Małgorzata Wójcik napisał(a):Zdarza mi się do niego przyjsć, pogłaskac, dać marchewkę, wyczyścić i nie siadać.
Takich obyczajów nie zarzucaj. Możesz nawet czasem pójść w tym trochę dalej: przyjść do konia, usiąść obok i sobie przy koniu tylko być. Nie głaskać, patrzeć, jeśli chcesz, czytać, jeśli wolisz. Dwadzieścia minut, pół godziny... Na siedzenie na wybiegu teraz pora roku kiepska, ale można przysiąść i w stajni (w boksie lub obok, zależy od tego, co bezpieczne). Taki czas bez wymagań. Jak koń podejdzie, dotknie, super, można się odwzajemnić i pogłaskać. Ale nic nie inicjować.
Cytat:Reaguje na każdą moją prośbę o odsunięcie się.
W PNH mówi się o dwu siłach "drive" i "draw". Pierwsze to "odpychanie", zdolność do odesłania konia, przesunięcia go, odsunięcia. Drugie to przyciąganie, wzajemna atrakcja, to, że koń chce podchodzić do człowieka, być blisko niego, pozostawać w pobliżu. Te dwie siły powinny pozostawać w równowadze. (Na początku budowania relacji z koniem można postawić na przewagę
drive dla bezpieczeństwa, żeby mieć kontrolę nad koniem, pewność, że zawsze uda się wyprosić go ze strefy osobistej). U was najwyraźniej tej równowagi póki co nie ma.
Cytat:Ja pracuję nad tym, aby jak się denerwuje, to uspokoić go, nie robić nic wbrew niemu.
Nie piszesz za dużo o uspokajaniu, w każdym razie jeśli koń naprawdę się boi, tak w kierunku paniki, to wtedy metody wyciszone, delikatne, głaskanie raczej się nie sprawdzą. Tzn. najpierw trzeba konia do rzeczywistości przywołać, "przebić się" i dopiero przekierować jego uwagę i energię.
Cytat:Ale jednocześnie... jest to koń zamknięty dosyć w sobie. Nie nawiązuje nadmiernie kontaktów z kolegami ze stajni. Nie jest towarzyski ani skory do współpracy. Aby ta układała się zgrabnie i składnie, wymaga to ode mnie dużo pracy - żeby wykonywał co chce, ale nie czuł buntu ani się zmuszany. I umiem to osiągnąć. Jazdę kończymy na zadowolonym koniu, po wykonaniu róznych ćwiczeń od A do Z, w tym czasie i w taki sposób, jak ja chcę.
Spotkałaś się może z PNH'owską koncepcją "koniobowości"? (Skoro o 7 grach piszesz, to może?)
Trochę to sposób na ocenianie na bieżąco zachowania konia, trochę na uporządkowanie sobie, jakie tendencje u konia przeważają (w danym czasie i w danym kontekście - na przykład współpracy z danym człowiekiem). Spróbuj może wypełnić swojemu koniowi taki wykres:
http://www.parelli-info.waw.pl/downloads...load_id=22 A o koncepcji trochę więcej jest tu:
http://www.parelli-info.waw.pl/articles.php?cat_id=16
Cytat:Wczoraj po lekturze o 7 grach zaczęłam z nim pracować. Uważam, ze szło mi dobrze. Pracowałam nad zaprzyjaźnieniem. Naprawdę łatwo poszło dotykanie do wszędzie ręką, nawet po ogonem. Potem to samo zrobiłam z torebką foliową - szło dłużej, ale też poszło, choć w najdelikatniejsze strefy się nie wtryniałam, bo wtedy robił się niespokojny.
Ważne, co robiłaś, jak koń się robił niespokojny. Zupełnie przestać robić, co się robiło, niedobrze.
Wycofać się trochę (np. wrócić do ostatniego miejsca, w przy dotykaniu którego koń był spokojny, odzyskać spokój). I wtedy przerwać. Po maleńku postępować naprzód. Lepiej powoli a dobrze, niż na hurra a tak sobie. Macie czas, stopniowo i torebka w miejscach dotychczas nadwrażliwych będzie ok. Wygląda na to, że dotykanie newralgicznych miejsc torebką to dla ciebie pierwsza szansa na "wygranie" gry w zaprzyjaźnianie. Dotykanie ręką już było. Dopiero teraz, przy torebce, musisz wykazać się obserwowaniem, wyczuciem (ile pójść na przód, ile się wycofać, kiedy przerwać robić, co robisz). I dobrze - uważna praktyka rozwija
Cytat:Nie podobało mi się tylko, ze próbował jeśc trawę - czy to ignoracja czy wyraz spokoju?
Może być spokój, mogą być i nerwy (zależy, jak koń je, czy nie poskubuje trawy nerwowo, żeby się uspokoić). Ogólnie - uważa, że Twoje propozycje są mniej ciekawe od trawy. Póki co wybrałabym pewnie ćwiczenia w miejscach, gdzie nie ma tylu pokus. I szła dalej przez gry, kolejne są "dominacyjne", dadzą więcej zajęcia koniowi, a wpływowości tobie.
Cytat:Jak odchodziłam, to opornie, ale podążał za mną.
I bardzo fajnie. Ale staraj się pamiętać, żeby tak ustawiać sytuację, żeby wszystko się mogło udać i pójść po twojej myśli. Jeśli nie masz pewności, że koń się nie oddali, nie zapraszaj go do siebie. Lepiej dłużej poćwiczyć na luźnej linie czy małym placyku, niż pozwalać na utrwalanie się złych schematów (koń odchodzi, ucieka, ignoruje człowieka itd.). Znowu - lepiej zrobić choćby i mniej, ale dobrze.
Cytat:Upatrywałam w tym mój mały sukces
I na pewno się nie zmarnował. On sobie tam gdzieś jest i poczeka
Cytat:Dzisiaj pojechałam z drugą osobą w krótki teren stępem. Okropnie panikował, mimo wcześniejszego odczulania pod stajnią. Jak zobaczył krowe, to siadłam, bo ją mało brakowało do utraty kontroli. Oczywiście nie trzymałam go za pysk, używałam łydki, starałam sie pilnować rozluźnienia ciała, mówiłam do niego, głaskałam, próbowałam zgiac w drugą stronę niz straszak, ale neistety musialam zsiąść.
Moim zdaniem:
- odczulanie pod stajnią nie musi przekładać się na "bycie odczulonym" na teren, spokój od początku terenu jest ważny, ale też trzeba być przygotowanym na reagowanie cały czas, na bieżąco, zwłaszcza, jak koń nie jest oazą spokoju
- dobrze jest dawać koniowi czas - ile go potrzebuje, niech ma czas spojrzeć dookoła, raczej zaprosić go do pójścia naprzód, niż je wymusić
- nie trzymanie za pysk, rozluźnienie - jak najbardziej
- jeśli koń się boi na serio, to głaskanie i przemowy niewiele dają (mogą wyciszyć człowieka, to jest pozytywne, ale przez strach się do konia nie przebiją)
- odwracanie od straszaka nie jest dobrym pomysłem - koń nie może mieć stracha na oku (więc kto wie, co taki straszak wymyśli??), koń ma drogę przed nosem otwartą do ucieczki, straszak za sobą; ja się z koniem umawiam: nie będę przymuszać cię, do pójścia do przodu, w kierunku strachu szybciej, niż jesteś gotowy, dopuszczam zatrzymanie, cofnięcie (chyba, że w danym miejscu niebezpieczne), ale absolutnie nie dopuszczam odwracania głowy od stracha
- odwrócenie od stracha i przejechanie obok jest bardziej ominięciem problemu niż rozwiązaniem go, są skuteczniejsze strategie na pokazanie koniowi tego czegosia, odczarowanie go - odpowiednik naziemnej gry w zaprzyjaźnianie
- jeśli na ziemi czułaś się bezpieczniej i miałaś lepszą kontrolę nad sytuacją, to popieram decyzję
Cytat:Jak sięuspokoił to wsiadłam i jechałysmy dalej. Nagle w krzakach lekko wróbel zaszelścił. I się zaczęło. Konie sie zerwały.
Oj, fakt... Potrafi przejechać traktor furkoczący, quady, trąbiące auto - i nic. A pliszka na gałęzi okazuje się krwiożerczym smokiem
Brzmi znajomo
Zapobiegawczo - dobrze jest konia, zwłaszcza niespokojnego (tu chyba niewychodzony + już raz w ciągu terenu wystraszony), ciągle czymś zajmować. Trudniej to robić z drugą osobą (chyba, że wyrozumiała), ale można np. poćwiczyć częste przejścia (co kilka kroków - na przykład 6), zygzakować ustępowaniem od łydki, łopatką do wewnątrz, zad do wewnątrz itd. Nie chodzi o zamordyzm, tylko zajmowanie konia jakimiś niebyt trudnymi zadaniami. Jeśli koń nie jest gotowy, żeby zostawić go na autopilocie, lepiej tego nie robić.
Cytat:Sporo to zajęło, ale w końcu udało mi się do niego podejść gdy stał zmęczony(zwiał cwałem w orane i leciał w nim 200 m) i zaplątany w resztki ogłowia. Był spanikowany i przerażony. Dałam marchewkę, pogłaskałam i wróciłam do drugiego konia.
Wydaje mi się, że powinnaś przyjrzeć się, jakimi zasadami kierujesz się w dawaniu marchewek. Po co ci one, czy masz jakieś zasady-przekonania, czy to są prezenty, czy nagradzanie jakichś zachowań, czy jako wabik (to ostatnie najsłabiej się sprawdza, zwłaszcza, jeśli koń jest w strachu czy innych silnych emocjach).
Cytat:Postanowiłam, ze nie będę taka dobra i w ramach szkolenia podejdziemy jeszcze kawałek nim do domu wrócimy. Okazało się to jednak beznadziejne bo jak ja jestem na ziemi, to koń nawet uchem nie ruszy. W ogień by wszedł..
Pomyśl o tym tak - kiedy jesteś na ziemi, jesteś dla konia oparciem. Jeśli idziesz przed jego "linią motoryczną" prowadzisz go, jesteś przewodnikiem w danym momencie. ("Linia motoryczna" to miejsce gdzie szyja łączy się z łopatkami, z punktu widzenia konia to, co jest przed tą linią, jest przed nim, to co jest za nią, jest za nim.) Kiedy siadasz na koniu, znajdujesz się za linią motoryczną, koń musi "pójść przodem", poprowadzić cię. Jeśli koń denerwuje się, boi, kiedy wsiadasz, to może znaczyć, że brak mu pewności siebie.
Jedną z rzeczy, które moglibyście poćwiczyć jest prowadzenie konia z ziemi z wysokości popręgu - czyli miejsca odpowiadającego temu, w którym siedzisz. Stopniowo przechodząc przez prowadzenie przy głowie, szyi, łopatce. "Po parellowemu" to gra nr 3, w prowadzenie. Tzn. jedna z jej niezliczonych wersji.
Cytat:Nawet po grze w zaprzyjaźnianie z radoscią uciekł ode mnie kłusem, mimo ze w ogóle nie napinałam liny, na której był.
Jeśli oddalił się, jak tylko mógł, to prawdopodobnie oznacza, że póki co nie "wygrałaś" tej gry. Że koń nie był w pełni wyluzowany. Myślę, że ważniejsze jest skupienie się na stopniu wyluzowania, niż wprowadzanie wielu nowych elementów do zaprzyjaźniania. Ale też nieprowokowanie sytuacji, że koń może uciec. Ja bym raczej w takiej sytuacji sama odeszła, nie czekając na konia, nie proponując mu pójścia za mną, nie sprawdzając, jak długo zostanie koło mnie.
A to tak w ramach literatury na podobne tematy:
http://www.parelli-info.waw.pl/articles....icle_id=58
http://www.parelli-info.waw.pl/articles....icle_id=47
http://www.parelli-info.waw.pl/articles....icle_id=39