Pytania do W.M. ("spis treści" na początku)
Pytania do W.M. ("spis treści" na początku)
Cześć Iwona :-) Poszperaj w wątku "Skrętność ogromny problem". Może jest tam coś, co Ci się akurat też przyda!
ja dziękuję, tego się spodziewałam, że praca od początku i nic więcej... co do sprzętu owszem ogłowie wczesniej było źle dopasowne - skorygowałam, siodło zaczęło obcierać - dałam swoje nieco większe, myślałam o pracy od początku, jednak ja w tym świetle okazuje się być nawiększym złem tego świata, kobyła dopieszczana, obdarowywana przez właścicieli wszystkim co popadnie, wypuszczana przez nich na wybieg i otrzymująca pyszne jedzenie, mnie traktuje jak zło konieczne albo i niekonieczne...jak mnie widzi ucieka galopem...ale kurcze wiem mało, umiem mało, pewnie jeszcze mniej wydaje mi się że umiem niż to się dzieje w praktyce ale kobyła mnie nie znosi...mówie, śpiewam, głaszcze, jeżdże bez wodzy, prowadzam, jednak zawsze będe gorsza od właściciela który tylko daje jeść wybiegć się i do tego głaska godzinami...momentami myślę że po prostu jestem beznadziejna, ciężko tak coś zdziałać jak człowiek nie porywa się z motyką na słońce i 'robi mniej niż więcej', ale ja zawszę ustępuje w takich sytuacjach...nawet nie wiem ja ta praca od poczatku winna polegac...nauka od poczatku kontaktu, czy tez lonże,prowadzanie, wybieg...ech tracę grunt pod nogami...
Jak praca od początku winna wyglądać…? Eh żeby odpowiedź na to pytanie mogła być od taka prosta W sumie jest prosta – idź po kolei po drabinie/piramidzie ujeżdżeniowej!
Ale co to znaczy i na czym polega? Niestety jeśli jesteś zdana sama na siebie i koń też jest zdany tylko na Ciebie, to musisz się uczyć w przyspieszonym tempie. Przeczytać to, co jest do przeczytania, zrozumieć, bez tej wiedzy nie będziesz mogła próbować rozwiązywać problemów. Umiejętności umiejętnościami, oczywiście bez nich to już w ogóle nie ma o czym mówić, ale nawet nie wiem jak super „siedzący” jeździec, który nie myśli i nie rozumie co i jak powinien z koniem robić, jest tylko pustą marionetką w rękach swojego trenera.
Myślę, że dobrze na początek przeczytać w książce Trenera, na czym polega ta piramida. Książkę trenera czyta się zresztą dość szybko i fajnie więc nie powinno Cię to zniechęcić. Potem przeczytaj żółte „Wszechstronne szkolenie koni” napisane przez Jane Savoir, uzupełnij „Harmonią jeźdźca i konia” Sally Swift i będziesz miała fajną podstawę. Musseler troche za ogólnie pisze a Skulisz za drobiazgowo więc ciężko z nimi by Ci było. Skoro koń „Cię nie lubi” to masz świetną okazję, by zabrać ją na trawkę nic od niej nie chcąc, dać jej święty spokój w swoim towarzystwie i czytać sobie na kamieniu. Po kilku dniach koń może doceni Twoje towarzystwo, które nie oznacza ciągle i ciągle niezrozumiałej pracy, a Ty sobie poczytasz i poukładasz w głowie plan działania. Na forum też dużo było o planowaniu szkolenia dla konia, planowaniu jazd.
A wracając do sugestii Trenera o pracy od początku. To domyślam się nawet nie chodzi o to, by wszystkiego uczyć od nowa, ale o to, by od początku przelecieć wszystkie etapy sprawdzając co działa, a gdzie szumi, coś może po drodze nie wychodzi i blokuje postępy na dalszych etapach, np. ciężko wymagać od konia poprawnej pracy na łuku skoro koń po pierwsze na działanie wodzy reaguje od razu przeciwstawianiem się, oporem (nie akceptuje wędzidła) i zupełnie nie kuma co robi ta łydka na boku.
Powodzenia, jeśli zdecydujesz się na ten krok :-)
A teraz dopiero doczytałam... praca nad dobrymi relacjami człowiek-koń. No tak. Ale jak? Na tym to się PNH skupia. Poszukaj informacji o grach i zabawie w przyjaźń :-)
dzięki, za rzeczową odpowiedź, co do trawki to chodzę i chodzę, tylko wrócić nie mogę ale w końcu jakoś się udaje ;P zabawy też próbowałam, nawet raz spędziłam 2h na wybiegu, a ona stała 2h odwrócona zadem, no nic będę czytać próbować dalej, choć przyznam się, że w tej mojej kilkunastoletniej karierze nie spotkałam się z tak uprzedzonym koniem.
co do wędzidła nie jest tak źle, właśnie kobyła już zaczeła łapać kontakt i lekko sobie rzuć, no ale jak chce skręcić...
W każdym razie biorę się za lektury i dziękuję za odpowiedzi!
iwona kobyła dopieszczana, obdarowywana przez właścicieli wszystkim co popadnie, wypuszczana przez nich na wybieg i otrzymująca pyszne jedzenie,
iwona kobyła dopieszczana, obdarowywana przez właścicieli wszystkim co popadnie, wypuszczana przez nich na wybieg i otrzymująca pyszne jedzenie,
Ja myślę, że nic-nie-robienie, spędzanie razem czasu bez wymagań, "prezenty" pysznościowe itp. są zawsze dobrym tropem, ale nie zawsze to wystarcza. To znaczy zależy, jakie się ma plany - jeśli tylko takie jak właściciele, pocieszyć się swoją obecnością, pomiziać, to pewnie tak. Ale jeśli chce się konia czegoś też uczyć, stawiać jakieś wymagania itp., to lepiej byłoby zacząć od wyrobienia sobie pojęcia jaki to jest typ konia, co lubi, co mu będzie pasować, pomagać, co sprawi, że będzie chciał wchodzić z człowiekiem w pozytywne interakcje. Czas bez wymagań, zaprzyjaźnianie i inne sielanki zawsze będą potrzebne, choćby dla równowagi. Ale poza tym? Czy to koń, który szybko się nudzi i jak się nie uczy ciągle nowych fidrygałek, to zaczyna wymyślać swoje albo się wycofywać, bo skoro tu takie nuuudy, to nie warto się w nie włączać? A może właśnie powtarzalność jest mu potrzebna, żeby się poczuć bezpiecznie? I progresowanie maleńkimi kroczkami? Czy to taki koń, który oczekuje od człowieka pewnego, asertywnego i konkretnego działania, czy raczej bardzo subtelnych wskazówek i dużo czasu, żeby się ośmielił odpowiedzieć? Lepiej się czuje w ciekawym otoczeniu, na spacerze, kiedy dokądś się idzie, coś robi? A może lepiej się sprawdza ćwiczenie krótko ale celowo i dużo przerw na nicnierobnie pomiędzy, proszenie konia wręcz o mniej, niż sam oferuje (żeby nie czuł się przymuszany, przynudzany)? A może trzeba dłużej ale spokojnie, z powtórkami, niemal monotonnie? Dużo wycofywania się i ponownego próbowania? A może jeszcze inaczej? Lepiej rozerwać konia nauką sztuczek, czy bardzo ostrożnie dodawać po jednym elemenciku na raz?
Mam wrażenie, że opis tego konia można by uzupełnić - i do tego "co" robi, dodać "jak" (bo już samo brykanie może być "z rozmysłem, na zimno", może być w panice, może być odmową ruchu naprzód - "a wcale że bo nie", albo samoobroną bez namysłu itd., ze stawaniem dęba podobnie), "kiedy" (czy to stawianie oporu człowiekowi? niechęć do ruchu naprzód? panika, kiedy koń poczuje się pod presją? czy najpierw koń się czai, chowa w sobie, czy od razu w mgnieniu oka działa? itd.). Wtedy pewnie łatwiej byłoby ocenić, co dalej robić i jak, żeby wszystko szło ku lepszemu. Bo przecież takie samo ćwiczenie można bardzo różnie wykonywać, różne strategie "ogólne" przyjmować.
A doraźne, to dobrze jest dzielić sprawy na kawałki. I osobno je oglądać. Jak się nie da galopować na wprost, to sprawdzić, czy w innych chodach "na wprost" wychodzi. I czy zagalopowanie "działa" - bez zwracania uwagi na kierunek. Bo często jak się chce w takiej sytuacji mieć od razu i na wprost, i galopem, to się kończy przymusem wobec konia - co czasem prowadzi do otwartej wojny, czasem do końskiej paniki, czasem do totalnego zapętlenia, kiedy już nikt nie wie, o co tu właściwie chodzi. A tak poza tym - nic nie działa takich cudów, jak szczery zachwyt nad koniem :-) (co Ania Juchnowicz tak często powtarza). Tylko czasem, żeby się (szczerze) zachwycić, trzeba dopasować prośbę, do aktualnych możliwości konia. Dać mu szansę odpowiedzieć na nią na 100 procent (jak będzie za trudna, to skazujemy konia na porażkę, jak za prosta, to ciężko będzie się odpowiedzią prawdziwie ucieszyć). I uznać na dany moment za mistrza świata w tym, o co się konia prosiło. Choćby to było ruszenie stępem na lekki sygnał. Albo skręt w prawo na delikatną sugestię. Albo cokolwiek.
Tyle mojego wtrętu :-)
Jak dobrze ,że mamy tu takie mądre dziewczyny i jak sądzę z obecnaści polskich liter w tekscie , back home again
dziękuję za odpowiedź tak długą i dającą do myślenia, teraz się obawiam czy odczytam dobrze te wszystkie znaki...
dziś wzięłam sobie konika wsiadłam bez ogłowia, wcześniej porozstawiałam wszędzie stojaki, opony, drążki, na początku skręcała co 5 drąga, pod koniec już było elegancko i myśle ze jej się to całkiem podobało, pare razy walnęła głową w stojak oczywiście lekko i była bardzo zdziwiona tym faktem, tak popracowałam/ pobawiłam się w stępie i kłusie, ale na galop wzięłam ją na lonżę, nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale po takiej miłej pracy nie chciałam narazić jej na szarpanie, i niepotrzebny stres i złość, a i prychala jak galopowała, a nos to cały w piachu i mnie ręce nie bolały od trzymania lonży
Iwono - zastonowiło mnie jedno w Twojej wypowiedzi. Piszesz, że klacz jest świetną matką - a czy ona przypadkiem nie jest źrebna? Kiedyś sama nie brałam pod uwagę zmian w zachowaniu źrebnej klaczy. Teraz, od kiedy moja konia w okresie źrebności zmieniła się w czarnego diabła - nauczyłam się kolejnej rzeczy o koniach. Źrebność moze oznaczać zmianę zachowania o 180 stopni...
Na przykład tu: http://pl.youtube.com/watch?v=X_kIsrXBDnY
(Fakt, jestem już z powrotem w krainie naszych literek.)
A ja mam taki problem: mamy tu u Dermotta konia, ktory niecierpi kapania. Tzn wchodzi sie z nim na myjke i od razu zaczyna 'chodzic' - nie stoi spokojnie jak reszta koni tylko probuje isc do przodu - uwiazy z bokow kantara go zatrzymuja wie sie cofa i znowu idzie i tak caly czas - pewnie wiekszosc z was takie cos widziala. No dalej wyglada to tak ze jak widzi ze sie go nie myje, tylko np siodl lub czysci i sie go uspokaja glosem to sie zatrzyuje - jest spiety ale stoi, troche z nim popracowalam nad tym, ale jest ok. Ale jak sie zaczyna go myc to znowu sie denerwuje i to co ja zauwazylam ze go denerwuje to woda splywajaca po jego ciele - nienawidzi tego i dlatego lazi w przod i w tyl. Czy widzicie jakis sposob by uspokoic go? Tzn problem jest taki ze ja nie wiem jak sprawc by on przestal nienawidzic tego uczucia splywajacej wody. Ten kon generalnie nie akceptowal dotyku w niektoryh miejscach - teraz jest lepeij, nie ma juz problemu z dotykaniem glowy, i nie zadziera glowy przy zakladaniu oglowia, co robil jak przyjechalam. To jeden z lepszyh koni, wszyscy go rozpuszczaja i to mu pomaga. Ale z myjka nie jestesmy wstanie nic poradzic. On jest mlody, ma 5 lat, jest trche nadpobudliwy generanie. Chodzi codziennie na wybieg, nikt na niego nie krzyczy, nie bije,itp, lubi ludzi, przychodzi na zawolqanie itp - ale na myjce ejst bardzo niebezpieczny bo jego nogi sa wszedzie, jak sie go myje... Jest troche lepszy jak ktos stoi z przodu niego i go glaszcze, ale nie ma mozliwosci codziennie zeby ktos stal z przodu akurat jak go myje - mamy 17 koni, jeden zpracownikow rzucil prace, druga dziewczyna pojechala do domu na 2-3 tyg i nie wiadomo kiedy wroci, jestem sama z tymi konmi, a sama tez wracam, za tydzien do domu - oni nie maja czasu zeby z kazdym z nich spedzic tyle czasu ile trzeba, a pracownika ciezko znalesc - konie sprzedac takze, oni probuja ale to nie latwa sprawa jak wiecie. Wiele koni jestna sprzedaz, wielu ludzi si enimi interesuje ale jak na razie nikt nic nie kupil.
Co ja moge zrobic z tym kuniem nieszczesnym Chcialabym cociaz moc im cos poradzic, ale sama ie wiem jak mu pomoc, nie widzialam nigdy konia ktory by sie wzdrygal gdy woda po nim splywa - ok niektore koni enie lubi akapieli ale nie pokazuja tego w taki sposob jak on, takiego czegos nie widzialam wczesniej nigdy.