Ja kiedyś spadłam z konia tak, że doszło u mnie do czegos w rodzaju "skręcenia karku", ale nie do końca... :lol: Byłam mała(może 14 lat) i lekarz próbował mi to tak opisać ładnie.
W każdym razie chronicznie dochodzi u mnie do jakiegoś przykurczu mięśni szyi i podobno jest to następstwo tamtego urazu. Bierze się to zdaję się z tego, że mój organizm próbując chronić uszkodzony już w przeszłości kręgosłup, doprowadza do nadmiernego napinania mięśni - ale moze to nie do końca tak, bo ja nigdy nie rozumiem co mi lekrze tłumaczą :roll:
Mam też na jednym z kręgów w odcinku szyjnym jakąś wypustę po tamtym urazie i ponoć ona na cos naciska. Mam chodzić co pół roku do kontroli, ale nie chodze bo ostatnim razem kazano mi przestać jeździć(przynajmniej na pół roku, plus chodzić na masaże, pływac itp), bo mogę mieć powazne problemy w przyszłości. więc przestałam chodzić do kontroli i jest coraz gorzej, bo nieraz nie mogę nawet spać, tak mnie boli :? (ostatnia wizyta u ortopedy była po tym, jak mi się w klasie maturnej tamten uraz odnowił częsciowo - bo w ogóle co jakiś czas mam taki jakby nawrót tego...).
Teraz pójdę do lekarza, bo raz, że próbuje walczyć ze swoją głupotą, a dwa nie musze teraz jeździć, bo równie fajna jest dla mnie praca z ziemii, więc nawet jak lekarz powie, że mam na razie nie jeździć to się nie zmartwię.
Dziwne jest to, że to z odcinkiem szyjnym jest coś nie tak, a często boli mnie w lędźwiach. Tak jak MAgda po jeździe prędzej własnie czuje odcinek lędźwiowy - moze i tu organizm próbuje jakoś równowazyć napięcia i przez to bardziej jest obciążany zdrowy odcinek?(tak jak koń kulawy na lewa nogę może zacząć kulec na prawą, bo się na niej ciągle opiera).
Ja mam dobry sposób na ból - kołnierz ortopedyczny. Szczególnie jak siedzę dużo przed komputerem to go zakładam(mam taki fajny miękki, bo gdzieś w 3 klasie liceum doszło u mnie do takiego przykurczu mięśni, że byłam taka zgięta w jedną stronę, a druga jakby "wisiała luźno" - mówię o barkach. Pochodziłam kilka tyg w kołnierzu i mi przeszło i od tego czasu nie byłam u lekarza - poza sportowym, który nie chciał mi dać badań w zeszłym roku na zawody, ale w końcu dał, bo plecy "się naprawiły" - heh po prostu pomogło spanie w kołnierzu).
Co ciekawe, kiedy sie dużo ruszam i pracuję fizycznie to mnie tak nie boli - najgorsze jest jak się ruszam, potem przestaje i próbuję znowu - kołnierz gwarantowany. Dlatego w tym roku, po tym jak wróciałam z Irlandii, gdzie mój kręgosłup dostał w kość, starałam się ruszać(chodzic dużo z psem, wybierać u konia w boksie kupy, dużo go czyścić, itp). Chodzenie na saune tez na pewno nie szkodziło
I w tym roku po tej pracy praktycznie nic mi nie było, boli mnie troche tak jak zwykle, ale nie było żanej większej "awarii".
Jestem typowym przykładem uporu, głupoty i strachu przed lekarzami XD Na szczęście moja mama sobie przypomniała o moich plecach ostatnio i mnie męczy, że mam iść do lekarza, więc sie w końcu wybieram. Wcześniej leczenie nei do końca było możliwe, bo w jego trakcie nie powinnam jeździć, więc nie wracałam do lekarz na następne wizyty, ale teraz mogę się na to zgodzić, więc zobaczymy co mi powiedzą i zalecą. Mam nadzieję, że nie leczenie tabletkai, bo coś ostatnim razem mówili, że mogę na to brac jakies leki przez jakis czas i potem to połączyc z rehabilitacją i powinno być ok,ale ja nawet jak miałam uraz nie chciałam brać tabletek(bo ja się boję leków i baaardzo rzadko je biorexD). Ostatnim razem(wtedy w 3 klasie) wolałam miec kołnierz przez miesiąc czy więcej, niż krócej, a przy wspomaganiu leczenia tabletkami jakimiś - lekarz przyznał mi, że mój żołądek się ucieszy, ale że z drugiej strony pewne rzeczy warto potraktować lekami, żeby na przyszłość się nie odnawiały.
Ja tam nie wiem, mam silny lęk przed lekami i muszę być naprawde bardzo chora by wziąć choćby APAP...
Więc pewnie pozostaną mi masaże i takie tam.
PS NAjśmieszniejsze, że wychowałam się w rodzinie gdzie są sami lekomani