Hipologia Kategoria Chów koni - i wszystko, co z nim związane Kastracja - koszt i na co zwrócić uwagę?

Kastracja - koszt i na co zwrócić uwagę?

Kastracja - koszt i na co zwrócić uwagę?

Strony (3): 1 2 3 Dalej
02-25-2012, 09:55 AM #1
Mam pytanie odnośnie zabiegu kastracji. Planujemy w tym roku zakup kolejnego konia do pary dla mojego hucułka i zostało postanowione że należy go wykastrować. Chciałam zapytać na jaki koszt obecnie powinnam się przygotować jeśli chodzi o zabieg oraz na co zwrócić szczególnie uwagę. Mam przykre doświadczenia z kastracją bo napatrzyłam się na te zabiegi w SO gdzie kilka lat spędziłam. Różnie to wychodziło jedne konie czuły się lepiej inne fatalnie dlatego chciałabym się jak najlepiej przygotowac na to aby mój koń mógł spokojnie wrócić po tym do zdrowia. Czy lepiej o kastrować na stojąco czy na leżąco?Dotychczas widziałam jedynie kastrację na stojąco. Dodam że koń ma 2 lata i nie jest wnętrem. Z góry dziękuje za rady.

<t></t>
Agnieszka Naklicka
02-25-2012, 09:55 AM #1

Mam pytanie odnośnie zabiegu kastracji. Planujemy w tym roku zakup kolejnego konia do pary dla mojego hucułka i zostało postanowione że należy go wykastrować. Chciałam zapytać na jaki koszt obecnie powinnam się przygotować jeśli chodzi o zabieg oraz na co zwrócić szczególnie uwagę. Mam przykre doświadczenia z kastracją bo napatrzyłam się na te zabiegi w SO gdzie kilka lat spędziłam. Różnie to wychodziło jedne konie czuły się lepiej inne fatalnie dlatego chciałabym się jak najlepiej przygotowac na to aby mój koń mógł spokojnie wrócić po tym do zdrowia. Czy lepiej o kastrować na stojąco czy na leżąco?Dotychczas widziałam jedynie kastrację na stojąco. Dodam że koń ma 2 lata i nie jest wnętrem. Z góry dziękuje za rady.


<t></t>

Krystyna Kukawska

Senior Member

514
02-25-2012, 12:19 PM #2
Zdecydowanie polecam kastrację na leżąco, w pełnej narkozie.
Kastrowaliśmy tak kilka ogierów i na szczęście nigdy nie było żadnych komplikacji.
Na drugi dzień niestety są trochę obolałe.
Połowa sukcesu, a może i więcej, to codzienne, co najmniej dwukrotne lonżowanie w kłusie, po ok. 20 minut. Po tygodniu i koń i właściciel, zapominają o zabiegu :wink:
Po dwóch-trzech miesiącach koń zapomina, że miał coś między nogami. Jeśli jest to ogier, który krył, to ten okres się wydłuża. Niektóre wałachy kryją jeszcze po kilku latach od kastracji (oczywiście bezskutecznie).
Jestem zdecydowanym zwolennikiem kastracji ogierów bez licencji. Jest to lepsze dla ich zdrowia fizycznego i psychicznego. Poza tym łatwiej uniknąć niezamierzonych ciąż.

Jeśli chodzi o koszt, to mieści się w granicach od 300 do 500 zł. Zależy jaki duży koń i jaki drogi lekarz :wink:

<r><COLOR color="#008000"><s></s><URL url="http://www.pogotowiedlazwierzat.pl">www.pogotowiedlazwierzat.pl</URL><e></e></COLOR></r>
Krystyna Kukawska
02-25-2012, 12:19 PM #2

Zdecydowanie polecam kastrację na leżąco, w pełnej narkozie.
Kastrowaliśmy tak kilka ogierów i na szczęście nigdy nie było żadnych komplikacji.
Na drugi dzień niestety są trochę obolałe.
Połowa sukcesu, a może i więcej, to codzienne, co najmniej dwukrotne lonżowanie w kłusie, po ok. 20 minut. Po tygodniu i koń i właściciel, zapominają o zabiegu :wink:
Po dwóch-trzech miesiącach koń zapomina, że miał coś między nogami. Jeśli jest to ogier, który krył, to ten okres się wydłuża. Niektóre wałachy kryją jeszcze po kilku latach od kastracji (oczywiście bezskutecznie).
Jestem zdecydowanym zwolennikiem kastracji ogierów bez licencji. Jest to lepsze dla ich zdrowia fizycznego i psychicznego. Poza tym łatwiej uniknąć niezamierzonych ciąż.

Jeśli chodzi o koszt, to mieści się w granicach od 300 do 500 zł. Zależy jaki duży koń i jaki drogi lekarz :wink:


<r><COLOR color="#008000"><s></s><URL url="http://www.pogotowiedlazwierzat.pl">www.pogotowiedlazwierzat.pl</URL><e></e></COLOR></r>

Roxy

Member

177
02-25-2012, 04:48 PM #3
Oooo bardzo dobry temat dla mnie Smile Za 2-3 tygodnie biorę do siebie 7mc ogierka, którego za jakiś czas na pewno będę kastrować i już zastanawiam się w jakim wieku najlepiej go wyciąć.

<r><COLOR color="#0080FF"><s></s><I><s></s><B><s></s>Konie mówią... po prostu słuchaj..<e></e></B><e></e></I><e></e></COLOR><br/>
<SIZE size="85"><s></s><URL url="http://photoblog.pl/krreska"><s></s>krreska.photoblog.pl <E>Wink</E><e></e></URL><e></e></SIZE></r>
Roxy
02-25-2012, 04:48 PM #3

Oooo bardzo dobry temat dla mnie Smile Za 2-3 tygodnie biorę do siebie 7mc ogierka, którego za jakiś czas na pewno będę kastrować i już zastanawiam się w jakim wieku najlepiej go wyciąć.


<r><COLOR color="#0080FF"><s></s><I><s></s><B><s></s>Konie mówią... po prostu słuchaj..<e></e></B><e></e></I><e></e></COLOR><br/>
<SIZE size="85"><s></s><URL url="http://photoblog.pl/krreska"><s></s>krreska.photoblog.pl <E>Wink</E><e></e></URL><e></e></SIZE></r>

Magda Pawlowicz

Posting Freak

913
02-25-2012, 05:42 PM #4
Decyzję czy kastracja ma być na stojąco (w stajni) czy na leżąco (wtedy w klinice) nalezy pozostawic weterynarzowi. Większość koni w wieku 2 lat kwalifikuje sie do kastracji na stojąco, w stajni. I goi sie bardzo szybko. Wielokrotnie takie zabiegi sie u nas odbywały i komplikacje zdarzyły sie tylko u dorosłych ogierów!
Natomiast czasem jest jakas nietypowa budowa anatomiczna, która jest wskazaniem do kastracji na leżąco: właśnie mam ogierka dwulatka, który już wiem, że będzie musiał być zrobiony w lecznicy i na leżąco bo ma szeroki kanał pachwinowy.
Ale wydaje mi się , że w większości przypadków wożenie konia do lecznicy nie ma sensu i doskonale można ten zabieg przeprowadzić w stajni na stojąco-przynajmniej nasz wet tak robi.

<r><URL url="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni"><LINK_TEXT text="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezd ... ening-koni">http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni</LINK_TEXT></URL><br/>
<URL url="http://www.whitemare.nets.pl">http://www.whitemare.nets.pl</URL></r>
Magda Pawlowicz
02-25-2012, 05:42 PM #4

Decyzję czy kastracja ma być na stojąco (w stajni) czy na leżąco (wtedy w klinice) nalezy pozostawic weterynarzowi. Większość koni w wieku 2 lat kwalifikuje sie do kastracji na stojąco, w stajni. I goi sie bardzo szybko. Wielokrotnie takie zabiegi sie u nas odbywały i komplikacje zdarzyły sie tylko u dorosłych ogierów!
Natomiast czasem jest jakas nietypowa budowa anatomiczna, która jest wskazaniem do kastracji na leżąco: właśnie mam ogierka dwulatka, który już wiem, że będzie musiał być zrobiony w lecznicy i na leżąco bo ma szeroki kanał pachwinowy.
Ale wydaje mi się , że w większości przypadków wożenie konia do lecznicy nie ma sensu i doskonale można ten zabieg przeprowadzić w stajni na stojąco-przynajmniej nasz wet tak robi.


<r><URL url="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni"><LINK_TEXT text="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezd ... ening-koni">http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni</LINK_TEXT></URL><br/>
<URL url="http://www.whitemare.nets.pl">http://www.whitemare.nets.pl</URL></r>

Krystyna Kukawska

Senior Member

514
02-25-2012, 06:42 PM #5
U mnie odbywa się to na lonżowniku, przed stajnią. Koń kładzie się bez problemu, wstaje też bez problemu. Jego świadomość jest wyłączona.
Na stojąco może nie czuje ( nie jestem do końca tego pewna :!: ) ale wie, że coś się z nim dzieje nie tak.
Agnieszko, najlepiej będzie, jak porozmawiasz o tym z lekarzem :!: :!: :!:

<r><COLOR color="#008000"><s></s><URL url="http://www.pogotowiedlazwierzat.pl">www.pogotowiedlazwierzat.pl</URL><e></e></COLOR></r>
Krystyna Kukawska
02-25-2012, 06:42 PM #5

U mnie odbywa się to na lonżowniku, przed stajnią. Koń kładzie się bez problemu, wstaje też bez problemu. Jego świadomość jest wyłączona.
Na stojąco może nie czuje ( nie jestem do końca tego pewna :!: ) ale wie, że coś się z nim dzieje nie tak.
Agnieszko, najlepiej będzie, jak porozmawiasz o tym z lekarzem :!: :!: :!:


<r><COLOR color="#008000"><s></s><URL url="http://www.pogotowiedlazwierzat.pl">www.pogotowiedlazwierzat.pl</URL><e></e></COLOR></r>

02-27-2012, 07:05 PM #6
Oczywiście że przede wszystkim decyzja należeć będzie do lekarza. Już wstępnie rozmawialiśmy więc czekamy jedynie na polepszenie się warunków pogodowych bo podobnie jak u pani Krystyny zabieg będzie przeprowadzony na terenie stajenki lub na zewnątrz. Do tej pory we wszystkich stadninach w których miałam okazję bywać tak było. Dziękuje za rady Smile

<t></t>
Agnieszka Naklicka
02-27-2012, 07:05 PM #6

Oczywiście że przede wszystkim decyzja należeć będzie do lekarza. Już wstępnie rozmawialiśmy więc czekamy jedynie na polepszenie się warunków pogodowych bo podobnie jak u pani Krystyny zabieg będzie przeprowadzony na terenie stajenki lub na zewnątrz. Do tej pory we wszystkich stadninach w których miałam okazję bywać tak było. Dziękuje za rady Smile


<t></t>

02-27-2012, 07:15 PM #7
U mnie kastracja była na trawie w ogrodzie, na leżąco oczywiście. Koń znieczulony -nic nie czuł, sam się położył, a po wszystkim - zastrzyk i wstał. Jedyna niedogodność -to to, że przez całą noc musiał stać uwiązany na 2 lonżach, żeby się nie położył, a ja czuwalam przy nim. Rano go puściłam - nawet nie wykazywał najmniejszych oznak bólu ,rozrabiał jak zawsze, po tygodniu nie było śladu. No ale kastrowało 2 fachowców "starej daty" :mrgreen:
Oni nawet nie chcą slyszeć o kastrowaniu na stojąco -byli świadkami, jak wet przeciął jakąś tętnicę ( kastracja na stojąco) i koń byłby się wykrwawił. Na stojąco jest trudno wleźć pod konia i precyzyjnie manewrować -zwłaszcza, jak koń niski.

<t></t>
Barbara Rzepiszczak
02-27-2012, 07:15 PM #7

U mnie kastracja była na trawie w ogrodzie, na leżąco oczywiście. Koń znieczulony -nic nie czuł, sam się położył, a po wszystkim - zastrzyk i wstał. Jedyna niedogodność -to to, że przez całą noc musiał stać uwiązany na 2 lonżach, żeby się nie położył, a ja czuwalam przy nim. Rano go puściłam - nawet nie wykazywał najmniejszych oznak bólu ,rozrabiał jak zawsze, po tygodniu nie było śladu. No ale kastrowało 2 fachowców "starej daty" :mrgreen:
Oni nawet nie chcą slyszeć o kastrowaniu na stojąco -byli świadkami, jak wet przeciął jakąś tętnicę ( kastracja na stojąco) i koń byłby się wykrwawił. Na stojąco jest trudno wleźć pod konia i precyzyjnie manewrować -zwłaszcza, jak koń niski.


<t></t>

Gaga

Posting Freak

1,127
02-28-2012, 07:43 AM #8
Wydaje mi się, że ilu lek wetów, tyle teorii nt zasadności kastracji na stojąco i na leżąco.
Mój wet uważa, że kastracja na leżąco w terenie niepotrzebnie obciąża konia (farmacja) i zawsze stwarza sytuacje ryzykowne przy wstawaniu (możliwość uszkodzenia aparatu ruchu). Dlatego też kastruje raczej na stojąco (na leżąco jedynie w przypadkach uzasadnionych). Widziałam wiele koni przez nigo kastrowanych, kastrował też u mnie w stajni - żadnych komplikacji nie było... 2 tygodnie i po strachu...
Nie rozumiem dlaczego koń nie ma się kłaść po kastracji - u mnie nie było takiego zalecania... Zalecenie to jedynie mozliwie czysto w boksie, czyli sprzątać 4-5 razy dziennie w okresie postoju (konie na trocinach)...
Za to koń miał stać w boksie 3 (bodaj) doby - własnie aby nie brykał i się nie porozrywał (bodaj). Po 3 dobach mógł iść na pastwisko - nie na piach. D otego 2-3 razy dziennie wymuszony ruch i tyle...

<t>Niebo nie może być niebem, jeśli nie ma tam konia, który by mnie przywitał</t>
Gaga
02-28-2012, 07:43 AM #8

Wydaje mi się, że ilu lek wetów, tyle teorii nt zasadności kastracji na stojąco i na leżąco.
Mój wet uważa, że kastracja na leżąco w terenie niepotrzebnie obciąża konia (farmacja) i zawsze stwarza sytuacje ryzykowne przy wstawaniu (możliwość uszkodzenia aparatu ruchu). Dlatego też kastruje raczej na stojąco (na leżąco jedynie w przypadkach uzasadnionych). Widziałam wiele koni przez nigo kastrowanych, kastrował też u mnie w stajni - żadnych komplikacji nie było... 2 tygodnie i po strachu...
Nie rozumiem dlaczego koń nie ma się kłaść po kastracji - u mnie nie było takiego zalecania... Zalecenie to jedynie mozliwie czysto w boksie, czyli sprzątać 4-5 razy dziennie w okresie postoju (konie na trocinach)...
Za to koń miał stać w boksie 3 (bodaj) doby - własnie aby nie brykał i się nie porozrywał (bodaj). Po 3 dobach mógł iść na pastwisko - nie na piach. D otego 2-3 razy dziennie wymuszony ruch i tyle...


<t>Niebo nie może być niebem, jeśli nie ma tam konia, który by mnie przywitał</t>

Magda Pawlowicz

Posting Freak

913
02-28-2012, 12:44 PM #9
No właśnie-u nas to bardzo podobnie wygląda jak u Gagi. Na stojąco, w znieczuleniu miejscowym. POtem koń zostaje w boksie, tyle że nasz wet trochę dłużej każe nie puszczać a za to prowadzać a potem lonżować.
A jesli na leżąco to już u nich w klinice, jesli sa jakieś specjalne wskazania.

<r><URL url="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni"><LINK_TEXT text="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezd ... ening-koni">http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni</LINK_TEXT></URL><br/>
<URL url="http://www.whitemare.nets.pl">http://www.whitemare.nets.pl</URL></r>
Magda Pawlowicz
02-28-2012, 12:44 PM #9

No właśnie-u nas to bardzo podobnie wygląda jak u Gagi. Na stojąco, w znieczuleniu miejscowym. POtem koń zostaje w boksie, tyle że nasz wet trochę dłużej każe nie puszczać a za to prowadzać a potem lonżować.
A jesli na leżąco to już u nich w klinice, jesli sa jakieś specjalne wskazania.


<r><URL url="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni"><LINK_TEXT text="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezd ... ening-koni">http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni</LINK_TEXT></URL><br/>
<URL url="http://www.whitemare.nets.pl">http://www.whitemare.nets.pl</URL></r>

Jacob Spahis

Posting Freak

2,301
02-28-2012, 01:01 PM #10
Ja już dokładnie nie pamiętam jak to było z Adiutantem. Pierwszy raz był cięty na stojąco. Wycięte zostało jedno jądro - czekaliśmy czy może zejdzie drugie (pierwsze też zeszło z opóźnieniem). Nie zeszło, młody nawywijał i pojechał do kliniki.

Po pierwszym kastrowaniu był mocno lonżowany (nie pamiętam ile i czy wogóle miał stać). Chodziło o pozbycie się krwiaka. Samo kastrowanie na stojąco, szybko i bez najmnniejszych problemów. Najpierw głupi jaś, potem znieczulenie, jedno cięcie w celu otwarcia moszny, szczypcamy nasieniowody, jedno cięcie i jądro na ziemi, zaciski i po upływie krótkiego czasu po bólu.

<r>"Naprzód z długą swobodnie opuszczoną szyją o rozluźnionych, lecz elastycznych mięśniach, z lekkim przodem, czułym pyskiem i sprężystym zadem!" (<I><s></s>A. Królikiewicz<e></e></I>)<br/>
<br/>
<URL url="http://www.bazakoni.pl/horse_86431.html">http://www.bazakoni.pl/horse_86431.html</URL></r>
Jacob Spahis
02-28-2012, 01:01 PM #10

Ja już dokładnie nie pamiętam jak to było z Adiutantem. Pierwszy raz był cięty na stojąco. Wycięte zostało jedno jądro - czekaliśmy czy może zejdzie drugie (pierwsze też zeszło z opóźnieniem). Nie zeszło, młody nawywijał i pojechał do kliniki.

Po pierwszym kastrowaniu był mocno lonżowany (nie pamiętam ile i czy wogóle miał stać). Chodziło o pozbycie się krwiaka. Samo kastrowanie na stojąco, szybko i bez najmnniejszych problemów. Najpierw głupi jaś, potem znieczulenie, jedno cięcie w celu otwarcia moszny, szczypcamy nasieniowody, jedno cięcie i jądro na ziemi, zaciski i po upływie krótkiego czasu po bólu.


<r>"Naprzód z długą swobodnie opuszczoną szyją o rozluźnionych, lecz elastycznych mięśniach, z lekkim przodem, czułym pyskiem i sprężystym zadem!" (<I><s></s>A. Królikiewicz<e></e></I>)<br/>
<br/>
<URL url="http://www.bazakoni.pl/horse_86431.html">http://www.bazakoni.pl/horse_86431.html</URL></r>

03-03-2012, 06:47 AM #11
ja teraz jakiegokolwiek konia zawiozłabym do kliniki niezależnie od kosztów.
za bardzo przeżyłam (i przeżywam do teraz) stratę mojego ogiera, który umarł około tygodnia po kastracji w wyniku powikłań i zakażenia.
doświadczenia nie mam innego poza tym jednym przypadkiem. miałam akurat 'pecha', że pierwsza kastracja mojego pierwszego konia skończyła się tak, a nie inaczej i teraz 'dmuchałabym na zimne'.

piszę to głównie dlatego, żeby uświadomić, że zabieg to zabieg i choćby nie wiem jak był 'prosty', zawsze może zdarzyć się coś nieprzewidzianego.

<r><COLOR color="#404000"><s></s>A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś. - Co wtedy? - Nic wielkiego.- zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.<e></e></COLOR></r>
Marta Dziurkowska
03-03-2012, 06:47 AM #11

ja teraz jakiegokolwiek konia zawiozłabym do kliniki niezależnie od kosztów.
za bardzo przeżyłam (i przeżywam do teraz) stratę mojego ogiera, który umarł około tygodnia po kastracji w wyniku powikłań i zakażenia.
doświadczenia nie mam innego poza tym jednym przypadkiem. miałam akurat 'pecha', że pierwsza kastracja mojego pierwszego konia skończyła się tak, a nie inaczej i teraz 'dmuchałabym na zimne'.

piszę to głównie dlatego, żeby uświadomić, że zabieg to zabieg i choćby nie wiem jak był 'prosty', zawsze może zdarzyć się coś nieprzewidzianego.


<r><COLOR color="#404000"><s></s>A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś. - Co wtedy? - Nic wielkiego.- zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.<e></e></COLOR></r>

Magda Pawlowicz

Posting Freak

913
03-03-2012, 05:54 PM #12
no to miałaś jakiegos wyjątkowego pecha, serdecznie wsþółczuję....
U nas sporo ogierów w różnym wieku było kastrowanych i NIGDY nie zdarzyły sie komplikacje u koni młodych. Pamietam dwie sytuacje gdzie cos poszło troszkę gorzej, obie u ogierów które już kryły, dorosłych.
U jednego (duży koń, po wlkp ogierze) zrobiło sie właśnie jakieś zakażenie, opuchlizna, zawołaliśmy weta (tego który kastrował) ranę otworzył, oczyścił, dał antybiotyk miejscowo i ogólnoustrojowo i była natychmiastowa poprawa.
natomiast drugi to Nugat czyli arabokonik, kastrowany jako 5 letni (miał licencję zrobiona i krył) U niego za szybko się to zamknęło i pozostał obrzęk i bolesność (koń kulał) ale nie było zakażenia-takie krwiaki tam były po prostu. I jego doktor musiał naciąć (u tamtego poprzedniego to było wczesniej i nic wet nie ciął, tylko "podłubał"), żeby te krwiaki i skrzepy usunąć (dużo tego było!) Śmialiśmy sie z biednego kucyka, że był kastrowany dwa razy! Potem już bardzo szybko się zagoiło, ale wszystko razem trwało dość długo i widac było po nim, że coś mu dolega-schudł, biedny był.

Natomiast u koni młodych tzn poniżej 3 roku zycia albo w trzecim roku nigdy i nic!

Oczywiście cały czas ten sam wet (albo jego syn ostatnimi czasy)

<r><URL url="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni"><LINK_TEXT text="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezd ... ening-koni">http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni</LINK_TEXT></URL><br/>
<URL url="http://www.whitemare.nets.pl">http://www.whitemare.nets.pl</URL></r>
Magda Pawlowicz
03-03-2012, 05:54 PM #12

no to miałaś jakiegos wyjątkowego pecha, serdecznie wsþółczuję....
U nas sporo ogierów w różnym wieku było kastrowanych i NIGDY nie zdarzyły sie komplikacje u koni młodych. Pamietam dwie sytuacje gdzie cos poszło troszkę gorzej, obie u ogierów które już kryły, dorosłych.
U jednego (duży koń, po wlkp ogierze) zrobiło sie właśnie jakieś zakażenie, opuchlizna, zawołaliśmy weta (tego który kastrował) ranę otworzył, oczyścił, dał antybiotyk miejscowo i ogólnoustrojowo i była natychmiastowa poprawa.
natomiast drugi to Nugat czyli arabokonik, kastrowany jako 5 letni (miał licencję zrobiona i krył) U niego za szybko się to zamknęło i pozostał obrzęk i bolesność (koń kulał) ale nie było zakażenia-takie krwiaki tam były po prostu. I jego doktor musiał naciąć (u tamtego poprzedniego to było wczesniej i nic wet nie ciął, tylko "podłubał"), żeby te krwiaki i skrzepy usunąć (dużo tego było!) Śmialiśmy sie z biednego kucyka, że był kastrowany dwa razy! Potem już bardzo szybko się zagoiło, ale wszystko razem trwało dość długo i widac było po nim, że coś mu dolega-schudł, biedny był.

Natomiast u koni młodych tzn poniżej 3 roku zycia albo w trzecim roku nigdy i nic!

Oczywiście cały czas ten sam wet (albo jego syn ostatnimi czasy)


<r><URL url="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni"><LINK_TEXT text="http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezd ... ening-koni">http://www.wwr.com.pl/spoleczenosc-jezdziecka-wwr/blogi-jezdzieckie-wwr/122-magda-pawlowicz/trening-koni</LINK_TEXT></URL><br/>
<URL url="http://www.whitemare.nets.pl">http://www.whitemare.nets.pl</URL></r>

03-03-2012, 09:25 PM #13
No to ja może trochę dodam nutkę strachu z naszych ostatnich doświadczeń (no może 1,5 roku temu ale na samą myśl źle mi się robi).
Od początku.
W przeciągu kilkunastu lat byłam świadkiem sporej liczby kastracji, i młodych i starszych ogierów. W większości na leżąco, kilka na stojąco, i w większości bez większych komplikacji. Najlepiej znoszą kastrację młodziaki - więc dobra decyzja z szybką kastracją.
Ale wbrew pozorom to wcale nie jest taki "prosty" zabieg. Znam wałachy, które mają grube zrosty pokastracyjne, a niby kastrowane w młodym wieku. Takie zrosty mogą być przyczyną późniejszych problemów - a mało kto wpadnie, że przyczyną dolegliwości bólowych czy ograniczeń w ruchu mogą być właśnie takie zmiany.
Jakiś czas temu mieliśmy dwa dorosłe ogiery - 5 lat (Może uda mi się w końcu trochę czasu znaleźć i raz zdjęcia wrzucić). Zdecydowaliśmy o ich kastracji. Lekarz tzw. starej daty- przez wielu zachwalany. Mając dotychczas same w miarę pozytywne doświadczenia nie mieliśmy żadnych obaw. Długo by pisać co i jak po kolei. Więc w skrócie: nie przyszło nam do głowy wypytywać o leki, które podaje wet - koń przy cięciu odczuwał ból, prawie wstał, stąd cięcie wykonane jedno mini, drugie maxi jak u rzeźnika, my serce w gardle, koń rozpacz w oczach-masakra. Okazało się, że dostał tzw. głupiego jasia. Po wszystkim koń dostał antybiotyk i miało być ok. Chodziliśmy z nim prawie cały czas, ale z dnia na dzień było gorzej, koń kulał, worki mosznowe opuchły, stwardniały i wyglądały jakby wystawało z nich pół butelki od piwa. Gdybym wstawiła zdjęcie wielu by się pewnie słabo zrobiło. Telefon do wet wykonującego zabieg to kolejna porażka - szkoda gadać (usłyszałam, że nie panuję nad własnym koniem skoro chciał wstać przy cięciu- znów masakra). Zawołaliśmy już innego, znanego nam. Po omówieniu co jest, co można zrobić - trzeba było kłaść ponownie, oczyścić, dostał antybiotyki. Miało być z górki. Polepszenie minimalne. Z dnia na dzień znów brak poprawy. Wysyłałam zdjęcia do większości klinik w Polsce - i tu ukłon do Panów Weterynarzy - uzyskaliśmy wiele informacji- zapalenie osłonki i powrózka, zagrożenie zapalenia otrzewnej. Ale na wywiezienie dwóch koni do kliniki (o drugim za chwilę) nie było nas stać - tym bardziej, że komplikacje - to już ceny idą w górę. Udało się nam dotrzeć przez znajomego, do lekarza, który jak się okazało żyje z małych zwierzaków, a konie to leczy i ma hobbystycznie. Przyjechał raz i okazał się na szczęście naprawdę profesjonalistą. Rękoma wyczuł dokąd sięga zapalenie, gdzie są zmiany. Konia wyciągnęliśmy - 4-5 razy dziennie robiliśmy zabiegi płukania z różnych mikstur, antybiotyki kilka tygodni, spacery - pełen etat pracy. Udało się, koń był złoty, że codziennie dawał sobie kilka razy wpychać palce w otwarte rany, ale nam przy tym łzy leciały po policzkach.
Rany zagoiły się po trzech miesiącach!! Koń nie wrócił do formy już nigdy - zarówno psychicznej jak i fizycznej.
O drugim koniu nie mam szczerze chęci już pisać - były też problemy z dawkami leku, a potem komplikacje ze względu na zbyt wysokie cięcie - na szczęście koń wrócił do zdrowia.

Po wielu rozmowach, poszukiwaniach i lekturach wiemy że:
- jeśli weterynarz potrzebuje lin dla bezpieczeństwa - to już istnieje pewien procent, że bezpiecznie może nie być. Oprócz DOBRYCH środków przy których koń powinien być całkowicie nieświadomy tego co się dzieje, podają środek na zwiotczenie mięśni, wykonują wtedy minimalne-precyzyjne cięcia, łatwiej wtedy zachować sterylność, nawet w niesterylnych "domowych" warunkach, czasem zakładają nawet na część rany szwy - ponoć minimalizują ryzyko wystąpienia grubych zrostów i blizn, osobiście nie widziałam - ale wydaje się logiczne.
- osobiście nie zgodzę się nigdy na kastrację na stojąco
- po kastracji ruch przede wszystkim i obserwacje, gdy cokolwiek niepokoi działać natychmiast, nie dać się zbyć, że tak ma być
- wielu lekarzy tzw. starej daty radzi lać rany zimną wodą z węża - a czy nam w przypadku ran w okolicach brzucha leją wodą z kranu?
- bzdura że konia można zostawić samemu sobie, kastracja to operacja - to otwarte rany blisko wewnętrznych narządów, trzeba dbać o ich jak największą sterylność, nawet kawałki "czystej" słomy mogą wywołać zapalenia i poważne komplikacje
Ania Dobrowolska
03-03-2012, 09:25 PM #13

No to ja może trochę dodam nutkę strachu z naszych ostatnich doświadczeń (no może 1,5 roku temu ale na samą myśl źle mi się robi).
Od początku.
W przeciągu kilkunastu lat byłam świadkiem sporej liczby kastracji, i młodych i starszych ogierów. W większości na leżąco, kilka na stojąco, i w większości bez większych komplikacji. Najlepiej znoszą kastrację młodziaki - więc dobra decyzja z szybką kastracją.
Ale wbrew pozorom to wcale nie jest taki "prosty" zabieg. Znam wałachy, które mają grube zrosty pokastracyjne, a niby kastrowane w młodym wieku. Takie zrosty mogą być przyczyną późniejszych problemów - a mało kto wpadnie, że przyczyną dolegliwości bólowych czy ograniczeń w ruchu mogą być właśnie takie zmiany.
Jakiś czas temu mieliśmy dwa dorosłe ogiery - 5 lat (Może uda mi się w końcu trochę czasu znaleźć i raz zdjęcia wrzucić). Zdecydowaliśmy o ich kastracji. Lekarz tzw. starej daty- przez wielu zachwalany. Mając dotychczas same w miarę pozytywne doświadczenia nie mieliśmy żadnych obaw. Długo by pisać co i jak po kolei. Więc w skrócie: nie przyszło nam do głowy wypytywać o leki, które podaje wet - koń przy cięciu odczuwał ból, prawie wstał, stąd cięcie wykonane jedno mini, drugie maxi jak u rzeźnika, my serce w gardle, koń rozpacz w oczach-masakra. Okazało się, że dostał tzw. głupiego jasia. Po wszystkim koń dostał antybiotyk i miało być ok. Chodziliśmy z nim prawie cały czas, ale z dnia na dzień było gorzej, koń kulał, worki mosznowe opuchły, stwardniały i wyglądały jakby wystawało z nich pół butelki od piwa. Gdybym wstawiła zdjęcie wielu by się pewnie słabo zrobiło. Telefon do wet wykonującego zabieg to kolejna porażka - szkoda gadać (usłyszałam, że nie panuję nad własnym koniem skoro chciał wstać przy cięciu- znów masakra). Zawołaliśmy już innego, znanego nam. Po omówieniu co jest, co można zrobić - trzeba było kłaść ponownie, oczyścić, dostał antybiotyki. Miało być z górki. Polepszenie minimalne. Z dnia na dzień znów brak poprawy. Wysyłałam zdjęcia do większości klinik w Polsce - i tu ukłon do Panów Weterynarzy - uzyskaliśmy wiele informacji- zapalenie osłonki i powrózka, zagrożenie zapalenia otrzewnej. Ale na wywiezienie dwóch koni do kliniki (o drugim za chwilę) nie było nas stać - tym bardziej, że komplikacje - to już ceny idą w górę. Udało się nam dotrzeć przez znajomego, do lekarza, który jak się okazało żyje z małych zwierzaków, a konie to leczy i ma hobbystycznie. Przyjechał raz i okazał się na szczęście naprawdę profesjonalistą. Rękoma wyczuł dokąd sięga zapalenie, gdzie są zmiany. Konia wyciągnęliśmy - 4-5 razy dziennie robiliśmy zabiegi płukania z różnych mikstur, antybiotyki kilka tygodni, spacery - pełen etat pracy. Udało się, koń był złoty, że codziennie dawał sobie kilka razy wpychać palce w otwarte rany, ale nam przy tym łzy leciały po policzkach.
Rany zagoiły się po trzech miesiącach!! Koń nie wrócił do formy już nigdy - zarówno psychicznej jak i fizycznej.
O drugim koniu nie mam szczerze chęci już pisać - były też problemy z dawkami leku, a potem komplikacje ze względu na zbyt wysokie cięcie - na szczęście koń wrócił do zdrowia.

Po wielu rozmowach, poszukiwaniach i lekturach wiemy że:
- jeśli weterynarz potrzebuje lin dla bezpieczeństwa - to już istnieje pewien procent, że bezpiecznie może nie być. Oprócz DOBRYCH środków przy których koń powinien być całkowicie nieświadomy tego co się dzieje, podają środek na zwiotczenie mięśni, wykonują wtedy minimalne-precyzyjne cięcia, łatwiej wtedy zachować sterylność, nawet w niesterylnych "domowych" warunkach, czasem zakładają nawet na część rany szwy - ponoć minimalizują ryzyko wystąpienia grubych zrostów i blizn, osobiście nie widziałam - ale wydaje się logiczne.
- osobiście nie zgodzę się nigdy na kastrację na stojąco
- po kastracji ruch przede wszystkim i obserwacje, gdy cokolwiek niepokoi działać natychmiast, nie dać się zbyć, że tak ma być
- wielu lekarzy tzw. starej daty radzi lać rany zimną wodą z węża - a czy nam w przypadku ran w okolicach brzucha leją wodą z kranu?
- bzdura że konia można zostawić samemu sobie, kastracja to operacja - to otwarte rany blisko wewnętrznych narządów, trzeba dbać o ich jak największą sterylność, nawet kawałki "czystej" słomy mogą wywołać zapalenia i poważne komplikacje

Gaga

Posting Freak

1,127
03-05-2012, 10:19 AM #14
Aniu dlatego tak istotnym jest wybór profesjonalnego lekarza weterynarii. Często właściciele koni szukają zabiegów najtańszych, nie patrząc na profesjonalizm lekarza (bez urazy piszę ogólnie)... Stąd tez komplikacje, źle wykonane zabiegi, itp.
Dziwne jest dla mnie podanie środka zwiodczającego mięśnie w warunkach poza-klinicznych. Przecież takie leki nie podparte odpowiednią aparaturą mogą spowodować śmierć (płuca, serce - to też mięśnie - ich zwiodczenie nie prowadzi do niczego dobrego).
Mój podstawowy lek wet kastrował wiele znanych mi koni - w tym bardzo wiele koni z wysokiego sportu - u żadnego nie spotkałam objawów bólowych spowodowanych zrostami pokastracyjnymi.
Nie rozumiem również niechęci wielu z Was do kastracji na stojąco. To - przynajmniej wg mojego lek weta - najbezpieczniejszy sposób kastracji w terenie - o ile oczywiście nie ma przesłanek do położenia konia.
Co do chłodzenia okolic rany - to w pełni się z tym zgodzę - chłodzenie okolic rany zimną, czystą wodą o bardzo niskim ciśnieniu zdecydowanie pomaga i jest najszybszą formą przyniesienie ulgi koniowi. Niestety zwierzęciu się nie wytłumaczy ,ze po zabiegu nie wolno mu biegać czy brykać - stąd brak możliwości zastosowania mocnych środków przeciwbókowych w okresie rekonwalescencji. Podobnie postępuje się przy innych zranieniach i wszelkich obrzękach - zimna woda zmniejsza obszar objęty stanem zapalnym i łagodzi ból.. Mój lek wet radził w pierwszych 3 dobach kłaść kastratowi mocno mokry i zimny ręcznik na zad - to również miało łagodzić ból i chyba pomagało...

<t>Niebo nie może być niebem, jeśli nie ma tam konia, który by mnie przywitał</t>
Gaga
03-05-2012, 10:19 AM #14

Aniu dlatego tak istotnym jest wybór profesjonalnego lekarza weterynarii. Często właściciele koni szukają zabiegów najtańszych, nie patrząc na profesjonalizm lekarza (bez urazy piszę ogólnie)... Stąd tez komplikacje, źle wykonane zabiegi, itp.
Dziwne jest dla mnie podanie środka zwiodczającego mięśnie w warunkach poza-klinicznych. Przecież takie leki nie podparte odpowiednią aparaturą mogą spowodować śmierć (płuca, serce - to też mięśnie - ich zwiodczenie nie prowadzi do niczego dobrego).
Mój podstawowy lek wet kastrował wiele znanych mi koni - w tym bardzo wiele koni z wysokiego sportu - u żadnego nie spotkałam objawów bólowych spowodowanych zrostami pokastracyjnymi.
Nie rozumiem również niechęci wielu z Was do kastracji na stojąco. To - przynajmniej wg mojego lek weta - najbezpieczniejszy sposób kastracji w terenie - o ile oczywiście nie ma przesłanek do położenia konia.
Co do chłodzenia okolic rany - to w pełni się z tym zgodzę - chłodzenie okolic rany zimną, czystą wodą o bardzo niskim ciśnieniu zdecydowanie pomaga i jest najszybszą formą przyniesienie ulgi koniowi. Niestety zwierzęciu się nie wytłumaczy ,ze po zabiegu nie wolno mu biegać czy brykać - stąd brak możliwości zastosowania mocnych środków przeciwbókowych w okresie rekonwalescencji. Podobnie postępuje się przy innych zranieniach i wszelkich obrzękach - zimna woda zmniejsza obszar objęty stanem zapalnym i łagodzi ból.. Mój lek wet radził w pierwszych 3 dobach kłaść kastratowi mocno mokry i zimny ręcznik na zad - to również miało łagodzić ból i chyba pomagało...


<t>Niebo nie może być niebem, jeśli nie ma tam konia, który by mnie przywitał</t>

03-06-2012, 09:55 PM #15
No niestety widocznie mieliśmy pecha - bo przed kastracją wnikliwie szukaliśmy dobrego i profesjonalnego weta-okazało się w naszym przypadku inaczej, na cenę nie patrzeliśmy (choć w większości są podobne) , jednorazowy wypadek przy pracy - nie wiem.
Co do zrostów - postaram się uzyskać więcej dokładnych informacji od osób, które mają konie z takimi problemami i przytoczę.

Osobiście nie chciałabym kastrować swoich koni na stojąco gdyż: "Kastracja na stojąco wykonywana jest u konia częściowo świadomego,a okolice worka mosznowego znieczulone są miejscowo." Nie chciałabym aby mój koń widział co się z nim "robi".
Ania Dobrowolska
03-06-2012, 09:55 PM #15

No niestety widocznie mieliśmy pecha - bo przed kastracją wnikliwie szukaliśmy dobrego i profesjonalnego weta-okazało się w naszym przypadku inaczej, na cenę nie patrzeliśmy (choć w większości są podobne) , jednorazowy wypadek przy pracy - nie wiem.
Co do zrostów - postaram się uzyskać więcej dokładnych informacji od osób, które mają konie z takimi problemami i przytoczę.

Osobiście nie chciałabym kastrować swoich koni na stojąco gdyż: "Kastracja na stojąco wykonywana jest u konia częściowo świadomego,a okolice worka mosznowego znieczulone są miejscowo." Nie chciałabym aby mój koń widział co się z nim "robi".

Strony (3): 1 2 3 Dalej
 
  • 0 głosów - średnia: 0
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości