Hipologia

Pełna wersja: Co sądzicie o samotnej jeździe w terenie?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7
całe życie jeździłam w zasadzie samotnie w terenie. Zawsze prawie słyszałam o tym, że jest to zbyt niebezpieczne i że nie powinnam tego robić.

Czy ktoś z Was również tak jeździ i żyje /...jeszcze../

I jakie są Wasze opinie na ten temat?
ja tak jeżdżę. Nie mam z kim, koń w przydomowo-sąsiedzkiej stajni, ma końskie towarzystwo ale nieujeżdżone końskie towarzystwoSmile i jeżdżę sama. Żyje jeszcze i bardzo się z tego cieszeSmile
jednak gdybym miała możliwość wyboru- wybrałabym tereny z drugą osoba.
Mi się zdarza jeździć i tak, i tak. Fajnie jest pojechac z kimś, pośmiać się, pogadać czy tez pościgać... Ale tak naprawdę to jak dla mnie nic się nie równa własnie z samotnym terenem Wink Cisza, spokój, tylko ja i koń... Nikt więcej... Jakoś tak nastrojowo i ślicznie sie od razu robi Wink Oczywiście jeśli koń jest nieprzyzwyczajony do samotnych wyjazdów czy tez po prostu boi się być bez towarzystwa innych koni to nie ma co sie pchać w taki samotny teren... Bo sie rzcezywiście moze źle skończyć....
Ale jeśli sie ma spokojnego konia który nam ufa, w terenie też.... To czemu nie??
W czasie terenu z innymi osobami mniej się zajmuję koniem i sobą, większa uwagę zwracam na to, zeby na kogoś nie wjechac, komuś nie przeszkodzić, uwaga jest skierowana na inne osoby, co robią, czasami się pogada, pośmieje... Sympatyczne, ale tak naprawde skupiam się na koniu i sobie, i na tym co robimy jak jesteśmy same Wink
No cóz, uważam że to niebezpieczne, ze nie powinnam na moim etapie , ale... nie mam innej możliwosci, sporadycznie trafia się okazja że jeszcze ktoś akurat jedzie.
Wiec jeżdzę sama, ale staram się minimalizowac zagrożenia. Zawsze, ale to zawsze, mam kask i komórkę. Nie ma że zapomniałam, nie naładowałam, coś tam - po prostu samodyscyplina albo zostaję na ziemi przy stajni. Pokazałm męzowi tereny po których jezdzę - miał wycieczkę rowerową, wie z grubsza gdzie szukać jakbym nie wróciła. Zawsze mówię gdzie mniej więcej będe jeździć i trzymam się tego bez wyjątków.
jak widzę że koń naładowany jak bomba - odpuszczam nawet kłus - stępujemy aż się wyluzuje i zapomni o bieganiu, jak ma dzień "wszędzie siedzą koniożercy"- w ogóle wracamy do stajni nawet jak dopiero wyjechaliśmy za bramę - był czas, ze przez 2 bite miesiące jeździłam tylko na stępa - trudno, padło zaufanie , trzeba było odpracować. teraz znów pozwalam sobie na galopki, ale jestem sprytna (a sprytni żyją dłużej i są motorem ewolucji :twisted: ) - tylko po ścieżkach które znam, tylko po tych na których wiem ze koń się nie nakręca za bardzo.
No i jezdzę na koniu któremu dość ufam- na pewno nie pojechałabym w teren na koniu któego akurat wypożyczyłam ze szkółki, czy coś w tym stylu.

Ni o co tu ukrywać bardzo, bardzo polubiłam te konio-samotne wypady do lasu.
w jezdzie w terenie "w dwojke" nie widze nic zlego ani nie rozsadnego.jezeli kon nam ufa i wystraczy mu wsparcie ze strony jezdzca a jezdziec jest rozsadny i ma na glowie kask i ktos wie gdzie jedzie i mniej wiecej kiedy wroci to jest to bezpieczne.
W samotnej jeździe w teren mam wieloletnią praktykę i sporo , sporo doświadczeń ,ale dziś nie mam już siły by się rozpisywać . ( naciąłem się drewna do kominka i ledwo żyję.)
jeszcze nigdy w życiu nie jeździłam terenów w kasku ani w toczku...Ale poza tym ostatnoi nie czuję się dość pewnie samotnie w lesie...to ze względu na żubry.

Komórki też nie biorę...bo w lesie i tak nie ma zasięgu.

Panie Wojciechu do kominka używam brykietu. Worek kosztuje 6 złotych poza sezonem, jest bardzo kaloryczny. No i nie trzeba tego ani ciąć ani składać. Pełna wygoda...kosztem romantyzmu.
Wolę jednak romantyzm, szczególnie ,że mieszkam w lesie , a zachodnie wiatry od czasu do czasu coś obalą i trzeba posprzatać. Poza tym nie ma jak palące się polana w kominku, i taniej i romantyczniej.
kwestie bezpieczeństwa- zawsze komórka! I zawsze kask(ale to obowiązuje u mnie na każdej jeździe). Do tego gdy koń jest naładowany zostaje jednak przy stajni i okolicach stajniTongue
tyle, ze w moim wypadku kas bezpieczeństwa równa się...problemy. Jejkuuuuuu....to jest obsesja te kaski chyba...
Duchowa Przygoda kask to nie obsesja, to rozssadek i bezpieczenstwo.Polecam wszystkim i jak juz wczesniej pisalem:To naprawde nei boli!!!!
Stajenny napisał(a):Duchowa Przygoda kask to nie obsesja, to rozssadek i bezpieczenstwo.Polecam wszystkim i jak juz wczesniej pisalem:To naprawde nei boli!!!!
ujęłabym to inaczej: wrazie czego boli mniejSmile
Cytat:To naprawde nei boli!!!!
Cytat:ujęłabym to inaczej: wrazie czego boli mniejSmile
a ja jeszcze inaczej: w razie czego wciąż ma co boleć. :wink:


Swoją drogą, mimo kasku, zdarza mi się wracać z siniakami na... uszach np..
Nie wiem jak jezdzić po lesie z gołą głową, upadek to jedno - w sumie zdarza się sporadycznie jednak, ale gałęzie chlastające po głowie i twarzy to norma. Bez kasku chyba juz nie miałabym ani włosów, ani oczu. :?
mam włosy i oczy...jeszcze.

Jak widzę gałęzie przed sobą to po prostu sie schylam. W toczku też bym się schylała. I w kasku też. Tak jakoś mam.

Pomyślę o kasku na zimę, może mi nie zaszkodzi...Czytałam o takich , które chronią kręgi szyjne i mają dobrą wentylację. Szkoda tylko, że kosztują ponad 1500 złotych.
czym jest 1500 zl choc na rynku jest duzy wybor tanszych kaskow w stosunku do zdrowia czy zycia?
Stron: 1 2 3 4 5 6 7