Koń na wyłączność
Koń na wyłączność
Konie w szkółce, jednak jakiegoś właściciela mają. Codziennie widzą te same osoby które zadają im jeść, sprzątają, puszczają na padok, udzielają pomocy. Stoją cały czas w tym samym znajomym miejscu z innymi znajomymi sobie końmi.
Wystarczy popatrzeć na konie pensjonatowe - mają swoich właścicieli, i wcale nie tylko takich co widzą konia raz na miesiąc przy płaceniu za pensjonat, a jednak równolegle świetnie znają i reagują na osoby z obsługi stajni .
Wypożyczalnię psów tez bym skrytykowała, bo pies, jeden, zostaje wyrwany ze swojego otoczenia, swojego stada i zabrany na chwilę w obce miejsce, a potem kolejne i kolejne... To byłoby stresujące dla każdego stworzenia bez względu na poziom inteligencji.
W szkółce , konie są caly czas pod opieką tych samych ludzi w tym samym miejscu a to
klienci przychodza i odchodzą.
miałam kiedyś konia w pensjonacie na którym jeździłam nieomal codziennie i przebywałam tam równie często....teraz mam dwa ogony przy domu.
I dla mnie jest to kolosalna różnica: konie przy domu to konie, które jednak bardziej związują się z człowiekiem /mają wszak jednego właściciela/ . Poza tym mimo, że pensjonat był super, to jednak kręcący się tam w ogromnych ilościach ludzie zachowywali się różnie...i widziałam po koniu, ze nie było to bez znaczenia. To dla koni porzuciłam miasto i wygodne życie. I tkwię w lesie czasami bojąc się przeraźliwie w nocy....hihi
Tyle, że pensjonat daje komfort taki, że człowiek może sobie gdzieś wyjechać itp. Ja niestety nie miałam i nie mam nikogo kto by mnie zastąpił przy koniach.
Bo chociaż generalnie rzecz biorąc czuję się tu szczęśliwa, to jednak po tych 4 latach miałabym ochotę gdzieś na tydzień wyskoczyć...
Duchowa PRzygodo a jakbys oddała na tydzień czy dwa swoje konie do pensjonatu pod opiekę? I wyjechała?Ja bym tak robiła jakbym miał konie koło domu, bo jednak od wszytskiego trzeba czasem odpocząc. Inna sprawa, że może być ciężko znaleść zaufany pensjonat, no ale przez 2 tyg koniowi nic się nie stanie, jak się klacz na stanówke oddaje to tez musi byc w obcej stajni i nic się nie dzieje.
wiem, ze jestem nadopiekuńcza...ale jak sobie przypominam stres Mironka w przyczepie...to wolę już nie wyjeżdżać...ale, ale już chyba znalazłam kogoś kto do nas wpadnie i zaopiekuje się końmi. Osoba bardzo zaufana i dobrze jeżdżąca...Przygotowuje koniki do zawodów i pracuje z trudnymi. Myślę, że powinno być ok...może odsapnę...chociaż kilka dni od 4 letniego podziwiania Puszczy!
ale dzięki Branko za radę!
Koń na wyłączność: TAK!
Miałam pewną przygodę związaną ściśle z tematem.
Nie miałam wyjścia- postawiłam namiot na padoku i tak spałam kilka nocy.Potem w prowizorycznej stajni (ściany stałe, ale dach stanowiła plandeka), spałam na słomie razem z koniem. Widziałam, ze to zbliżyło nas jeszcze bardziej. Były letnie burze i wichury-byłyśmy razem, nic się nie stało.
Żony Szejka mają dalej do niego niż jego wierny wierzchowiec (najczęściej oo) mieszkający w tym samym namiocie .
Fajna sprawa. Poza tym widzi sie jak koń śni, kiedy wstaje napić się wody, kiedy jest niespokojny podczas burzy. Zaufanie wzrasta.
Koń powinien być na wyłączność.
Dlatego jeżdżąc dość dużo, były okazję do upadków, ale obopólne zaufanie mnie mocno trzyma w siodle.:wink:.
Koń na wyłączność - fajna sprawa.
Tylko zastanawiam się, czy jeżdżąc tylko na jednym koniu nie ma się potem problemów siadając na innego?
Z drugiej strony - jeśli człowiek czuje się pewnie na własnym, ma do niego dużo zaufania, to może takie samo podejście zachowuje się do innych koni?
Skłaniam się do tego drugiego
Zresztą dobrze jest wsiąść na innego konia od czasu do czasu.
Sprawdzić , czy tak samo można powodować nim jak własnym.
Ja zresztą lubię- porównuję doznania , umiejętności innych koni i zaraz przeważnie poprawiam własnego :wink:
A patrząc z punktu widzenia konia, to nie wiem.
Chyba wszystko zależy od jeźdźca.
Czasem kon skorzysta , a czasem bywa przerażony i zdezorientowany.
Jak jest koń na wyłączność to faktycznie zaufanie jest całkiem inne i przez to relacje i doznania nie te same. Ja akurat na tych "moich" dwóch kobyłkach dużo się uczę. Obydwie solidnie mnie trenują
Ja chyba jednak będę sie skłaniała, że koń na wyłączność. Wiem, że to jest niemożliwe w tym świecie, żeby tak właśnie (i tylko) było, ale przynajmniej ja będę miała taki punkt widzenia i będę się go trzymała.
Chyba, że ktoś jeszcze mnie przekona :wink:
A ja mam plan, że jak się zdecyduję w końcu na kupno własnego konia, to od razu będe szukać współjeźdzca. Nawet za darmo niech jeździ tylko niech sobie za instruktora płaci ze 2 razy w tygodniu + ze 2 razy na spacerek, albo ktoś kto znam i wiem ze jezdzi nieźle niech sobie na nim pracuje.
Byle koń miał ruch, bo wiem ze sama nie jestem w stanie zapewnić koniowi tyle _efektywnego_ ruchu ile uważam ze potrzebuje dla zdrowia i zachowania sensownej kondycji.
Widze na codzień, jak zmienia się koń na lepsze, po dodaniu ilości ruchu. Żadne tam cięzkie treningi, ale popracowac już płucami i dupcią (i mózgiem!) musi i po prostu zmiana jest niesamowita i tylko na lepsze. Polepszyło się o dziwo przede wszytkim w głowie.
Sowa to już zależy od konia, bo Drap teraz kiedy ma dziennie góra godzinę/dwie pracy (dwie to teren z przewagą stępa i kłusa) widzę, że wreszcie wracam do konia którego miałam w sierpniu - chętnego ruchu, nic w stawach nie trzeszczy (a jeszcze miesiąc tak trzaskało, że na całej hali było słychać :/). A jeszcze dwa tygodnie temu na rozgrzewkę musiałam go pchać, dopiero po galopie się rozruszał. A wystarczyło mniej ruchu i całe dnie na pastwisku 8)
zależy do konia, od tego czy stoi zamknięty w stajni czy całe dnie i noce - jak moje np. - spędza na pastwisku. Zależy od tegoż drugiego jeźdźca czy się dogadają...itp. historie.
U mnie np. arab bardzo źle znosi zmiany jeźdźców. Bardzo przyzwyczaja się do określonego dosiadu, ciężaru jeźdźca, działania wędzidłem itp. Nie zauważyłam, żeby po np. 3 dniach tzw. stania a raczej łażenia po pastwisku był jakiś trudniejszy pod siodłem. Przeciwnie. Latwiej mi się z nim dogadać jeżeli nie wsiada na niego zbyt wiele osób.
Jeżeli na prawdę z jakichś względów nie możemy jeździć /i jest przerwa dłuższa niż 2 dni/ to koniki zwykle biegają sobie od jednego padoku do drugiego poprzez takie łącze jakby wygrodzone pastuchem. Oczywiście ganiam je. tak z 45 minutek. Męczą się niesamowicie.
Juz tak przywykły do tych ganianek, ze jak się zbliża 19,00 a mnie tam nie ma...same zaczynają tak galopować....Fajnie to wygląda. Liczyłam czas....ale nie przekraczają 15 minut jednak.
Co do konia na wyłączność: no cóż, ja w tej chwili mam je rzeczywiście na wyłączność w zasadzie. I nie narzekam.
Jednakże uważam, że w życiu róznie bywa....i wszystko się zmienia w zależności od naszych doświadczeń. Nie ma chyba na to recepty.
Dlatego jeżeli ktoś czuje, że powinien dzielić się konikiem niech sie dzieli. Jeżeli ktos tego nie chce - wcale nie musi. Przeciwnie, mamy wszyscy prawo własnymi ścieżakami poruszać sie po naszym wspólnym świecie.
I dawać sobie prawo do zmieniania tychże ścieżek w zależności od potrzeb.
mam młodego wałaszka (oo + shagya) ma 4 lata jest dość impulsywny, bardzo szybko się nakręca i ciężko go wyciszyć, serce by mi pękło gdyby wsiadł na niego ktoś kto by go szarpał, albo zamiast łydki używał pięty, dlatego jak do tej pory oprócz mnie jeździły na nim 2 osoby, a i tak za każdym razem coś mnie gryzło od środka
Kazuria ja mam tak wobec mojej klaczki...tylko dla jednej osoby w tamtym roku dawałam ją bez poczucia winy i zazdrości bo koń czuł się z tą dziewczyna w miarę dobrze pod siodłem.
Ale już nikomu od tego roku...mój mąż zawsze się na mnie wściekał, że jestem zazdrosna, że przecież powinnam jemu też pozwalać bo w końcu to majątek wspólny /hihi/
A w tej chwili to już w ogóle nikt inny poza mną nie wsiada...i mimo, ze np. w ujeżdżalni to ja na prawdę nic nie umiem /całe lata spędziłam jeżdżąc tylko w terenie/ to o dziwo....może to jakieś czary...ale klacz zaczęła mi sie sama ślicznie podstawiać i zaokrąglać. Może dojrzała jakoś sama.
Ale najważniejsze, że zaczęła mięciutko nosić...już myślałam , ze w ogóle nie będę mogła na niej jeździć..a tu niespodzianka.