Jak zapanować nad koniem w boksie (obrona własna)?
Jak zapanować nad koniem w boksie (obrona własna)?
Witam.
Chciałbym opowiedzieć o sytuacji, która przydarzyła mi się jakiś czas temu w szkołce jeździeckiej i oczywiście prosić Was o rady. Otóż wybrałem się na jazdę, oczywiście na początek przygotowanie konia. Zwierzak był w stajni sam, na powitanie rżał dosyć nerwowo, pomyślałem "ocho, może być kiepsko...". Zaznaczam że moje doświadczenie z końmi ogranicza się do co tygodniowej jazdy od 6 miesięcy w różnych, niestety nie najlepszych szkółkach. Tak więc przyniosłem szczotki i wszedłem do boksu. Widzać zdenerwowanie konia chciałem go uspokoić. Łagodnie przemawiałem, głaskałem, stał spokojnie. Kiedy zacząłem konia szczotkować zaczął chodzić w kółko i ogólnie "wiercić się". Zauważył, że drzwi od boksu są nie domknięte (celowo nie zamykałem drzwi żeby mieć możliwość ucieczki) i poprostu zaczął na mnie przeć. Uciekł z bosku i ze stajni. Nie ukrywam, ze poprostu się przestraszyłem, jednak 500 kg żywej wagi to realne zagrożenie. Sytuacja powtórzyła się dwukrotnie. Trzeci raz nie odważyłem się wejść do boksu, bezradność i brak wiedzy połączone ze zdrowym rozsądkiem wzięły góre. Trener był na padoku, prosiłem o pomoc stajennych, jednak ci stwierdzili, że ów koń na pewnno nic mi nie zrobi i żeby zamknąć boks, tak by nie uciekł. Na to się nie zdecydowałem. Dość słyszałem o pokopanych weterynarzach czy jeźdzcach. Moje pytanie: jak powiniem się zachować w takiej sytuacji? W styczniowym numerze któregoś z polskich pism jeździeckich (niestety nie pamiętam tytułu) czytałem artykuł traktujący ogólnie o podejściu do koni. Autorka wspominała swoje doświadczenie, gdy koń napierał na nią w boksie i natknął się na jej nogę, oczywiście wyciągniętą w obronie własnej. Jak należy to rozumieć? Co konkretnie można zrobić żeby obronić się przed napierającym czy atakującym koniem? Czytałem w jednym z tematów na forum o "natknięciu" się konia na nasz łokieć. Tylko czy łokieć zatrzyma chcącego ucieć konia... Wspominaliście też coś o tym, żeby w sytuacji zagrożenia również napierać na konia. Tylko jakie mamy szanse z końskim kopytem...?
PS - jeśli podobny temat był już poruszany to proszę o przekierowanie (chociaż wydaje mi się, że szukając na forum nic takiego nie rzuciło mi się w oczy).
Pozdrawiam
zydus Moje pytanie: jak powiniem się zachować w takiej sytuacji?
zydus Moje pytanie: jak powiniem się zachować w takiej sytuacji?
Pierwszą rzeczą jaką możesz zrobić jest niepowracanie do tej szkółki. Wiem jak trudno o porządną szkółkę, ale w tej nikogo nie obchodzi nie tylko Twoje samopoczucie, ale też zdrowie i życie! Nigdy nie wchodź do boksu konia, który jest zaniepokojony - jeśli rży i krąży po boksie to znaczy, że myśli tylko o tym, żeby znaleźć się na łące ze swoim stadem i nie przestanie o tym myśleć dopóki się z nim nie połączy, chyba, że pojawi się przy nim człowiek, który będzie umiał odwrócić jego uwagę i przykuć ją do siebie - ale to wymaga kupę doświadczenia i wyczucia. Taki koń skorzysta z pierwszej lepszej okazji, żeby uciec i może Cię przy tym poturbować i zdeptać.
Spróbuję lepiej wyjaśnić Ci ten mechanizm (pewnie już gdzieś o tym pisałam, ale nie szkodzi) - między uszami konia siedzi sobie ptaszek, a do nóżki przywiązaną ma nić. U niektórych koni dłuższą, u innych krótszą (co jest na razie wątkiem pobocznym tej bajki), ale dosyć elastyczną. Tam gdzie poleci ptaszek, koń bardzo pragnie pójść, bo jest spokojny tylko wtedy kiedy są razem. Koń myśli tylko o tym miejscu, w którym ptaszek siedzi i musi, musi tam iść! Żeby przywrócić ptaszka nad końskie czoło, trzeba sprawić, żeby koń skupił się mocno na tym miejscu, w którym się teraz znajduje - np. na człowieku, który z nim jest. I jeśli ten człowiek zdoła nauczyć konia, że gdy ten skupi się na nim może się jednocześnie poczuć spokojnie i bezpiecznie to będzie wielki i długotrwały sukces :) Niektórzy próbują tę nić naciągać do granic możliwości, inni ją po prostu zrywają, jeszcze inni karzą konia za wynikającą z jego pragnień niesubordynację, ale na dłuższą metę na niewiele się to zdaje.
Wątpię czy będziesz miał okazję wypracować sobie z koniem szkółkowym taką nić porozumienia. Szukałabym na Twoim miejscu kameralnej szkółki, w której konie mają taką nić ze swoim właścicielem, a Twoim instruktorem, który to instruktor będzie przy Tobie cały czas i zadba zarówno o Twoje bezpieczeństwo, jak i o dobre samopoczucie konia. Jestem taką pesymistką odnośnie nauki jazdy konnej w szkółkach, że nie wiem czy nie lepszym rozwiązaniem jest, z Twoim zaangażowaniem, zakupienie konia profesora i branie indywidualnych lekcji z jakimś sensownym trenerem (w których też nieszczególnie wierzę, ale dużo silniej niż w "dobre szkółki"). Jeśli do tego byłbyś gotowy poświęcić następne kilka lat na czytanie o koniach i intensywne korzystanie z tego forum - myślę, że miałbyś całkiem niezłą szansę zostać jeźdźcem z prawdziwego zdarzenia ;) Wiem, że to kontrowersja, polecać początkującemu zakup konia, ale lepszego pomysłu nie mam.
Jeśli chodzi o samoobronę łokciem czy kolanem - tylko w ostateczności. To mało skuteczne, porywać się na atakującego konia z naszymi marnymi ludzkimi gałązkami, no i wymaga super refleksu, bo jest skuteczne tylko wtedy, gdy złapie się konia takim ciosem "pomiędzy myślą a czynem". Ogólnie nie polecam. Najlepiej trzymaj się z daleka od agresywnych koni, szczególnie kiedy dopiero uczysz się z nimi postępować (a dokładniej: trzymaj się z dala od ludzi, którzy sugerują Ci, że masz sobie z takim koniem poradzić - nie skoczyłbyś na bungee gdyby facet na samym szczycie powiedział Ci 'sam się pan zapnij, a ja tu sobie pogadam z kolegą' i odwróciłby się do Ciebie dupą. Ryzyko jest to samo!).
zydus a nie przyszło Ci do głowy, żeby uwiązać konia w boksie, przynajmniej by Ci nie zwiał. A może po kilku minutach by się co nieco uspokoił. Są różne koniki, jedne lepiej znoszą inne trochę gorzej chwilowy pobyt w samotności.
Druga sprawa to Twoje nastawienie, z góry założyłeś, że będzie kiepsko, wiec wyszło jak chciałeś. Konio przy poddenerwowanej/bojącej się osobie raczej się nie uspokoi i będzie kombinował pt "Coś musi być kurna nie tak, skoro i on się boi".
Jest taka stara jeździeckie powiedzonko "do konia i kobiety przystępuj śmiało" czy jakoś tak. :mrgreen:
Julia ja bym tak od razu nie odradzał tej szkółki, bo na jakiej podstawie, że pozwolili rekreantowi konia wyczyścić, jedyny ich byk, to że może przecenili osobę, bo im się wydawało, że sobie da radę z tak prozaiczną czynnością. Nie sądzę żeby zdecydowali się na to, gdyby to był jakiś "koński pożeracz rekreantów". W moich początkach było rzeczą normalną, że zaczynało się jadę od wyczyszczenia rumaka, na którym miało się jeździć, jedne stały jak trusia inne się wierciły, "trza se" było radzić i tyle.
A i mi się zapomniało, konia nie powinno się czyścić w boksie.
Cytat:Trener był na padoku, prosiłem o pomoc stajennych, jednak ci stwierdzili, że ów koń na pewnno nic mi nie zrobi i żeby zamknąć boks, tak by nie uciekł.
Cytuję:
Cytat:Trener był na padoku, prosiłem o pomoc stajennych, jednak ci stwierdzili, że ów koń na pewnno nic mi nie zrobi i żeby zamknąć boks, tak by nie uciekł.
Zygus napisał, że jeździ w rożnych stajniach, więc wniosek jest taki że już w tej stajni był i ktoś tam go pewnie widział, stąd pewnie sytuacja, że go zostawili samego z koniem. Koń wcale nie pędził za stadem, tylko był niespokojny w boksie i z tego boksu zwiał, bo 1/ drzwi były niezamknięte 2/koń nie uwiązany.
Ponieważ zygus już na wstępie coś tam się czuł nie halo z tą sytuacją, nie powinien sam się zabierać za czyszczenie.
Nie widzę sensu demonizowania sytuacji, choć zdaję sobie sprawę, że są takie miejsca gdzie się totalnie polewa bezpieczeństwo, ale z drugiej strony nie można popadać w "paranoję". Że wypadki przy koniach się zdarzają to jest fakt, czasem koń wystraszy się własnego "pierdnięcia" i nie jesteśmy w stanie na to nic poradzić.
Nie wiem jakie zasady panują w tamtej stajni, u mnie osoba nowa nie jest zostawiana sama, więc sądzę, że i tam tak jest. Stali bywalcy, po prostu biorą klamoty i robią swoje, czasem jestem obok, a czasem nie.
Cytat:Koń wcale nie pędził za stadem tylko był zaniepokojony w boksie i z tego boksu zwiałDla czego był zaniepokojony ,choć teoretycznie boks to miejsce dla konia znane i bezpieczne ? Był zaniepokojony bo wokół niego nie było innych koni . Dla wielu koni brak pobratymców to sytuacja mocno stresująca . Starał się więc uciec z tego miejsca i znaleźć się wśród swoich. Oczywiście skorzystał z otwartych drzwi . Wcale nie powiedziane, że gdyby drzwi były zamknięte byłby spokojniejszy . To samo z uwiązaniem . U wielu koni będących w stresie uwiązanie ten stres jeszcze bardziej potęguje i reagują często w desperacki sposób gotowe uszkodzić siebie i wszystkich wokół . ( znane wszystkim odsadzanie ).
Paweł napisał
Cytat:Koń wcale nie pędził za stadem tylko był zaniepokojony w boksie i z tego boksu zwiałDla czego był zaniepokojony ,choć teoretycznie boks to miejsce dla konia znane i bezpieczne ? Był zaniepokojony bo wokół niego nie było innych koni . Dla wielu koni brak pobratymców to sytuacja mocno stresująca . Starał się więc uciec z tego miejsca i znaleźć się wśród swoich. Oczywiście skorzystał z otwartych drzwi . Wcale nie powiedziane, że gdyby drzwi były zamknięte byłby spokojniejszy . To samo z uwiązaniem . U wielu koni będących w stresie uwiązanie ten stres jeszcze bardziej potęguje i reagują często w desperacki sposób gotowe uszkodzić siebie i wszystkich wokół . ( znane wszystkim odsadzanie ).
Tak, tylko nie jesteśmy w stanie ocenić, jak wielki był ten strach u konia. Czy było to tylko kręcenie się po boksie i rżenie, czy samo rżenie, czy w końcu konik stawiał świeczki i walił barany.
A może zygus przesadza lub nad interpretuje sytuację.
Z mojego podwórka: czasem zostaje konik sam podczas gdy inne mają wolne, też wykazuje mniejsze lub większe emocje z tym związane, i co, i nic. Przywiązuję go na korytarzu, czyszczę , siodłam i wio.
Ps
Nie wiem skąd mi się to "pędzenie za stadem" wzięło, chyba SKS
Zgoda , tyle że Ty znasz konia , podchodzisz do niego pewnie i zajmujesz się nim , co dla niego jest "bodźcem" do zapanowania nad stresem . Zygus nie znał tego konia , bał się go i pewno nogi mu się trzęsły i ręce . Dla konia nie jest to sygnał do zapanowania nad stresem , wręcz przeciwnie . Zabrakło prostej życzliwości i dbałości o klienta . Wyznaczyli mu konia i niech sobie radzi jak chce jeździć.
Dlatego wcześniej napisałem, że dali ciała z oceną pacjenta, przeceniając jego możliwości.
A tak przy okazji mi się przypomniało moje własne zdarzenie.
Na kursie jeździłem na takiej kobyłce po przejściach lubiącej straszyć, jak się do niej wchodziło to obracała się tyłkiem i kładła uszki, i trochę się szczerzyła. Po kilku wejściach przestało to robić na mnie wrażenie, ponieważ jak zobaczyła, że nie robi to na nikim wrażenia stała dość grzecznie bez wiązania. Przed jedną z ostatnich jazd, wszystko było jak zwykle, obrót-szczerzenie się, więc jak zwykle nie zwracałem uwagi i robiłem co trzeba. W pewnym momencie jak coś "pierdyknęło" w boksie. Do dziś nie wiem co to było, czy kobyła walnęła z zadu i trafiła w ścianę obok mnie, czy podniosła i tak energicznie postawiła nogę na ziemi, nie wiem, w każdym bądź razie parę osób zaglądało do boksu czy jeszcze żyję. Ot życie, się zaczęło trzeba było dokończyć, więc zrobiłem nóżki, osiodłałem i wio.
I w życiu by mi do głowy nie przyszło, żeby stwierdzić, że ekipa z tego ośrodka mnie olała czy potraktowała jakoś nie ładnie. W ręcz przeciwnie, miejsce darzę wielką sympatią i czasem mi żal, że nie mam czasu się tam znów wybrać.
Ailusia - uwierz, że cały czas (od sześciu miesięcy) poszukuję kogoś dającego "dobry przykład" ;-). Niestety narazie bezskutecznie... :-(. Oczywiście nie obrażając Trenera, forumowiczów (większości z nich ) czy autorów książkowych. Chodzi mi o instruktora z prawdziwego zdarzenia którego można spotkać na lekcji - takiego nie znalazłem.
Julia - serdecznie dziękuję za rady. Wlaśnie jestem na etapie poszukiwania "swojej stajni". Objeździłem już chyba wszystkie w obrębie mojego miejsca zamieszkania (Bydgoszcz) i nie znalazłem tej "wymarzonej". W każdej coś mi nie pasuje, a że mam wysokie wymagania (spowodowane m. in. lekturą forum ;-)) to poszukiwania trwają. Kupno własnego konia na tym etapie nie wchodzi w grę... Ale dzięki . Wydaje mi się, że mam dużo pokory jeśli chodzi o podejście do koni, ktoś mi nawet kiedyś powiedział, że widać że naprawdę lubię konie. Na ogół się ich nie boję. Wtedy pierwszy raz spotkałem się z takim zachowaniem konia i naprawdę nie widziałem jak się zachować, zwłaszcza jeśli zwierzę wypchnęło mnie dwa razy z boksu.
Trenerze - chcąc lepiej poznać konie trochę czytam, narazie "Sekrety końskiego umysłu" Millera. Jeśli Trener poleca jeszcze jakieś godne uwagi pozycje to będę wdzięczny.
Paweł Leśkiewicz - z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że zdaję sobie sprawę z tego co piszę, a całą sytuację starałem się nakreślić jak najdokładniej, więc Twoje stwierdzenia, że "przesadzam" czy "koloryzuję" są moim zdaniem nie na miejscu i bardzo proszę o powstrzymanie sie od takich komentarzy. Wybacz, ale tylko Ty byłeś łaskaw podejrzewać, że "przesadzam", co chyba nie wymaga większego komentarza. Podziwiam Cię, jeśli naprawdę jesteś taki odważny, że do nerwowego konia podchodzisz zawsze "śmiało" (po kilkunastu latach jazdy pewnie tak, ale czy po pół rocznym doświadczeniu?). Jeśli pragniesz insynuować, ze jestem "bojącą się osobą" to powiem Ci, że trzeba rozróżnić strach wynikający z charakteru osoby od strachu spowodowanego zdrowym rozsądkiem, który (przynajmniej mi) podpowiada, że koń to zwierzę, które potrafi człowieka zabić. Potwierdza to fakt, że zdecydowałem się do tego konia wejść i jakoś go "podejść". To, że mi się nie udało wynika z braku wiedzy, dlatego piszę tutaj żeby uzyskać pomoc, a nie stwierdzenia, że "nadinterpretuję" - ja szukam pomocy. Oprócz tego weź pod uwagę, że w niektórych stajniach panuje zwyczaj, ze konie przygotowujemy tylko! w boksie i koniec. Poza tym koń uwiązany (w boksie) wg. mnie ma wystarczająco dużą paletę możliwości ruchu, wystarczającą żeby zrobić człowiekowi krzywdę.
Jeśli coś więcej mogę powiedzieć o wspomnianej przezemnie stajni to jest tam dość dużo koni (40?), jeśli chodzi o porządek i ład wokół to utrzymany na wysokim poziomie, jednak konie chyba nie mają dostatecznie dużo ruchu, bo trochę brykają. Instruktor jest dość sympatyczny, ale jego metody pracy polegają na krzyku i surowej dyscyplinie. Mnie to już nie rusza, ale kilkunastoletnie dziewczynki, z którymi miałem okazję jeździć miały łzy w oczach. Ich plus to kryta ujeżdzalnia.
zydus 1/Paweł Leśkiewicz - z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że zdaję sobie sprawę z tego co piszę, a całą sytuację starałem się nakreślić jak najdokładniej, więc Twoje stwierdzenia, że "przesadzam" czy "koloryzuję" są moim zdaniem nie na miejscu i bardzo proszę o powstrzymanie sie od takich komentarzy.....
2/Podziwiam Cię, jeśli naprawdę jesteś taki odważny, że do nerwowego konia podchodzisz zawsze "śmiało"
zydus 1/Paweł Leśkiewicz - z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że zdaję sobie sprawę z tego co piszę, a całą sytuację starałem się nakreślić jak najdokładniej, więc Twoje stwierdzenia, że "przesadzam" czy "koloryzuję" są moim zdaniem nie na miejscu i bardzo proszę o powstrzymanie sie od takich komentarzy.....
2/Podziwiam Cię, jeśli naprawdę jesteś taki odważny, że do nerwowego konia podchodzisz zawsze "śmiało"
Paweł Leśkiewicz A tak przy okazji mi się przypomniało moje własne zdarzenie.
Na kursie jeździłem na takiej kobyłce po przejściach lubiącej straszyć, jak się do niej wchodziło to obracała się tyłkiem i kładła uszki, i trochę się szczerzyła. Po kilku wejściach przestało to robić na mnie wrażenie, ponieważ jak zobaczyła, że nie robi to na nikim wrażenia stała dość grzecznie bez wiązania. Przed jedną z ostatnich jazd, wszystko było jak zwykle, obrót-szczerzenie się, więc jak zwykle nie zwracałem uwagi i robiłem co trzeba. W pewnym momencie jak coś "pierdyknęło" w boksie. Do dziś nie wiem co to było, czy kobyła walnęła z zadu i trafiła w ścianę obok mnie, czy podniosła i tak energicznie postawiła nogę na ziemi, nie wiem, w każdym bądź razie parę osób zaglądało do boksu czy jeszcze żyję. Ot życie, się zaczęło trzeba było dokończyć, więc zrobiłem nóżki, osiodłałem i wio.
Paweł Leśkiewicz A tak przy okazji mi się przypomniało moje własne zdarzenie.
Na kursie jeździłem na takiej kobyłce po przejściach lubiącej straszyć, jak się do niej wchodziło to obracała się tyłkiem i kładła uszki, i trochę się szczerzyła. Po kilku wejściach przestało to robić na mnie wrażenie, ponieważ jak zobaczyła, że nie robi to na nikim wrażenia stała dość grzecznie bez wiązania. Przed jedną z ostatnich jazd, wszystko było jak zwykle, obrót-szczerzenie się, więc jak zwykle nie zwracałem uwagi i robiłem co trzeba. W pewnym momencie jak coś "pierdyknęło" w boksie. Do dziś nie wiem co to było, czy kobyła walnęła z zadu i trafiła w ścianę obok mnie, czy podniosła i tak energicznie postawiła nogę na ziemi, nie wiem, w każdym bądź razie parę osób zaglądało do boksu czy jeszcze żyję. Ot życie, się zaczęło trzeba było dokończyć, więc zrobiłem nóżki, osiodłałem i wio.
Chodzi o Funny Suprise. A akcja była na kursie instr., chyba przed jazdą egzaminacyjną.
Jak dla mnie najbardziej karygodne jest w tej całej sytuacji fakt, że osoba dość jeszcze początkująca nie otrzymała pomocy mimo że o nią prosiła! OK, przecenili umiejętności: to jestem w stanie zrozumieć. Ja też nie siedzę "kołkiem" nad głową ludziom którzy nie są pierwszy raz (inna sprawa, ze jestem dość pewna swoich koni) ale nie wyobrażam sobie żeby ktoś nie otzymał pomocy jeśli o nią poprosił!
Najspokojniejszy koń może zostać sprowokowany sutuacją albo złym zachowaniem człowieka.
Zydus: szukaj! Do skutku!
Nie wierzę że nie da się znaleźć!
Małe stajenki z dosłownie jednym, dwoma rekreacyjnymi końmi?
Popytać znajomych, może współdzierżawa jakaś? W stajni w której jest jakiś trener?
Nic nie doradzę więcej bo dla nas to daleko (my dolnośląskie jesteśmy), ale instruktor powinien być "dostępny" w czasie przygotowania koni na jazdę, a przynajmniej jakaś osoba "zastępcza".