Ustawianie konia na pomoce
Ustawianie konia na pomoce
Wątek o używaniu bata chyba był
Ten natomiast, jeśli dobrze zrozumiałam jest o czym innym.
O karze ( uderzeniu batem), żeby nauczyć konia reagowania na pomoce.
To schemat: od mocnego działania, do delikatnego.
Odwrotnie niż w nurcie PP, gdzie od słabego sygnału przechodzi się do coraz mocniejszego.
Skąd te cztery fazy, coraz bardziej wzmacniane.
O, ktoś napisał o klepaniu bacikiem w swoją nogę.
Może taki system: łydka - głos - klepnięcie się w nogę - klepnięcie konia (trochę zmodyfikowany parelli). Wcześniej oczywiście praca z ziemi, ruszania na dociśnięcie np. piąstki w miejscu łydki i ruszanie na głos, obycie ze sprzętem - tak jak pisze Gosia. No albo dwie fazy dociskania łydki, głos i przyłożenie ostrogi?
Wiecie co? Bo ja nagle doszłam do wniosku, że od czasów szkółki nie jeździłam na koniu, który nie rusza żywiołowo od łydki, i teraz mam poważną lukę w wiedzy. Nawet jak jakiś czas temu podjeżdżałam kuca, to mu zajęło 15 minut zakapowanie o co mi chodzi i był to kuc w pełni elektryczny. Mój młody jak go uczyłam reakcji na leciutkie dociśnięcie, za fazę czwartą miał dociśnięcie mocniej, robił 'ajajajaj! przestań już, jadę' i ruszał, stępem, kłusem, robił kilka kroków i nagroda. Jeśli zdarzają się dni, że ta reakcja jest opieszała, znaczy że mój koń nie ma ochoty na pracę i zsiadam, żeby nie popsuć. Wszystkie dzierżawione konie, prywatne, nawet na obozach kiedyś tam - na dzień dobry chodziły od łydeczki.
I co teraz jak trafie na człapaka? Savoie odpada, bo nie będę znienacka walić konia batem ani kopać po żebrach.
Jeszcze co do przedłuzenia ręki - wiem, że niby tak powinien być bat stosowany. ale ja wkoło nigdzie tego nie widzę. Nie znam ani jednej osoby(poza tymi z forum), które nie stosowałyby bata jako kary. Sama tak go stosowałam, koń wie że bat był ta stosowany i dlatego nie bedę go używać. Może jest odczulona i moge go uzywac podobnie jak ręki - ale doszłam do wniosku, że to mi niepotrzebne bo nawet samych rąk żadko używam, chyba ze do głaskania w nagordę za coś. Po co mi bat do przesuwania przodu jak koń go przesuwa bez dotknięcia.
Niemniej rozumiem, że prawidłowo uzyty bat to kompletnie co innego niz ja znam - ale nie mam od kogo się tego uczyć, poza tym nie wiem czy chcę - bo koń już na temat batów wie swoje. Skoro ona poznała jak on może działać, to będzie ustępować, bo może myśleć że jak nie ustąpi to oberwie, nawet lekko. Albo skoro zostanie dotknięta na zadzie, to zareaguje np dodaniem, bo będzie się bała, że brak reakcji to mocniejsze zastosowanie bata...
Nie wiem, ja bata wykluczyłam, Może za mało wiem o jego poprqawnym stosowaniu, ale na wszelki wypadek wolę go nie używać wcale(nawet jako target nie będę używać, tak sobie myślę).
Aniu kiedyś wklejałam na forum filmik z lonzowaniem Darco bez lonży na otwartej przestrzeni (nie w lonżowniku) - bat miałam w ręku (ujeżdżeniowy)... gdyby koń ewidentnie źle kojarzył bat sądzę, że o takiej zabawie nie byłoby mowy... Podobnie w pracy z ziemi - często bawimy się bez żadnego osprzętu w podązanie, w cofanie w zatrzymania, w przesuwanie. Zawsze mam w łapie bat, koń jest zupełnie "wolny" - może w każdym momencie zwiac do kumpli na pastwisku ... a jednak bawi się ze mną... Czyli on bata się nie boi. Jednak rozumiem Twoje podejscie - Kara na torze też prawdopodobnie otrzymywała zbyt wiele "prawdziwych" batów :-( i wiele lat na sam jego widok wpadała w panikę... Zatem - podobnie jak Ty - pomimo, że odczuliłam konię, nawet przy pracy na lonży nie używam tej pomocy, nie chcąc stresować zwierzaka. Jednak pod siodłem zdarza nam się pracować z batem, tyle że jak tylko czuję że zwierz zaczyna się spinać - bat wywalam... Zatem sądzę, że użycie jakichkolwiek pomocy w pracy z koniem to sprawa w 100% indywidualna. Z jednymi łatwiej pracować używajac bata, innym lepiej o nim nawet nie wspominać ;-)
Ty masz z Kara chyba trudniej niz ja z Branką, Brance chyba los mniej dowalił niż jej(tory to chyba jedno z najgorszych możliwoci dla konia - a na pewno tory kiedyś - choć teraz sie chyba wiele nie zmieniło), ale mam wrażenie, że są obie pod jakimś względem podobne :wink:
Chciałabym dlatego kupic sobie lub odchoważ drugiego konika, by móc pracować z takim zielonym zwierzem, którego nigdy nie bito ani nie robiono mu nic złego. Wtedy pewnie bym użyła bata do komunikacji - ale przy Brance jakos nie chcę, odpycha mnie nawet ta myśl. Ona wciąż miewa momenty, że ucieka(w sensie nie chce sie dalej bawić) ode mnie bo uzyje głośniej głosu, a co dopiero jakbym cos batem wywijała(myslę, że nawet po odczuleniu i poprawnie wg jakiegos tam standardu). Dla niej np nie jest naturalne, że sobie chodzimy razem i cwiczymy z ziemi rzeczy w formie zabawy, bo tego nie zna(tzn teraz poznaje więc zaczyna dostrzegać, ze teraz pracujemy tak, ale to wciąż jest przecież krótk) - więc teraz wszystko co robimy jest dl niej nowe i choć jej się to podoba, jak widzę, to ma swoje doświadczenia i czasem mi o nich przypomina Czasem ma momenty "zastoju" i widzę, że przetwarza to co sie dzieje w odniesieniu do poprzednich doświadczeń i mij trochę czasu zanim sie na coś zdecyduje(np wyluzowanie przy masażu we wrażliwych miejscach, gdzie kiedyś jej gniła skóra od brudu, jak ją kupiłam i co ją bolało potwornie ).
Ania Guzowska Jeszcze co do przedłuzenia ręki - wiem, że niby tak powinien być bat stosowany.A gdyby spojrzeć na to tak, że bat zawsze jest przedłużeniem ręki? W końcu jeśli karze, to też nie bat, a ręka; i jeśli głaszcze, to nie bat, a ręka; i jeśli pokazuje kierunek, to nie bat, a ręka; i jeśli... A skoro to jest coś, co ma miejsce zawsze, to można to pominąć, bo nic nie różnicuje :-)
Ania Guzowska Jeszcze co do przedłuzenia ręki - wiem, że niby tak powinien być bat stosowany.A gdyby spojrzeć na to tak, że bat zawsze jest przedłużeniem ręki? W końcu jeśli karze, to też nie bat, a ręka; i jeśli głaszcze, to nie bat, a ręka; i jeśli pokazuje kierunek, to nie bat, a ręka; i jeśli... A skoro to jest coś, co ma miejsce zawsze, to można to pominąć, bo nic nie różnicuje :-)
arabiatta Jeśli zdarzają się dni, że ta reakcja jest opieszała, znaczy że mój koń nie ma ochoty na pracę i zsiadam, żeby nie popsuć.Bardzo mi się to podoba. Rzadkie podejście... Większość ludzi prawdopodobnie stwierdziłaby, że rozpuszczasz konia.
Pewnie masz rację, że to jest jedno z niebezpieczeństw - można nie zdawać sobie sprawy z tego, jak bat wzmacnia działanie ręki (jeśli ręka chce uderzyć). Jeśli się trafi człowiek z małą empatią, to może bardzie będzie przywiązany do swoich odczuć (zrobił w sumie dość lekki ruch ręką, pacając konia bacikiem i to ten lekki ruch i opór odczuł), niż do odczuć konia, który tym bacikiem oberwał. No ale nie sądzę, żeby tu były osoby bez empatii, więc nie ciągnę tematu :-)
Mi chodziło bardziej nie o taką stronę "techniczną", tylko o to, że intencja jest w ręce, która bat trzyma. A w sumie nie w ręce, a gdzieś dalej - w głowie? w sercu? Jak ręka będzie karząca, to bat będzie karzący (ok, bardziej dotkliwie fizycznie), jak ręka będzie dotykająca, to bat będzie dotykający, jak ręka będzie głaszcząca, to bat głaszczący, jak ręka odganiająca muchy, to bat taki. Itd. Można używać, można nie używać. Zgadzam się, że różne czynniki będą o tym decydowały.
Fazy u Savoie można by przypasować do faz pnh'owskich - ale z zaawansowanego etapu nauki danego ćwiczenia. Kiedy to już jest 1111 (w sensie dłuuugiej fazy pierwszej) a potem 2,3,4 (czyli szybko i konkretnie). Ale tak można w pnh działać, jak koń już doskonale zna ćwiczenie, lepiej czy gorzej, ale wykonuje je zawsze, ba, nawet zdecydowanie lepiej, niż gorzej (a ma być tylko jeszcze lepiej). To tak przy okazji, bo już w rozmowie były nawiązania do parelliozy.
Przy dogadywaniu się z koniem w temacie impulsu naprzód, to jeszcze impuls/energia człowieka są do uwzględnienia. Pamiętam takiego miłego chłopaczka, kiedyś tam, w jakieś stajni. Chłopię było urocze, miłe, łagodne. I totalnie nieenergiczne, tak z natury. Problem się zaczynał, jak chłopak wsiadał na konia i miał z niego wykrzesać energiczny ruch naprzód (a jeszcze koń był też z tych "niskoenergetycznych"). Własną energią nie mógł konia zarazić, bo jej nie miał. Zostawała więc "technika" - ale i ona bez energii "od środka" kiepsko działała, więc się zaczynały eskalacje działań, frustracja obu stron... Miałam nieodmienne wrażenie, że tu raczej by się przydała kawa przed jazdą ;-)
Zresztą to jest coś, co znam z własnego doświadczenia - przez własną niedoczynność tarczycy. Zanim mi wykryli, co jest nie tak, byłam osobą o zdecydowanie nizuuuutkiej energii. Wtedy się wydawało, że taka jestem, a to taka była moja tarczyca (no ale to off top, chodzi mi tylko o to, że mam porównanie siebie w dwu wersjach). Jeździłam na różnych koniach. Szybko się okazało, że najlepiej się z grywam z końmi elektrycznymi. Wyciszam ponoszące. Równanie wychodziło dobrze. Gorzej, jak koń nie był energiczny z natury...
W każdym razie - czasem najpierw trzeba impuls wyrobić sobie, potem z koniem gadać ;-)
arabiatta Jeśli zdarzają się dni, że ta reakcja jest opieszała, znaczy że mój koń nie ma ochoty na pracę i zsiadam, żeby nie popsuć.Bardzo mi się to podoba. Rzadkie podejście... Większość ludzi prawdopodobnie stwierdziłaby, że rozpuszczasz konia.
Prawda, impuls w człowieku jest bardzo ważny. Ja jestem raczej ciepłe kluchy i na koniu z niskim poziomem energii trochę się gubię, bo przysypiam, koń się rozkojarza i rozwleka jeszcze bardziej. Taki jest koń mojej koleżanki, ten nieustraszony hanower, o którym pisałam. Na łydkę reaguje dość poprawnie, ale mało w nim życia i idzie tak też poprawnie niby, ale brakuje mu tej energii (albo raczej mi brakuje w nim), a ja, kluchy, go nie motywuję, bo poziom mam podobny. Dlatego najlepiej mi się jeździ na koniach z ikrą, bo moja flegmatyczność konia trochę wycisza, koń z kolei mi trochę podnosi ciśnienie, i jest równowaga
Może ja się po prostu nie nadaję do ustawiania na pomoce powolnych koni i nie powinnam tego robić nigdy, ot co. Albo tak jak pisze Klara, po kawie (albo trzech).
Bo moje pytanie w sumie dotyczy właśnie tych nisko-energetycznych koni. Może powinnam najpierw zapytać: jak je obudzić? Może od tego trzeba zacząć? Jak znacie metody i ćwiczenia naziemne na obudzenie śpiocha, to piszcie, proszę
Co do bacika, to są baciki takie sztywne, nieoddające, i da się nimi z łatwością zadziałać łagodnie, puknąć, klepnąć, przypomnieć, pogłaskać, podobnie jak ręką, tylko precyzyjniej. Zwykłe skokowe baciki też się nadają. Cienkie ujeżdżeniówki są najbardziej ryzykowne, bo ciągną i można przesadzić, i ja nie używam. Używanie bata chyba trzeba popraktykować po prostu, i przecież nie koniecznie na koniu
Dzisiaj w stajni na temat moich koni nawiązała się rozmowa, że araby to psy i nie nadają się do niczego oprócz przejażdżek terenowych, i to tak jakby nas w ogóle nie było Trochę dyskryminowane są te moje maluchy chyba Gdybym nie była na innej koniowej orbicie niż członkowie dyskusji to może i by mnie to ubodło, a z radością stwierdzam, że wręcz mnie rozbawiło Z jedną z dziewczyn chwilę później jeździłam na placu, "ustawiały" z trenerką młoda folblutkę, wodza, lewa, prawa, kopa, batem! trzymaj! puść!, skołowały kobyłe tak, że nie wiedziala czy ma isć czy stać, wiec zaczęła brykać i się wspinać, więc znowu bat, kopa, w koncu trenerka zaczęła w desperacji rzucać w konia tym co miała pod ręką... A właścicielka stojąca obok rzekła do mnie "znowu ma okres". O koniu rzecz jasna.
A mój fiat 126p wśród koni, sam niosący swoje korpulentne ciałko, rozluźniony, odpowiadający na wszystkie sygnały kłusował w rytmie dookoła, ustępował w lewo, w prawo, w kółko, cofał się, zakłusowywał z miejsca... i wszystko jakby na samą myśl. Nie mogłam dłużej patrzeć na to co one wyprawiają z tą konią, więc się ewakuowaliśmy z placu. I codziennie to samo, tylko konie się zmieniają.
To nie są żadne przechwałki, bo w 90% to zasługa konia a nie moja, ja tylko nauczyłam się go chwalić za drobne kroczki i nie chwalić za błędy i teraz mam wrażenie, że on się rozwija nawet jak na nim nie jeżdżę Kosmos.
I w ogóle zwróciliście uwagę jak to po oczach konia widać dobrze jak jest traktowany? I żadna różowa derka i owijki pod kolor czapraka tego nie zatuszują.
W ruszaniu flegmatycznego konia nie mam zbytniego doświaczenia, natomiast w uspakajaniu nadpobudliwego mam ogromne. Wystarczyło, że poprawiłąm nogę w strzemieniu moje słońce ruszało z kopyta, pochylenie się do przodu bądź do tylu owocowało spontanicznym kłusem, o pracy łydkami czy dosiadem nie było mowy, a do tego w kłusie drobił jak konik polski pomimo swoich 171cm wzrostu
To prawda z tym spojrzeniem, dwa nastawione uszka i wesoła mina wiele mówią. Tak samo jak spokój u konia - są konie, które stoją w boksie i chrupią sianko i są zrelaksowane i widać w ich oczach wtedy spokój, że czują się bezzpiecznie - a bywają takie, co stoją w boksie i sa sztywne, zestresowane i choć wydają się spokojne, to w rzeczywistości są po prostu smutne i zrezygnowane.
Co do ustawienia na pomoce dostałam ksiązkę Karen Rohfl pod choinkę i ja chłonę - dużo tu mądrych rzeczy, choć pisanie o Parrelich jak o bogach mnie miejscami denerwuje(ale w sumie to nic dziwnego, zrobili oni kupe dobrej roboty i wciąż robiś, by przemówić ludziom do rozsądku i poprawić los koni, także tych sportowych, wycznowych).
Bardzo fajna ta książka, bo żeby ją dobrze zrozumieć to trzeba poszukać w innych źródłach. A metoda przekazywania koniowi energetycznie, że zrobił coś dobrze i że jest doskonały też jest super (działa i to jak!), z tym że właśnie dzisiaj odkryłam, że źle to ugryzłam, bo za każdym razem jak chciałam z siodła pochwalić konia za coś, to się rozluźniałam i pozwalałam mu się zatrzymać jednocześnie go chwaląc słownie, a potem go jeszcze dodatkowo czochrałam i obrzucałam superlatywami i dzisiaj się okazało, ze ciapek chętniej się zatrzymuje niż rusza, bo mu się to lepiej kojarzy. Będę go teraz bombardować pozytywną energią w stępie i kłusie, bo zdecydowanie za chętnie się zatrzymuje - bezsygnałowo, jak tylko mi przemknie przez myśl, że 'może by tak zwolnić...' to koń już stoi na baczność. A ja chciałabym, żeby tak reagował na myśl o ruszaniu, a zatrzymywał się bardziej 'przemyślanie'.
Na sygnał do zagalopowania na razie mamy sekwencję - zła mina -> bryk -> galop, więc zostawię to sobie na wiosnę (ewentualnie poćwiczymy przejścia z ziemi, będzie potem dużo łatwiej z siodła).
tak propos skośników, wstyd się przyznać ale na pewne rzeczy nie ma się wpływu, konik stoi w stajni w moim miasteczku, zdjęcie znalazlam na nk u koleżanki mojej koleżanki, też jesteście w szoku?
Sądząc z wyrazu mordki zwierzak zupełnie nie wie czego od niego chcą.
A skośnik wygląda na zapięty „bo był w komplecie”.
Ale to tylko takie moje spostrzeżenie a ja się nie znam.
Inna sprawa to co jeszcze ten nieszczęśnik ma tam dopięte do tego wędzidła?
Gumy?