Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
Zaufanie do konia a bezpieczeństwo
opowiadał mi znajomy, ze pewnego dnia jego koń zaczepił kantarem o...bronę stojącą gdzieś w zapomnianym rogu podwórka...i wpadł w histerię. Biegał z tą broną po całym podwórku. Oczywiście nikt nie miał odwagi do niego podejść...aż koń wleciał do swojego boksu i tam na szczęście jakoś się z tej brony wyzwolił. Skończyło się tylko na kilku nie-groźnych ranach.
Od tej pory, mimo, że wcześniej znajomy dobrze znał tego konia i darzyli się zaufaniem, sprząta wszelkie rzeczy z miejsc gdzie mógłby pojawić się koń. I ma uraz nawet do pozostawionych na łbie konia kantarków!
Moje doświadczenie z arabem: na spacery chodzę z lonżą. Żeby w razie czego moc pozwolić konikowi sie poruszać, zwykle taki ruch go uspokaja. Ale....no właśnie, pozwoliłam mu się popaść na tej lonży i ..to był moment dosłownie mego zagapienia jak wplątał nogę...i zaczął panikować. Jest taki gwałtowny i szybki więc..wyglądało to strasznie.
Stałam w bezpiecznej odległości..ale stałam, nic nie robiłam..."przecież musi sie uspokoić w końcu" - mówiłam do siebie. Jak człowiek mówi, to nie wstrzymuje oddechu i wydaje się spokojniejszy.
Rzeczywiście po chwili histerii stanął i patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi, zdziwionymi oczami. Podeszłam i odplątałam.
W tej chwili oba moje konie są dobrze odczulone na liny wszelkie. I jak coś nie tak: od razu zatrzymują się i czekają aż im pomogę. Dlatego wole być blisko.
Kurczę,że też ja nie mam zdjęcia z tego zdarzenia!
Kiedyś u znajomych po Hubertusie była impreza w niewielkim,kameralnym barze.Wąskie pomieszczenie-wzdłuż ścian stoły obsadzone ludźmi u szczytu zapalony,okropnie wtedy dymiący kominek.
I jeden Pan poszedł po swojego konia i wprowadził go golutkiego pomiędzy ludzi i te stoły pyskiem do ognia i dymu.Hałas,muzyka a koń był wciśnięty tak,że obrócić się nie mógł.Pod nogami latały mu psy,koty i dzieci.No i co chwilkę jakiś gośc się przeciskał.
I koń sobie stał i wyjadał cukier z cukiernic .Po chwili Alex wsiadł na niego i grał na gitarze i śpiewał .No i Treser się też wgramolił.
I nic.
Po godzinie,jak koń zrobił kupę -Pan go wycofał i wstawił do boksu.
To była najbardziej imponująca prezentacja zaufania jakiej byłam świadkiem.
Koń,zaznaczę,nie żaden miśkowaty tinker tylko pełen energii zwierzak.
Podobno na codzień Pan trzyma konia w swoim zaadaptowanym do tego biurze.
Niezwykła para.
Shadowy.HorseGaga Jak koń będzie się chciał zaplątać w sprzęt, to moja obecność tego nie zmieni...A mi sie wydaje jednak, że można zapobiec wypadkowi jak stoi sie przy koniu, albo pomóc jak już sie wplącze.
Shadowy.HorseGaga Jak koń będzie się chciał zaplątać w sprzęt, to moja obecność tego nie zmieni...A mi sie wydaje jednak, że można zapobiec wypadkowi jak stoi sie przy koniu, albo pomóc jak już sie wplącze.
Jak dla mnie ta historia Trenera nie jest o zaufaniu do konia, co raczej o bezmyślności ludzi wzmocnionej alkoholem :?
Sala z bawiącymi się ludźmi, to nie jest naturalne miejsce dla konia
Bez urazy
Myślę, że często sami przekraczamy granice , bez oglądania się na mozliwości konia
oj ja uwielbiałam jak moja Lunka przychodziła do mnie do domu..To też nie było bezpieczne. Ale skończyliśmy z tym, bo mąż się wkurzył jak pewnego dnia odkrył wielka pachnącą kupkę na środku pokoju.
A co do tego balowania przy koniu....no cóż. Zdarza się!!!!! Dobrze, że nic poważnego nikomu się nie stało. Może konik był niewybiegany i też chciał się zabawić ...hahaha, żartuję!
Z tym zaufaniem to tak jest: nigdy nie można ufać bezgranicznie. Ale też nie da sie non stop zachowywać tak, jakbysmy ufali tylko do pewnych granic. Często właśnie z zachowania trochę na wyrost zdarzają sie nie tylko /tfu, tfu /wypadki , ale i wielkie osiągnięcia.
No to ja jeszcz raz w kwestii zaufania.
Oczywiście zaufanie do konia nie może przekroczyć granic zdrowego rozsądku , choć czesto te granice są trudne do określenia.
Oto historia z gatunku ; gdzie są te granice.
Przed laty polska ekipa co roku latem startowała w pewnej miejscowości w Belgii w miedzynarodowych zawodach WKKW. Zapraszano nas tam rok rocznie mimo iż często ( częsciej niz gdzie indziej) wygrywaliśmy te zawody. Na zawodach podczas których wydażyło się to co opiszę nie byłem ale znam to z relacji świadków ( nie tylko z naszego kraju).
Jako stali bywalcy tych zawodów byliśmy z różnych powodów ogólnie lubiami. Na zakończenie imprezy w niedzielny wieczór odbywała się zawze wspólna kolacja pod wielkim namiotem-restauracją. Podczas tych kolacji o północy całe towarzystwo nauczone przez nas przyjęło tradycję picia" zdrowie konia". Wszyscy na ten moment wstawali , gramolili się na krzesła i jedną nogą stojąc na krześle z drugą nogą na stole , wysłuchiwali śpiewanych przez nasz zespół "Amarantów zapiętych pod szyję". Onego czasu wygrał te zawody nasz zawodnik J.W. więc mieli nasi szczególny powód do radości. Wpadli więc na genialny pomysł by na moment toastu, 'zdrowie konia" wprowadzić zwycięzkiego konia do namiotu . Tak uczyniono. Luzak wprowadził konia przykrytego derką z polski orzełkiem na śroek namiotu. Padła komenda ;"zdrowie konia"!
Wszyscy wsali gwałtownie by wleźć na krzesła, i się zaczęło!!
Koń nie wytrzymał , staną na tylnych nogach, stratowa trzymającego go luzaka i ruszył w salę. Mozna sobie wyobrazić co się działo w namiocie pełnym stołów i krzeseł i wypełnionym tłume kilkuset ludzi. Koń galopował skacząc przez stoły , szeregi stołów i linie !!!!!. Wszyscy ciekali w popłochu. Najszybciej ewakułowali sie Bułgarzy siedzący przy scanie namiotu - wyczołgali się pod spodem. Kiedy po kilkunadstu minutach koń zastał zatrzymany , a sytuacja opanowana, podliczono straty. Okazało sie że koń jest cały , ludzie wystraszeni , kilka stołów połamanych i tylko jedna ofiara wśród ludzi ze złamaną ręką. ( była to żona bardzo znanego anglika na dodatek bedąca wówczas w zaawansowanej ciąży) To przykład tego jak trudno jest określić granicę zdrowego rozsądku ,szczgólnie gdy poniesie ludzi upojenie zwycieztwem i kilkoma kieliszkami szampana.
Pokłóciłem się dzisiaj z moim kompem. Co za bezduszna uparta maszyna. Próbowałem poprawić błędy w moim poscie , bo mi się przytrafiają jak szybko piszę ( czasami kosmiczne!!!). Najpierw nie chciał mi wkleić poprawionego posta, następnie wkleił go 3 razy po kolei, a kiedy chciałem zlikwidować te zbyteczne 2, to skasował mi wszystko. Po dłuższych "negocjacjach" wkleił ponownie pierwotną wersję, bez poprawek i to w innym miejscu. Co za durne ustrojstwo! sorry!
guli Myślę, że często sami przekraczamy granice , bez oglądania się na mozliwości konia
guli Myślę, że często sami przekraczamy granice , bez oglądania się na mozliwości konia
DuchowaPrzygoda I ma uraz nawet do pozostawionych na łbie konia kantarków!
DuchowaPrzygoda I ma uraz nawet do pozostawionych na łbie konia kantarków!
Chiquita Nie do końca potrafię zrozumieć wypuszczanie koni w kantarze...ja puszczam w kantarze własnie z takiej prostej przyczyny
Lenistwo??
Strach przed tym, że jak ewentualnie ucieknie to go nie złapiemy??
Chiquita Nie do końca potrafię zrozumieć wypuszczanie koni w kantarze...ja puszczam w kantarze własnie z takiej prostej przyczyny
Lenistwo??
Strach przed tym, że jak ewentualnie ucieknie to go nie złapiemy??
ja latem też wypuszczam z kantarem zwykle. 1. w razie ucieczki znacznie łatwiej jest konia złapać nawet osobom przypadkowym,
2. nie tylko ja przy koniu chodzę latem, i zdarza się, że gospodarze przeprowadzają konie na inne pastwisko bo w tym czasie np. naprawili plot. Gdyby wtedy Jasmina nie miała kantara nie mogli by tego zrobić(nie moja wina że im sznurek na szyi konia nie wystarcza). Ale jesli tylko się da- tez wole bez kantara. I tak konie chodza cała zimę, gdy są wypuszczane na padok graniczący ze stajnią.
Ja jestem zdecydowanie przeciw kantarom bez potrzeby.
Raz nie zdjęłam kantara przed stajnia i kuc wsadzając głowę do wiaderka z wodą, podniósł go na kantarze.
Byłam w poblizu, więc uwolniłam go.
Na wybiegu też bez kantarów , zwłaszcza, że kuc z wielka uciechą szarpnie konia za kantar
Jak dwa razy do tej pory wyszły, bo wiatr zwiał tasmę, to brałam kantary w rękę i szłam do nich.
Nie mam problemu z przywołaniem ich, założeniem kantarów.
Dałam swój numer tel sąsiadowi , żeby do mnie dzwonił, jak będa na zewnątrz.
I raz przydał się
Pierwszy raz jak wyszły, to okazuje sie, że odwiedziły dalekiego sąsiada.
Opowiadał mi potem, że nie wiedział jak je przyprowadzic, więc wziął jabłko i konie za nim przyszły na wybieg.
Oczywiście nic to nie dało, bo tasmy nie było, a on nie wpadł na to, żeby je wpuścic do ogrodu.
Ale numer alarmowy- dobra rzecz