Hipologia Kategoria Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki O ludziach, którzy nie zasługują na psa.

O ludziach, którzy nie zasługują na psa.

O ludziach, którzy nie zasługują na psa.

Strony (4): 1 2 3 4 Dalej
Bartosz Marchwica

Senior Member

477
10-31-2010, 03:32 PM #1
Kochani.
Zamieszczam poniżej historię, którą obecnie przeżywamy oboje, a opisała ją moja Małżonka.
W tym miejscu chcę serdecznie podziękować pewnej Osobie z naszego forum, dzięki której pies jest u nas. Dzięki której żyje.


„BAJKA” O YSTVANIE


Historia wydarzyła się, niestety, naprawdę. Zaczęło się jak w bajce i mam nadzieję, że skończy się jak w bajce. Wydarzenia "pomiędzy" nie były niestety bajkowe .
A zaczęło się tak…
16.12.2008 r. w hodowli komondorów przyszedł na świat miot szczeniąt. Urodziło się 8 pięknych maluchów. Dostały imiona na „Y”. Wśród nich był także Ystvan. Wszystkie szczeniaki zdrowo rosły pod troskliwą opieką swojej mamy i naszą. Po skończeniu 7 tygodni maluchy zaczęły wyjeżdżać do swoich nowych domów.
1. marca 2009 r. (po wcześniejszej rozmowie telefonicznej) przyjechał po Ystvana Marcin D. z córką Kają L. Komondor miał być podobno spełnieniem marzeń żony Joanny W. Ystvan pojechał do swojego nowego domu w miejscowości Ochodze. Tam czekał na niego psi towarzysz – westik. Właściciele dostali od nas wydrukowaną „instrukcję obsługi” - wytyczne dotyczące wychowania i pielęgnacji. Obiecali kontaktować się z nami w razie jakichkolwiek problemów z psem. Kilka tygodni po odebraniu Ystvana napisali do nas krótkiego maila, że wszystko w porządku i pies ma się dobrze. Zatem wszyscy byli zadowoleni – tak jak powinno być.
W styczniu 2010 r. napisała do nas pewna Pani z Opola. Bardzo chciała zobaczyć jakiegoś komondora na żywo. Skontaktowałam się więc z p. Macinem D. z Ochocza, czy mogę tę Panią skierować do niego. Odpisał, że nie ma problemu – kazał przekazać namiary na siebie. Do głowy mi nie przyszło, że pies nie nadawał się już do pokazywania komukolwiek….
Mijały kolejne miesiące.
24.10.2010 dostaliśmy informację od Człowieka o Złotym Sercu, że jest do przygarnięcia dwuletni komondor o imieniu Ystvan, bo właściciele chcą go uśpić…. Człowiek, który nas o tym poinformował, znał Ystvana i bardzo go lubił.
Nie zastanawialiśmy się nawet czy weźmiemy psa tylko - kiedy. Po ustaleniu dogodnego terminu spakowaliśmy się i pognaliśmy po "nasze dziecko".
Wiedziałam, że pies jest zaniedbany, kompletnie niewychowany i agresywny. Ale to, co zobaczyłam na miejscu przeszło moje oczekiwania. Normalnie komondor w tym wieku ma już ładnie ukształtowane dredy. Ystvan natomiast ma wielkie kołtuny, zaś tam gdzie ich nie ma jest krótka sierść. Do tego jest koszmarnie brudny. O jego skrzywionej psychice szkoda nawet wspominać…
Człowiek, który go uratował od prawdopodobnej śmierci próbował założyć mu kaganiec. Niestety nie było to łatwe, a Ystvan nikomu innemu nie pozwolił się nawet zbliżyć, atakując bez zastanowienia. Po godzinie prób zjawił się właściciel – Marcin D. Ze środka budynku obserwowałam, jak właściciel pożegna się ze swoim psem. Założył Ystvanowi kaganiec i dosłownie wrzucił go na siłę do bagażnika naszego samochodu, upchał jeszcze jego ogon i zatrzasnął klapę…. Następnie objął dwie znajome dziewczyny i z uśmiechem na ustach poszedł na imprezę, która się akurat tam zaczynała… Nawet nie obejrzał za psem. Kolejny problem stojący na drodze biznesmena został rozwiązany. To zachowanie potwierdziło tylko obraz tego faceta, jaki miałam patrząc na zmarnowanego psa.
Marcin D. i jego żona Joanna W., to ludzie bez serca (delikatnie mówiąc) i chyba bez mózgu… Komondor może i miał być spełnieniem marzeń, ale chyba marzeń o posiadaniu drogiego niepowtarzalnego gadżetu, którym można zaimponować sąsiadom. Niestety po przywiezieniu psa do siebie chyba nawet nie przeczytali instrukcji, jakie od nas dostali. Pies żył sobie na podwórku i sam się wychowywał. Kiedy zaczął dorastać wymyślił sobie, że będzie szefem i tak też zaczął się zachowywać. Raz, drugi, trzeci udało mu się kogoś ugryźć, więc nauczył się, że tak się powinien zachowywać. Nikt go nie nauczył jak właściwie ma się odnaleźć w ludzkim świecie. Pani Joanna W. pewnie chciała mieć pięknego komondora z dredami - jak na zdjęciach w internecie. Tylko nie wpadła na to, że te dredy wymagają jednak trochę pracy. W tym domu nikomu nie chciało się ruszyć palcem przy pielęgnacji sierści Ystvana. W pewnym momencie pies był już tak zaniedbany, że wpakowali go do samochodu i zawieźli do ogolenia. Wygodne prawda? Niestety, sierść komondora rośnie całe życie, więc Ystvan znowu obrósł. I ponownie skołtunił. Więc znowu został zawieziony do ogolenia. I tak męczyli się pani Joanna W. i pan Marcin D. z Ystvanem, a Ystvan z nimi - prawie 2 lata. W pewnym momencie właściciele wpadli na genialny pomysł pozbycia się swojego zaniedbanego problemu. Wymyślili, że psa uśmiercą. To przecież najprostsze rozwiązanie! Zabić jednego psa, bo sam z siebie nie spełnił oczekiwań, a na jego miejsce zapewne kupić sobie coś innego. Niestety nie pomyśleli o tym, żeby do nas zadzwonić kiedy zaczęły się pierwsze problemy z pielęgnacją i zachowaniem. Można było łatwo nauczyć psa właściwego zachowania gdy ten miał rok – teraz to będzie już baaaardzo trudne.
Na szczęście znalazł się jeden Człowiek, który nas poinformował o sytuacji i któremu chciało się poświęcić czas na zabranie Ystvana i przekazanie go nam. Człowiek ten już wcześniej uratował jednego psa od tych samych ludzi. Tak – mały biały westik też się znudził po jakimś czasie i pewnie też skończyłby w piachu, bo tak najprościej.
Teraz Ystvan jest u nas. Na razie musi być w kagańcu – nie wiem jak długo. Zaczynamy go uczyć prawidłowego zachowania, co nie jest łatwe w przypadku dwuletniego komodora, który poznał już swoją siłę i skuteczność argumentu własnych zębów. Nie wiem ile czasu zajmie nam resocjalizacja psa. Zepsutego przez głupich ludzi. Nie wiem, czy kiedykolwiek się to uda. Nie wiem czy uda się coś zrobić z sierścią, czy trzeba go będzie po prostu znowu ogolić. Nie wiem, czy znajdzie się dla Ystvana odpowiedni dom z odpowiedzialnymi ludźmi... Jest wiele niewiadomych. Wiem tylko jedno: Marcin D. i Joanna W. to ludzie, którzy nie powinni mieć żadnych zwierząt. Wiem także, że swoim zachowaniem uczą własne dzieci, że czyjeś życie jest nic nie warte. Być może kiedyś ich dzieci też stwierdzą, że rodzice nie spełniają ich oczekiwań, że im przeszkadzają i też potraktują ich jak niewygodne śmieci… Wierzę głęboko, że zło wyrządzone innym kiedyś wraca do człowieka. Podobnie jak dobro.
Ja nie mam pretensji, że sobie nie poradzili - nie wszyscy umieją wychowywać psy. Zdarzają się też różne sytuacje; bywa, że psa trzeba oddać komuś innemu. Ale nigdy im nie wybaczę, że nie skontaktowali się z nami. Nie dali znać, że coś jest nie tak. Pomoglibyśmy wcześniej. Nigdy im nie wybaczę, że chcieli po cichu uśmiercić psa i nigdy im nie wybaczę, że zmarnowali tak atrakcyjne a niewinne zwierzę.


Jeśli jakiś hodowca chce wiedzieć konkretnie komu nie sprzedawać swoich ukochanych szczeniaków - proszę o kontakt na maila komondor@komondor.pl
Prześlę dokładne dane adresowe byłych właścicieli Ystvana. Być może ta informacja uratuje życie jakiemuś psu zanim trafi do pani Joanny i pana Marcina…

<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>
Bartosz Marchwica
10-31-2010, 03:32 PM #1

Kochani.
Zamieszczam poniżej historię, którą obecnie przeżywamy oboje, a opisała ją moja Małżonka.
W tym miejscu chcę serdecznie podziękować pewnej Osobie z naszego forum, dzięki której pies jest u nas. Dzięki której żyje.


„BAJKA” O YSTVANIE


Historia wydarzyła się, niestety, naprawdę. Zaczęło się jak w bajce i mam nadzieję, że skończy się jak w bajce. Wydarzenia "pomiędzy" nie były niestety bajkowe .
A zaczęło się tak…
16.12.2008 r. w hodowli komondorów przyszedł na świat miot szczeniąt. Urodziło się 8 pięknych maluchów. Dostały imiona na „Y”. Wśród nich był także Ystvan. Wszystkie szczeniaki zdrowo rosły pod troskliwą opieką swojej mamy i naszą. Po skończeniu 7 tygodni maluchy zaczęły wyjeżdżać do swoich nowych domów.
1. marca 2009 r. (po wcześniejszej rozmowie telefonicznej) przyjechał po Ystvana Marcin D. z córką Kają L. Komondor miał być podobno spełnieniem marzeń żony Joanny W. Ystvan pojechał do swojego nowego domu w miejscowości Ochodze. Tam czekał na niego psi towarzysz – westik. Właściciele dostali od nas wydrukowaną „instrukcję obsługi” - wytyczne dotyczące wychowania i pielęgnacji. Obiecali kontaktować się z nami w razie jakichkolwiek problemów z psem. Kilka tygodni po odebraniu Ystvana napisali do nas krótkiego maila, że wszystko w porządku i pies ma się dobrze. Zatem wszyscy byli zadowoleni – tak jak powinno być.
W styczniu 2010 r. napisała do nas pewna Pani z Opola. Bardzo chciała zobaczyć jakiegoś komondora na żywo. Skontaktowałam się więc z p. Macinem D. z Ochocza, czy mogę tę Panią skierować do niego. Odpisał, że nie ma problemu – kazał przekazać namiary na siebie. Do głowy mi nie przyszło, że pies nie nadawał się już do pokazywania komukolwiek….
Mijały kolejne miesiące.
24.10.2010 dostaliśmy informację od Człowieka o Złotym Sercu, że jest do przygarnięcia dwuletni komondor o imieniu Ystvan, bo właściciele chcą go uśpić…. Człowiek, który nas o tym poinformował, znał Ystvana i bardzo go lubił.
Nie zastanawialiśmy się nawet czy weźmiemy psa tylko - kiedy. Po ustaleniu dogodnego terminu spakowaliśmy się i pognaliśmy po "nasze dziecko".
Wiedziałam, że pies jest zaniedbany, kompletnie niewychowany i agresywny. Ale to, co zobaczyłam na miejscu przeszło moje oczekiwania. Normalnie komondor w tym wieku ma już ładnie ukształtowane dredy. Ystvan natomiast ma wielkie kołtuny, zaś tam gdzie ich nie ma jest krótka sierść. Do tego jest koszmarnie brudny. O jego skrzywionej psychice szkoda nawet wspominać…
Człowiek, który go uratował od prawdopodobnej śmierci próbował założyć mu kaganiec. Niestety nie było to łatwe, a Ystvan nikomu innemu nie pozwolił się nawet zbliżyć, atakując bez zastanowienia. Po godzinie prób zjawił się właściciel – Marcin D. Ze środka budynku obserwowałam, jak właściciel pożegna się ze swoim psem. Założył Ystvanowi kaganiec i dosłownie wrzucił go na siłę do bagażnika naszego samochodu, upchał jeszcze jego ogon i zatrzasnął klapę…. Następnie objął dwie znajome dziewczyny i z uśmiechem na ustach poszedł na imprezę, która się akurat tam zaczynała… Nawet nie obejrzał za psem. Kolejny problem stojący na drodze biznesmena został rozwiązany. To zachowanie potwierdziło tylko obraz tego faceta, jaki miałam patrząc na zmarnowanego psa.
Marcin D. i jego żona Joanna W., to ludzie bez serca (delikatnie mówiąc) i chyba bez mózgu… Komondor może i miał być spełnieniem marzeń, ale chyba marzeń o posiadaniu drogiego niepowtarzalnego gadżetu, którym można zaimponować sąsiadom. Niestety po przywiezieniu psa do siebie chyba nawet nie przeczytali instrukcji, jakie od nas dostali. Pies żył sobie na podwórku i sam się wychowywał. Kiedy zaczął dorastać wymyślił sobie, że będzie szefem i tak też zaczął się zachowywać. Raz, drugi, trzeci udało mu się kogoś ugryźć, więc nauczył się, że tak się powinien zachowywać. Nikt go nie nauczył jak właściwie ma się odnaleźć w ludzkim świecie. Pani Joanna W. pewnie chciała mieć pięknego komondora z dredami - jak na zdjęciach w internecie. Tylko nie wpadła na to, że te dredy wymagają jednak trochę pracy. W tym domu nikomu nie chciało się ruszyć palcem przy pielęgnacji sierści Ystvana. W pewnym momencie pies był już tak zaniedbany, że wpakowali go do samochodu i zawieźli do ogolenia. Wygodne prawda? Niestety, sierść komondora rośnie całe życie, więc Ystvan znowu obrósł. I ponownie skołtunił. Więc znowu został zawieziony do ogolenia. I tak męczyli się pani Joanna W. i pan Marcin D. z Ystvanem, a Ystvan z nimi - prawie 2 lata. W pewnym momencie właściciele wpadli na genialny pomysł pozbycia się swojego zaniedbanego problemu. Wymyślili, że psa uśmiercą. To przecież najprostsze rozwiązanie! Zabić jednego psa, bo sam z siebie nie spełnił oczekiwań, a na jego miejsce zapewne kupić sobie coś innego. Niestety nie pomyśleli o tym, żeby do nas zadzwonić kiedy zaczęły się pierwsze problemy z pielęgnacją i zachowaniem. Można było łatwo nauczyć psa właściwego zachowania gdy ten miał rok – teraz to będzie już baaaardzo trudne.
Na szczęście znalazł się jeden Człowiek, który nas poinformował o sytuacji i któremu chciało się poświęcić czas na zabranie Ystvana i przekazanie go nam. Człowiek ten już wcześniej uratował jednego psa od tych samych ludzi. Tak – mały biały westik też się znudził po jakimś czasie i pewnie też skończyłby w piachu, bo tak najprościej.
Teraz Ystvan jest u nas. Na razie musi być w kagańcu – nie wiem jak długo. Zaczynamy go uczyć prawidłowego zachowania, co nie jest łatwe w przypadku dwuletniego komodora, który poznał już swoją siłę i skuteczność argumentu własnych zębów. Nie wiem ile czasu zajmie nam resocjalizacja psa. Zepsutego przez głupich ludzi. Nie wiem, czy kiedykolwiek się to uda. Nie wiem czy uda się coś zrobić z sierścią, czy trzeba go będzie po prostu znowu ogolić. Nie wiem, czy znajdzie się dla Ystvana odpowiedni dom z odpowiedzialnymi ludźmi... Jest wiele niewiadomych. Wiem tylko jedno: Marcin D. i Joanna W. to ludzie, którzy nie powinni mieć żadnych zwierząt. Wiem także, że swoim zachowaniem uczą własne dzieci, że czyjeś życie jest nic nie warte. Być może kiedyś ich dzieci też stwierdzą, że rodzice nie spełniają ich oczekiwań, że im przeszkadzają i też potraktują ich jak niewygodne śmieci… Wierzę głęboko, że zło wyrządzone innym kiedyś wraca do człowieka. Podobnie jak dobro.
Ja nie mam pretensji, że sobie nie poradzili - nie wszyscy umieją wychowywać psy. Zdarzają się też różne sytuacje; bywa, że psa trzeba oddać komuś innemu. Ale nigdy im nie wybaczę, że nie skontaktowali się z nami. Nie dali znać, że coś jest nie tak. Pomoglibyśmy wcześniej. Nigdy im nie wybaczę, że chcieli po cichu uśmiercić psa i nigdy im nie wybaczę, że zmarnowali tak atrakcyjne a niewinne zwierzę.


Jeśli jakiś hodowca chce wiedzieć konkretnie komu nie sprzedawać swoich ukochanych szczeniaków - proszę o kontakt na maila komondor@komondor.pl
Prześlę dokładne dane adresowe byłych właścicieli Ystvana. Być może ta informacja uratuje życie jakiemuś psu zanim trafi do pani Joanny i pana Marcina…


<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>

11-01-2010, 09:23 AM #2
Straszna historia...
Masz jakies zdjęcia Ystvana?
Oczywiście napiszę na meila bo chcę wiedzieć komu nie sprzedawać szczeniąt w przyszłym roku....
eh.
Ciesze się, że pies ma szanse na normalne życie. Mam nadzieje, ze bedziecie nas informowac o postępach jakie poczynił.
pozdrawiam

<t>Nie jestem Idealna, ale idealnie sobie z Tym radzęSmile</t>
Dorota Hałaburda
11-01-2010, 09:23 AM #2

Straszna historia...
Masz jakies zdjęcia Ystvana?
Oczywiście napiszę na meila bo chcę wiedzieć komu nie sprzedawać szczeniąt w przyszłym roku....
eh.
Ciesze się, że pies ma szanse na normalne życie. Mam nadzieje, ze bedziecie nas informowac o postępach jakie poczynił.
pozdrawiam


<t>Nie jestem Idealna, ale idealnie sobie z Tym radzęSmile</t>

Bartosz Marchwica

Senior Member

477
11-01-2010, 10:09 AM #3
Tutaj i fotki, i bieżące opisy postępów Ystvana.
http://forum.molosy.pl/showthread.php?p=...ost1111085

Jest fantastyczny. Szybko się uczy, zaakceptował nas (chociaż jeszcze parę dni spędzi w kagańcu) i pozwala się dotykać,nawet toleruje rozdzielanie dredów. Będzie dobrze. Ważne, że psiak żyje i ma przyszłość. Reszta już się nie liczy.

<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>
Bartosz Marchwica
11-01-2010, 10:09 AM #3

Tutaj i fotki, i bieżące opisy postępów Ystvana.
http://forum.molosy.pl/showthread.php?p=...ost1111085

Jest fantastyczny. Szybko się uczy, zaakceptował nas (chociaż jeszcze parę dni spędzi w kagańcu) i pozwala się dotykać,nawet toleruje rozdzielanie dredów. Będzie dobrze. Ważne, że psiak żyje i ma przyszłość. Reszta już się nie liczy.


<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>

Marek Wiśniewski

Senior Member

253
11-01-2010, 12:44 PM #4
Jak już po dwóch dniach daje się dotykać i nawet możesz mu gmerać przy kołtunach- to będzie dobrze. Ystvan jest złakniony kontaktu- przede wszystkim pieszczot- to może się okazać Waszym największym atutem- takie "ręce, które leczą" :wink: Jak już piszczy za Wami kiedy zostawiacie go w boksie- to już dużo. Dla niego to spory dyskomfort, bo jednak był trzymany w domu- będzie więc bardzo szczęśliwy za każdym razem, kiedy go odwiedzicie- o spacerze nie wspomnę.
Jestem dziwnie spokojny o Ystvanka. Potrzebuje tylko czasu- bo ludzi, którzy wiedzą jak mu zapewnić całą resztę już ma. Z niecierpliwością czekam momentu zdjęcia kagańca- bo to chyba pierwszy kluczowy moment w jego resocjalizacji...
Monitorujcie proszę w miarę na bieżąco wszystkie, nawet najmniejsze sukcesy. Cieszę się, że już jest w "normalnym" domu.
Trzymam kciuki.

<t></t>
Marek Wiśniewski
11-01-2010, 12:44 PM #4

Jak już po dwóch dniach daje się dotykać i nawet możesz mu gmerać przy kołtunach- to będzie dobrze. Ystvan jest złakniony kontaktu- przede wszystkim pieszczot- to może się okazać Waszym największym atutem- takie "ręce, które leczą" :wink: Jak już piszczy za Wami kiedy zostawiacie go w boksie- to już dużo. Dla niego to spory dyskomfort, bo jednak był trzymany w domu- będzie więc bardzo szczęśliwy za każdym razem, kiedy go odwiedzicie- o spacerze nie wspomnę.
Jestem dziwnie spokojny o Ystvanka. Potrzebuje tylko czasu- bo ludzi, którzy wiedzą jak mu zapewnić całą resztę już ma. Z niecierpliwością czekam momentu zdjęcia kagańca- bo to chyba pierwszy kluczowy moment w jego resocjalizacji...
Monitorujcie proszę w miarę na bieżąco wszystkie, nawet najmniejsze sukcesy. Cieszę się, że już jest w "normalnym" domu.
Trzymam kciuki.


<t></t>

AnnaRadomańczykMoroz

Senior Member

299
11-01-2010, 01:16 PM #5
Kibicuję Wam z całego serca!!!

<r>niegdyś <COLOR color="#4000BF"><s></s>Pokusa27<e></e></COLOR> <E>Smile</E></r>
AnnaRadomańczykMoroz
11-01-2010, 01:16 PM #5

Kibicuję Wam z całego serca!!!


<r>niegdyś <COLOR color="#4000BF"><s></s>Pokusa27<e></e></COLOR> <E>Smile</E></r>

Bartosz Marchwica

Senior Member

477
11-03-2010, 07:09 AM #6
Dzięki za miłe słowa.
Spacery odbywają się normalnie - dużo nagradzania i pozytywnych wzmocnień. Byliśmy także na przejażdżce autem i spacerze, na którym mijało nas parę osób. Reakcja oczywiście była "do ataku!", jednak staram się wygaszać w nim te tendencje. W momencie, kiedy będę mógł już zwrócić jego uwagę na siebie w takiej sytuacji - zdejmiemy kaganiec. To (czyli odwrócenie uwagi) udało się już na podwórku, gdzie za ogrodzeniem biega stado naszych psów.
Psisko zwiedziło już całe podwórko (reszta psów była w psiarni - ma się rozumieć) i bezbłędnie odnalazł "witaminowy paśnik" czyli stertę obornika :-)
Robimy postępy. Jeszcze sprawa odbudowy szaty oraz wykąpania klienta - to już jednak w nieco dalszej perspektywie.



Mam wrażenie, że PSIE SERCE bije jakby spokojniejszym rytmem.

<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>
Bartosz Marchwica
11-03-2010, 07:09 AM #6

Dzięki za miłe słowa.
Spacery odbywają się normalnie - dużo nagradzania i pozytywnych wzmocnień. Byliśmy także na przejażdżce autem i spacerze, na którym mijało nas parę osób. Reakcja oczywiście była "do ataku!", jednak staram się wygaszać w nim te tendencje. W momencie, kiedy będę mógł już zwrócić jego uwagę na siebie w takiej sytuacji - zdejmiemy kaganiec. To (czyli odwrócenie uwagi) udało się już na podwórku, gdzie za ogrodzeniem biega stado naszych psów.
Psisko zwiedziło już całe podwórko (reszta psów była w psiarni - ma się rozumieć) i bezbłędnie odnalazł "witaminowy paśnik" czyli stertę obornika :-)
Robimy postępy. Jeszcze sprawa odbudowy szaty oraz wykąpania klienta - to już jednak w nieco dalszej perspektywie.



Mam wrażenie, że PSIE SERCE bije jakby spokojniejszym rytmem.


<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>

Krystyna Kukawska

Senior Member

514
11-03-2010, 07:28 AM #7
Bartel, trzymam za Was kciuki i wierzę, że będzie dobrze.

Bartel Mam wrażenie, że PSIE SERCE bije jakby spokojniejszym rytmem.

Przy takich Ludziach jak Wy - na pewno :!:

<r><COLOR color="#008000"><s></s><URL url="http://www.pogotowiedlazwierzat.pl">www.pogotowiedlazwierzat.pl</URL><e></e></COLOR></r>
Krystyna Kukawska
11-03-2010, 07:28 AM #7

Bartel, trzymam za Was kciuki i wierzę, że będzie dobrze.

Bartel Mam wrażenie, że PSIE SERCE bije jakby spokojniejszym rytmem.

Przy takich Ludziach jak Wy - na pewno :!:


<r><COLOR color="#008000"><s></s><URL url="http://www.pogotowiedlazwierzat.pl">www.pogotowiedlazwierzat.pl</URL><e></e></COLOR></r>

Jacob Spahis

Posting Freak

2,301
11-03-2010, 08:56 AM #8
Trzymam kciuki :!: Masz Bartelu ogromną wrażliwość i nieprawdopodobny dar. Trudno to nawet opisać. Pozostaje się tylko wzruszyć.

<r>"Naprzód z długą swobodnie opuszczoną szyją o rozluźnionych, lecz elastycznych mięśniach, z lekkim przodem, czułym pyskiem i sprężystym zadem!" (<I><s></s>A. Królikiewicz<e></e></I>)<br/>
<br/>
<URL url="http://www.bazakoni.pl/horse_86431.html">http://www.bazakoni.pl/horse_86431.html</URL></r>
Jacob Spahis
11-03-2010, 08:56 AM #8

Trzymam kciuki :!: Masz Bartelu ogromną wrażliwość i nieprawdopodobny dar. Trudno to nawet opisać. Pozostaje się tylko wzruszyć.


<r>"Naprzód z długą swobodnie opuszczoną szyją o rozluźnionych, lecz elastycznych mięśniach, z lekkim przodem, czułym pyskiem i sprężystym zadem!" (<I><s></s>A. Królikiewicz<e></e></I>)<br/>
<br/>
<URL url="http://www.bazakoni.pl/horse_86431.html">http://www.bazakoni.pl/horse_86431.html</URL></r>

Bartosz Marchwica

Senior Member

477
11-06-2010, 06:40 PM #9
Bardzo Wam dziękuję.
Aczkolwiek nie widzę niczego nadzwyczajnego w naszych poczynaniach. Mały Książę uczył, że należy być odpowiedzialnym za to, co się oswoiło. A już stworzenie powołane do życia z naszej woli zasługuje na nasz szacunek i opiekę do końca życia. Ot, co.

Z ostatniej chwili: żyjemy, pomimo, że kaganiec zawisł już na kołku. :lol:
Zaczynam myśleć o tej sytuacji w kategorii szczęścia - szczęście, że udało się wydrzeć przeznaczeniu tak cudownego psiaka!

<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>
Bartosz Marchwica
11-06-2010, 06:40 PM #9

Bardzo Wam dziękuję.
Aczkolwiek nie widzę niczego nadzwyczajnego w naszych poczynaniach. Mały Książę uczył, że należy być odpowiedzialnym za to, co się oswoiło. A już stworzenie powołane do życia z naszej woli zasługuje na nasz szacunek i opiekę do końca życia. Ot, co.

Z ostatniej chwili: żyjemy, pomimo, że kaganiec zawisł już na kołku. :lol:
Zaczynam myśleć o tej sytuacji w kategorii szczęścia - szczęście, że udało się wydrzeć przeznaczeniu tak cudownego psiaka!


<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>

Marek Wiśniewski

Senior Member

253
11-12-2010, 08:17 AM #10
Przeglądam z uwagą wątek o Ystvanku (ten zalinkowany) i powiem Ci Bartelu, że w szoku jestem. W trakcie naszej pierwszej rozmowy na żywo mówiłem Ci, że nie powinno być tak źle, bo psu najbardziej brakowało odpowiedniego przewodnika- ale w życiu nie przypuszczałem, że będzie aż tak dobrze! Z jednym zdaniem Twojej szanownej małzonki nie mogę się jednak zgodzić- napisała, że łatwo jest prowadzić trudnego psa (czy jakoś tak)- otóż nie jest łatwo. Łatwo jest Wam- bo znacie się na tym (choć do niedawna może nawet o tym nie wiedzieliście); poza tym macie coś takiego co psy lubią- otóż psy lubią być lubiane- a z Was to po prostu emanuje Big Grin
Kiedyś czytałem o jakimś profesorze, który ze swoimi studentami przeprowadzał eksperyment z udziałem szczurów;
Podzielił grupę studentów na trzy zespoły i kazał im obserwować zachowanie szczurów w labitryncie; pierwsza grupa miała obserwować szczury wyselekcjonowane pod kątem debilności- im głupsze tym lepsze; druga- szczury losowo wybrane; trzecia- zwierzęta wyselekcjonowane w drugą stronę- taką szczurzą inteligencję, że proszę siadać... Confusedhock:
Gdy porównano wyniki pierwsza grupa była załamana osiągnięciami swoich podopiecznych- nawet jak któryś znalazł drogę to ewidentnie był to przypadek; druga zauważała planowane działania swoich pupili, ale bez rewelacji- drogę znalazły, ser zeżarły, ale zachowania mieszczące się w ścisłej normie gatunkowej- jednym słowem ok, ale bez rewelacji. Trzecia grupa- zachwyt i totalny szok- ich zwierzaki prześcigały się w biciu rekordów i zjadały tyle sera, że trzeba było latać dokupywać do sklepu.
Jakie było ich zdziwienie gdy profesor ogłosił im, że celem eksperymentu nie była tak naprawdę obserwacja szczurów o różnym IQ- tylko badanie "języka postaw"- nie było żadnej selekcji, wszystkie szczury były pierwsze brzegu. Zwierzęta zachowywały się dokładnie w taki sposób jak je postrzegano. Wniosek był taki, że język postaw jest językiem uniwersalnym.
I to, że podeszliście do Ystvanka jako do normalnego psa, złaknionego normalnych kontaktów z człowiekiem, normalnych w psim pojęciu zabaw i przede wszystkim mieliście jasno sprecyzowane oczekiwania- zaskutkowało oczekiwanymi rezultatami.

<t></t>
Marek Wiśniewski
11-12-2010, 08:17 AM #10

Przeglądam z uwagą wątek o Ystvanku (ten zalinkowany) i powiem Ci Bartelu, że w szoku jestem. W trakcie naszej pierwszej rozmowy na żywo mówiłem Ci, że nie powinno być tak źle, bo psu najbardziej brakowało odpowiedniego przewodnika- ale w życiu nie przypuszczałem, że będzie aż tak dobrze! Z jednym zdaniem Twojej szanownej małzonki nie mogę się jednak zgodzić- napisała, że łatwo jest prowadzić trudnego psa (czy jakoś tak)- otóż nie jest łatwo. Łatwo jest Wam- bo znacie się na tym (choć do niedawna może nawet o tym nie wiedzieliście); poza tym macie coś takiego co psy lubią- otóż psy lubią być lubiane- a z Was to po prostu emanuje Big Grin
Kiedyś czytałem o jakimś profesorze, który ze swoimi studentami przeprowadzał eksperyment z udziałem szczurów;
Podzielił grupę studentów na trzy zespoły i kazał im obserwować zachowanie szczurów w labitryncie; pierwsza grupa miała obserwować szczury wyselekcjonowane pod kątem debilności- im głupsze tym lepsze; druga- szczury losowo wybrane; trzecia- zwierzęta wyselekcjonowane w drugą stronę- taką szczurzą inteligencję, że proszę siadać... Confusedhock:
Gdy porównano wyniki pierwsza grupa była załamana osiągnięciami swoich podopiecznych- nawet jak któryś znalazł drogę to ewidentnie był to przypadek; druga zauważała planowane działania swoich pupili, ale bez rewelacji- drogę znalazły, ser zeżarły, ale zachowania mieszczące się w ścisłej normie gatunkowej- jednym słowem ok, ale bez rewelacji. Trzecia grupa- zachwyt i totalny szok- ich zwierzaki prześcigały się w biciu rekordów i zjadały tyle sera, że trzeba było latać dokupywać do sklepu.
Jakie było ich zdziwienie gdy profesor ogłosił im, że celem eksperymentu nie była tak naprawdę obserwacja szczurów o różnym IQ- tylko badanie "języka postaw"- nie było żadnej selekcji, wszystkie szczury były pierwsze brzegu. Zwierzęta zachowywały się dokładnie w taki sposób jak je postrzegano. Wniosek był taki, że język postaw jest językiem uniwersalnym.
I to, że podeszliście do Ystvanka jako do normalnego psa, złaknionego normalnych kontaktów z człowiekiem, normalnych w psim pojęciu zabaw i przede wszystkim mieliście jasno sprecyzowane oczekiwania- zaskutkowało oczekiwanymi rezultatami.


<t></t>

11-12-2010, 09:49 AM #11
cos w tym jest PlanktonSmile

<t>Nie jestem Idealna, ale idealnie sobie z Tym radzęSmile</t>
Dorota Hałaburda
11-12-2010, 09:49 AM #11

cos w tym jest PlanktonSmile


<t>Nie jestem Idealna, ale idealnie sobie z Tym radzęSmile</t>

Marek Wiśniewski

Senior Member

253
11-12-2010, 06:09 PM #12
Jest, jest...
Moje maleństwo miało opinię wariata już jako źrebak; jak pierwszy raz byłem u niej to stajenny o mało nie dostał zawału jak zobaczył, że chodzę z nią bez matki (on nawet nie wiedział, że to moje konio- dopóki mieszkałem za granicą stała przy matce w Bochni- nie zabierałem jej do siebie); mój pies-morderca (16-to letnia amstaffka) lepiej się opiekuje kocińcem niż ich wyrodne matki- pewnie jak by nie była sterylna to by karmiła Big Grin ; bylem też pierwszym facetem, któremu dała się pogłaskać stajenna sunia-przybłęda (to nieładne słowo- ja wolę o niej mówić "najduch"), Ystvan też mnie jakoś nie ugryzł- choć miał okazję. Ba! Mojej żony nie gryzą koty jak im daje tabletki- każdy, kto próbował dać kotu tabletkę- wie o czym mówię Big Grin (z drugiej strony nie znam takiego co by się mijej żonie postawił :lol: )
Zwierzęta mają "czuja"- nawet jeże dają się głaskać po pyszczkach jak się z nimi pogada Big Grin

<t></t>
Marek Wiśniewski
11-12-2010, 06:09 PM #12

Jest, jest...
Moje maleństwo miało opinię wariata już jako źrebak; jak pierwszy raz byłem u niej to stajenny o mało nie dostał zawału jak zobaczył, że chodzę z nią bez matki (on nawet nie wiedział, że to moje konio- dopóki mieszkałem za granicą stała przy matce w Bochni- nie zabierałem jej do siebie); mój pies-morderca (16-to letnia amstaffka) lepiej się opiekuje kocińcem niż ich wyrodne matki- pewnie jak by nie była sterylna to by karmiła Big Grin ; bylem też pierwszym facetem, któremu dała się pogłaskać stajenna sunia-przybłęda (to nieładne słowo- ja wolę o niej mówić "najduch"), Ystvan też mnie jakoś nie ugryzł- choć miał okazję. Ba! Mojej żony nie gryzą koty jak im daje tabletki- każdy, kto próbował dać kotu tabletkę- wie o czym mówię Big Grin (z drugiej strony nie znam takiego co by się mijej żonie postawił :lol: )
Zwierzęta mają "czuja"- nawet jeże dają się głaskać po pyszczkach jak się z nimi pogada Big Grin


<t></t>

Bartosz Marchwica

Senior Member

477
11-12-2010, 06:36 PM #13
To nie wiem: podziwiać Twoją Małżonkę czy raczej się Jej bać???!! A na serio, to faktycznie osiągnięcie (choć moja lepsza połowa też sobie radzi w zakresie koto-tabletkowym - ja bym nie potrafił).
Co zaś tyczy "prowadzenia trudnego psa" - zapewne chodzi o to, że komondor nie odbiega od normy jeśli idzie o wychowanie od małego. To psiak jak każdy inny. Natomiast niedopilnowanie socjalizacji i zaniedbanie zwykłych codziennych kontaktów ze szczenięciem grozi wychowaniem bestii nawet z ratlerka, shi-tzu czy też spaniela.
Natomiast prostowanie już spaczonego psa - my faktycznie potraktowaliśmy "z marszu" Ystvana jak własne dziecko; być może tu tkwi cała tajemnica. Kochamy wszystkie zwierzaki; komondory, siłą rzeczy, w szczególności.
A Ystvanek pomału oswaja się ze światem, w którym JUŻ NIE MUSI bronić wszystkiego co zna - przed nieznanym. Właśnie mamy zlot znajomych - świadomie posłużyli nam jako "manekiny" do socjalizacji naszego kilera :lol:

Odnośnie jeży - na mnie kiedyś gniewnie nafukał taki jeden, kiedy powiedziałem mu, że idzie w stronę ruchliwej jezdni. Podniósł łepek, fuknął, jak tylko jeże potrafią - lecz zawrócił.

<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>
Bartosz Marchwica
11-12-2010, 06:36 PM #13

To nie wiem: podziwiać Twoją Małżonkę czy raczej się Jej bać???!! A na serio, to faktycznie osiągnięcie (choć moja lepsza połowa też sobie radzi w zakresie koto-tabletkowym - ja bym nie potrafił).
Co zaś tyczy "prowadzenia trudnego psa" - zapewne chodzi o to, że komondor nie odbiega od normy jeśli idzie o wychowanie od małego. To psiak jak każdy inny. Natomiast niedopilnowanie socjalizacji i zaniedbanie zwykłych codziennych kontaktów ze szczenięciem grozi wychowaniem bestii nawet z ratlerka, shi-tzu czy też spaniela.
Natomiast prostowanie już spaczonego psa - my faktycznie potraktowaliśmy "z marszu" Ystvana jak własne dziecko; być może tu tkwi cała tajemnica. Kochamy wszystkie zwierzaki; komondory, siłą rzeczy, w szczególności.
A Ystvanek pomału oswaja się ze światem, w którym JUŻ NIE MUSI bronić wszystkiego co zna - przed nieznanym. Właśnie mamy zlot znajomych - świadomie posłużyli nam jako "manekiny" do socjalizacji naszego kilera :lol:

Odnośnie jeży - na mnie kiedyś gniewnie nafukał taki jeden, kiedy powiedziałem mu, że idzie w stronę ruchliwej jezdni. Podniósł łepek, fuknął, jak tylko jeże potrafią - lecz zawrócił.


<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>

Marek Wiśniewski

Senior Member

253
11-13-2010, 12:42 AM #14
Bartel (...)Ystvanek pomału oswaja się ze światem, w którym JUŻ NIE MUSI bronić wszystkiego co zna - przed nieznanym. Właśnie mamy zlot znajomych - świadomie posłużyli nam jako "manekiny" do socjalizacji naszego kilera :lol: (...)

No i jak?? Confusedhock:

<t></t>
Marek Wiśniewski
11-13-2010, 12:42 AM #14

Bartel (...)Ystvanek pomału oswaja się ze światem, w którym JUŻ NIE MUSI bronić wszystkiego co zna - przed nieznanym. Właśnie mamy zlot znajomych - świadomie posłużyli nam jako "manekiny" do socjalizacji naszego kilera :lol: (...)

No i jak?? Confusedhock:


<t></t>

Bartosz Marchwica

Senior Member

477
11-13-2010, 09:34 AM #15
Na razie w kagańcu i na spacerze poza gospodarstwem.
Z początku, oczywista, próbował atakować najbliższe osoby, jednak potem odpuścił i grzecznie spacerował. Dał się też pogłaskać dziecku.
Wszyscy żyją :mrgreen:

<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>
Bartosz Marchwica
11-13-2010, 09:34 AM #15

Na razie w kagańcu i na spacerze poza gospodarstwem.
Z początku, oczywista, próbował atakować najbliższe osoby, jednak potem odpuścił i grzecznie spacerował. Dał się też pogłaskać dziecku.
Wszyscy żyją :mrgreen:


<t>Im więcej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.</t>

Strony (4): 1 2 3 4 Dalej
 
  • 0 głosów - średnia: 0
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości