Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Wersja do druku +- Hipologia (https://forum.hipologia.pl) +-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4) +--- Wątek: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu (/showthread.php?tid=236) |
Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Julie 1 - 03-31-2008 Magdo: Ja też bym chciała, żeby było więcej koni podobnych do Twoich. Co stoi na przeszkodzie? Nie wszystkie konie mają jednego właściciela. Jest tysiące miejsc, w których konie są źródłem dochodu. Jest sobie właściciel próbujący powiązać koniec z końcem i są pracownicy. Fajnie, jeśli pracownicy robią to co kochają, znają się na tym i mają satysfakcjonujące wynagrodzenie. Jeśli nie, to często się zmieniają. I choćby nie wiem jak wielka była dobra wola i wiedza pracownika, na pewne rzeczy ma wpływ, a na pewne nie. Zastaje konie takie jakimi są. Niektóre skrzywdzone przez los, a nie wszystko da się do końca naprawić. Są np. duże, pełne ludzi i koni stajnie, w których poza rekreacją są młode konie, są ogiery, są konie prywatne i sportowe. Konie rekreacyjne, zwłaszcza kuce, są często rozpieszczone i wycwanione. Potrafią ugryźć i jest to niestety w wilelu miejscach normą. Czasem przychodzą młode konie do zajeżdżenia, np. takie które w ogóle nie znają człowieka. Niby ufne, ale nie wiesz do końca czego się spodziewać. Ogier potrafi być z natury pobudliwy i niebezpieczny, jeśli się nie wie jak z nim postępować. Konie w treningu sportowym nie są często miłymi miśkami do głaskania, bo rozsadza je energia. A ich właściciele nie życzą sobie, żeby obce osoby się przy nich kręciły. A pośród tego wszystkiego w środku lata kręcą się tłumy turystów. Każdy chce najchętniej wszystkie konie pogłaskać i nakarmić wszystkim co ma przy sobie. Dla takich ludzi każdy koń jest taki sam. Pozwolić im na to? Czy rzucić wszystko i biec tłumaczyć każdemu (a będzie czasem ze 100 osób dziennie), że teraz chodźcie ze mną na pastwisko, pokażę wam na czym polega hierarchia w stadzie koni, ich język ciała i sposób postrzegania świata itd itd... Zrobiłam tak wiele razy. I powiem Ci rzecz najsmutniejszą: Ludzi to często nie interesuje. Przyszli się karnąć i za to płacą. Czy rzucić pracę instruktora? ;-) Czasem chciałabym. Ale to moja jedyna możliwość przebywania z końmi i posiadania własnego. Miejsce w którym obecnie pracuję i konie z którymi mam zaszczyt pracować należą do tych nieskrzywdzonych przez los, są ufne i szczęśliwe, bo właściciela stać na to, żeby nie eksploatować ich ponad siły. Ale pracowałam i przebywałam w wielu innych miejscach. I niestety jest wiele koni "nie takich jak Kuba", którym nie wolno kucać przy nogach. Byłoby super, gdyby każdy koń miał takie życie jak Twój, ale prywatna stajenka z dwoma końmi to nie sopocki hipodrom. Inna bajka niestety. Reasumując: Chyba się zgadzamy, że to co robisz z własnym, czy dobrze znanym Ci koniem niekoniecznie da się zrobić z innym i pewne zasady bezpieczeństwa powinny być przestrzegane? Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Cejloniara - 04-01-2008 Zgadzam się z Julie. O zasadach trzeba pamiętać, szczególnie przy obcych konia o których nic nie wiemy. Taka zasada ograniczonego zaufania i rozśadku podyktowanego wyobraźnią "co się może stać". I lepiej młodzież uczyć na zasadzie "bądź rozważny i mądry przy koniu." Wiekim grzechem codziennym, który widziałam kilkakrotnie jest dla mnie PALENIE PAPIEROSÓW NA KONIU!! Jak można w ogóle wpaść na taki pomysł?? A z zasad to mam jeszcze takie, że nie podchodze to obcego konia bez zgody jego właściciela i nie wchodze do obcej stajni bez pytania. Nawet podczas zawodów, czy gdy po drodze mijam jakąś stadnine i moge wejść "pozwiedzać" biegam po całym terenie i szukam kogokolwiek kogo pytam, czy wolno, czy nie przeszkadzam. Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Guli - 04-01-2008 Julie Są np. duże, pełne ludzi i koni stajnie, w których poza rekreacją są młode konie, są ogiery, są konie prywatne i sportowe. Wiesz co? Poznałam całkiem sporo stajni i tych małych i większych. Byłam tez w sopockim hipodromie (smutne miejsce, porozbijane na kilka stajni). Po kilku latach już " na swoim" mogę pokusić się o refleksje. Poznałam stajnie z kilknastoma końmi , przy których kucam bez najmniejszego strachu. I stajnię dużą , gdzie tez mogłabym to zrobić. Wiesz w czym jest problem? W koniach , ich przygotowaniu , wyszkoleniu. Nie będzie bezpiecznie w stajniach, gdzie są konie z "odzysku" , kupowane za psie pieniądze, po torach, z wieloma narowami , abo "po sporcie" , czyli 8, 10-letni koń zupełnie zniszczony fizycznie i psychicznie. Nikt przecież przy zdrowych zmysłach nie sprzedaje dobrze wyszkolonego konia za 5 tys. Albo kupuje się konia 3-letniego, który nie jest nauczony koniecznej obsługi , typu czyszczenie , podawanie nóg, prowadzenia na uwiązie. I tu znowu skrzeczy nasza rzeczywistość. Zbyt mała ilosc hodowców przyucza źrebaki do takich zwykłych czynności. W całym cywilizowanym świecie podejdziesz do obcego konia , wyczyścisz mu kopyta, a on będzie stał spokojnie, nie będzie kopał, czy sięgał zębami. Cytat: I to jest bardzo smutne. Jakie koń ma życie zależy od nas, ludzi- prawda? A moje wcale nie miały wczesniej łatwego i z tego powodu nie sprawdziłyby się w szkółce Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Julie 1 - 04-01-2008 No to się cieszę, że się zgadzamy. Niestety nie mamy wpływu na to czy i jak są wyszkolone czyjeś konie. "Smutnych" miejsc jest wiele. Tylko nie do końca się zgodzę ze stwierdzeniem, że w całym cywilizowanym świecie każdy koń jest dobrze wychowany i ufny. Wiem jak to wygląda w Anglii i Irlandii. Mimo, że przepaść między ich a naszym poziomem jest ogromna, to stajnie i stajenki też bywają różne. W większości jest dobrze, ale są też takie w których konie są mniej lub bardziej krzywdzone. Jest bardzo dużo takich koni jak piszesz, ale właśnie dlatego, że wszędzie obowiązują ściśle przestrzegane zasady. Oni mają fioła na punkcie zasad bezpieczeństwa. Wyobraź sobie, że według nich oprócz kasku trzeba nosić na głowie siateczkę, bo włosy mogą się wplątać w element siodła czy ogłowia. Na egzaminach jest taki obowiązek. Bez siateczki nie wpuszczą. A palenie na koniu to moim zdaniem szczyt wszystkiego. Dla mnie nie do przyjęcia. Ani na koniu, ani przy koniu. Jestem największym przeciwnikiem takiego zachowania, mimo, że sama palę. Tak samo nieelegancki jest zwyczaj niektórych trenerów, palenia w trakcie prowadzenie treningu. Mi się zdarza baardzo sporadycznie, ale tylko jeśli jest to jazda prowadzona jakiemuś bardzo dobremu znajomemu i to na koniec jazdy, gdy już skończyliśmy własciwą część treningu. Napewno nie przy klientach, zwłaszcza dzieciach. Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Guli - 04-01-2008 Julie No to się cieszę, że się zgadzamy. Zgadzamy się ? Ja nie zgadzam się na pokazywanie koni jednostronnie , jako niebezpieczne , którym nie można zaufać. Nie zgadzam się na tego rodzaju naukę zwłaszcza dzieci, bo jako dorosli też będą mieli taki obraz koni. Będą podchodzić ze strachem i nieufnością do każdego konia, bo przecież koń...... Jak można wobec tego oczekiwać , że konie odpłacą się ufnością i łagodnością? Znam konie, również szkółkowe, przy których czuję się zupełnie bezpiecznie. Nie zgadzam się , że pokazywanie moich koni , moich z nimi realacji jest rzeczą godna potępienia, bo rzekomo zaraz dzieci i nastolatki rzucą się mnie naśladować i konie je zmasakrują hock: Jak przeglądam niektóre fora , to ludzie rozmawiają głównie o sprzęcie i jak uzyskać pożądaną sylwetkę konia za pomocą patentów . I naśladują innych w tych sprawach , a szkoda. Ja pokazuję swoje konie, żeby uświadomić, że można inaczej, że do każdego konia można znaleźć klucz, choć nie jestem klucznikiem :wink: Własne relacje z koniem trzeba wypracować sobie samemu , ale warto . Czasami tylko trzeba wyjśc poza sztywne ramy myślowe , w które zostaliśmy wtłoczeni poprzez tego rodzaju nauki , czyli drukowane wielkimi literami zakazy. Ciekawe, że w stajniach , gdzie takie "instrukcje" wisiały nie widziałam ani jednej mówiącej : jak właściwie postępować z końmi , bo przecież to przyjazne zwierzęta Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Julie 1 - 04-01-2008 A ja Ci mówię, że się zgadzamy Magda Gulina Nie będzie bezpiecznie w stajniach, gdzie są konie z "odzysku" , kupowane za psie pieniądze, po torach, z wieloma narowami , abo "po sporcie" , czyli 8, 10-letni koń zupełnie zniszczony fizycznie i psychicznie. Więc przy takich koniach nie do końca można się zachowywać jak przy Twoich. Prawda? A na jednostronne pokazywanie koni jako niebezpiecznych i nieprzyjaznych nikt z tu obecnych się nie zgadza. Kto tak twierdzi według Ciebie? Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Lutejaxx - 04-01-2008 kiedyś gdy byłam jeszcze dzieckiem i wydawało mi się, że konie są po to, żeby sie do nich przytulać i na nich jeździć.....to wsiadałam po prostu /konie na pastwiskach , różne nieznajome/, a właściwie wskakiwałam i jeździłam. Hihi nie raz jakiś gospodarz leciał za mną z widłami. Miałam wtedy jakieś 9 lat! I nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek koń próbował zrobić mi krzywdę.....Raz tylko jeden z nich /nie wiem może to był podrośnięty źrebak/ przy wskakiwaniu nieco odskoczył i pogalopował przed siebie. W miarę upływu lat - różne opowieści o wypadkach z końmi- stopniowo, stopniowo powodowały, że w moja podświadomość wgrywały się różne czarne scenariusze jak tylko patrzałam na konia. Teraz mam swoje lata i okazuje się, że mimo tak naprawdę wielu, wielu lat spędzonych w siodle jeżdżę gorzej niż np. 10 lat temu. Psychika odgrywa w moim przypadku bardzo istotną rolę. I w moim wypadku akurat opowieści o "niebezpiecznych" koniach sprawiły, że jazda na nich na prawdę stała się dla mnie niebezpieczna. W tym sensie, że jeżeli wsiadam na konia i czuję lęk to koniowi wcale nie pomagam...on się nakręcać może. Po drugie jestem spięta...w jaki sposób pójść za koniem gdy coś nagle wyprawi? Podstawą równowagi jest jednak odpowiednie rozluźnienie jeźdźca chyba? I coś jeszcze: prze tamte wszystkie lata w zasadzie nigdy nic na koniu mi się nie stało. Jeździłam bez kasku, kamizelek, często w katarkach, często na koniach naprawdę wystanych i różnych. A mój ostatni upadek był spowodowany właśnie myśleniem o tym jaki to koń niebezpieczny..... Nie znaczy to oczywiście, że mamy nie znać zasad itp. To trzeba znać. Czasami mówi się dość mądrze......zasady trzeba znać po to, żeby umieć je przekraczać! Ja też mam taką intuicje jak Magda..../chyba, sorki jeżeli znowuż kogoś źle rozumiem lub obrażam!/, ze w środowisku jeździeckim i wśród koniarzy istnieje taka tendencja, ażeby końmi bardziej straszyć niż stawiać je w przyjaźniejszym świetle. Mój mąż mi powiedział, że przed kupieniem konia myślał, że one są takie łagodne roślinożercy...ale jak jeździliśmy po różnych stadninach to koniarze wciąż straszyli wstrząsami mózgu, połamanymi kręgosłupami, opowiadali o wypadkach i....teraz boi się koni. Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Wojciech Mickunas - 04-01-2008 Mie nikt nigdy końmi nie straszył i przeżyłem czterdzieści parę lat jeżdżąc na nich ( w tym 15 lat uprawiając dość nieebezpieczną kokurencję WKKW) i nie miałem nic złamanego , ba ,nawet tak na prawdę nie byłem nigdy hospitalizowany. Dopiero 4 lata temu załamał się dach na który wlazłem i wylądowałem z połamaną poważnie nogą na ortopedii ,gdzie musieli mnie poskrecać na śruby. Nigdy się koni nie bałem znając dobrze ich "możliwości" . Uczono mnie zawsze rozumienia tych zwierząt jako najlepszego sposobu na bezpieczne z nimi obcowanie. Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Klara Naszarkowska - 04-01-2008 DuchowaPrzygoda Ja też mam taką intuicje (...), ze w środowisku jeździeckim i wśród koniarzy istnieje taka tendencja, ażeby końmi bardziej straszyć niż stawiać je w przyjaźniejszym świetle. Mam wrażenie, że jest spora grupa jeźdźców, którzy lepiej się czują jeśli "poskramiają bestię" (a nie "zaprzyjaźniają się z owieczką"). Tylko czasem (często?) tę bestię trzeba sobie wykreować. Choćby słowami. Podkolorować obraz konia, dodać kłów i pazurów. Kiedyś zapadły mi w pamięć słowa Trenera Mickunasa - o smutnej i idiotycznej, a jednak ciągle obecnej, "odwiecznej walce człowieka z koniem". Trafne niestety. Coś ludzi trzyma w tym "walecznym" trybie myślenia o koniach. Coś im to daje. Oglądam teraz dziewczynę, która kupiła młodego, niemal surowego konika. Będzie go dla siebie układała. Ja w owym koniu widzę otwartego, dość ciekawskiego ale w sumie pogodnego stwora. Ona ma potrzebę podkreślania jego krnąbrności, skłonności do "testowania" człowieka, buty itd. Jakie to różne patrzenie na jednego konia... I prawdopodobnie różne ścieżki wynikające z różnej optyki. U mnie takiego "wojennego" myślenia wiele nigdy nie było, a teraz je do końca wytracam (tak mi się zdaje). Ale jakoś tam staram się zrozumieć, że potrzeba poskramiacza w człowieku może siedzieć. W sumie mam podobnie z nartami - lubię powalczyć ze stokiem, przyatakować, czasem dać sobie radę, czasem się przekoziołkować, porównać się z innymi, może potem wszystko barwniej opisać... Relaksacyjne "bujanie się" mi nie starcza. Tylko... stok to nie jest żywa istota... A wracając do tematu - czyli grzechów codziennych. Zaufanie jest ok, ale rutyna nie. I podoba mi się, co DuchowaPrzygoda pisze, o tym, że jak się zna zasady, można je łamać. To chyba powinno iść jakoś w parze - ot, na przykład wiedza, jaki zasięg mają kopyta konia, w która stronę koń może machać nogami i kopać, z decyzją, czy danemu koniowi się ufa. I do jakiego stopnia. Różne takie zachowania "o podwyższonym ryzyku" nie powinny nigdy wynikać z niewiedzy, naiwności, zbyt lukrowanego obrazu koni, nieuwagi, roztargnienia, bezmyślności... Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Lutejaxx - 04-01-2008 dzięki Klaro..... jeżeli ktoś wyżywa się na stoku lub na macie lub w sztuce itp. to moim zdaniem jest najlepszy sposób na wyładowanie swojej agresji, którą nosi każdy z nas w sobie... Niestety. Z końmi jest też chyba tak, że pewni ludzie mają potrzebę pokazania innym, że świetnie sobie radzą z ujarzmianiem niebezpieczeństw. Kreują siebie w ten sposób -kosztem niestety istot żywych - na bohaterów.Natomiast ten drugi człowiek, jako gorszy, słabszy, głupszy i nie wiem jeszcze jaki....nie ma wstępu do królestwa takiego bohatera. Trzeba "zasłużyć". Myślę, że z psychologicznego punktu widzenia rację ma Bruno Bettelheim,twierdząc, że ludzie podświadomie tęsknią za symboliczną cudownością baśni. I mitu czasami też. Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Lutejaxx - 04-01-2008 a i jeszcze jedno....co mnie bardzo smuci.... pojawiło sie wiele osób, którzy chcą pracować z końmi metodami zupełnie bezstresowymi. Bo to jest modne. Czasami nie radzą sobie, koń zaczyna dominować, są z nim jakieś problemy...i taka osoba od czasu do czasu wybucha! Np. leje konia batem za strach. Ni stąd ni zowąd. Potem znowuż wraca do owej bezstresowości ...i znowuż w jakimś momencie wybucha. Moim zdaniem lepiej już prowadzić konika jak najprostszymi metodami tradycyjnymi, ale konsekwentnie, cierpliwie i stanowczo niż iść w metody, które niby są nastawione na rozumienie konia ale wywołują niekontrolowane emocje u osoby pracującej z danym koniem. Taka moja refleksja bardzo ogólna ...Mam nadzieję, że nikogo nie obraziłam? Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Gaga - 04-01-2008 Klara Naszarkowska Oglądam teraz dziewczynę, która kupiła młodego, niemal surowego konika. Będzie go dla siebie układała. Ja w owym koniu widzę otwartego, dość ciekawskiego ale w sumie pogodnego stwora. Ona ma potrzebę podkreślania jego krnąbrności, skłonności do "testowania" człowieka, buty itd. Jakie to różne patrzenie na jednego konia... I prawdopodobnie różne ścieżki wynikające z różnej optyki.Dokładnie, koń to nie tylko koń , ale i nasze jego postrzeganie. Jak to jest, ze mój agresywny 3 letni już-nie-ogr jakoś mnie nie gryzie, nie kopie, a na widok mojej drugiej połowy zamienia się w dziką bestyję z rządzą mordu w oczach? Ja widzę Darco jako rozpieszczonego (moja wina, wiem) dzieciaka, który jeszcze nie wie czego chce od życia (nie licząc marchewek ;-)) ... czyszczę go na pastwisku, bez wiązania, etc... druga połowa widzi w nim dzikiego ogiera (chociaz już nie)... i tak zwierz jest taki jakim go postrzegamy po prostu :-) Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Trusia - 04-01-2008 Dla mnie uwaga Duchowej jest uproszczeniem. Bo z niej wynika, że metodami bezstresowymi pracują ludzie skłonni do wybuchów, a tradycyjnymi nie. W każdej metodzie potrzebna jest konsekwencja i cierpliwość. Żadna metoda nie jest pozbawiona ludzi wybuchowych i lejących konia za strach czy za coś innego. To nie jest kwestia metody, tylko charakteru człowieka. Chyba że są metody, które przyciągają sadystów i takie, których sadyści unikają. Może i są, nie wiem, ale chyba nie jakoś szeroko rozpowszechnione. DuchowaPrzygoda Moim zdaniem lepiej już prowadzić konika jak najprostszymi metodami tradycyjnymi, ale konsekwentnie, cierpliwie i stanowczo niż iść w metody, które niby są nastawione na rozumienie konia ale wywołują niekontrolowane emocje u osoby pracującej z danym koniem. Trudno wyobrazić mi sobie metodę pracy z koniem, która sama z siebie by miała wywoływać niekontrolowane emocje. Czyli co się dzieje? U ludzie pracujących taką metodą występują reakcje, których ci sami ludzie w innych metodach by nie mieli? Z czego by to to się miało brać? Przyznam, że zupełnie nie rozumiem, o co tu chodzi. Przy okazji mam pytanie: Które metody uważane są za bezstresowe czy klasyfikowane jako bezstresowe? Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Lutejaxx - 04-01-2008 Małgosiu..."nie licząc marchewek" hahahahaha to było DOBRE!!!!! Re: Grzechy codzienne, czyli czego NIE robić przy koniu - Lutejaxx - 04-01-2008 Trusiu absolutnie nie miałam takiej intencji, żeby ludzi wraz z metodami do szufladek wkładać i te szufladki podpisywać. Tyle tylko, że jakoś nie chce mi się tego tłumaczyć...może ktoś zrozumie inaczej niż Ty? Moja uproszczona wskazówka:.chodziło mi o ludzi /przecież nie wszystkich!/ którzy ze względu na modę biorą się za coś o czym nie mają bladego pojęcia. Ale wydaje im się, że mają. Bo poczytali sobie np. Przykład człowieka, który konia metodą tzw. tradycyjną układa wstępnie w ciągu miesiąca. I robi to dobrze. Ale tenże sam człowiek porywa się np. na natural i w ciągu pół roku, -wychodząc co pewien czas z siebie -zajeżdża ogierka. Tam wkłada siodło po 2 tygodniach, tu po pół roku....ale jest wściekły na siebie i na konia- bo nie wychodzi mu tak jak np. w książce. |