Jak rozstać sie z koniem???
Jak rozstać sie z koniem???
Nahajka nie jest moim koniem, ponieważ niewiele mi juz czasu zostało, żeby sobie pojeździć postanowiłam w tym roku kupić miękko noszącego hucuła.
Udało się.
Hucułek przyjechał aż z gór, a tym samym transportem miała wrócić Nahajka do swego rodzinnego domku..
Wszystko było fajnie, ale do czasu.....gdy właściciel poszedł pakować ja do bukmanki.....po prostu rozkleiłam się, rzuciłam się mu na szyję , po-przepraszałam i ....Nahajka została u mnie :!:
nie bardzo mam siły, czas i miejsce na 3 konie......postąpiłam bardzo egoistycznie, ale to było silniejsze ode mnie.
Zarówno ta pierwsza, jak i druga decyzja... nie umiem się odnaleźć w takich sytuacjach...
Co byście zrobili na moim miejscu????? Jak Wy sobie radzicie z rozstaniami...?
Życie pisze różne scenariusze, czasem potrafi bardzo zaskoczyć, splot okoliczności potrafi człowieka powalić, rozwalić psychicznie,..............................................................są rozstania z końmi, czasem bardzo trudne, z którymi nie można sobie poradzić , chociaż czas podobno goi rany, ale blizny pozostają.
Jak poradzić sobie z rozstaniami - to w dużej mierze zależy od wrażliwości człowieka, który przekazuje "niechcący" tę wrażliwośc koniom. Bo konie wbrew temu co niektórzy twierdzą , też czują. Myślę, że jaki właściciel - taki koń,... jednym koniom wystarczy siano i woda, inne potrzebują czegoś więcej. Doświadczając pozytywnych emocji od człowieka, potrzebują ich nadal -... nie otrzymując ich, zamykają się w sobie, stają się jakby introwertykami. Takie jest moje zdanie, oczywiście, ktoś może mieć inne.
Słusznie powiedział Antoine de Saint-Exupéry - Pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.
Jak rozstać się z koniem- temat jakby do mnie. Nie przetrawiłam 2 rozstań. Musiałam oddać 2 żrebaki od mojej klaczy. Byłam nastolatką i zostałam zmuszona przez rodziców. Oni nie wiedzą NIC na temat koni. Najpierw zażrebiali kobyłkę, a póżniej oddawali (nawet nie sprzedawali) te żrebaki. Fugger był u mnie 7 miesięcy- był cudowny, spokojny, słodki kochany ogierek. Musiałam patrzeć jak odjeżdża. W życiu mnie tak nie bolało. Flora była trochę dłużej- była trudnym koniem, bo wielce przemądrzałe rodzicielstwo wychowywało żróbke jak pluszaka- ja nie miałam dostępu. Jak już sobie nie mogli poradzić oddali jak stary nadpleśniały fotel. Nic nie wiedziałam o tym. Gdy przyjechałam na przerwe semestralną konia już nie było. Nigdy więcej moich żrebaków nie zobaczyłam. Nie umiem się rozstać z koniem. Za bardzo boli przepracowanie tego. Za silne są to emocje. Albo ja za wrażliwa. Ostatnio odzyskałam jednego ze szczeniaków którego mi odebrano, drugi dalej siedzi na złomie. (psy mają 4 lata, były katowane) Zbieram siły żeby go odbić. Sporo mnie to kosztuje. Może dlatego, że nigdy nie chciałam oddawać moich zwierząt. Zostałam zmuszona. Dlatego nie mogę się rozstać- nie chcę!
ANULKA, dzięki! nie jestem sama.....
a po wczorajszej przygodzie to BARDZO się cieszę, ze Nahajka została. Wiem, ze część osób mnie teraz skrytykuje /ona 2 latka skończyła w marcu/ ale opowiem zgodnie z faktami....
no wiec po zabawach, , przewiesiłam się na niej, potem wsiadłam, i w dosiadzie odciążającym /plus sam kantarek i lineczka/ przejechałam dwa kółka w koralu. Szła tak, jakby to była dla niej normalna, super znana sprawa....podczas jazdy 3 razy zatrzymywała się na głos i delikatne napięcie sznurka.
potem zsiadałam, po zadku....ześlizgiwałam się trzymając za ogon prosto pod zadnie kopytka, weszłam pod brzuch, /pozwoliła mi odstawiając jedno kopytko/ i siedząc pod brzuchem karmiłam marchewka, a ona schylała łebek , żeby dosięgnąć...nawet z moja ukochana Lunka bym tego nie zrobiła, chociaż na wiele sobie pozwalamy!
Nahajka jest cudowna: charakter idealny, bardzo ufna. KIEDYŚ SIĘ ZDZIWIŁAM; wracam z miasta /miałam zepsuty zamek w drzwiach i dom byl otwarty/Luna stoi na ganku, przeprosiłam ja i weszłam do domu...a tam na podłodze leży kto???Nahajka...leży i ziewa. Luna już sie widocznie nie zmieściła..... :lol:
NIE ODDAM JEJ JUZ !!!!!!!!!!!/Stasiu i Justynko DZIĘKUJĘ ZA ZROZUMIENIE!!!!!/
Miłość nie zawsze wybiera , a tak poważniej nie odzywałam się , bo sama nie wiem jakby postąpiła, sama duszę w sobie pewien żal, a może tęsknotę za tym co straciłam - ale to życie jest
Pozdrawiam
ja też duszę,
stąd moje nowo założone gospodarstwo agroturystyczne /które nie wiem czy ruszy tak na prawdę../ nazywa się PROMYK!!!!
No właśnie życie....nigdy nie wiadomo czy w jakimś miejscu i w jakimś czasie nie otworzą się w najszlachetniejszym Człowieku zupełnie niespodziewanie jakieś ukryte w ciemnych zakamarkach duszy- nowe drzwi....
Rady nie udzielę. Musiałem się rozstać z powodu wędrownego trybu życia z dwoma żrebakami od Czanty. Do dzisiaj mam przed oczyma moment rozstania z nimi. Mając klacz liczyłem się z tym, że jeszcze kiedyś ją zaźrebię. Przygotowywałem się psychicznie 6 lat. Ludzie dali mi zaliczkę na źrebaka w ciemno. Niestety zanim Czanta się oźrebiła okazało się, że przyszła właścicielka lat wtedy 18 ma poważną wadę serca i nie będzie mogła się opiekować koniem, bo sama wymaga opieki. Zostałem ze żrebakiem, którego na szczęście udało się umieścić u fajnych ludzi, a Czantę niestety od razu zażrebiłem i tego drugiego mieli wziąć ci sami ludzie. Niestety u nich też pojawił się problem zdrowotny i po raz kolejny mam problem. Czili jest świetnym żrebakiem. Problem si ę pojawia gdy matka i siostra mają ruję, ale już sobie radzę (rozdzielam). Główny problem pozostaje. Znaleźć dobry dom dla młodego. Jak się ma pewność, że dom będzie ogonowi przyjazny to jest lżej. Poprzedniego 2 razy w roku odwiedzam i widzę jak ma fajnie, ma 3 lata i jeszcze nic nie robi. Wierzę, że Czili też znajdzie fajny dom. Może, gdybym miał jakieś doświadczenie w układaniu koni to bym go zostawił. Niestety mam tylko teorię.
Gdyby tak ktoś chciał pracować z końmi i podróżować mam jedną radę: NIE PRZYWIĄZYWAĆ SIĘ! - łatwo się pisze ...
pozdrawiam
no właśnie najłatwiej się pisze, mówi, wyobraża....
a najtrudniej się żyje...... chociaż teoretycznie to właśnie ono -życie - powinno być najprostsze. Gdyby nie te drzwi..
oj Mario co Ty ze mną robisz, jakieś refleksje do głowy mi przychodzą nie w porę!
ja opiekowąłam się rok pewnym koniem i w pażździerniku się musialam z nim rozstać, w pewnym momencie chcialam juz przestać jeździć, byłam w dołku, potem , 3 miesiące później pojawił się Rumpel, konik niepozrorny, zupełnie odbiegający od moich ideałów, pogrubiany, na pewno nie w typie sportowca,a jednak podbił moje serce, mimo sceptycznego podejscia do niego... miał to być konik w teren, został moim ujeżdżeniowo skokowym koniem na zawody towarzyskie po pół roku wspolpracy.
poza nim pracuję jeszzce z młodziakiem, którego właściciel chciał sprzedać ,mimo że jest genialny i fajny, świadomość ,że ma być na sprzedaż powoduje,iż się tak do niego nie przywiązuję.
Rumpel
Ja to chyba się nie powinnam wogóle odzywać;/ ostatnio stwierdziłam, ze jestem bez serca;/
Przywiązuje się za szybko i teraz mi zostało chyba coś w psychice.
Często mówię o koniach zimnokrwistych bo do nich byłam przywiązana.
Od prawie roku gdy widuję je bardzo rzadko już się odzwyczaiłam. Fakt, że mój ukochany koń nadal wzbudza we mnie jakieś uczucie to "coś" ale poza nią już to są tylko konie. Które kocham tą samą miłością co wszystkie. Żaden nie jest na wyższym czy niższym miejscu.
Nie przywiązuję się już tak do nikogo ani do niczego. Może to i dobre, ale tak dziwnie bez uczuć;/
Duchowa, rozumiem i popieram Twoje podejście do konie, nie wiem jak mogłabym się z nimi rozstać. Nasz z założenia mają być z nami do końca swoich dni, a często spotykam instruktorów, którzy mi mówią sprzedać te trzy a kupić sobie konia profesora, ale jak można sprzedać swoje dzieci ?? Dla mnie pies, kot czy koń, to członkowie rodziny, a rodziny się przecież nie wybiera