Hipologia Kategoria Pleplanie, integrowanie się i inne pogwarki Dziwne historie z końmi

Dziwne historie z końmi

Dziwne historie z końmi

santi08

Member

118
02-02-2012, 03:13 PM #1
Witam Was, chciałabym byście podzielili się różnymi historiami, które przeżyliście z końmi, te dziwne i te śmieszne i te mniej śmieszne...
Bardzo proszę o wpisy. Jeżeli jest już taki temat to przepraszam... Big Grin

<t>Możesz przekonać konia prawie do wszystkiego, ale nie możesz go do niczego zmusić...</t>
santi08
02-02-2012, 03:13 PM #1

Witam Was, chciałabym byście podzielili się różnymi historiami, które przeżyliście z końmi, te dziwne i te śmieszne i te mniej śmieszne...
Bardzo proszę o wpisy. Jeżeli jest już taki temat to przepraszam... Big Grin


<t>Możesz przekonać konia prawie do wszystkiego, ale nie możesz go do niczego zmusić...</t>

02-03-2012, 05:07 PM #2
Parę lat temu moj srokacz spędzał wakacje na 40 hektarowym polu. Pasły się z nim konie, krowy i jeden wielki byk, Izydor. Rogacz był groźny, atakował ludzi. Właściciel wiele razy został poturbowany gdy szedł w kierunku jego "dam"........ ignorował konie-bez problemu można je było karmić, zabierać z pola itp....Niestety nie wzięłam pod uwagę jednej rzeczy....ciapek wyglądał jak kolejny członek jego stada i byłam wrogiem numer 1....Maz zawoził mnie uazem jak najbliżej się dało....zakładałam ogłowie bądź sam kantar ( czasami tylko tyle czasu zostawiał mi byk) , wskakiwałam na grzbiet i uciekałam do bramki w asyście wściekłego rogacza który darł się potwornie. Ślina mu kapała, białka oczu robiły zeza...Kiedy siodlalam po drugiej stronie pastucha usilnie starał się wyjac rogami kolek z ziemi i z wściekłością kopał głęboki dół....Dzień w dzień działo się podobnie....brrr...Uspokajał się dopiero jak Mores wracał do jego stada
..

<t>Nie jestem Idealna, ale idealnie sobie z Tym radzęSmile</t>
Dorota Hałaburda
02-03-2012, 05:07 PM #2

Parę lat temu moj srokacz spędzał wakacje na 40 hektarowym polu. Pasły się z nim konie, krowy i jeden wielki byk, Izydor. Rogacz był groźny, atakował ludzi. Właściciel wiele razy został poturbowany gdy szedł w kierunku jego "dam"........ ignorował konie-bez problemu można je było karmić, zabierać z pola itp....Niestety nie wzięłam pod uwagę jednej rzeczy....ciapek wyglądał jak kolejny członek jego stada i byłam wrogiem numer 1....Maz zawoził mnie uazem jak najbliżej się dało....zakładałam ogłowie bądź sam kantar ( czasami tylko tyle czasu zostawiał mi byk) , wskakiwałam na grzbiet i uciekałam do bramki w asyście wściekłego rogacza który darł się potwornie. Ślina mu kapała, białka oczu robiły zeza...Kiedy siodlalam po drugiej stronie pastucha usilnie starał się wyjac rogami kolek z ziemi i z wściekłością kopał głęboki dół....Dzień w dzień działo się podobnie....brrr...Uspokajał się dopiero jak Mores wracał do jego stada
..


<t>Nie jestem Idealna, ale idealnie sobie z Tym radzęSmile</t>

brusiaj

Junior Member

8
02-03-2012, 08:09 PM #3
Witam,chciałam wam opowiedzieć jak koń Hazard uratował mi życie.Będąc w ósmej klasie jeżdziłam u znajomego w stajni.W marcu wybrałam się w teren .Pamiętam ,że jeszcze w niektórych miejscach leżał stary śnieg.Po fajnych galopach dojechałam do wielkiego stawu ,po drugiej stronie znajdował się ośrodek wypoczynkowy,chciałam dodać ,że jest to obszar gdzie wydobywano żwir.Chciałam schłodzić nogi konia ,więc brodziłam po brzegu ,ale w połowie leżał konar z wierzby i musiałam wychodzić na brzeg , w końcu postanowiłam wejść głębiej i ominąć go z drugiej strony powinien sięgnąć mu poniżej brzucha.Nagle oboje znależliśmy się pod wodą!!!Nie zapomnę dzikiego spojrzenia konia ,próbowałam go nakierować na brzeg ,ale ja wolniej płynęłam i ściągałam go na środek stawu,więc go puściłam i pomyślałam ,że chociaż on się uratuje.
Ja poubierana w grube swetry oraz oficerki gumowe ,do których nalała mi się woda,zaczęło mnie ściągać w głębie wody,wystarczył ułamek sekundy kiedy złapałam się za koniuszek puśliska i koń mnie dowlókł do brzegu .Choć on już miał grunt ,to ja dalej nie czułam dna ,to było okropne.Koń był w szoku ,a ja jeszcze większym.Temperatura jakaś ok 6 stopni.Do stajni ledwie dotarłam , w butach pełno wody i w ogóle cała mokra.Konia słomą roztarłam nic mu nie było,ale ja byłam chora i miałam pełno siniaków,ponieważ jak koń płynął to mnie kopał, ale to i tak mało ważne .Jak o tym wspomnę to myślę ,że
miałam dużo szczęścia ,bo tam nie było nikogo kto by mnie uratował.Przestroga dla wszystkich :uważajcie gdzie wchodzicie z koniem czy to rzeczka ,jeziorko ,a może podmokłe bagienko!

<t></t>
brusiaj
02-03-2012, 08:09 PM #3

Witam,chciałam wam opowiedzieć jak koń Hazard uratował mi życie.Będąc w ósmej klasie jeżdziłam u znajomego w stajni.W marcu wybrałam się w teren .Pamiętam ,że jeszcze w niektórych miejscach leżał stary śnieg.Po fajnych galopach dojechałam do wielkiego stawu ,po drugiej stronie znajdował się ośrodek wypoczynkowy,chciałam dodać ,że jest to obszar gdzie wydobywano żwir.Chciałam schłodzić nogi konia ,więc brodziłam po brzegu ,ale w połowie leżał konar z wierzby i musiałam wychodzić na brzeg , w końcu postanowiłam wejść głębiej i ominąć go z drugiej strony powinien sięgnąć mu poniżej brzucha.Nagle oboje znależliśmy się pod wodą!!!Nie zapomnę dzikiego spojrzenia konia ,próbowałam go nakierować na brzeg ,ale ja wolniej płynęłam i ściągałam go na środek stawu,więc go puściłam i pomyślałam ,że chociaż on się uratuje.
Ja poubierana w grube swetry oraz oficerki gumowe ,do których nalała mi się woda,zaczęło mnie ściągać w głębie wody,wystarczył ułamek sekundy kiedy złapałam się za koniuszek puśliska i koń mnie dowlókł do brzegu .Choć on już miał grunt ,to ja dalej nie czułam dna ,to było okropne.Koń był w szoku ,a ja jeszcze większym.Temperatura jakaś ok 6 stopni.Do stajni ledwie dotarłam , w butach pełno wody i w ogóle cała mokra.Konia słomą roztarłam nic mu nie było,ale ja byłam chora i miałam pełno siniaków,ponieważ jak koń płynął to mnie kopał, ale to i tak mało ważne .Jak o tym wspomnę to myślę ,że
miałam dużo szczęścia ,bo tam nie było nikogo kto by mnie uratował.Przestroga dla wszystkich :uważajcie gdzie wchodzicie z koniem czy to rzeczka ,jeziorko ,a może podmokłe bagienko!


<t></t>

02-04-2012, 09:35 PM #4
Miałam 15 lat, przyjaciółka 16. Jeździłysmy na codzienne- minimum 3-godzinne tereny. Często wchodziłysmy do przesmyku jeziora- popluskać konie. Wody było tam mało ale dno bez korzeni, kamieni i dziurSmile... Pewnego dnia Docia(moja imienniczka) poszła pierwsza i nagle...zapadła się pod wodę...zniknęły, klacz i ona. Mój wałach dostawał szału, parskał, stawał dęba, kręcił się... a one nie wypływały- jedynie woda buzowała. ...Nagle pojawiła się Emma, cała w błocie, waliła kopytami w każda możliwą stronę. Udało jej się wydostac na tyle, że pod jej brzuchem zobaczyłam głowe Doci...Nagle znowu znalazły się pod wodą...i tak pare razy....Kiedy wyszły na dobre... były w opłakanym stanie. Błoto w uszach, nosie, włosach. Doczyściłysmy Emmę koszulką Dorci, siodło schło pod drzewem...Wracała w samym staniku do stajni -1,5 h drogi...Jak się okazało ....nieopodal harcerze rozbili obozowisko. Jako karę za coś tam... dostali rozkopanie przesmyku....eh... mogło sie to skonczyc bardzo źle... Chciałam pomóc D i E ale mój wałaszek tak szalał, nie mogłam go na chwilkę puścić...uparcie ciągnął mnie do nich a stając dęba , waląc kopytami gdzie popadnie ...mogła cała nasza czwórka wylądowac w tym dole i nawzajem połamać się lub pozabijać...hmm.. Nie ufajcie starym miejscom... Bywałyśmy tam przynajmniej dwa razy w tyg..czasami codziennie...

Inna historia... powrót do stajni kończył się ostrą górką zakończoną łukiem w prawo. Galopowałysmy za każdym razem....Droga prowadziła tylko do stajni... Rutyna nas zawiodła i tym razem. Na samym końcu górki (nie widziałyśmy tego z dołu) leżało zwalone drzewo- pewnie po nocnej burzy... ostre hamowanie na szczeście skonczyło się bez kontuzji...

<t>Nie jestem Idealna, ale idealnie sobie z Tym radzęSmile</t>
Dorota Hałaburda
02-04-2012, 09:35 PM #4

Miałam 15 lat, przyjaciółka 16. Jeździłysmy na codzienne- minimum 3-godzinne tereny. Często wchodziłysmy do przesmyku jeziora- popluskać konie. Wody było tam mało ale dno bez korzeni, kamieni i dziurSmile... Pewnego dnia Docia(moja imienniczka) poszła pierwsza i nagle...zapadła się pod wodę...zniknęły, klacz i ona. Mój wałach dostawał szału, parskał, stawał dęba, kręcił się... a one nie wypływały- jedynie woda buzowała. ...Nagle pojawiła się Emma, cała w błocie, waliła kopytami w każda możliwą stronę. Udało jej się wydostac na tyle, że pod jej brzuchem zobaczyłam głowe Doci...Nagle znowu znalazły się pod wodą...i tak pare razy....Kiedy wyszły na dobre... były w opłakanym stanie. Błoto w uszach, nosie, włosach. Doczyściłysmy Emmę koszulką Dorci, siodło schło pod drzewem...Wracała w samym staniku do stajni -1,5 h drogi...Jak się okazało ....nieopodal harcerze rozbili obozowisko. Jako karę za coś tam... dostali rozkopanie przesmyku....eh... mogło sie to skonczyc bardzo źle... Chciałam pomóc D i E ale mój wałaszek tak szalał, nie mogłam go na chwilkę puścić...uparcie ciągnął mnie do nich a stając dęba , waląc kopytami gdzie popadnie ...mogła cała nasza czwórka wylądowac w tym dole i nawzajem połamać się lub pozabijać...hmm.. Nie ufajcie starym miejscom... Bywałyśmy tam przynajmniej dwa razy w tyg..czasami codziennie...

Inna historia... powrót do stajni kończył się ostrą górką zakończoną łukiem w prawo. Galopowałysmy za każdym razem....Droga prowadziła tylko do stajni... Rutyna nas zawiodła i tym razem. Na samym końcu górki (nie widziałyśmy tego z dołu) leżało zwalone drzewo- pewnie po nocnej burzy... ostre hamowanie na szczeście skonczyło się bez kontuzji...


<t>Nie jestem Idealna, ale idealnie sobie z Tym radzęSmile</t>

santi08

Member

118
02-05-2012, 07:53 AM #5
Przerażające są te wasze Historie, ale prawdziwe i dobrze, bo to dobre przestrogi dla innych, dziękuję dziewczyny :wink:
Czekam na więcej

<t>Możesz przekonać konia prawie do wszystkiego, ale nie możesz go do niczego zmusić...</t>
santi08
02-05-2012, 07:53 AM #5

Przerażające są te wasze Historie, ale prawdziwe i dobrze, bo to dobre przestrogi dla innych, dziękuję dziewczyny :wink:
Czekam na więcej


<t>Możesz przekonać konia prawie do wszystkiego, ale nie możesz go do niczego zmusić...</t>

Joanna Waś

Member

115
02-13-2012, 12:13 PM #6
Również miałam niemiłą przygodę z wodą...Wink

Mieliśmy pływać z końmi. To były stare kamieniołomy z równym łagodnym zejściem. Miałyśmy może po 12 lat. Na początek w siodle wjechałam tylko tak do brzucha, żeby sprawdzić czy mój koń wejdzie. Mój niemądry instruktor siedział na młodym wałachu, który bał się prawie wszystkiego. Stwierdził, że skoro mój wchodzi to on za mną wjedzie na młodym, żeby miał dobry przykład.
Udało mu się wjechać po pęciny gdy przed jego koniem przepłynęła kłoda brzózki. Jego koń sie jej przestraszył i chciał ją przeskoczyć. No i skoczył ...prosto na nas. Jednym kopytem dostałam plecy ja, drugim mój koń - opadliśmy, a ja straciłam przytomność.
Instruktor zamiast mi pomóc wyszedł, otrzepał się i krzyczał;" no co ona tam wyprawia?"
Byłam pod wodą nieprzytomna, ale mój koń zaczął płynąć - miałam zaciśniętą rękę na wodzy i płynąc wyciągnął mnie na powierzchnie - wtedy odzyskałam przytomność.
Konik popłyną dość daleko i zaplątał się w jakieś gałęzie więc w tych wszystkich ciuchach popłynęłam po niego i pokierowałam go do brzegu.
Wszystko dobrze się skończyło, ale bardziej pomógł mi koń niż człowiek. BA! To człowiek temu zawinił...kto widział takie gówniary na takie atrakcje zabierać! Na kamieniołomach na środku jest czasem z 20 m głębokości !....

<t></t>
Joanna Waś
02-13-2012, 12:13 PM #6

Również miałam niemiłą przygodę z wodą...Wink

Mieliśmy pływać z końmi. To były stare kamieniołomy z równym łagodnym zejściem. Miałyśmy może po 12 lat. Na początek w siodle wjechałam tylko tak do brzucha, żeby sprawdzić czy mój koń wejdzie. Mój niemądry instruktor siedział na młodym wałachu, który bał się prawie wszystkiego. Stwierdził, że skoro mój wchodzi to on za mną wjedzie na młodym, żeby miał dobry przykład.
Udało mu się wjechać po pęciny gdy przed jego koniem przepłynęła kłoda brzózki. Jego koń sie jej przestraszył i chciał ją przeskoczyć. No i skoczył ...prosto na nas. Jednym kopytem dostałam plecy ja, drugim mój koń - opadliśmy, a ja straciłam przytomność.
Instruktor zamiast mi pomóc wyszedł, otrzepał się i krzyczał;" no co ona tam wyprawia?"
Byłam pod wodą nieprzytomna, ale mój koń zaczął płynąć - miałam zaciśniętą rękę na wodzy i płynąc wyciągnął mnie na powierzchnie - wtedy odzyskałam przytomność.
Konik popłyną dość daleko i zaplątał się w jakieś gałęzie więc w tych wszystkich ciuchach popłynęłam po niego i pokierowałam go do brzegu.
Wszystko dobrze się skończyło, ale bardziej pomógł mi koń niż człowiek. BA! To człowiek temu zawinił...kto widział takie gówniary na takie atrakcje zabierać! Na kamieniołomach na środku jest czasem z 20 m głębokości !....


<t></t>

santi08

Member

118
02-18-2012, 11:59 AM #7
Straszna Historia, a morał z niej taki, nie ufać do końca instruktorom bez wyobraźni...

<t>Możesz przekonać konia prawie do wszystkiego, ale nie możesz go do niczego zmusić...</t>
santi08
02-18-2012, 11:59 AM #7

Straszna Historia, a morał z niej taki, nie ufać do końca instruktorom bez wyobraźni...


<t>Możesz przekonać konia prawie do wszystkiego, ale nie możesz go do niczego zmusić...</t>

 
  • 0 głosów - średnia: 0
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 1 gości