Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Wersja do druku +- Hipologia (https://forum.hipologia.pl) +-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4) +--- Wątek: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania (/showthread.php?tid=334) Strony:
1
2
|
Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - urwis - 12-10-2008 Klara Naszarkowska- zadałaś szczegółowe pytania a ja tak samo spróbuję odpowiedzieć - może tak do czegoś dojdziemy - lepiej - to już chyba jedynie na "optykę" a to już czas (Twój i mój), odległość, transport i... same kłopoty (znaczy na później jak nie da rady inaczej). 1. "(ten okręcony bez wiązania)" - lekkie szarpnięcie - nie idzie - (to musi być parę obrotów linki bo inaczej "idzie") - "zbiera" się natychmiast "w sobie" i widać, że drugie szarpnięcie, które zaraz nastąpi to już będzie pełna siła i walka. Patrzy przez moment wzdłuż linki - widzi, że ona biegnie do belki - widać narastający obłęd w oczach i .... natychmiast odwijam chociaż jeden obrót, żeby nie stawiła za dużego oporu - następuje potężne szarpnięcie - koń prawie wykonuje komendę "siad" po czym wraca do belki z głupią miną cała przepraszająca. Boje się trochę czy te "siad" nie jest dla niej niebezpieczne. 2."uwiąz nieco ustępuje" - po pierwszym lekkim "kontrolnym" szarpnięciu - stoi spokojnie dalej jakby nigdy nic - powtarza takie próby co jakiś czas (2-5 minut) w zależności od tego jak bardzo jest zainteresowana tym co przy niej robię. Nie jest to w sumie zbyt uciążliwe i prawie nie przeszkadza w obsłudze - tym bardziej, że jak się w wyniku paru kolejnych prób odsunie o krok czy dwa - wystarczy zwykłe "wracaj tu" i staje znów przy belce (wystarczy podciągnąć linkę, żeby nie wisiała jej pod nogami. 3. "ale to może być podążanie za człowiekiem" -nie to nie to - czasami zwłaszcza jak popuszczę więcej linki - wyprzedza mnie (Ona przecież doskonale wie gdzie powinienem z nią iść) - czasem odejdzie w bok i lekkim pociągnięciem za linkę przywołuję do siebie - czasem się zatrzyma (bo znalazła lub usłyszała coś ciekawego) wtedy terz pociągnięcie za linkę "przywołuje do rzeczywistości" i grzecznie idziemy dalej). Ostatnio posuwam się wręcz do używania na spacerach psiej smyczy (takiej rozwijanej dla owczarka) i dziewucha korzysta z pełnej długości (ok.7m) - opór sprężyny jej nie peszy (a ja nie mam niewygodnego zwijania) a lekkie pociągnięcie albo "choć do mnie" pozwala skracać dystans do normalnego prowadzenia. 4. "Za grzywkę" chodzimy bez kłopotów - często dość bo nie chce mi się zakładać kantarka przy każdej okazji a po pastwiskach chodzą bez (dla bezpieczeństwa) trzymam wtedy tuż za uszami (żeby mnie zbytnio nie wyprzedzała) ogólnie wolę ją prowadzić niż jak "podąża za człowiekiem" bo to podążanie w jej wykonaniu przypomina raczej "orbitowanie" wokół mnie. A jako że "jeża" mamy nie do końca opanowanego obawiam się trochę "chop na rączki do tatusia" ja czegoś się nagle przestraszy. Po jakimś czasie takiego prowadzenia (100-200m) moja ręka "robi się cięższa" a Ona w miarę zwiększania nacisku opuszcza głowę coraz niżej aż zaczyna się "westernowe liczenie kaktusów" i przesuwam rękę trochę niżej po szyi bo aż głupio to wygląda. 5."gdybyś stał w miejscu i chciał ją przesunąć naciskiem na kantar via lina?" Nie ma z tym kłopotów - jest całkowicie obojętne czy kierunek lewo,prawo,przód czy tył nadam linką czy ręką za sam kantarek czy za grzywkę czy popychając ramieniem (jak zajęte ręce) w klatkę lub łopatkę. Wystarczy też np. w stajni jak wnoszę siano a ona stoi mi na drodze tyłem do mnie zatrzymać się i powiedzieć "posuń się" żeby przesunęła "tyłek" w tą stronę jak uzna, że będzie mi łatwiej przejść. 6. Z weterynarzami i ogólnie obcymi nie ma dużych problemów jak jestem przy niej (beze mnie na widok obcego na pastwisku jest "rodeo" i pędem do domu, żebym wyszedł i wygonił). Mądry Wet. zrobił jej zastrzyk tak, że nawet nie bardzo się połapała (dwa uszczypania pod rząd, igła schowana w dłoni i "klepnięcie" potem dopięcie strzykawki wszystko poparte mądrą "mową ciała"). Ale trafiają się totalne gamonie (a koń to wie i od razu zaczyna być niespokojny). A niestety z racji "specyfiki okolicy" w nagłych przypadkach jestem skazany na wybranego losowo (czyt. tego co raczy przyjechać). 7."Może drugi człowiek by pomógł - żeby jeden mógł asekurować trzymając linę, a drugi " - najlepiej pracuje mi się z Nią sam na sam - przy innych (nawet tych dobrze znanych) strasznie się "rozkojarza" (to taki rozpuszczony smarkacz - chciałaby, żeby wszyscy zajmowali się nią jednocześnie - zaczyna się wiercić, kręcić jakby chciała być w dwóch miejscach jednocześnie) - ale chyba masz rację - trzeba ja oswoić z obsługą dwu osobową (żeby przestała to być atrakcja) bo sam sobie chyba nie poradzę. 88888!!! "Dobra praca, nie totalne głupoty" - nooo! - to już wiem! Ale masz wypracowanie - jak znajdziesz czas i przez to przebrniesz to bardzo proszę - daj znać co w tym widzisz. (czyt. gdzie Twoim zdaniem siedzi zadra). Dodane...w ostatniej chwili: Cejloniara - "toć przecie" Ja też się staram - mam już długie włosy (prawdziwy blond) i nawet kucyk - o cholera - a może im wąsy nie pasują? Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Cejloniara - 12-10-2008 hehehehehehehehe "liczy kaktusy" hehe pdba mi się ten facet :-) Klara lubi "przebrnięcia" :-) Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - branka - 12-10-2008 Dla mnie to klasyczny przypadek, w którym można by skorzystać z klikera mądrze. Nauczyć konia lubic to czego nie lubi. Nauczyć go tego, by było to opłacalne. Tylko mam wrażenie, że trzeb aby byc wprawnym klikerowcem by tu coś zdziałać, bo koń ma głęboko zakorzenione pewne sprawy. Zbyt duże parcie na rowiązanie problemu nawet stosując szkolenie pozytywne, może sprawić jeszcze większy opór. W kazdym razie nie widzę rozwiązania innego jak wytrwałym szkoleniem pozytywnym, nawet bez klikera. Trzeba by wyczuc co jest największą radochą dla konia i stosować to jako nagrodę, tylko w przypadku ćwiczeń z wiązaniem, a oprócz tego porobic innych ćwiczeń troche, ze "słabszą" z punktu widzenia nagrodą, by zobaczyć, ze za stanie nagroda jest taka "super" (najpierw wiązać iluzorycznie, czy w ogóle z niby przywiązywaniem do ziemi, do szczotki leżącej na ziemi itp, a potem dopiero do rzeczy stałych i większych i zawsze nagradzając stanie, zanim koń sie usztywni i ruszy, i np puszczając konia luzem w nagrodę jak wystoi te sekundę czy potem trochę więcej - i w nie wiązać bardziej, niż okręcając uwiąz raz czy dwa wkoło czegoś przez początkowy czas!). Najwazniejsze byłoby nagradzanie spokoju i odrężenia u konia, a nie nawet jeśli stoi, ale już cały drży i gotuje sie do ucieczki. Re: Odsadzanie - jak przełamać nie tracąc zaufania - Emila - 12-15-2008 To trochę jak dziecko które idzie pierwszy raz do przedszkola a do tej pory trzymało się tylko mamusinej spódnicy. Boi się obcych ludzi, gdy mama zniknie z oczu wpada w panikę. Z czasem przyzwyczaja się i zaczyna ufać obcym. Gdyby zostało przy mamusi, a mamusia zniknęła na chwilę (porwanie czy coś) świat zawaliłby mu się. Gdyby Ciebie zabrakło ( pilny wyjazd itp), nie ma nikogo z rodziny, konikowi coś by się stało (odpukuje w biurko i rzucam czarnym kotem przez ramię) nie dałaby nikomu szansy rzeby sobie pomóc. Może warto przyzwyczajać ją do czyszczenia przez kogoś obcego, proste zabiegi pielęgnacyjne, rzeby przekonała się, że obcy (przyjaciołom się ufo ) też jej nie zrobią krzywdy |