Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
To tez zdjęcie z 2005 roku.
Niefortunnie zrobione, ale nikt nie trzyma Kuby- końcówkę uwiązu mam w ręku.
Ładnie to on nie wyglądał :roll:
fajny kanapowiec
a wracając do tematu to mimo iz sie ufa zawsze powinno sie myśleć za dwoje.
anula_un a wracając do tematu to mimo iz sie ufa zawsze powinno sie myśleć za dwoje.
anula_un a wracając do tematu to mimo iz sie ufa zawsze powinno sie myśleć za dwoje.
oczywiście zgadzam się w pełni z twoim postem ,ale uważam że za bezpieczeństwo otoczenia odpowiadam ja, bo gdyby koń myślał o tym to nie byłoby przypadków że kon gdzies wszedł w jakies druty czy inne niebezpieczne rzeczy..
kon jak kazda istota w tym czlowiek) gdy sie przestraszy może wpasc w panike i nie byc juz takim racjonalnym w działaniu partnerem. więc trzeba myśleć w jakimś stopniu za dwoje.
Ja moje konie również traktuje jako partnerów, mają wiele do powiedzenia, a ja słucham... i nie darowała bym sobie gdybym zabiła w nich ich "koniobowość" :wink:
Zaufanie jest dobre, ale może być zgubne w odniesieniu do koni. Naiwne.
Koń ufa nam tylko do momentu, w którym nie wpada w panikę i przestaje myśleć.
Większość wypadków które widziałam, w którch brałam udział lub o których słyszałam, gdy stała się krzywda koniowi, człowiekowi lub obojgu była zawiniona rutyną.
Nawet jeśli znamy konia i otoczenie w którym się z nim znajdujemy na pamięć, to nie da się wszystkiego przewidzieć.
Kto by pomyślał na przykład, że nagle nad maneżem przeleci nisko helikopter? Naprawdę się zdziwiłam.
Dlatego lepeij zamiast ślepo ufać, przyzwyczajać konia do najróżniejszych rzeczy.
Przeczytałam jednym tchem "Koń mi robił za kołyskę".
Jest tam między innymi wypowiedź jakiegoś kaskadera filmowego, który przyzwyczajał konie do wystrzałów armat i karabinów, czyli dźwięków z filmu wojennego już w łonie matki - obok boksu stał magnetofon włączany kilka razy dziennie.
Takiemu konikowi można ufać potem bardziej.
Julie Zaufanie jest dobre, ale może być zgubne w odniesieniu do koni. Naiwne.
.
Julie Zaufanie jest dobre, ale może być zgubne w odniesieniu do koni. Naiwne.
.
Ja bym temu jeźdźcowi z przedmiotu : "zdrowy rozsądek" postawił ocenę zgodną z numerem jaki ma na plecach. :wink:
Heh, ale zdjęcie - choć rzeczywiście zdrowego rozsądku może tu brak. No ale zaufanie jest
Ja właśnie myśląć odkryłam, ze moja zaufanie do konia jest nieco niebezpieczne ostatnio- no, ale trudno, najwyżej mnie pokarze...
No bo ufam, że mój koń mi nic nie zrobi jak wtykam mu głowe między nogi by sobie na coś popatrzeć, czy jak robię zdjęcia kopyt pozycjonując aparat tuz za kopytami(i swoją głowe też). Robię to co prawda w miejscu, gdzie nie strzelają i nie dzieje sie nic, co mogłoby konia nagle zerwać do ucieczki - ale przecież czasem koni się płosza dziwnych rzeczy...
No ale wydaje mi się, że jednak mój koń jest godny zaufania i mam nadzieję, że ona może powiedzieć o mnie to samo.
Zaufania w kwestii, że nawet jak sie spłoszy to choć zadziała instrynkt, konia będzie mieć na uwadze, ze ja z nią jestem - tak było kilka dni temu na spacerze - wgramoiłam sie na nią w drodze powrotnej i coś koło nas wyskoczyło - koń się zerwał, ale tak inaczej niż zwykle - tak, że po sekundzie już sie zatrzymywała, a ja nie zrobiłam kompletnie nic(bo nawet nie zdązyłam hehe) - no może sie lekko wzdrygnęłam Hamowac nie miałam czym, bo nie miałam linki do kantara przyczepionej, a dosiad u mnie włącza sie dopiero po chwili w takich sytuacjach :roll: dwa razy tamtego dnia coś wyskoczyło, a kon w ogóle był poddenerwowany bo caplowa np jak przechodziłyśmy koło domu gdzie szczekają psy, a ona na nie zwykle nie reaguje - ale przekonałam się, że koń sam się kontroluje i nie potrzeba mi wodzy jako np hamulca bezpieczeństa - po co, skoro koń zwraca uwage na moją reakcję i jak widzi, ze ja nie panikuję, to ona tez nie ma powodów - właściwie niebawem mogę zrobić się leniwa, bo koń sam wszytsko za mnie robi :lol: Ja tylko nadaję kierunek, ale też na zasadzie celu, do którego zmierzamy, a nie, że musi iść ciągle jedną scieżką, bo ona lubi po jakichś chaszczach wędrować, to co ja jej będę tego zabrabniać...
W każdym razie jak siadam to na oklep bo nie mam teraz siodła i siedzę "relaksacyjnie", wodzy nie mam - czasem linki do kantara, ale tak długie, że jak koń się zacznie płoszyć, to zamin je skróce, to on już zwalnia... i nie spadam, a jakiejś świetnej równowagi na koniu nie mam - ona jakoś tak to wszytsko robi, że nie musze się martwić rozstaniem z grzbietem - może sie doigram, ale a razie nic na to nie wskazuje.
Zaufanie to chyba kwestia tego, ile się ma jakiegoś konia i jak się do niego podchodzi. Jeśli ja czy ktokolwiek inny widzi codziennie swojego konia, codziennie spędza z nim czas, to umie przewidzieć pewne reakcje - ja np wiem, ze są grupy obiektów, które przestraszą mojego konia - ostatnio zabierałam ją z pastwiska i widziałam, że biegnie po przylegającej drodze człowiek z latarką czołową i posapuje(ucieczka koni gwarantowana, bo to nieznany obiekt) - konie najpierw na niego popatrzyły, a potem wszytskie się zerwały do galopu - zrobiłam więc od razu lonżę dłuższą(ja zazwyczaj spaceruję czy zabieram konia z wybiegu na lonzy, bo tak mi wygodniej) i pozwoliłam koniowi zrobić "start", jednocześnie cicho mówiąc "ho,ho"(takie krótko powiedziane, to sygnał to zwolnienia - tylko nie zadne hooo, hooooo) i koń, zanim lonża sie napięła juz stał - i tak jest zazwyczaj w takich przypadkach - bo koń uciekając sie ogląda - i jak widzi, że człowiek stoi ze spokojem i mówi sygnał do zwolnienia, to koń nie ma powodów do dalszej ucieczki - i to jest chyba własnie zaufanie? Bo nie nauczymy koni nie reagować - ale możemy nauczyć je wracać do nas czy po prostu kontrolowac się samym.
Ale nie zawsze jest tak, że przewidzę od czego koń się spłoszy - ale zauważyłam, ze zawsze jak sobie spokojnie idę i jestem lekko nieobecna umysłem, to koń nawet jak sie płoszy to nigdy tak, by na mnie wskoczyć czy mi coś zrobić - nie wiem czy ona sobie zakodowała ucieczkę w odwrotną stronę niż ja, by mne nie taranowac czy co, ale nie sposób jest mi cały czas być czujną i wypatrywać "wroga" - robi to koń i reaguje szybciej niż ja, często mnie zadziwiając, ale nigdy nie robi nic co mogłoby być dla mnie niebezpieczne.
Może jestem naiwna, ale dobrze mi z tym - bo co to za przyjemność wciąż się kontrolować i patrzeć co może być niebezpieczne - na tym dla mnie polega zauwanie, że nie muszę wciąż myśleć czy stanie sie coś co spowoduje u mojego konia, że mnie nadepnie. Niech on myśli o takich rzeczach, a ja będe myślec o tym gdzie zmierzamy i w jaki sposób.
Ale przy obcych koniach zachowuję podstwową ostrozność(chyba). Tzn zakładam, ze koń bez powodu mi nic nie zrobi, ale jak nie znam konia, to nie znam jego reakcji więc nie pozwalam sobie np na schylanie się do kopyt, gdy nie wiem czy ten koń nie podnosi sobie czasem tak o, nóg do góry, np w ramach rozrywki :lol:
Zdrowy rozsądek nie bywa twórczy, kreatywny , nie zawsze też dostarcza satysfakcji .
A zaufanie do siebie, pewność siebie buduje też zaufanie konia
To koń młody, z dzikiej hodowli , nerwus.
I nie potrzeba bata, ostróg, skośników, a pierwszy raz widzi taką przeszkodę ( sama ją stawiałam )
Naszło mnie dzisiaj na prowokujące zdjęcia
To co Ania pisze jest OK. Ja też wobec konia którego znam zachowuje się często tak ,że ktoś z boku może powiedzieć że trochę ryzykownie. Ten gość ze zdjęcia moim zdaniem lekko "przesadził", bo ruzykuje życiem dziecka . Nie raz widziałem upadek konia przy skoku przez "banalną " przeszkodę , lub choćby potknięcie przy lądowaniu. Ten malec mógłby w takim przypadku solidnie ucierpieć, i to jest zbyt duże ryzyko i brak rozsądku. Znam z opowiadania zdarzenie , które skończyło się tragicznie choć też wszystkim się wydawało że wszystko jest ok. Ojciec po jeździe zwykł wsadzać swego 4-ro letniego synka na konia , którego znał i za którego spokój gwarantował. Malec stępował po placu kiedy ojciec stał paląc papierosa , czy rozmawiając z innymi obecnymi na treningu. Tego dnia ojciec miał katar. Malec nie mogąc dosięgnoć do strzemion , stopy miał włożone w puśliska . Kiedy jadąc stępem minął stojącego ojca ,ten sięgnął do kieszeni po chustkę do nosa. Wyciagając ją odruchowo strzepnął. Koń wystartował przestraszony tym nagłym trzepotaniem chustki . Malec spadając zawisł głową w dół z nogą uwięźniętą w puślisku. Koń jeszcze bardziej przerażony nie przestawał galopować.
Resztę pozostawiam domysłom.
Ktoś parafrazując popularną reklamę telewizyjną powiedział : "Jeździectwo jest jak Mediamarkt ................"
No, ale z drugiej strony ludzie wsadzają kilkuletnie dzieci na kuce, nie zawsze spokojniutnie. Widziałam kiedys w Jaszkowie na miedzynarodowych 6-letnią dziewczynke jak wygrała na kucu B konkurs(byłam pełna podziwu), ale następnego dnia kucyk poniósł i mała nie panowałam nad tym kompletnie, dobrze że koń był uczony na głos, to rodzice zatrzymali go odpowiednimi komendami...
więc skoro się wsadza dzieci na kucyki sportowe, to czemu nie wsadzać ich na konie przed siebie? Choć jeśli to młody konik na tym zdjęciu to bym jednak nie ryzykowała - co innego wsiadać w 2-3 osoby na doświadczonego konia szkołkowego a co innego skakać z dzieckiem przed sobą na młodym zwierzu. Ale tak czy tak na codzień widze jak rodzice przyprowadzaja malutkie dzieci i chcą by jeździły - skoro na to się zgadzamy(w sensie społecznym jest to akceptowane), to jaka to różnica jak dziecko siedzi z dorosłym na koniu?
W każdym razie jak podjerzewam nikomu nic sie nie stało, a konik grzecznie sobie skacze przez nietypowe przeszkody :wink:
A no taka różnica ,że dziecko na kucyku ma kamizelkę i kask , to po pierwsze primo :wink: po dugie primo :wink: z kucyka do ziemi jest znacznie bliżej niż z dużego konia , po trzecie primo :wink: kucyk waży znacznie mniej niż duży koń , no i po czwarte primo :wink: ojciec tego malca o którym pisałem do końca życia sobie nie wybaczy ,że brakło mu wyobraźni. Więc czy warto tak ryzykować? ( A nie tak dawno na tym forum oberwało się nam za jazdę na filmie bez kasków :wink: )
Ania Guzowska W każdym razie jak podjerzewam nikomu nic sie nie stało, :wink:
Ania Guzowska W każdym razie jak podjerzewam nikomu nic sie nie stało, :wink:
Mój pierwszy galop wyglądał tak właśnie, że ja jako siedmiolatka siedziałam przed jakąś dziewczyną w siodle na dużym koniu. Było to duże przeżycie, ale do dzisiaj uważam, że było to skrajnie nieodpowiedzialne. Drugi galop również, tylko już w lesie i na oklep, jeszcze głupsza sytuacja. Skoki z dzieckiem przed sobą to brak wyobraźni i tyle, niech dzieciak się zsunie i wpadnie koniowi pod kopyto... A nie wierzę, że pan ze zdjęcia ma dosiad Sloothaka i równowagę za dwoje.
A koniowi można ufać bezgranicznie do momentu. Ktoś wcześniej napisał że w każdym oswojonym koniu jest dziki koń i jest to prawda, bo największy misio, któremu podstawiacie głowę do zdeptania, i któremu ufacie, że wyplącze się z każdej pułapki, bo jest bardzo mądry, ma w sobie tykającą bombę. I nigdy nie powiedziałabym, że konie są głupie. Ta wybuchowość to jest mądrość gatunku. Ale to się chyba trzeba przekonać na własnej skórze niestety, przeżywając eksplozję swojego konia w niespodziewanym momencie (w najlepszym przypadku tak jak Cejloniara). Są sytuacje, w których koń się na was nie obejrzy nawet, żeby szukać wsparcia, tylko wybuchnie i życzę wam z całego serca, żebyście nie były wtedy pod jego brzuchem, a tym bardziej głową przy jego kopytach.
Wiadomo, że przy własnych koniach ta czujność jest uśpiona, bo się je zna i są w 90% przewidywalne, wiecie czego się boją, one wam ufają... Ale zostaje te kilka procent, czyli krótki lont prowadzący do bomby, która jest w środku każdego konia. Ja mam tę świadomość zawsze z tyłu głowy i to nie ma nic wspólnego z zaufaniem albo jego brakiem.