to potrzebne.
Kuca niby uczyłam sama, ale to złudzenie :wink:
To on uczył się i przy okazji mnie.
Nie używałam bata zamiast łydki , tylko poganiałam lekko za zadem ( szczęście on krótki) , dokładając z tym momencie łydkę.
To jest sygnał, który rozumie każdy , nawet surowy koń.
Jak poganiają, to trzeba iść do przodu.
Ustępowania od ucisku też trzeba konia nauczyć, bo kuc napierał na ucisk , a nie ustępował ( to też instynktowna reakcja).
Ale to tylko jeden z sygnałów.
Koń idzie do przodu, jak siedzący na nim człowiek też to robi.
I wtedy wcale nie potrzeba sygnału łydek , wystarczy tylko "ruszyć".
Uważam to za bardzo dobrą metodę , jest bardzo naturalna
Myślę, ze z leniuszkami troszkę może wolniej, ale da się dojść do porozumienia. Mam przecież dwa całkiem różne konie- srokata bardzo do przodu, elektryczna, żywiołowa i jest trochę płochliwa. Siwa przyjmuje wszystko jakie jest, ze spokojem, a na bodźce reagowała dość opornie. To się zmienia, ale staram się wczuć w konia i czasem odmawiam sobie jazdy, bo czuję, ze koń dziś w gorszej kondycji i wówczas pracujemy z ziemi. Sporym błędem z mojej strony było to, ze w ciężkim dniu zsiadałam z konia spocona. Dlaczego? Zamiast dać spokój, byłam uparta, za ambitna na dany dzień. Powinnam zakończyć trening wcześniej, jakimś pozytywnym akcentem i przełożyć ambicję na potem, aby zlała się z chęcią konia (jak napisał Pan Trener). To szalenie ważne. Przez ostatnich kilka miesięcy miałyśmy zajęcia z Trenerem pzj i widzę sporą poprawę u siwej, plan działania ogólnie znany i tylko konsekwencję pracy należy połączyć ze stanem fiz.i psych. konia. Coraz częściej bywa tak, ze muszę przestawiać własny tok myślowy, bo koń wszystko wyczyta i zaglaopuje gdy pomyślę o zagalopowaniu, a ruch do przodu nie jest już wynikiem "wyciskania" przy każdym kolejnym kroku.
A siwa na fotkach, które dostała mailem przed jej zakupem, wyglądała dla " ludzi z zewnątrz" "ładnie", taka "zganaszowana" (niestety rollkur :roll: ), pod dziećmi nawet . Wiedziałam, ze czeka mnie dużo pracy. I trzeba było się cofnąć, nauczyć konia swobody, wyrobić równowagę, a nie jak gdzieś tam, skąd ją kupiłam: skakać, skakać, skakać. Na koniu bez równowagi? :?
Jeszcze kilka refleksji.
Młody koń , któremu stawia się wymagania i to wbrew jego naturze.
Jest zdezorientowany , trochę przestraszony, lub zaniepokojony , bo ktoś na nim siedzi , zakłóca mu równowagę i jeszcze każe mu się skupiać na różnych sygnały płynących od siedzącego.
I z czasie tego chaosu , prób zrozumienia, dostaje uderzenie.
Nie wiem, czy to sposób na dobre nauczanie czegokolwiek.
Dobrze, jesli wcześniej dużo przebywał z człowiekiem, był uczony z ziemi, nawet lepiej jak w formie zabawy.
Poznał już tego człowieka, ma do niego zaufanie , ustalili pewne sygnały.
I nagle wszystko zmienia się , na dodatek otrzymuje karę ( bo uderzenie, nawet lekkie jest karą)
Pamiętam jak kuc na pierwszej jeździe był zmieszany , bo przecież doszedł ciężar i nie bardzo wiedział co ma robić.
No ,ale ja nigdzie nie spieszyłam się , pozwoliłam mu do wszystkiego dojrzewać w jego tempie.
Magdo, po raz kolejny mylisz użycie bata z uderzeniem :?
Przede wszystkim ucząc dzieciaka reakcji na nasze sygnały zaczynamy od pracy z lonżującym / asekurującym człowiekiem stojącym na ziemi. Jak koń nauczy się chodzić na głos również z ciężarem na grzbiecie - przestawiamy głos na pomoce... Batem możemy konia przesuwać - Darco na "mizianie" za łydką reagował ruchem naprzód, bo podobnie nauczyłam go z ziemi "miziając" batem do lonżowania. Nie ma mowy o biciu młodziaka, bo niby za co? Za to, że nie rozumie? hock:
Co więcej od razu widać po koniu czy boi się bata. Wystarczy z nim podejść. Jak biegam po pastwisku wyganiając kozy sąsiada (z batem właśnie) Darco często mi towarzyszy, po czym podchodzi i np. zabiera bat. Potrafi też przysypiać, kiedy macham świszczącym batem przy uchu... Wie kiedy używam go do pracy , kiedy po prostu jest jakimś tam niegroźnym kawałkiem patyka w mojej łapie (skąd to wie - nie pytaj, może czytał Parelliego ;-) )
MalgorzataSzkudlarek Magdo, po raz kolejny mylisz użycie bata z uderzeniem :?
arabiatta Właśnie czytam sobie dla przypomnienia Jane SAvoie 'Wszechstronne szkolenie koni', rozdział o ustawianiu konia na pomoce.
Pisze ona o takim systemie:
Cytat:'Najpierw poproś konia, bardzo delikatnie zamykając łydki, by ruszył naprzód, robiąc przejście ze stępa do kłusa. Gdy nie zareaguje, ukarz go poprzez ostre wysłanie naprzód. Nie przejmuj się jeśli koń ruszy galopem po zastosowaniu kary. Rzecz w tym, że musi ruszyć naprzód, nawet jeśli jego reakcja jest przesadna.
Zanim ukarzesz konia, najpierw zastanów się nad jego temperamentem. Mocno idącemu do przodu koniowi może wystarczyć parokrotne puknięcie palcatem lub silniejszy sygnał łydką (...) Jeśli twój koń należy do rodzaju, który wierzga po użyciu palcata, to lepiej w tym momencie zastosować kopnięcie. (...)'
I zaleca, żeby ten proces powtarzać do skutku, a poprawne ruszenie nagrodzić.
Chcę was zapytać, jako że to 'najpodstawowsza' podstawa: jakie znacie alternatywy dla takiej metody? Czy metodę z Parellich (kolejność: łydka - cmoknięcie - uderzanie się liną po ramionach - uderzanie konia liną po zadzie) można nazwać sposobem na ustawianie konia na pomoce?
Piszcie wszystko co wiecie i myślicie na temat uczenia konia reagowania na pomoce i chętnego ruszania naprzód na delikatny sygnał.
Dodam jeszcze po dobrnięciu do końca rozdziału taki cytat:
Cytat:'Zdaję sobie sprawę, że kara może wydawać się dość surowa (...). Rzecz jednak w tym, że w rezultacie będziesz miała szczęśliwszego konia. Zarówno tobie jak i jemu będzi eprzyjemniej, jesli będziesz używała delikatniejszych sygnałów zamiast ściskania i pchania go przy każdym kroku'
MalgorzataSzkudlarek Magdo, po raz kolejny mylisz użycie bata z uderzeniem :?
arabiatta Właśnie czytam sobie dla przypomnienia Jane SAvoie 'Wszechstronne szkolenie koni', rozdział o ustawianiu konia na pomoce.
Pisze ona o takim systemie:
Cytat:'Najpierw poproś konia, bardzo delikatnie zamykając łydki, by ruszył naprzód, robiąc przejście ze stępa do kłusa. Gdy nie zareaguje, ukarz go poprzez ostre wysłanie naprzód. Nie przejmuj się jeśli koń ruszy galopem po zastosowaniu kary. Rzecz w tym, że musi ruszyć naprzód, nawet jeśli jego reakcja jest przesadna.
Zanim ukarzesz konia, najpierw zastanów się nad jego temperamentem. Mocno idącemu do przodu koniowi może wystarczyć parokrotne puknięcie palcatem lub silniejszy sygnał łydką (...) Jeśli twój koń należy do rodzaju, który wierzga po użyciu palcata, to lepiej w tym momencie zastosować kopnięcie. (...)'
I zaleca, żeby ten proces powtarzać do skutku, a poprawne ruszenie nagrodzić.
Chcę was zapytać, jako że to 'najpodstawowsza' podstawa: jakie znacie alternatywy dla takiej metody? Czy metodę z Parellich (kolejność: łydka - cmoknięcie - uderzanie się liną po ramionach - uderzanie konia liną po zadzie) można nazwać sposobem na ustawianie konia na pomoce?
Piszcie wszystko co wiecie i myślicie na temat uczenia konia reagowania na pomoce i chętnego ruszania naprzód na delikatny sygnał.
Dodam jeszcze po dobrnięciu do końca rozdziału taki cytat:
Cytat:'Zdaję sobie sprawę, że kara może wydawać się dość surowa (...). Rzecz jednak w tym, że w rezultacie będziesz miała szczęśliwszego konia. Zarówno tobie jak i jemu będzi eprzyjemniej, jesli będziesz używała delikatniejszych sygnałów zamiast ściskania i pchania go przy każdym kroku'
Jeśli spędzi się długi czas na pracy z ziemii i przygotuje konia do jazdy w ten sposób, to łatwiej może być rzeczywiście z użyciem bata jako przedłużenia ręki. Jednakże jak teraz robię coś z ziemi się nim nie posługuję - może dlatego, że wiem, że on kojarzy sie negatywnie koniowi(tzn niby jest odczulona, no a i tak to jest cos cienkiego i podstępnego, a nie jak nasza ręka - krótkiego i ciepłego, poza tym ma doswiadczenia z batem, więc nie wiem czy pomimo odczulenia nie jest w stosunku do niego ostrożna - w końcu konie mają rewelacyjna pamięć). Poza tym bat kojarzy się negatywie mi. Nie uważam, też bym umiała się jakoś świetnie posługiwać batem, szczególnie długim - więc wyłączyłam go z zabaw/szkolenia(cokolwiek to jest) w ogóle. Widzę codziennie nadużywanie bata, pamiętam swoje i nie chcę go więcej stosować - może jak ktoś umie nad sobą panować i jest świetnym trenerem, to bat mu pomoże osiągnąć rzeczy bez bata niemożliwe(albo przyspieszy proces szkolenia). Ale ja nie chcę dochodzić do mistrzostwa stosowania bata ćwicząc to na koniu - moge sobie ćwiczyć na płocie, ale płot jest martwy więc nie powie mi czy użyłam bata dobrze czy źle - a nie zniosłabym w obecnej sytacji momentu, w którym mój koń popatrzyłby na bat tak, że wiedziałabym że używałam go źle, np za mocno i nie w ten sposób co powinnam(nieintencjonalnie oczywiście)- bo co z tego, że bym wiedziała wtedy po reakcji konia czy było dobrze czy źle, skoro byłoby po fakcie - a ja nie chce chyba juz nadmiernie stresować konia.
W sumie wydaje mi się, że nasze ciało wystarcza do komunikacji - tak jak koniom wystarcza ich ciało - bat, nawet u tych co nim nie biją, to wygodnictwo. Jesli ktos umie sie nim posługiwac, to moze słuszne wygodnictwo, ale ja wole z niego zrezygnować
Co do leniuszków - Dagmara, chyba masz rację, że my często się spóźniamy z rekacją - bo jak mamy lenia, to jego reakcje będą minimalne(przynajmniej na początku) i trzeba nawet te minimalne nagrodzić - tymczasem często żądamy na wstępie od razu nie wiem czego i ten koń ma nas potem w nosie
Ania Guzowska może jak ktoś umie nad sobą panować i jest świetnym trenerem, to bat mu pomoże osiągnąć rzeczy bez bata niemożliwe(albo przyspieszy proces szkolenia). Ale ja nie chcę dochodzić do mistrzostwa stosowania bata ćwicząc to na koniu - moge sobie ćwiczyć na płocie, ale płot jest martwy więc nie powie mi czy użyłam bata dobrze czy źle - a nie zniosłabym w obecnej sytacji momentu, w którym mój koń popatrzyłby na bat tak, że wiedziałabym że używałam go źle, np za mocno i nie w ten sposób co powinnam(nieintencjonalnie oczywiście)- bo co z tego, że bym wiedziała wtedy po reakcji konia czy było dobrze czy źle, skoro byłoby po fakcie - a ja nie chce chyba juz nadmiernie stresować konia.
W sumie wydaje mi się, że nasze ciało wystarcza do komunikacji - tak jak koniom wystarcza ich ciało - bat, nawet u tych co nim nie biją, to wygodnictwo.
Ania Guzowska może jak ktoś umie nad sobą panować i jest świetnym trenerem, to bat mu pomoże osiągnąć rzeczy bez bata niemożliwe(albo przyspieszy proces szkolenia). Ale ja nie chcę dochodzić do mistrzostwa stosowania bata ćwicząc to na koniu - moge sobie ćwiczyć na płocie, ale płot jest martwy więc nie powie mi czy użyłam bata dobrze czy źle - a nie zniosłabym w obecnej sytacji momentu, w którym mój koń popatrzyłby na bat tak, że wiedziałabym że używałam go źle, np za mocno i nie w ten sposób co powinnam(nieintencjonalnie oczywiście)- bo co z tego, że bym wiedziała wtedy po reakcji konia czy było dobrze czy źle, skoro byłoby po fakcie - a ja nie chce chyba juz nadmiernie stresować konia.
W sumie wydaje mi się, że nasze ciało wystarcza do komunikacji - tak jak koniom wystarcza ich ciało - bat, nawet u tych co nim nie biją, to wygodnictwo.