Smutna refleksja o fundamentach
Smutna refleksja o fundamentach
Chciałam dodać taką małą historyjkę z wakacji.
Wiosną zakupiłam siwą i udało mi się wytłumaczyć koniowi, że postawa przeganaszowana to raczej nie to, co koniki lubią najbardziej. I konik polubił co innego ku mojej uciesze. Wpadła do mnie psiaciółka (długoletni staż instr) i poprowadziła jazdę na dwa konie, bo akurat wpadła do nas znajoma chcąca pojeździć. Nie wypadało odmówić. Wsiadła na siwą, okaz cierpliwości i spokoju. Nie ruszyła nawet gdy koń przypomniał sobie o dawnej postawie . Ja zgrzytnęłam zębami, psiaciółka puściła oczko i zaraz dyplomatycznie zwróciła uwagę, ze może delikatniej, że ja właśnie tego oduczam. A ja miałam ochotę krzyczeć. Milczałam zaciskając zęby. Znajoma z siwej zaliczyła za to glebę.
Połowę lipca spędziła u mnie osoba chcąca zaliczyć br. odznakę. Udostępniłam konia do jazd. Znów kłopoty, jakaś dziwna metoda bicia konia do zagalopowania.
Wniosek z okresu wakacyjno- jesiennego: najlepiej uczyć tych, którzy nie umieją nic. Jeśli będzie ktoś znudzony spacerkiem na kantarku i obserwacją koni na padoku, do widzenia.
Z własnych spostrzeżeń odnoście fundamentów:
Instruktorów i ich poziomu - na podstawowe szkolenie przyszłych mistrzów jeździeckich, mają w przeważającej większości wpływ ludzie tacy jak ja, czyli instruktorzy rekreacji. Czy nad naszym wyszkoleniem po ukończeniu kursu ktoś sprawuje pieczę, nie. Ani MEN ani PZJ, pierwsi o tyle są zainteresowani, że biorą kasę od organizatorów kursu, a drudzy nie są władni w tej dziedzinie, bo są od sportu a nie rekreacji. I co z tego, że taki instruktor chce podnieść swoje kwalifikacje, skoro nie ma żadnych usystematyzowanych kursów mu to umożliwiających. Jeżeli trafi się jakiś instruktor wyrastający ponad przeciętną, to po pierwsze i ostatnie primo wyłącznie dlatego, że mu się chce dla własnego widzimisię podnosić swoje umiejętności i na dokładkę tylko on sam jest tym zainteresowany. Sądzicie, że mu ktoś da za to medal – jesteście w błędzie.
Klienci – w znakomitej większości klientela ośrodków/stajni nie ma ochoty na głębsze poznanie sztuki jeździeckiej. Wystarczy, że da się pojechać galopem i nie zlecieć. Bo po co? Nie czują takiej potrzeby, ponieważ traktują ten sposób jazdy jako fajną formę spędzenia czasu, oni przecież przyjechali pojeździć na konikach, nie przyjechali się uczyć. I jak okazuje się, że trzeba by więcej czasu poświęcić na szlifowanie umiejętności, to idą tam gdzie tych wymagań nie ma. Od czasu do czasu pojawi się w tej grupie ktoś, komu zaświta „No dobra, umiem już galopować, w terenie byłem już tyle razy, że już mi się nie chce. Co dalej? Mam się tak pałętać po lesie czy może da się na tych konikach coś innego porobić?” I z tych, coś tam w przyszłości będzie. Takich człowieków jest bardzo mało.
Konie – są jakie są. Nikt nie da do rekreacji w jakimś większym wydaniu, koni super zrobionych ponieważ takie konie są kilkukrotnie droższe od tych tzw. „rekreacyjnych”, a po drugie po miesiącu, będą tak samo pozaciągane jak te tańsze. Jest to możliwe tylko w takim wydaniu, że taki konik chodzi max 2 godziny dziennie i to nie przez cały tydzień, bo też trzeba takiego konika co nieco odrabiać. A to kosztuje, w związku z czym i cena za jazdę na takim koniku musi być większa, co nie zachęca.
Chamstwo na jazdach – może za krótko bo tylko 8 lat jestem z konikami, ale przyznam, że nie spotkałem się, a może miałem taki fart, że trafiłem do miejsc, gdzie się nie rzuca mięsem.
Nie mogę zgodzić się z takim podejściem, zwłaszcza instruktorów :wink:
Warto podnosić swoje kwalifikacje , choćby ze względu na opinię , jaka powstaje w środowisku, a ma to też przełożenie na zarobki.
Moim zdaniem , klienci są dokładnie tacy, jak instruktorzy - nie odwrotnie.
I konie wcale nie muszą być zaciągnięte.
Jeśli są, to wina instruktorów - niestety.
p.,s
Witam prawie sąsiada
O, tu mi się przypomniało, że pamiętam jak zdawałam egzaminy na kulturoznawstwo we Wrocławiu (i nawet prawie się dostałam ) to byłam zdziwiona jak mało się przeklina w tym mieście (i jeszcze, że ludzie inaczej pachną, ale to może tak ze stresu mi się rzuciło na nos ), spędziłam tam kilka dni i wracałam pociągiem. Na stacji Szczecin Dąbie ktoś rzucił butelką w wagon i ryknął to najpopularniejsze słowo na k, jak jakieś nieprzyzwoite dzikie zwierzę, i od razu poczułam się 'jak w domu' Niewykluczone więc, że położenie geograficzne szkółki może mieć tu znaczenie.
Magda Gulina Nie mogę zgodzić się z takim podejściem, zwłaszcza instruktorów :wink:
Magda Gulina Nie mogę zgodzić się z takim podejściem, zwłaszcza instruktorów :wink:
Mi się zdaje, że prawda jest po środku - klienci sa tacy jak instruktorzy, ale sa ludzie, którzy pomimo że przyjda na pierwsza jazdę i nie wiedza nic o koniach uważają, ze trzeba go zdominowac i nie obchodzi ich spokojna nauka, tylko galop w teren.
Ale zazwyczaj tak nie jest. Jak pracowałam w Irlandii i miałam początkujących, to znakomita większość bała się dotknąć konia nogami, żeby go nie bolało. Patrzyli na konie z zachwytem, głaskali, pytali jak konie zyją, co jedzą, czy maja różne charaktery i humory. Chłonęli informacje. Chcę w tym roku tam znowu jechać. Bo praca z początkującymi rzeczywiście jest fajna Ale byli początkujący, którzy od razu chcieli bacik i ciagnęli za pysk niemiłosiernie. Tyle ze początkującego łatwo przestawić - w najgorszym razie powiedzieć mu dziękuję.
Zaawansowani byli różni - bywali tacy co głaskali konia za kazdy skręt, zatrzymanie, ruszenie, za kłus - to miły nawyk, w Polsce tez spotkałam się w szkółkach z nauką takiego dziękowania za wszystko koniowi. Ale byli tacy, co tylko im zyczyłam by ich koń zwalił i by nie wrócili więcej. Miałam to szczęście, że moja szefowa broniła zawsze mnie - jeśli decydowałam, że dana osoba nie może jechać w teren, bo szarpie konia to przyjmowala moje zdanie i umawiała jeźdzca na jazde dla początkujących - zazwyczaj klienci rezygnowali wtedy. Ale mieliśmy tylu chętnych, ze na to zlewaliśmy. Może klient nasz pan, ale myśmy robili co uważaliśmy za stosowne - kasy straci sie więcej na zaciągnietym koniu, z którego ludzie są niezadowoleni,, niż na jednym idiocie, który zrezygnuje z jazdy.
W Polsce spotykam sie jednak z tym, że instruktorów się nie broni - i jak sie kogos wyprosi z jazdy na chamstwo to szkółka od razu ma złą slawę - zamiast zyskiwac uznanie.... Klient ma byc zadowolony kosztem koni u nas - tymczasem w Irlandii się z tym nie spotkałam. Tam sie jasno określa zasady - jeździec sie nie stosuje, to albo lonża czy oprowadzanie w ręku, albo wypad(oczywiście pewnie nie w każdej stajni niestety - ale u nich świadomość jest wyższa i szkolenie na instruktora bardziej skomplikowane i instruktorzy są po prostu lepsi)... Tak powinno byc też u nas.
I jeszcze jedna rzecz - byłyśmy z Anią w Rancho Stokrotka i tam wszytskie konie chodziły wez wędzideł. I bez batów. Żyły na pastwiskach w chowie bezstajennym. I klientów podobno przyjeżdża dużo. I interes się kręci, choć czasem trzeba kogos zsadzac z konia... Czyli da się prowadzic szkółke z zasadami pewnymi, które chronią konie.
Ja co prawda mam raczej pesymistyczne podejście co do stanu naszych szkółek - ale skoro sa miejsca, gdzie konie sie dobrze traktuje i które sie utrzymują, to świadczy o tym, że ludzi da się przekonać do szanowania zwierząt.
Trzebaby "tylko" zrobić rewolucje instruktorską...
Ania Guzowska Mi się zdaje, że prawda jest po środku ...Pewnie tak jest, tyle że zbyt często czytam na różnych forach takie różne "napady" na intr. rekreacji, że momentami mi się nóż w kieszeni ..
Ania Guzowska W Polsce spotykam sie jednak z tym, że instruktorów się nie broni - i jak sie kogos wyprosi z jazdy na chamstwo to szkółka od razu ma złą slawę - zamiast zyskiwac uznanie....Jak takiemu "talentowi" dasz reprymendę, to jakbyś jakieś świętokradztwo popełniła. Miałem taki przypadek, więcej się nie pokazał.
Ania Guzowska ... ale u nich świadomość jest wyższa i szkolenie na instruktora bardziej skomplikowane i instruktorzy są po prostu lepsi)... Tak powinno byc też u nas.
Trzebaby "tylko" zrobić rewolucje instruktorską...
Ania Guzowska Mi się zdaje, że prawda jest po środku ...Pewnie tak jest, tyle że zbyt często czytam na różnych forach takie różne "napady" na intr. rekreacji, że momentami mi się nóż w kieszeni ..
Ania Guzowska W Polsce spotykam sie jednak z tym, że instruktorów się nie broni - i jak sie kogos wyprosi z jazdy na chamstwo to szkółka od razu ma złą slawę - zamiast zyskiwac uznanie....Jak takiemu "talentowi" dasz reprymendę, to jakbyś jakieś świętokradztwo popełniła. Miałem taki przypadek, więcej się nie pokazał.
Ania Guzowska ... ale u nich świadomość jest wyższa i szkolenie na instruktora bardziej skomplikowane i instruktorzy są po prostu lepsi)... Tak powinno byc też u nas.
Trzebaby "tylko" zrobić rewolucje instruktorską...
Magda Gulina Nie mogę zgodzić się z takim podejściem, zwłaszcza instruktorów :wink:Magdo, większość instruktorów rekreacji jakich spotkałem żyje z pensji "dwa koła pod stołem plus czasem miska", albo coś koło tego, i chyba bardziej przykłada się do wszelkich "boczków" na coś do chleba. Ile trzeba by płacić za godzinę jazdy rekreacyjnej, żeby instruktor miał legalnie choć tyle, żeby spłacać raty za niedrogie mieszkanie i wózek na dojazd do pracy, i miał jeszcze z czego żyć? A robota to nielekka, pod chmurką w deszcz i w spiekotę.
Warto podnosić swoje kwalifikacje , choćby ze względu na opinię , jaka powstaje w środowisku, a ma to też przełożenie na zarobki.
Magda Gulina Nie mogę zgodzić się z takim podejściem, zwłaszcza instruktorów :wink:Magdo, większość instruktorów rekreacji jakich spotkałem żyje z pensji "dwa koła pod stołem plus czasem miska", albo coś koło tego, i chyba bardziej przykłada się do wszelkich "boczków" na coś do chleba. Ile trzeba by płacić za godzinę jazdy rekreacyjnej, żeby instruktor miał legalnie choć tyle, żeby spłacać raty za niedrogie mieszkanie i wózek na dojazd do pracy, i miał jeszcze z czego żyć? A robota to nielekka, pod chmurką w deszcz i w spiekotę.
Warto podnosić swoje kwalifikacje , choćby ze względu na opinię , jaka powstaje w środowisku, a ma to też przełożenie na zarobki.
Paweł Leśkiewicz w znakomitej większości klientela ośrodków/stajni nie ma ochoty na głębsze poznanie sztuki jeździeckiejBo bardzo często jest to zwyczajnie nudne. A oni przyjeżdżają się zrelaksować, pobawić, poznać coś nowego - ale ciekawego.
Cytat:Nikt nie da do rekreacji w jakimś większym wydaniu, koni super zrobionych ponieważ takie konie są kilkukrotnie droższe od tych tzw. „rekreacyjnych”Nie zawsze. Są tacy, którzy sami swoje konie "super zrobią" - nie oczekując za to medali tylko z troski o te konie. A jak już je zrobią, to nie pozwolą zepsuć, bo własną pracę się zazwyczaj szanuje. A jeśli jeszcze lubią ludzi, to chętnie się efektem swojej pracy pochwalą i podzielą.
Cytat:a po drugie po miesiącu, będą tak samo pozaciągane jak te tańsze.
Paweł Leśkiewicz w znakomitej większości klientela ośrodków/stajni nie ma ochoty na głębsze poznanie sztuki jeździeckiejBo bardzo często jest to zwyczajnie nudne. A oni przyjeżdżają się zrelaksować, pobawić, poznać coś nowego - ale ciekawego.
Cytat:Nikt nie da do rekreacji w jakimś większym wydaniu, koni super zrobionych ponieważ takie konie są kilkukrotnie droższe od tych tzw. „rekreacyjnych”Nie zawsze. Są tacy, którzy sami swoje konie "super zrobią" - nie oczekując za to medali tylko z troski o te konie. A jak już je zrobią, to nie pozwolą zepsuć, bo własną pracę się zazwyczaj szanuje. A jeśli jeszcze lubią ludzi, to chętnie się efektem swojej pracy pochwalą i podzielą.
Cytat:a po drugie po miesiącu, będą tak samo pozaciągane jak te tańsze.
W cywilizowanych krajach samo ukończenie kursu nie daje żadnych uprawnień . Trzeba jeszcze odbyć praktykę i aktualizować uprawnienia w trakcie odbywanych co jakiś czas szkoleń . Może nie każdy tak naprawdę coś z nich wyniesie , lecz w każdym razie zachęca to do podnoszenia kwalifikacji . U nas niestety dominuje schemat typu " wsiadaj i radź sobie " , lub archaiczna - "kapralska " szkoła
Ania JuchnowiczCytat:Nikt nie da do rekreacji w jakimś większym wydaniu, koni super zrobionych ponieważ takie konie są kilkukrotnie droższe od tych tzw. „rekreacyjnych”Nie zawsze. Są tacy, którzy sami swoje konie "super zrobią"
Ania JuchnowiczCytat:Nikt nie da do rekreacji w jakimś większym wydaniu, koni super zrobionych ponieważ takie konie są kilkukrotnie droższe od tych tzw. „rekreacyjnych”Nie zawsze. Są tacy, którzy sami swoje konie "super zrobią"
Mój kurs instruktorski to była farsa, pozdawali wszyscy, nawet największe ofiary (w tym ówczesny prezes AKJ, ledwo trzymający się na koniu, nadęte beztalencie). Było nas kilkanaście, z czego może 4 osoby umiały jeździć, byli nawet tacy co polali egzamin pisemny, na którym były pytania rzędu: "z której strony wsiada się na konia?".
Na zakończenie był egzamin, jakieś oceny, niby tylko dwie osoby dostały najwyższe noty, ale co z tego skoro cała masa miernot zyskała uprawnienia do nauczania jazdy konnej.
Co do koni rekreacyjnych - nie muszą być przygotowane do klasy N, zresztą uprawnienia instruktora rekreacji do nauki skoków kończą się dużo niżej. Konie klasy N mogą być w sekcjach sportowych, na poziomie podstawowym myślę, że wystarczy LL i L. A treningi sportowe kosztują odpowiednio więcej i jest to już trochę inna bajka.
Usprawiedliwianie rzeczywistości szkółkowej finansami do mnie nie przemawia, jak się nie jest w stanie utrzymać poziomu szkółki i nie stawia się na pierwszym miejscu dobra konia, a na drugim jakości nauki, ma się za dużo koni, za dużo klientów, za mało czasu, to trzeba sobie poszukać innej pracy (np. kupić sobie gokarty albo quady).
arabiatto nie ma określonych uprawnień dla instruktora rekreacji. Nigdzie w prawie nie jest napisane , że instruktor może szkolić jeźdźców do klasy LL czy L. Co więcej - może stawiać ludziom przeszkody 2,48 m (;-) ) i nikt nie jest w stanie mu tego zabronić. Ponadto prawo ubezpieczeniowe mówi , że instruktor rekreacji nie ma prawa prowadzić lekcji dla sportowców, czyli jeźdźców zarejestrowanych w OZJtach. Czyli teoretycznie nie wolno mu prowadzić np. LL-kowych dzieci , ale wolno stawiać wielkie przeszkody dla niezarejestrowanych "rekreantów" ...
Co do usprawiedliwiania szkółek finansami - w pełni sie pod tym podpisuję... Miesięczne utrzymanie konia to średnio ok 300 zł. Średnia pensja instruktorska to ok 1 500 - 2 000 zł. Przy założeniu legalności interesu pensja ta w praktyce kosztuje właściciela ok 3 500 zł. Do tego stajenni - co najmniej dwóch - po 1500 zł pensjo, czyli 2 700 zł kosztów. Przy założeniu, że w stajni jest (średnio) 12 koni - miesięczny koszt utrzymania tego interesu to 9 800 zł. Do tego dochodzą jeszcze prąd, woda, podatki i ubezpieczenia, czyli ok 15 000 zł wyjdzie miesięcznie. Jeśli jazda konna kosztować będzie 30 zł to trzeba odrobić co najmniej 500 konio-godzin aby utrzymać wszystko - bez zarobkowo. Aby zarobić choćby te 4 000 zł konie muszą chodzić 635 godzin w miesiącu, co daje 53 godziny na konia czyli ponad 2 godziny każdego dnia koń musiałby chodzić. W tygodniu jazd jest mniej, zatem w weekendy trzeba "zapylać" dłużej... Przy tylu godzinach do odrobienia robi się przerób mocno hurtowy. W takim hurcie ciężko o jakość niestety :-( liczy się bowiem przede wszystkim czas
Dodam ponadto, że nie założyłam w kosztach ani amortyzacji, ani kosztów ewentualnego leczenia i postoju koni...
Sama prowadziłam podczas studiów w sezonie stajnię rekreacyjną (tj. robiłam za intruktora i stajennego w jednym). Praca ciężka, wynagrodzenie marne, starałam się bardzo o jakość, ale nie powiem z czystym sumieniem, że zawsze wszystko było pięknie :-( Fakt, że nie pozwalałam kopać, szarpać, zaciągać ręcznego, etc... Fakt, ze część klientów była zadowolona z zupełnie innego podejścia do zwierząt. Ogromna jednak część ludzi patrzyła się na mnie jak na wariata - oni przyjechali do dworku JEŹDZIĆ konno nie uczyć się jakiejś tam sztuki...Zdarzyło mi się co prawda odmówić prowadzenia jazdy kilku osobom, ale ze względów czysto finansowych - choćby i po to aby utrzymać konie - trzeba było czasem przełknąć gorzką pigułkę i brać tych wszystko-wiedzących w siodło... Z jednej strony jestem z siebie dumna, bo wiele osób zauważyło w końcu, że koń to jest Ktoś, nie przysłowiowy rower... z drugiej niejednokrotnie nie potrafiłam dotrzeć do człowieka, dla którego "z kopa i batem" było jedynym sposobem na "jazdę konną" ;-( Jestem jednak niezmiernie wdzięczna i szczerze podziwiam zwierzęta, które dla mnie wówczas pracowały - ich cierpliwość była niesamowita!!
Aktualnie czasami prowadzę jakieś lekcje jazdy ale - nie mogę się poszczycić wielkim "bumem" klienteli. Ponieważ nie muszę utrzymać z tego koni ani siebie - stawiam tylko na jakość , bezpieczeństwo i dobro zwierząt... Przerobiłam już dziesiątki wszystkowiedzących klientów, do których nie docierało, że z koniem trzeba jak z człowiekiem - spokojnie, delikatnie, z szacunkiem... Z dwojga złego teraz wolę po prostu nie prowadzić lekcji, niż szarpać się z ludźmi którzy "przecież jeżdżą konno a ja się ich tylko czepiam"...
Hough!
I tak to jest. Albo się stawia na jakość albo na ilość.
Jak macie informacje, to napiszcie jak wygląda system kształcenia instruktorów w Niemczech, Anglii.
Bo u nas to chyba jest jakieś rozdwojenie jaźni.
System idzie dwutorowo MEN - rekreacja i PZJ - sport.
Na ten moment to się zastanawiam jaka idea przyświecała wprowadzeniu przez PZJ Instruktora Wyszkolenia Podstawowego? Czy nie łatwiej byłoby ujednolicić kryteria przyznawania uprawnień IR i zaakceptować ich jako pierwsze ogniwo w szkoleniu sportowym?