Przestrzeń osobista konia
Przestrzeń osobista konia
Zastanawiam się nad jedną rzeczą. Tyle się mówi o pilnowaniu własnej przestrzeni osobistej, żeby koń po nas nie łaził, nie tratował, nie przestawiał nas.
A co z przestrzenią osobistą konia? On też taką przecież ma.
Ja na przykład uważam, że boks konia to jego mieszkanie, jego święte miejsce, gdzie powinien mieć spokój. Trochę za tą ideologią idzie moje podejście do bezpieczeństwa pracy z koniem. Mianowicie ja uważam (wbrew temu czego uczą w wielu szkółkach), że wprowadzając do boksu konia nie muszę z nim wchodzić. Arbor wchodzi sam, oczywiście zatrzymuje się przed wejściem (mi zawsze ale mężowi niekoniecznie, ale docelowo to tak będzie wyglądać) i czeka na pozwolenie na wejście, po czym wchodzi sam, spokojnie, bez wyrywania, itp. Ja zostaję na zewnątrz i zamykam boks. Nie zgadzam się z tym, że powinnam wchodzić przed nim, zwłaszcza że boję się, że coś konia przestraszy, ugryzie w zad, itp. i koń wchodząc do boksu za mną niechcący może mnie zdeptać, przygnieść do ściany, kopnąć... Ja piszę mnóstwo czarnych scenariuszy :P
Poza tym nie wchodzę do boksu konia od razu. Otwieram boks, czekam aż zwróci na mnie uwagę, czasem podejdzie bliżej lub po prostu powie: "no co tam?". Nie włażę bez pytania. Tak samo z wychodzeniem z boksu, najpierw zakładam kantar / halter i mówię "no chodź, idziemy, będzie fajnie" i nigdy się nie zdarzyło, żeby koń nie wyszedł. Za to parę razy chciałam konia (różnego) wyciągnąć z boksu, a koń się zaparł i powiedział "sama sobie idź".
Ostatnio ktoś mi opowiadał jaki mój koń jest "głupi" bo nie chciał iść na padok. Ten ktoś go złapał, koń się zaparł, że nie pójdzie... więc ten ktoś wyciągnął z boksu całą głowę i szyję i dopiero koń wyszedł. Ja zapytałam tylko "A nie mogłeś go poprosić o wyjście z boksu? To zawsze działa". Ale tematu nie kontynuowaliśmy, bo w moim podejściu nie ma "wyciągania konia z boksu", a w podejściu tej osoby "proszenia o wyjście"...
To taki sztandarowy przykład na szanowanie przestrzeni konia. Może macie jakieś inne przemyślenia?
to dosc ciekawe pytanie...
prawde mowiac moja konie sa ze mna bardzo blisko i czesto przekraczaja przestrzen moja osobista, pozwalam im na to. Oczywiscie nie maja zadnego pozwolenia na gryzienie, straszenie, wymuszenia itp. Dlatego nigdy nie zastanawialam sie nad odpowiedzia na takie wlasnie pytanie.
Z pewnoscia jednak chyba nie moze to dkokladnie dzialac w obie strony i uwazam, ze mam prawo wejsc do boksu konia ZAWSZE kiedy tylko jest taka potrzeba. Jezeli bym sie tego bala, to pracowalabym nad soba, bo bywaja sytuacje , ze np. musi wejsc tam weterynarz, wtedy kon powinien zachowywac sie spokojnie, jakby to nie byl zaden problem.
Co do okreslenia, ze Twoj kon jest glupi wnosze stanowczy sprzeciw, bo to swiadczy tylko o poziomie tej osoby, ktora takie zdanie wypowiada. Konie sa glupie tylko dla tych, ktorzy ich nie rozumieja, nie kochaja i nie maja za grosz lultury osobistej.
Bo to tak jakby ktos mi powiedzial, wiesz twoje dziecko jest glupie bo w danym momencie nie chce wypic mleka....
Duchowa, nie zrozumiałaś mnie chyba...
Ja też mam prawo wejść do boksu konia ZAWSZE, ja o tym decyduję, nie on. Zwracam tylko uwagę na to, żeby nie włazić tam po chamsku bo mogę, tylko powiedzieć koniowi "cześć to ja, nie przeszkadzam?".
No ale gdyby powiedział "WON, przeszkadzasz" to byśmy o tym porozmawiali :P
Wyobraź sobie, że idziesz do swoje przyjaciółki i nie pukasz, nie pytasz, wchodzisz do jej domu... Owszem czasami możemy wejść bez pytania, bo taki mamy układ z kimś, ale ja wychodzę z założenia, że zapukam, że uprzedzę, że wchodzę. A i tak wiem, że mnie wpuści :)
No i wcale się nie boję wejść do boksu konia :) Boje się wejść przed nim przy wprowadzaniu.
Wierzę w symetrię - jak koń ma nie przeprowadzać inwazji na moją przestrzeń, tak ja na jego nie powinnam. Tylko jako przestrzeń rozumiem banieczkę powietrza, która go otacza, a nie boks (ok, czasem to się nakłada, ale to tylko nałożenie, znaku równości nie stawiam).
Z Teo to jesteśmy starzy kumple, więc więcej obu stronom uchodzi. Koń mi się wije i pod nos podtyka bok, gdzie usiadł ślepak (i w domyśle mam go zamordować w imieniu konia), a mi wolno więcej, niż komuś obcemu (wg konia obcy dotykający na dzień dobry jego głowy = cham i prostak). Ale przy obcych koniach za każdym razem widzę, jaka to wielka różnica, jak się zachowa elementarną uprzejmość. Zwróci uwagę na uszy konia, na ile otwarty na kontakt (i ewentualnie zwolni podchodzenie), zatrzyma koło niego bez wyciągania rąk, głaskania. Poczeka na przyzwolenie konia. Głaskanie/drapanie zacznie raczej od okolic kłębu niż głowy. Myślę, że to nie kwestia braku asertywności, tylko nie wywoływania problemów, z którymi potem trzeba by "walczyć".
Kiedyś miałam dużo bardziej "lepkie ręce". Ale nauczyłam się, że nie ma sensu głaskać konia, bo tak, bo stoi obok, bo chcę, bo miękkie futerko. Fajniej się głaszcze konie, które chcą być głaskane. Nie każdy musi tego chcieć ode mnie. Jak jest zadanie do wykonania, to jasne, trzeba wejść w końską prywatność. Ale lepiej łagodnie, bez proszenia się o zgrzyty. Tylko dobrze, jak czas jest... Ale myślę, że zwykle jest, jeśli się tego chce.
Jak się popatrzy na weterynarzy i kowali, na tych których konie (z zasady) lubią, i na tych, których nie, też widać różnicę w traktowaniu osobistej strefy konia. Taki lubiany lekarz potrafi przed przystąpieniem do swoich wetowych czynów przystanąć obok, pogapić się w pejzaż, zagadać do konia, do właściciela, pogłaskać zwierzaka bez konkretnego celu, zagwizdać coś sobie pod nosem... I konie jakoś od razu bardziej się wyluzowują, widać, że nie czują się napastowane. Dla mnie przykładem takiego weterynarza z podejściem jest np. dr Okoński. Różne "chimeryczne" konie jemu pozwalają na bardzo wiele. A są i weterynarze, którzy w niemal wszystkich koniach popłoch budzą - bo od razu biorą się do rzeczy, ręce od razu do problematycznych miejsc kierują, bez dzień dobry (koniu), bez dania chwili czasu, bardzo zadaniowo. I wszystkim jest od razu trudniej (weterynarzowi, koniowi, właścicielowi, pomocnikom).
PS co do stajni - zdecydowanie wolę konia najpierw samego do boksu zaprosić. Po parellowsku rzecz ujmując - zaproponować mu "przeciskanie" (gra 7) przez drzwi boksu. Długa lina, człowiek obok drzwi, koń wchodzi, obraca się głową do człowieka.
Martyna Poza tym nie wchodzę do boksu konia od razu. Otwieram boks, czekam aż zwróci na mnie uwagę, czasem podejdzie bliżej lub po prostu powie: "no co tam?". Nie włażę bez pytania.
Martyna Tak samo z wychodzeniem z boksu, najpierw zakładam kantar / halter i mówię "no chodź, idziemy, będzie fajnie" i nigdy się nie zdarzyło, żeby koń nie wyszedł. Za to parę razy chciałam konia (różnego) wyciągnąć z boksu, a koń się zaparł i powiedział "sama sobie idź".
Martyna Poza tym nie wchodzę do boksu konia od razu. Otwieram boks, czekam aż zwróci na mnie uwagę, czasem podejdzie bliżej lub po prostu powie: "no co tam?". Nie włażę bez pytania.
Martyna Tak samo z wychodzeniem z boksu, najpierw zakładam kantar / halter i mówię "no chodź, idziemy, będzie fajnie" i nigdy się nie zdarzyło, żeby koń nie wyszedł. Za to parę razy chciałam konia (różnego) wyciągnąć z boksu, a koń się zaparł i powiedział "sama sobie idź".
Niektóre konie same wyznaczają granicę. Mamy w stajni ogiera, który uchodzi za takiego trochę "niedotykalskiego", ale tak naprawdę on bardzo lubi być głaskany, przytulany itp, tyle, że wszystko musi się odbywać na jego zasadach. Jeśli w ogóle wystawia głowę z boksu to najpierw podchodzę, patrzymy na siebie, wystawiam dłoń, jeśli ją poliże, to znaczy, że mogę go podrapać za uchem. Poza tym jest mistrzem manipulacji, on w ogóle wie, jak ustawić wokół siebie ludzi (w rozsądnych granicach, przy prowadzeniu na uwiązie jest grzeczny jak baranek)
A wchodzenie do boksu i czekanie na reakcję konia uważam za bardzo słuszne, one w ogóle lepiej współpracują, kiedy się je czasem pyta o zdanie.
Martyna Duchowa, nie zrozumiałaś mnie chyba...
Ja też mam prawo wejść do boksu konia ZAWSZE, ja o tym decyduję, nie on. Zwracam tylko uwagę na to, żeby nie włazić tam po chamsku bo mogę, tylko powiedzieć koniowi "cześć to ja, nie przeszkadzam?".
.
Martyna Duchowa, nie zrozumiałaś mnie chyba...
Ja też mam prawo wejść do boksu konia ZAWSZE, ja o tym decyduję, nie on. Zwracam tylko uwagę na to, żeby nie włazić tam po chamsku bo mogę, tylko powiedzieć koniowi "cześć to ja, nie przeszkadzam?".
.
a co do sposobow wchodzenia do boksu konia z koniem to wg. mnie kazdy warto, zeby sobie znalazl najlepszy dla siebie sposob, dlatego, ze jezeli wykonujemy cos przy koniu "co byc powinno:" a czujemy strach /ludzka sprawa!!!/ to nie jest to absolutnie ok dla konia.
I rzecz jasna dla nas- bo co to za przyjemnosc z obcowania z koniem w dyskomforcie psychicznym.
u mnie to sie tez zmienialo bardzo...bylo i tak, i teraz czasami tak bywa, ze konie wchodza na wypowiadane zdanie : "na miejsca:"
ale np. na poczatku balam sie wejsc z klacza w jakikolwiek sposob do srodka, bo ona tam nie przebierala w srodkach i jej tulenie uszu, kopanie i stawanie deba na czlowieka nie bylo tylko straszeniem. Ale doczekalm momentu kiedy wchodzilam pierwsza, a ona za mna na uwiazku. Grzecznie. Bo ja jestem malo odwazna, i bardzo dbam o odpowiedni czas kiedy cos moge bezpiecznie z koniem wykonac.
Teraz to juz nawet nie mysle o tym, bo i konie w zasadzie nigdy nie sa zamykane. Czasami bawimy sie w wchodzenie i wychodzenie, ot, zeby pamietaly , ze cos takiego istnieje. I wtedy dla mnie nie ma to znaczenia w jaki sposob.. albo na glos, albo ja ide pierwsza, albo jest to przeciskanie sie, ale bez linki....no , zalezy to od nastroju, od tego jak tam koniki sie czuja...itp.
DuchowaPrzygoda Zreszta ja w gadaniu o koniach zawsze bylam slaba, bo mnie sie wciaz wydaje, ze one sa takimi indywidualistami, ze nawet jak stosuje znane mi zasady, to i tak - jezeli nawiaze wiez z koniem taka o jaka mi chodzi- to odbywa sie to niestety poza tymi regulami dotyczacymi WSZYSTKICH koni....i znowu nie bardzo kapuje jak w tym wypadku jest z przestrzenia osobista konia , konia w ogolnosci..
DuchowaPrzygoda Zreszta ja w gadaniu o koniach zawsze bylam slaba, bo mnie sie wciaz wydaje, ze one sa takimi indywidualistami, ze nawet jak stosuje znane mi zasady, to i tak - jezeli nawiaze wiez z koniem taka o jaka mi chodzi- to odbywa sie to niestety poza tymi regulami dotyczacymi WSZYSTKICH koni....i znowu nie bardzo kapuje jak w tym wypadku jest z przestrzenia osobista konia , konia w ogolnosci..
Staram się szanować przestrzeń osobistą konia. Zaczynam postrzegać konia jak zwierzę o silnych instynktach pierwotnych, które wcale nie potrzebuje człowieka do szczęścia. Jest indywidualnością, samo sobie poradzi, ma swoją "dumę". Tak jak Klara- coraz mniej głaszczę konie. Szanuję, że moga nie chcieć, że może to być dla nich uciążliwe itp. Jak chcę coś od konia to staram sie robić to uprzejmie.
I widzę że konie na to reagują. Zmieniają swój stosunek do mnie. Zaczynają bardziej ufać, szanować, czy jak to nazwać. Może się to wydawać dziwne, ale mam w stajni taką klacz która nie znosi czyszczenia- ma łaskotki, próbuje gryźć i czasem kopać, a ja nigdy na nią nie krzyknęłam. Zawsze łagodnie i spokojnie. Mnie zawsze wpuści do boksu i da się wyczyścić i osiodłać bez problemu. A ludzi którzy na nią krzyczeli nie wpuszcza do siebie. Szczurzy się już na dzień dobry. Nawet jak jej się zdarzy mnie skubnąć podczas czyszczenia, jak coś ją bardziej połaskocze, to robi to delikatnie. Wiem że nic mi nie zrobi.
Proszę i staram się być uprzejma. To ja im każę pracować i znosić ludzkie zachcianki, one by same tego nie wybrały. Więc chociaz tyle mogę.
I skutkuje.
A my razem się szanujemy. Były kłopoty na początku z Frajdą, ale nabranie zaufania spowodowało również kierowanie uwagi każdej ze stron na tego typu zachowania jak wejście, wyjście z boksu, zatrzymywanie się w odpowiedniej odległości z uszanowaniem strefy ludzkiej i konia. Frajda uświadomiła mi, ze koń ma własną godność, a jeśli się ją dostrzeże i uszanuje, koń odwzajemnia się tym samym. Również staram się nie narzucać z głaskaniem. Przyznam, ze Frajda nie lubiła bezpośredniego kontaktu, unikała dotyku i nie była miła. Jednak z czasem się wszystko zmieniło, choć jeśli nie ma ochoty (a rzadko), szanuję tą chwilę. Za jakoś czas sama podejdzie, bo wie już dobrze, ze pogłaskanie po oczach, nosie jest całkiem miłe.