Zapoprężenie - mit czy rzeczywistość?
Zapoprężenie - mit czy rzeczywistość?
Jeżdżę w siodle westowym , więc juz trochę wypraktykowałam dopinanie popręgu.
Na początku przyzwyczajenia z klasyki dawały znac o sobie. Obawa przed zapoprężeniem , była duża i nie pozwalałam się schylać.
Jednak po pewnym czasie to minęło i moje chłopaki , zwłaszcza krówek , często tropią , węszą i podskubuja trawkę , pomimo tego , że na nich siedzę.
Myślę , że cały " wic" polega na tym , że w westernie dopina sie popręg tylko raz. Zanim usiadzie się w siodle ( z siodła poprawki są juz prawie niemozliwe ). Do tego popręg jest nieco szerszy. A jak siodło dobrze dopasowane , to da sie wsiąśc nawet bez zapinania popręgu w ogóle.
Z reguły dopinam ciasno i robię parę kroków z koniem w ręku w przód i w tył. Po czym sprawdzam. Jak ciasno wchodzi dłoń to u mnie jest ok.
Ale myślę , że tak jak w klasyce , od czasu do czasu lepiej sprawdzić .
W klasyce za luźno zapięty popręg grozi jeszcze obtarciem kłębu i/lub grzbietu . Co jest równie niefajne jak zapoprężenie.
Acha , jeżdżąc jeszcze w klasycznym siodle , też dawałam chłopakom sie paśc. Ale wcześniej luzowałam nieco popręg ... a jak dłużej to schodziłam z konia. I już. :wink:
Przydałby się nam jakiś lek.wet na tym forum :-) Kurka pietrucha...
Mojemu Cejlonowi zapoprężenie przytrafiło się raz.. jak raz go dałam innej osobie. Los tak sprawił, że znajoma musiała na nim pojechać do sąsiedniej stajni 15km. Nie dość, że zsiadła z niego po kilkuset metrach, bo niby był taki nie do opanowania (dziwne, że ja amator sobie jakoś radziłama tu taka sportowczyni nie bardzo) i szła z nim w ręce te 15 km. I jeszcze twierdziła, że koń nie potrafi iść w ręku pfffff też coś... Koń z którym się bawię z ziemi... No bo jak go cały czas trzymała krótko na napiętych wodzach to co miał robić... Szła z nim te 15 km a on sie jej troche powyrywał, troche szukał trawy a ona mu na całą tą drogę nie odpuściła popręgu!! To toż, jak w końcu wróciłam z tej wawy na drugi dzionek (praca taka dziwna była, że mnie zatrzymali na wniosku) i zobaczyłam dwie gule pod pachami to się normalnie poryczałam i już ją chciałam pobić ale się zlitowałam, bo miała też jakoś nie tęgą minę.
Cejloniara Przydałby się nam jakiś lek.wet na tym forum :-) Kurka pietrucha...
Cejloniara Przydałby się nam jakiś lek.wet na tym forum :-) Kurka pietrucha...
Co do veta na forum ( znaczy lek.veta) to namawiałem moich dobrych kolegów J.Okońskiego i J.Petelickiego , ale obadwa jakoś mało komputerowe są. Bedę szukał innych , bardziej komputerowych i nie mniej kompetentnych.
A propos popręgów anatomicznych (kształt) i anty-zapoprężeniowych (gumy) w mojej stajni w tym roku były aż dwa zapoprężenia w takich właśnie popręgach:
Jedno poważne... na zawodach - widać nie dopilnowałam wystarczająco zawodniczki na moim koniu :-( (chociaż ciężko by było cały czas za nią chodzić :-( ) i tak koń miał miesiąc startów "ze łba" no i - przede wszystkim - cierpiał nie siodłany dobre 6 tygodni, a zawodniczka zniknęła ze stajni (skoro nie mogła jeździć w siodle :evil: )
Drugie - mniej poważne - ponoć koń (nie mój) w terenie łaził na "konia tropiącego" i... podskubywał trawkę... (nie wiem jak to dokładnie wyglądało - nie widziałam) - tu po tygodniu udało się wyleczyć, po dwóch osiodłać
Mi się nigdy "nie udało" zapoprężyć...
moja klacz w terenie dosłownie wyrywa czasami wodze...gwałtownie schylając się i podrywając głowę...tfu, tfu...do tej pory nic się nie stało.
Teraz jeżdżę bez wędzidła , tylko na kantarze i już mniej gwałtownie to robi. Ale też martwię się o zapoprężenie.
DuchowaPrzygoda moja klacz w terenie dosłownie wyrywa czasami wodze...gwałtownie schylając się i podrywając głowę...tfu, tfu...do tej pory nic się nie stało.
DuchowaPrzygoda moja klacz w terenie dosłownie wyrywa czasami wodze...gwałtownie schylając się i podrywając głowę...tfu, tfu...do tej pory nic się nie stało.
TaniaCytat:Inna sprawa że ja cienias jestem i popręg jest dociągnięty jedynie na moje możliwości - czyli nie za mocno,Chyba przeciwnie? Masz dobrą równowagę jak nie zlatujesz na lekko podciągniętym popręgu.
TaniaCytat:Inna sprawa że ja cienias jestem i popręg jest dociągnięty jedynie na moje możliwości - czyli nie za mocno,Chyba przeciwnie? Masz dobrą równowagę jak nie zlatujesz na lekko podciągniętym popręgu.
a właśnie to może moja się nie zapopręzyła bo ja też nigdy nie zaciągam zbyt mocno popręgu, potem się boję, że jej grzbiet się obetrze.
Co do wędzidła to wszystko jest ok...ona od początku jakoś nie polubiła tego sprzętu. Mimo, że ja jeżdżę na dość luźnej wodzy nawet w terenie. Teraz nie mamy wędzidła i już...ale też rzuca głową, tylko rzadziej.
Ostatnio w ogóle pękł mi sznurek z jednej strony na łączu, a że byłam 5 km od domu i nie chciało mi się zsiadać to na tym jednym sznurku / takiej wodzy ze sznurka/ ona dowiozła mnie do domu bardzo starając się, żeby nie kłusować /mój kręgosłup/ chociaż chciała! jakoś słucha mego głosu....
Powtórzę coś co napisałam już kiedyś, a jest to (mam nadzieję) ciekawe i na temat:
Według podręczników zapoprężenie to nadciągnięcie lub naderwanie mięśnia (jak sama nazwa wskazuje) za lub przed popręgiem, na wysokości mostka.
Zawsze mi powtarzano, że nie wolno pozwalać się schylać koniowi z dopiętym popręgiem i tak też czyniłam (raczej nie czyniłam ).
1. Widziałam jak wygląda zapoprężenie JEDEN RAZ w życiu. Dziewczynka pozwoliła jeść trawę kucykowi, siedząc sobie na nim między jedną stępo-kłusową lonżą a drugą. Taka niezbyt bolesna, miękka bulwa. Zeszła po kilku godzinach.
2. Na CSIO w Poznaniu 3 lata temu widziałam Belgijskiego zawodnika, który po swoim przejeździe, obok rozprężalni, siedział na swoim koniu i "go pasł", nie ruszając przed i po popręgu, mimo zdziwienia a nawet zbulwersowania obserwatorów.
Twierdził, że zapoprężenie z powodu schylania się to bzdura, robi tak zawsze i nigdy żadnemu z jego koni nic nie jest.
3. W tym roku zaczęłam prowadzić rajdy długodystansowe, przejmując je od ludzi z 15-sto letnim doświadczeniem w tym biznesie.
Zostałam poinformowana o zasadach, co do których mam się stosować i bezwzględnie przestrzegać u siebie i uczestników:
-konie mają siodła na plecach 6-8 godzin dziennie,
-w połowie dnia jest 1-2 godzinna przerwa, w trakcie której zdejmuje się siodła,
-od momentu "wsiąścia" na konia i dopięcia popręgu na maksa obowiązuje ZAKAZ poluźniania popręgu,
-w trakcie 3-4 godzinnej jazdy konie jedzą, piją i schylają się wiele razy (przerwy na popas lub pojenie w rzece czy jeziorze),
-mimo tego NIE WOLNO ruszać popręgu,
Tak robią od nastu lat. Żaden koń nigdy się nie zapoprężył. Może kiedyś, w ich pierwszych latach prowadzenia rajdów, gdy jeszcze nie zwracali uwagi na to, żeby WŁAŚNIE nie ruszać popręgów.
Tego lata przejechałam 5 pięciodniowych rajdów (jakieś 1200 km) i stosowałm się do wytycznych. Żaden koń się nie zapoprężył.
Dodam, że mamy najróżniejsze rodzaje popręgów, od sznurkowych, przez skórzane, po neoprenowe, z gumami i bez.
4.Od 2 miesięcy jeżdżę na moim koniu po lasach i robię przerwy na jedzenie i picie z dopiętym na maksa popręgiem. Nic się nie dzieje.
Nie wiem na czym polega wyjątek z kucykiem.
Różne teorie mi przychodzą na myśl: nie przyzwyczajony, nie rozgrzany...
Bo przecież mięśnie w trakcie ruchu stają się rozgrzane i bardziej rozciągliwe...
Ale przecież mój koń też nigdy tego nie robił, a teraz robi.
Poza tym "rajdówki" mogą się schylać od razu, a nie po kilku godzinach...
Nie wiem co o tym myśleć.
Nie wiem czy bym pozwoliła się schylić np. gdybym siedziała na czyimś bardzo drogim koniu.
Mój koń, moja sprawa, "rajdówkom" nic się nie dzieje...
Hmmm...
:-)