05-11-2009, 06:17 AM
Darco znacie
Koń urodzony 4 lata temu, długa linia, niezły ruch, prospekt ujeżdżeniowy... moja mała własna duma... Koń - przyjaciel, urodzony u mnie, ufny, "odnerwiony" , łobuz ale słodki łobuz...
Rósł sobie na pastwiskach, a kiedy już był wystarczająco duży i mocny aby wsiadać - wsiadłam... Kilka pierwszych mikro - jazd na sznurkach. Super, bezproblemowo, bez bryków, płoszeń - aż dziw, że od razu zaakceptował jeźdźca i pomoce - ot tak, jakby całeż życie nic innego nie robił. I tak sobie od razu pomyślałam: ja nie pokażę go dobrze na czworoboku, poza tym sędziuję - warto znaleźć mu jeźdźca z doświadczeniem, który może nawet pokaże go na Mistrzostwach Polski Młodych Koni - a co...
I tak po stosunkowo krótkich poszukiwaniach znalazłam ją - jeźdźcę, którą niejednokrotnie widziałam na zawodach. Zawsze poprawne programy, ładny rysunek - przyjemny obrazek. Spotkanie i decyzja o wyborze jeźdźca - trenera. Przestałam wsiadać - ot czasami na sznurkach, czy wędzidle do lasu na spacer. Koń miał być trenowany i przygotowywany do zawodów na spokojnie, bez nerwów, bez wielkich aspiracji i pośpiechu... Początku super - koń szybko się uczył i na prawdę poza tym, że brakowało mu równowagi pod jeźdźcem - jak to młodzikowi - obrazek treningów był przyjemny... W pełni zaufałam trenerce ale po jakimś czasie z koniem zaczęły się problemy. Zaczął się "stawiać" , brykał, zrobił się mniej przyjemny w obsludze, ale pierwsze towarzyskie L2 poszedł nieźle tuż przed ukończeniem 4go roku życia... Problemy połozyłam na karb przetrenowania i za dużych wymagań jak na ten wiek i tak koń dostał 3 czy 4 miesiace kompletnej laby - pastwiska i spacerki w ręku do lasu - to wszystko. Po tym czasie znów lonże, przygotowanie do jeźdźca i treningi. Początek znów spokojnie bez problemu, ale kłopoty zaczęły się tym razem szybciej. Niejednokrotnie nie widziałam treningów (byłam w pracy), ale byłam przekonana , że po prostu ma młodzieńcze "odpały energetyczne" nie problemy stricte psychicznem, czy fizyczne. W pełni ufałam trenerce... hm teraz wiem, że nie powinnam była
Problemy coraz większe, ale pomysł, aby 1,5 tyg przed zawodami otwarcia sezonu pojechać na konsultacje z szanowana trenerką ujeżdżeniową... Na konsultacjach prawdopodobnie było jeszcze gorzej. Koń co prawda nie boi się zmieniać stajni, ale chodził źle - bardzo źle, chociaż moja trenerka mówiła co innego. Dzień przed zawodami i miesiąc przed eliminacjami do MPMK decyzja trenerki: mam dosyć konia, nie będę z nim pracować, nie jadę jutro zawodów... Zabrałam go oczywiście natychmiast, pomimo innej sugestii.
I tak zostaliśmy z Darco sami. Ja - "głupsza od parapetu" , kiedyś pewna tego, że koń w dobrych rękach na pewno da radę pójść zawody... Darco - znerwicowany, nawet w obłudze bojący się podniesionej ręki... Wiem, swoją decyzją zrobiłam mu krzywdę. Wiem, że wynikało to z mojej głupoty - było pilnować KAŻDEGO treningu. Po czasie dowiedziałam się, że koń niejednokrotnie chodził np. tylko na lonży - 10 minut z galopadami i "po robocie" (a miał chodzić 45 min pod siodłem i za to płaciłam)... Niejednokrotnie trening w siodle trwał 30 min z siodłaniem i czyszczeniem... Szkoda, że dowiedziałam się tego wszystkiego po roku pracy i płacenia niemałych w sumie pieniędzy. Bardzo mi przykro, bo nie dośc, że wyrzuciłam pieniądze w błoto, to jeszcze w pewnym sensie świadomie zrobiłam krzywdę Darco. Co więcej na MPMK nie mamy najmniejszych szans. Koń potrzebuje totalnego "restartu" czyli na razie laba, potem tereny na długiej wodzy - póki nie zaakceptuje jeźdźca i nie zaufa znów - nie ma co w ogóle pracować... A odbudowa zaufania moze potrwać długo...
Z tzw środowiskowych plotek dpowiaduję się dopiero teraz jaki to mój zwierz jest zły, źle wychowany, nawet w obsłudze idiota - hm ciekawe w takim razie jak radzi sobie z nim mój ocjciec, który o koniach ma marne pojęcie i robi wiele błędów "ciałem" (ustępuje od nacisku). Dowiaduję się, że to wszystko moja wina, że koń beznadziejny, heh szkoda, że trenerka nie doszła do takich wniosków kilka miesięcy psucia Darco i kilka tysięcy złotych wcześniej
Nie piszę tego, aby się wyżalić... no dobra trochę na pewno ;-) Ale uważajcie przy doborze trenerów - szczególnie dla swoich młodych koni. I nie ufajcie ludziom, którym płacicie, bo jak widać pieniądze bywają niejednokrotnie ważniejsze od koni :-(
Celowo nie podaję nazwiska, bo to i tak nic nie zmieni. Nie umniejszam również w żaden sposób umiejętności trenerki - nadal uważam, że dobrze jeździ, ma rękę do koni. Jednak widocznie pieniądze zaciemniają obraz trenowanego konia a pojawiające się problemy bywają nie do przeskoczenia...
Po przemyśleniu: w przypadku, kiedy trenerka trafi na konia, z którym się zgrywa - pasuja sobie nawzajem na prawdę miło na nich patrzeć. Z Darco się nie udało niestety zgrać a ja nie chciałam tego widzieć, zatem to niestety moja wina...
Koń urodzony 4 lata temu, długa linia, niezły ruch, prospekt ujeżdżeniowy... moja mała własna duma... Koń - przyjaciel, urodzony u mnie, ufny, "odnerwiony" , łobuz ale słodki łobuz...
Rósł sobie na pastwiskach, a kiedy już był wystarczająco duży i mocny aby wsiadać - wsiadłam... Kilka pierwszych mikro - jazd na sznurkach. Super, bezproblemowo, bez bryków, płoszeń - aż dziw, że od razu zaakceptował jeźdźca i pomoce - ot tak, jakby całeż życie nic innego nie robił. I tak sobie od razu pomyślałam: ja nie pokażę go dobrze na czworoboku, poza tym sędziuję - warto znaleźć mu jeźdźca z doświadczeniem, który może nawet pokaże go na Mistrzostwach Polski Młodych Koni - a co...
I tak po stosunkowo krótkich poszukiwaniach znalazłam ją - jeźdźcę, którą niejednokrotnie widziałam na zawodach. Zawsze poprawne programy, ładny rysunek - przyjemny obrazek. Spotkanie i decyzja o wyborze jeźdźca - trenera. Przestałam wsiadać - ot czasami na sznurkach, czy wędzidle do lasu na spacer. Koń miał być trenowany i przygotowywany do zawodów na spokojnie, bez nerwów, bez wielkich aspiracji i pośpiechu... Początku super - koń szybko się uczył i na prawdę poza tym, że brakowało mu równowagi pod jeźdźcem - jak to młodzikowi - obrazek treningów był przyjemny... W pełni zaufałam trenerce ale po jakimś czasie z koniem zaczęły się problemy. Zaczął się "stawiać" , brykał, zrobił się mniej przyjemny w obsludze, ale pierwsze towarzyskie L2 poszedł nieźle tuż przed ukończeniem 4go roku życia... Problemy połozyłam na karb przetrenowania i za dużych wymagań jak na ten wiek i tak koń dostał 3 czy 4 miesiace kompletnej laby - pastwiska i spacerki w ręku do lasu - to wszystko. Po tym czasie znów lonże, przygotowanie do jeźdźca i treningi. Początek znów spokojnie bez problemu, ale kłopoty zaczęły się tym razem szybciej. Niejednokrotnie nie widziałam treningów (byłam w pracy), ale byłam przekonana , że po prostu ma młodzieńcze "odpały energetyczne" nie problemy stricte psychicznem, czy fizyczne. W pełni ufałam trenerce... hm teraz wiem, że nie powinnam była
Problemy coraz większe, ale pomysł, aby 1,5 tyg przed zawodami otwarcia sezonu pojechać na konsultacje z szanowana trenerką ujeżdżeniową... Na konsultacjach prawdopodobnie było jeszcze gorzej. Koń co prawda nie boi się zmieniać stajni, ale chodził źle - bardzo źle, chociaż moja trenerka mówiła co innego. Dzień przed zawodami i miesiąc przed eliminacjami do MPMK decyzja trenerki: mam dosyć konia, nie będę z nim pracować, nie jadę jutro zawodów... Zabrałam go oczywiście natychmiast, pomimo innej sugestii.
I tak zostaliśmy z Darco sami. Ja - "głupsza od parapetu" , kiedyś pewna tego, że koń w dobrych rękach na pewno da radę pójść zawody... Darco - znerwicowany, nawet w obłudze bojący się podniesionej ręki... Wiem, swoją decyzją zrobiłam mu krzywdę. Wiem, że wynikało to z mojej głupoty - było pilnować KAŻDEGO treningu. Po czasie dowiedziałam się, że koń niejednokrotnie chodził np. tylko na lonży - 10 minut z galopadami i "po robocie" (a miał chodzić 45 min pod siodłem i za to płaciłam)... Niejednokrotnie trening w siodle trwał 30 min z siodłaniem i czyszczeniem... Szkoda, że dowiedziałam się tego wszystkiego po roku pracy i płacenia niemałych w sumie pieniędzy. Bardzo mi przykro, bo nie dośc, że wyrzuciłam pieniądze w błoto, to jeszcze w pewnym sensie świadomie zrobiłam krzywdę Darco. Co więcej na MPMK nie mamy najmniejszych szans. Koń potrzebuje totalnego "restartu" czyli na razie laba, potem tereny na długiej wodzy - póki nie zaakceptuje jeźdźca i nie zaufa znów - nie ma co w ogóle pracować... A odbudowa zaufania moze potrwać długo...
Z tzw środowiskowych plotek dpowiaduję się dopiero teraz jaki to mój zwierz jest zły, źle wychowany, nawet w obsłudze idiota - hm ciekawe w takim razie jak radzi sobie z nim mój ocjciec, który o koniach ma marne pojęcie i robi wiele błędów "ciałem" (ustępuje od nacisku). Dowiaduję się, że to wszystko moja wina, że koń beznadziejny, heh szkoda, że trenerka nie doszła do takich wniosków kilka miesięcy psucia Darco i kilka tysięcy złotych wcześniej

Nie piszę tego, aby się wyżalić... no dobra trochę na pewno ;-) Ale uważajcie przy doborze trenerów - szczególnie dla swoich młodych koni. I nie ufajcie ludziom, którym płacicie, bo jak widać pieniądze bywają niejednokrotnie ważniejsze od koni :-(
Celowo nie podaję nazwiska, bo to i tak nic nie zmieni. Nie umniejszam również w żaden sposób umiejętności trenerki - nadal uważam, że dobrze jeździ, ma rękę do koni. Jednak widocznie pieniądze zaciemniają obraz trenowanego konia a pojawiające się problemy bywają nie do przeskoczenia...
Po przemyśleniu: w przypadku, kiedy trenerka trafi na konia, z którym się zgrywa - pasuja sobie nawzajem na prawdę miło na nich patrzeć. Z Darco się nie udało niestety zgrać a ja nie chciałam tego widzieć, zatem to niestety moja wina...