Hipologia Kategoria Konie chcą nas rozumieć Rozumieć konie

Rozumieć konie

Rozumieć konie

Strony (2): 1 2 Dalej
Guli

Posting Freak

1,701
05-05-2008, 11:45 AM #1
Spojrzenie z drugiej strony.

Trener kiedyś napisał:

Wojciech Mickunas . Uczono mnie zawsze rozumienia tych zwierząt jako najlepszego sposobu na bezpieczne z nimi obcowanie.

Ale chyba nie tylko o to chodzi.

Bardzo podoba mi się tez podpis Trenera:
Cytat:Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie, zamiast próbować zapanować nad kilkudziesięcioma dekagramami końskiego mózgu, koncentrują się wyłącznie na tym, żeby okiełznać 500kg jego mięsni!

Uważam, że konie są przewidywalne .
Nie mają przecież bardzo skomplikowanego mózgu, nie są też bardzo przebiegłe, przynajmniej w większości. Smile

To oznacza, że znając dłuższy czas konia poznajemy jego reakcje na niebezpieczeństwa i sposób uczenia się , czyli przyswajania sobie różnych bodźców.
Oczywiście nie można generalizować , choc z drugiej strony...
W szkoleniu konia posługujemy się przeważnie schematami.
Moim zdaniem to ślepa uliczka, bo przecież generalizujemy w ten sposób Tongue


Ciekawa jestem opinii , co oznacza termin " rozumieć konie" Smile

<r><COLOR color="#FF0000"><s></s>Mając na uwadze zachowanie dobrego klimatu i poziomu dyskusji „Guli” została usunięta z grona użytkowników forum hipologia.pl. <e></e></COLOR></r>
Guli
05-05-2008, 11:45 AM #1

Spojrzenie z drugiej strony.

Trener kiedyś napisał:

Wojciech Mickunas . Uczono mnie zawsze rozumienia tych zwierząt jako najlepszego sposobu na bezpieczne z nimi obcowanie.

Ale chyba nie tylko o to chodzi.

Bardzo podoba mi się tez podpis Trenera:
Cytat:Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie, zamiast próbować zapanować nad kilkudziesięcioma dekagramami końskiego mózgu, koncentrują się wyłącznie na tym, żeby okiełznać 500kg jego mięsni!

Uważam, że konie są przewidywalne .
Nie mają przecież bardzo skomplikowanego mózgu, nie są też bardzo przebiegłe, przynajmniej w większości. Smile

To oznacza, że znając dłuższy czas konia poznajemy jego reakcje na niebezpieczeństwa i sposób uczenia się , czyli przyswajania sobie różnych bodźców.
Oczywiście nie można generalizować , choc z drugiej strony...
W szkoleniu konia posługujemy się przeważnie schematami.
Moim zdaniem to ślepa uliczka, bo przecież generalizujemy w ten sposób Tongue


Ciekawa jestem opinii , co oznacza termin " rozumieć konie" Smile


<r><COLOR color="#FF0000"><s></s>Mając na uwadze zachowanie dobrego klimatu i poziomu dyskusji „Guli” została usunięta z grona użytkowników forum hipologia.pl. <e></e></COLOR></r>

branka

Posting Freak

2,096
05-05-2008, 04:09 PM #2
Moim zdaniem rozumieć jak zachowują się, jakie mają potrzeby, jak funkcjonują w obecności innych koni, a nie tylko człowieka. Rozumieć podstawowe procesy uczenia się koni, ich reakcje na niebezpieczeństwo czy na widok przyjaciela, żeby nie pomylić ich różnych reakcji i żeby nie wdawac się w niepotrzebne konflikty.
Konie rzeczywiście są do pewnego stopnia przewidywalne, bo wszystkie są roślinożercami, są zwierzętami uciekającymi, podobnie sie uczą itp. Ale z drugiej strony każdy koń ma swoje cechy indywidualne i im dłużej się z nim obcuje tym bardziej można je dostrzec. Ja przy Brance czuje się zupełnie komfortowo bo wiem jak reaguje na stres, co ją przestraszy a co nie, na co moge sobie pozwolić itp.
Np. 2 di temu pojechałam na łąkę z nią i leżałam na jej zadku na oklep, a ona sie pasła(jak fajnie jak koń się słucha bez ogłowia 8) ) - i wiedziałam, że moge tak leżeć, a ona nawet jak się spłoszy, to nic się nie stanie(2 razy zresztą się spłoszyła królików, ale tak że nie było szans spaść - nie wiem czy ona czuje, że ja leże i nie mam równowagi czy co, ale zawsze jest wtedy "uważna"). Ale na obcym koniu to boję się takich "sztuk" robić. Ale to kwestia zaufania, jak się konia zna to mu sie zaczyna coraz bardziej ufać - i co za tym idzie lepiej sie go rozumie, zarowno jego potrzeby fizyczne jak i (przede wszytskim) psychiczne.

<t></t>
branka
05-05-2008, 04:09 PM #2

Moim zdaniem rozumieć jak zachowują się, jakie mają potrzeby, jak funkcjonują w obecności innych koni, a nie tylko człowieka. Rozumieć podstawowe procesy uczenia się koni, ich reakcje na niebezpieczeństwo czy na widok przyjaciela, żeby nie pomylić ich różnych reakcji i żeby nie wdawac się w niepotrzebne konflikty.
Konie rzeczywiście są do pewnego stopnia przewidywalne, bo wszystkie są roślinożercami, są zwierzętami uciekającymi, podobnie sie uczą itp. Ale z drugiej strony każdy koń ma swoje cechy indywidualne i im dłużej się z nim obcuje tym bardziej można je dostrzec. Ja przy Brance czuje się zupełnie komfortowo bo wiem jak reaguje na stres, co ją przestraszy a co nie, na co moge sobie pozwolić itp.
Np. 2 di temu pojechałam na łąkę z nią i leżałam na jej zadku na oklep, a ona sie pasła(jak fajnie jak koń się słucha bez ogłowia 8) ) - i wiedziałam, że moge tak leżeć, a ona nawet jak się spłoszy, to nic się nie stanie(2 razy zresztą się spłoszyła królików, ale tak że nie było szans spaść - nie wiem czy ona czuje, że ja leże i nie mam równowagi czy co, ale zawsze jest wtedy "uważna"). Ale na obcym koniu to boję się takich "sztuk" robić. Ale to kwestia zaufania, jak się konia zna to mu sie zaczyna coraz bardziej ufać - i co za tym idzie lepiej sie go rozumie, zarowno jego potrzeby fizyczne jak i (przede wszytskim) psychiczne.


<t></t>

Gaga

Posting Freak

1,127
05-06-2008, 06:01 AM #3
Magda Gulina Ciekawa jestem opinii , co oznacza termin " rozumieć konie" Smile

Sądzę, że dla każdego z nas termin ten oznacza coś innego - bynajmniej częściowo. Nasze konie są różne, pracujemy z różnymi - inaczej podchodzimy do wielu spraw...

Hm dla mnie najważniejsza jest zasada "po pierwsze nie szkodzić". Jeśli czegoś nie rozumiem w stosunkach ludzko - hippicznych - staram się pytać, lub próbować dojść do jakiś logicznych wniosków. Zawsze szukam przyczyny zachowania konia, a nie skutków zachowań (chyba, ze skutki bolesne to same się znajdują ;-)) I chyba to dla mnie jest najważniejsze - zawsze zaczynać od przyczyn czy to w treningu, czy podczas obrządku, czy po prostu na pastwisku... Wydaje mi się, że rozumiem się z końmi... gadamy ze sobą - tak werbalnie, kiedy rżą na przywitanie, jak i niewerbalnie, kiedy je "przesuwam wzrokiem" ze ścieżki np. jadąc taczką... Rozumieć konia to jak rozumieć każde inne zwierzę - szanować jego potrzeby ale i wymagać szanowania własnych... Jak często zastanawiamy się nad zrozumieniem psów, a przecież kiedy pies wpakuje się nam na kolana - nie zrzucimy go (no chyba, ze to dog ;-)) tylko przytulamy spełniając potrzebę bliskości... Kiedy Darco podejdzie i położy mi łeb na ramieniu - drapię go w grzywę , przy czym on robi to samo wylizując mi plecy - spełniamy swoją potrzebę bliskości, dla obojga jest ona ważna... Uważam zatem, że rozumieć konie oznacza szanować je i starać się wszelkie problemy i nieporozumienia rozwiazywać w zarodku szukając ich przyczyn... ale jak sądzę na ten temat można by kolejną książkę napisać, wszak dla każdego z nas termin ten będzie kojarzył się z czymś innym :-)

<t>Niebo nie może być niebem, jeśli nie ma tam konia, który by mnie przywitał</t>
Gaga
05-06-2008, 06:01 AM #3

Magda Gulina Ciekawa jestem opinii , co oznacza termin " rozumieć konie" Smile

Sądzę, że dla każdego z nas termin ten oznacza coś innego - bynajmniej częściowo. Nasze konie są różne, pracujemy z różnymi - inaczej podchodzimy do wielu spraw...

Hm dla mnie najważniejsza jest zasada "po pierwsze nie szkodzić". Jeśli czegoś nie rozumiem w stosunkach ludzko - hippicznych - staram się pytać, lub próbować dojść do jakiś logicznych wniosków. Zawsze szukam przyczyny zachowania konia, a nie skutków zachowań (chyba, ze skutki bolesne to same się znajdują ;-)) I chyba to dla mnie jest najważniejsze - zawsze zaczynać od przyczyn czy to w treningu, czy podczas obrządku, czy po prostu na pastwisku... Wydaje mi się, że rozumiem się z końmi... gadamy ze sobą - tak werbalnie, kiedy rżą na przywitanie, jak i niewerbalnie, kiedy je "przesuwam wzrokiem" ze ścieżki np. jadąc taczką... Rozumieć konia to jak rozumieć każde inne zwierzę - szanować jego potrzeby ale i wymagać szanowania własnych... Jak często zastanawiamy się nad zrozumieniem psów, a przecież kiedy pies wpakuje się nam na kolana - nie zrzucimy go (no chyba, ze to dog ;-)) tylko przytulamy spełniając potrzebę bliskości... Kiedy Darco podejdzie i położy mi łeb na ramieniu - drapię go w grzywę , przy czym on robi to samo wylizując mi plecy - spełniamy swoją potrzebę bliskości, dla obojga jest ona ważna... Uważam zatem, że rozumieć konie oznacza szanować je i starać się wszelkie problemy i nieporozumienia rozwiazywać w zarodku szukając ich przyczyn... ale jak sądzę na ten temat można by kolejną książkę napisać, wszak dla każdego z nas termin ten będzie kojarzył się z czymś innym :-)


<t>Niebo nie może być niebem, jeśli nie ma tam konia, który by mnie przywitał</t>

Guli

Posting Freak

1,701
05-14-2008, 08:57 AM #4
No tak.
Na tym forum, rozumienie koni jest sprawą raczej podstawową, bo nie wywołującą żadnej dyskusji :wink:
Myślę, że i nasze konie są trochę z "innego świata" , w sensie inaczej traktowane.

Ale jak wyjdzie się za własne podwórko, to zaczyna skrzeczeć rzeczywistość.

Ja widzę potrzebę szeroko rozumianej edukacji hodowców , wszystkich ludzi mających do czynienia z końmi.

Mysle, że problem zaczyna się właśnie od hodowców, bo trzeba jak najszybciej i najlepiej sprzedać konia.
Oczywiście moje uwagi nie dotyczą wszystkich, bo znam również wspaniałych ludzi.
Ale spotkałam konia, na którym hodowca połamał tarnik.
Matki odrywa się od 5-cio miesięcznych źrebaków , bo trzeba szybko klacz sprzedać.

Treningi dwutygodniowe , które mają nauczyc konia jako tako skakać, bo takie najlepiej sprzedają się.

Duże stadniny, gdzie barowanie jest na porządku dziennym - wysłuhałam tylko do metalowych drągów zalanym betonem, o innych "metodach " nie chciałam słuchać.
Norma, to intensywne szkolenie 3-latków , bo trzeba szybko sprzedać.
Oczywiście zdarza się, że poza treningami koń stoi w boksie, bo nie ma pastwisk, czy wybiegów.
Pewnie nikt nie słyszał , że koń po wstępnym szkoleniu powinien dłuższy czas budować szkielet i mięśnie właśnie na pastwiskach.
A może nawet i słyszał, ale kasa ucieka.
Konie startujące na blokadach przeciwbólowych.

Chyba lepiej pozostać na własnym podwórku Sad

<r><COLOR color="#FF0000"><s></s>Mając na uwadze zachowanie dobrego klimatu i poziomu dyskusji „Guli” została usunięta z grona użytkowników forum hipologia.pl. <e></e></COLOR></r>
Guli
05-14-2008, 08:57 AM #4

No tak.
Na tym forum, rozumienie koni jest sprawą raczej podstawową, bo nie wywołującą żadnej dyskusji :wink:
Myślę, że i nasze konie są trochę z "innego świata" , w sensie inaczej traktowane.

Ale jak wyjdzie się za własne podwórko, to zaczyna skrzeczeć rzeczywistość.

Ja widzę potrzebę szeroko rozumianej edukacji hodowców , wszystkich ludzi mających do czynienia z końmi.

Mysle, że problem zaczyna się właśnie od hodowców, bo trzeba jak najszybciej i najlepiej sprzedać konia.
Oczywiście moje uwagi nie dotyczą wszystkich, bo znam również wspaniałych ludzi.
Ale spotkałam konia, na którym hodowca połamał tarnik.
Matki odrywa się od 5-cio miesięcznych źrebaków , bo trzeba szybko klacz sprzedać.

Treningi dwutygodniowe , które mają nauczyc konia jako tako skakać, bo takie najlepiej sprzedają się.

Duże stadniny, gdzie barowanie jest na porządku dziennym - wysłuhałam tylko do metalowych drągów zalanym betonem, o innych "metodach " nie chciałam słuchać.
Norma, to intensywne szkolenie 3-latków , bo trzeba szybko sprzedać.
Oczywiście zdarza się, że poza treningami koń stoi w boksie, bo nie ma pastwisk, czy wybiegów.
Pewnie nikt nie słyszał , że koń po wstępnym szkoleniu powinien dłuższy czas budować szkielet i mięśnie właśnie na pastwiskach.
A może nawet i słyszał, ale kasa ucieka.
Konie startujące na blokadach przeciwbólowych.

Chyba lepiej pozostać na własnym podwórku Sad


<r><COLOR color="#FF0000"><s></s>Mając na uwadze zachowanie dobrego klimatu i poziomu dyskusji „Guli” została usunięta z grona użytkowników forum hipologia.pl. <e></e></COLOR></r>

Lutejaxx

Administrator

2,782
05-14-2008, 10:04 AM #5
no ja to wolę zdecydowanie pozostawać na własnym podwórku, z własnymi końmi, i z przyjaciółmi z którymi sie rozumiemy Big Grin
Na szczęście starzy znajomi okazują sie wiernymi , fajnymi ludźmi . I też kochają konie. Czasami tylko z daleka...ale są wobec tych zwierząt bardzo życzliwi.

Dlatego uciekłam od tłumów do lasu. Tu żyje się jak w raju.....wszak anioły mają ogony!
Co do rozumienia koni ......mnie się zdawało, że w zasadzie każdy poruszany na tym forum temat o tym traktuje. Big Grin

<t></t>
Lutejaxx
05-14-2008, 10:04 AM #5

no ja to wolę zdecydowanie pozostawać na własnym podwórku, z własnymi końmi, i z przyjaciółmi z którymi sie rozumiemy Big Grin
Na szczęście starzy znajomi okazują sie wiernymi , fajnymi ludźmi . I też kochają konie. Czasami tylko z daleka...ale są wobec tych zwierząt bardzo życzliwi.

Dlatego uciekłam od tłumów do lasu. Tu żyje się jak w raju.....wszak anioły mają ogony!
Co do rozumienia koni ......mnie się zdawało, że w zasadzie każdy poruszany na tym forum temat o tym traktuje. Big Grin


<t></t>

branka

Posting Freak

2,096
05-14-2008, 11:09 AM #6
Są też takie ośrodki jak Partynice - wielki ośrodek szkoleniowy zarówno koni sportowych jak i wyścigowych. I co są nam konie chodzące wysokie konkursy, a zamknięte cały dzień w boksach. Owszem jest czysto, jasno, ładnie, koni się nie bije(przynajmniej tych sportowych, choć wiadomo ze wielu jeźdzców i tu stosuje różne dziwaczne patenty nie zawsze wiedząc po co), ale co z tego jak stoja cały dzień i tylko wyglądają przez kraty.. owszem konie wyścigowe wychodzą na trochę po kilka razy w tygodniu, przynajmniej te prywatne, ale tylko wyścigowe - tajnia sportowa stoi cały dzień! Moim zdaniem koń dresażowy nigdy nie będzie chodził na 100% swoich możliwości jeśli nie będzie mógł swobodnie biegać po wybiegu choć kilka h dziennie. Szkoda, że tak jest na Partynicach jak jest, bo to naprawdę porządny obiekt.
Ja się nieraz zastanawiałam jak to jest, że u mnie w stajni - w szkółce konie są takie grzeczne - nigdy nie brykają, nigdy nie zrzucają, są potulne jak baranki - życia nie mają latem lekkiego, bo sporo chodzą pod siodłem, poza tym pełno początkujących przyjeżdża i wiadomo cięzko ich upilnować...
Jestem przekonana, że ich spokój bierze się m.in. z dostępu do pastwiska - bo tam moga się odprężyc i odpocząć. Druga sprawa, że nigdy nie słyszalam by ktokolwiek na nie krzyczał czy je bił. Ale nie jest tak, że są jakoś rozpieszczane, że poswięca im się dużo czasu - za dużo ich, owszem dziewczyny je rozpuszczają, jak są, ale to nie jest tak jakby miały jednego własciciela, który im przynosi codziennie marchewke i z nimi gada i sie bawi, będzie miał czas spokojnie je wyczyścić itp. Ale samo zapewnienie dobrych warunków, ruchu i poczaucia bezpieczeństwa sprawia, że konie są po prostu grzeczne. Niestety jak jeżdżę po okolicznych stajniach zazwyczaj spotykam się z odwrotnym przekonaniem - wielu ludzi uważa, że koń wykorzystuje ich ustępstwa Confusedhock: Tak jakby konie cały dzień siedziały w boksach i wymyślały strategie uprzykrzenia człowiekowi życia...

<t></t>
branka
05-14-2008, 11:09 AM #6

Są też takie ośrodki jak Partynice - wielki ośrodek szkoleniowy zarówno koni sportowych jak i wyścigowych. I co są nam konie chodzące wysokie konkursy, a zamknięte cały dzień w boksach. Owszem jest czysto, jasno, ładnie, koni się nie bije(przynajmniej tych sportowych, choć wiadomo ze wielu jeźdzców i tu stosuje różne dziwaczne patenty nie zawsze wiedząc po co), ale co z tego jak stoja cały dzień i tylko wyglądają przez kraty.. owszem konie wyścigowe wychodzą na trochę po kilka razy w tygodniu, przynajmniej te prywatne, ale tylko wyścigowe - tajnia sportowa stoi cały dzień! Moim zdaniem koń dresażowy nigdy nie będzie chodził na 100% swoich możliwości jeśli nie będzie mógł swobodnie biegać po wybiegu choć kilka h dziennie. Szkoda, że tak jest na Partynicach jak jest, bo to naprawdę porządny obiekt.
Ja się nieraz zastanawiałam jak to jest, że u mnie w stajni - w szkółce konie są takie grzeczne - nigdy nie brykają, nigdy nie zrzucają, są potulne jak baranki - życia nie mają latem lekkiego, bo sporo chodzą pod siodłem, poza tym pełno początkujących przyjeżdża i wiadomo cięzko ich upilnować...
Jestem przekonana, że ich spokój bierze się m.in. z dostępu do pastwiska - bo tam moga się odprężyc i odpocząć. Druga sprawa, że nigdy nie słyszalam by ktokolwiek na nie krzyczał czy je bił. Ale nie jest tak, że są jakoś rozpieszczane, że poswięca im się dużo czasu - za dużo ich, owszem dziewczyny je rozpuszczają, jak są, ale to nie jest tak jakby miały jednego własciciela, który im przynosi codziennie marchewke i z nimi gada i sie bawi, będzie miał czas spokojnie je wyczyścić itp. Ale samo zapewnienie dobrych warunków, ruchu i poczaucia bezpieczeństwa sprawia, że konie są po prostu grzeczne. Niestety jak jeżdżę po okolicznych stajniach zazwyczaj spotykam się z odwrotnym przekonaniem - wielu ludzi uważa, że koń wykorzystuje ich ustępstwa Confusedhock: Tak jakby konie cały dzień siedziały w boksach i wymyślały strategie uprzykrzenia człowiekowi życia...


<t></t>

Klara Naszarkowska

Senior Member

686
05-14-2008, 12:59 PM #7
Ja ostatnio coraz bardziej zaczynam doceniać nie to rozumienie koni, którego się uczę i nad którym pracuję, tylko to, które do pewnego stopnia mam "dane". Całkiem teraz często zauważam, że mam różne "końskie" cechy, niektóre sprawy podobnie do nich odbieram, reaguję podobnie. Różne zwierzęta lubię, z psami mi się też nieźle zawsze układało, ale tylko z końmi mam wrażenie takiego czucia. Do pewnego stopnia pewnie każdy ma w sobie ten koński pierwiastek, mniejszy czy większy, i z lepszym doń dostępem bądź słabszym.



A swoją drogą (i z innej beczki) czasem mnie zdumiewa ludzkie niezrozumienie nie tyle koni, co pewnych mechanizmów w ogóle. Jadę dwa dni temu do stajni, turlam się powoli wyboistą drogą. W pewnym momencie z jednego z przydrożnych domów wybiegło duże ale młode psisko. Taki podrostek głupiutki. I biegnie do samochodu. Zwolniłam jeszcze bardziej, zatrzymałam. Psisko się cieszy, że takie duże coś, obiega, wbiega przed samochód. Z podwórka wyłoniła się zaraz właścicielka psa i zaczęła go wołać. Bez skutku. Ja się nie dziwię, takie szczyle to jeszcze kiełbie we łbie, samochód rzecz śmieszna, trzeba się nacieszyć. Spróbowałam, czy ciche trąbnięcie klaksonem nie pomoże psu zrozumieć, że mógłby się oddalić sprzed samochodu, ale nie podziałało. Więc tylko się śmiać zaczęłam. A pani zła coraz bardziej, coraz groźniejszym głosem psa nawołuje. W końcu się psisku znudziliśmy i stwór w radosnych lansadach pobiegł do pani. Gdzie został złapany, skrzyczany i dostał klapa w tyłek.

Krzywda mu się nie stała, ale jak się zastanowić nad tym, czego się właśnie nauczył... No bo widać samochody są śmieszne, dostarczają rozrywki. A pani jest nieśmieszna i jak się do niej przyjdzie, to duża szansa, że będzie nie miło. Więc lepiej biegać do samochodów, a jak pani woła, na wszelki wypadek nie przychodzić. Zdarzenie jak zdarzenie. Ale smutne w sumie, że ten schemat tak często widzę. I w stosunku do psów stosowany, i do koni też. Czy to kierowanie się wyłącznie emocjami? Nieumiejętność spojrzenia na sytuację z dystansu? Bo nie można tego zrzucić na niezrozumienie zwierzęcej natury - w końcu my w podobnej sytuacji wyciągalibyśmy podobne wnioski i postępowali analogicznie.

<t>Teolinek (You'll never shine if you don't glow.)</t>
Klara Naszarkowska
05-14-2008, 12:59 PM #7

Ja ostatnio coraz bardziej zaczynam doceniać nie to rozumienie koni, którego się uczę i nad którym pracuję, tylko to, które do pewnego stopnia mam "dane". Całkiem teraz często zauważam, że mam różne "końskie" cechy, niektóre sprawy podobnie do nich odbieram, reaguję podobnie. Różne zwierzęta lubię, z psami mi się też nieźle zawsze układało, ale tylko z końmi mam wrażenie takiego czucia. Do pewnego stopnia pewnie każdy ma w sobie ten koński pierwiastek, mniejszy czy większy, i z lepszym doń dostępem bądź słabszym.



A swoją drogą (i z innej beczki) czasem mnie zdumiewa ludzkie niezrozumienie nie tyle koni, co pewnych mechanizmów w ogóle. Jadę dwa dni temu do stajni, turlam się powoli wyboistą drogą. W pewnym momencie z jednego z przydrożnych domów wybiegło duże ale młode psisko. Taki podrostek głupiutki. I biegnie do samochodu. Zwolniłam jeszcze bardziej, zatrzymałam. Psisko się cieszy, że takie duże coś, obiega, wbiega przed samochód. Z podwórka wyłoniła się zaraz właścicielka psa i zaczęła go wołać. Bez skutku. Ja się nie dziwię, takie szczyle to jeszcze kiełbie we łbie, samochód rzecz śmieszna, trzeba się nacieszyć. Spróbowałam, czy ciche trąbnięcie klaksonem nie pomoże psu zrozumieć, że mógłby się oddalić sprzed samochodu, ale nie podziałało. Więc tylko się śmiać zaczęłam. A pani zła coraz bardziej, coraz groźniejszym głosem psa nawołuje. W końcu się psisku znudziliśmy i stwór w radosnych lansadach pobiegł do pani. Gdzie został złapany, skrzyczany i dostał klapa w tyłek.

Krzywda mu się nie stała, ale jak się zastanowić nad tym, czego się właśnie nauczył... No bo widać samochody są śmieszne, dostarczają rozrywki. A pani jest nieśmieszna i jak się do niej przyjdzie, to duża szansa, że będzie nie miło. Więc lepiej biegać do samochodów, a jak pani woła, na wszelki wypadek nie przychodzić. Zdarzenie jak zdarzenie. Ale smutne w sumie, że ten schemat tak często widzę. I w stosunku do psów stosowany, i do koni też. Czy to kierowanie się wyłącznie emocjami? Nieumiejętność spojrzenia na sytuację z dystansu? Bo nie można tego zrzucić na niezrozumienie zwierzęcej natury - w końcu my w podobnej sytuacji wyciągalibyśmy podobne wnioski i postępowali analogicznie.


<t>Teolinek (You'll never shine if you don't glow.)</t>

Lutejaxx

Administrator

2,782
05-14-2008, 02:00 PM #8
z tym pieskiem : tak, myślę, ze emocje gdy biorą górę to przestaje się trochę myśleć. To po pierwsze.
Po drugie emocje bardziej biorą górę i bardziej się nimi kierujemy wtedy kiedy taki piesek już się nieco znudził, a czasami drażni i nie chce nam się już wysilać, ażeby go rozumieć.

Jednakże takie zachowanie najczęściej bierze się z nieświadomości: gdyby ta pani była świadoma tego, ze warto nagrodzić psa w sytuacji gdy ten wraca na zawołanie/ bo to utrwali pożądane zachowanie/ myślę, ze by nagradzała. Nie musi to być oczywiście smakowita kiełbaska, ale czuły głos. Czasami proste rzeczy bywają trudne....

Co do rozpieszczania koni to ja jestem osoba bardzo "końsko -grzeszną". JUż oba moje ogony są rozpieszczone, karmie je z ręki i nikt nie jest w stanie mnie przekonać żebym z tym niecnym procederem skończyła! No cóż, jeżeli jest jakieś piekło dla koniarzy to pewnie tam trafię... Big Grin

Niemniej ku mojemu zdziwieniu arabek także przeszedł przez etap prób gryzienia mnie /gdy nic nie mam/ i teraz normalnie godzi się z sytuacją , gdy usłyszy moje słowa "nie mam". Ot podobnie jak klaczka poliże chwilkę mnie i odejdzie...albo postoi bo lubi czasami postać dłużej blisko. Nic ponadto.

Powiem szczerze moje karmienie z ręki nie wzięło się z rozumienia koni, tylko z tego, ze bardzo mi było miło, ze im jest miło w pyskach!

<t></t>
Lutejaxx
05-14-2008, 02:00 PM #8

z tym pieskiem : tak, myślę, ze emocje gdy biorą górę to przestaje się trochę myśleć. To po pierwsze.
Po drugie emocje bardziej biorą górę i bardziej się nimi kierujemy wtedy kiedy taki piesek już się nieco znudził, a czasami drażni i nie chce nam się już wysilać, ażeby go rozumieć.

Jednakże takie zachowanie najczęściej bierze się z nieświadomości: gdyby ta pani była świadoma tego, ze warto nagrodzić psa w sytuacji gdy ten wraca na zawołanie/ bo to utrwali pożądane zachowanie/ myślę, ze by nagradzała. Nie musi to być oczywiście smakowita kiełbaska, ale czuły głos. Czasami proste rzeczy bywają trudne....

Co do rozpieszczania koni to ja jestem osoba bardzo "końsko -grzeszną". JUż oba moje ogony są rozpieszczone, karmie je z ręki i nikt nie jest w stanie mnie przekonać żebym z tym niecnym procederem skończyła! No cóż, jeżeli jest jakieś piekło dla koniarzy to pewnie tam trafię... Big Grin

Niemniej ku mojemu zdziwieniu arabek także przeszedł przez etap prób gryzienia mnie /gdy nic nie mam/ i teraz normalnie godzi się z sytuacją , gdy usłyszy moje słowa "nie mam". Ot podobnie jak klaczka poliże chwilkę mnie i odejdzie...albo postoi bo lubi czasami postać dłużej blisko. Nic ponadto.

Powiem szczerze moje karmienie z ręki nie wzięło się z rozumienia koni, tylko z tego, ze bardzo mi było miło, ze im jest miło w pyskach!


<t></t>

branka

Posting Freak

2,096
05-14-2008, 08:51 PM #9
Ja też uwielbiam karmić konia z ręki, ciągle daje Brance smakołyki, szczególnie osatnio jak ucze ją żeby dobrze kojarzyła dawanie nóg i dopinanie popręgu - także jak sobie stoję w drzwiach boksu i ona sie do mnie tuli to jej czasem coś dam - bo ona potem liże mi ręce jęzorem i ja to tak lubię Big Grin Dzisiaj wylizała mnie też po całej twarzy, hihi. Ale nigdy nie przerodziło jej się to w żadne żebranie i wymuszanie czy podgryzanie - bo ona w ogóle jest bardzo delikatna i tak jak nie lubi zbyt mocnego dotyku tak sama tylko lekko dotyka mnie pyskiem. I nawet jak chce smakołyk to będzie kiwać głową ale mnie nie dotknie - poza tym ona robi wszystko tak, że ciężko to nazwać żebraniem. A nawet jesli to niech żebrze, bo ja to lubie i jest to nieszkodliwe w jej przypadku Smile

Takze Duchowa Przygodo nie martw się - pójdziemy do piekła razem i zabierzemy swoje końskie "diabełki" ze sobą. Ja zresztą jestem straszną fanką zespołu piłkarskiego Manchesteru United, a jego piłkarzy nazywa się Czerwonymi Diabłami, więc chyba do piekła i tak jest mi pisane trafić :twisted:

<t></t>
branka
05-14-2008, 08:51 PM #9

Ja też uwielbiam karmić konia z ręki, ciągle daje Brance smakołyki, szczególnie osatnio jak ucze ją żeby dobrze kojarzyła dawanie nóg i dopinanie popręgu - także jak sobie stoję w drzwiach boksu i ona sie do mnie tuli to jej czasem coś dam - bo ona potem liże mi ręce jęzorem i ja to tak lubię Big Grin Dzisiaj wylizała mnie też po całej twarzy, hihi. Ale nigdy nie przerodziło jej się to w żadne żebranie i wymuszanie czy podgryzanie - bo ona w ogóle jest bardzo delikatna i tak jak nie lubi zbyt mocnego dotyku tak sama tylko lekko dotyka mnie pyskiem. I nawet jak chce smakołyk to będzie kiwać głową ale mnie nie dotknie - poza tym ona robi wszystko tak, że ciężko to nazwać żebraniem. A nawet jesli to niech żebrze, bo ja to lubie i jest to nieszkodliwe w jej przypadku Smile

Takze Duchowa Przygodo nie martw się - pójdziemy do piekła razem i zabierzemy swoje końskie "diabełki" ze sobą. Ja zresztą jestem straszną fanką zespołu piłkarskiego Manchesteru United, a jego piłkarzy nazywa się Czerwonymi Diabłami, więc chyba do piekła i tak jest mi pisane trafić :twisted:


<t></t>

Klara Naszarkowska

Senior Member

686
05-14-2008, 09:55 PM #10
No to do zobaczenia w piekle, dziewczyny 8)

A jeszcze co do tamtego psa i jego pani - wcale nie wydaje mi się, żeby nagrodzenie za przyjście wymagało posiadania jakiejś wielkiej wiedzy tajemnej, elitarnej i skomplikowanej. Nagradzanie zachowań pożądanych wydaje się w sumie całkiem banalne. Chociaż fakt, czasem najtrudniej zobaczyć coś najprostszego... Emocje na pewno mają znaczenie. No i może jeszcze rozsądne postępowanie jest utrudniane takie przyjmowanie pewnych rzeczy jako oczywistości, które się nam po prostu należą. A to przecież nie jest takie "nic", że się pies odrywa od pasjonującego samochodu i do człowieka przychodzi. Moim zdaniem zdecydowanie jest za co psu podziękować.

Może ogólnie o to chodzi, że to nie człowiek ma zwierzęta uczłowieczać, tylko sam siebie choć trochę upsić czy ukonić?

<t>Teolinek (You'll never shine if you don't glow.)</t>
Klara Naszarkowska
05-14-2008, 09:55 PM #10

No to do zobaczenia w piekle, dziewczyny 8)

A jeszcze co do tamtego psa i jego pani - wcale nie wydaje mi się, żeby nagrodzenie za przyjście wymagało posiadania jakiejś wielkiej wiedzy tajemnej, elitarnej i skomplikowanej. Nagradzanie zachowań pożądanych wydaje się w sumie całkiem banalne. Chociaż fakt, czasem najtrudniej zobaczyć coś najprostszego... Emocje na pewno mają znaczenie. No i może jeszcze rozsądne postępowanie jest utrudniane takie przyjmowanie pewnych rzeczy jako oczywistości, które się nam po prostu należą. A to przecież nie jest takie "nic", że się pies odrywa od pasjonującego samochodu i do człowieka przychodzi. Moim zdaniem zdecydowanie jest za co psu podziękować.

Może ogólnie o to chodzi, że to nie człowiek ma zwierzęta uczłowieczać, tylko sam siebie choć trochę upsić czy ukonić?


<t>Teolinek (You'll never shine if you don't glow.)</t>

Guli

Posting Freak

1,701
05-15-2008, 06:20 AM #11
Klara Naszarkowska Może ogólnie o to chodzi, że to nie człowiek ma zwierzęta uczłowieczać, tylko sam siebie choć trochę upsić czy ukonić?

Podoba mi się ta wypowiedź Smile

Dlatego uważam, że zanim zaczniemy wymagać rozumienia nas przez konie, trzeba spróbować je zrozumieć.

To pozwala uniknąć wielu niepotrzebnych wypadków, zadrażnień czy rozczarowań końskimi zachowaniami.

Bo takie rozczarowania też mają miejsce i myślę, że często.

A przecież wystarczy pamiętać, że koń ma podstawowe "wytyczne" dane mu przez naturę.
Potrzebę bezpieczeństwa i zaspokojenie głodu.
Bezpieczeństwo zapewnia mu życie w stadzie i unormowany ( bezpieczny) rozkład dnia.

Z życiem w stadzie wiąże się też określona hierarchia, bo inaczej koń nie przetrwałby.
Ktoś musi stadem zarządzać , pilnować przed wrogami, wskazywać drogę ucieczki, czy jedzenie.
Do poczucia bezpieczeństwa koniowi jest potrzebna możliwość poruszania się - "mogę zawsze uciec"

Mając taką podstawową wiedzę można już układać sobie własne stosunki z końmi.
Uważam , że w relacjach :jeden koń- jeden człowiek , człowiekowi jest łatwiej zastąpić towarzysza" końskiego: , utworzyć stado , stać się szefem.

Trochę inaczej sprawy wyglądają , jeśli koni jest więcej, a człowiek jeden.
W takim przypadku relacje są bardziej skomplikowane i wymagają od człowieka większej elastyczności.

A ludziom psychicznie trudno dostosować się do poziomu zwierząt.
Chociażby przykład z psem.
Myślę, że nasz stosunek do zwierząt jest taki sam jak do dzieci.
Obserwuję takie przełożenia.
Rodzice karzący swoje dzieci choćby klapsem, tez najpierw wołają je do siebie.
A za przyjście dziecko dostaje karę , jak ten pies w przykładzie

<r><COLOR color="#FF0000"><s></s>Mając na uwadze zachowanie dobrego klimatu i poziomu dyskusji „Guli” została usunięta z grona użytkowników forum hipologia.pl. <e></e></COLOR></r>
Guli
05-15-2008, 06:20 AM #11

Klara Naszarkowska Może ogólnie o to chodzi, że to nie człowiek ma zwierzęta uczłowieczać, tylko sam siebie choć trochę upsić czy ukonić?

Podoba mi się ta wypowiedź Smile

Dlatego uważam, że zanim zaczniemy wymagać rozumienia nas przez konie, trzeba spróbować je zrozumieć.

To pozwala uniknąć wielu niepotrzebnych wypadków, zadrażnień czy rozczarowań końskimi zachowaniami.

Bo takie rozczarowania też mają miejsce i myślę, że często.

A przecież wystarczy pamiętać, że koń ma podstawowe "wytyczne" dane mu przez naturę.
Potrzebę bezpieczeństwa i zaspokojenie głodu.
Bezpieczeństwo zapewnia mu życie w stadzie i unormowany ( bezpieczny) rozkład dnia.

Z życiem w stadzie wiąże się też określona hierarchia, bo inaczej koń nie przetrwałby.
Ktoś musi stadem zarządzać , pilnować przed wrogami, wskazywać drogę ucieczki, czy jedzenie.
Do poczucia bezpieczeństwa koniowi jest potrzebna możliwość poruszania się - "mogę zawsze uciec"

Mając taką podstawową wiedzę można już układać sobie własne stosunki z końmi.
Uważam , że w relacjach :jeden koń- jeden człowiek , człowiekowi jest łatwiej zastąpić towarzysza" końskiego: , utworzyć stado , stać się szefem.

Trochę inaczej sprawy wyglądają , jeśli koni jest więcej, a człowiek jeden.
W takim przypadku relacje są bardziej skomplikowane i wymagają od człowieka większej elastyczności.

A ludziom psychicznie trudno dostosować się do poziomu zwierząt.
Chociażby przykład z psem.
Myślę, że nasz stosunek do zwierząt jest taki sam jak do dzieci.
Obserwuję takie przełożenia.
Rodzice karzący swoje dzieci choćby klapsem, tez najpierw wołają je do siebie.
A za przyjście dziecko dostaje karę , jak ten pies w przykładzie


<r><COLOR color="#FF0000"><s></s>Mając na uwadze zachowanie dobrego klimatu i poziomu dyskusji „Guli” została usunięta z grona użytkowników forum hipologia.pl. <e></e></COLOR></r>

Guli

Posting Freak

1,701
03-09-2009, 10:06 AM #12
Wciągnęłam ten temat.

Bardzo porusza mnie postępowanie niektórych posiadaczy koni , zwłaszcza pierwszego , czy jedynego konia .

Taka bezduszność zachowań, automatyzm i kompletny brak chęci zrozumienia końskich zachowań Sad

Młody koń bryknął, zrzucił , to ja mu pokażę!

I fundują mu treningi codzienne, z wielką ilością galopu, aż koń spływa potem.

I jaka duma :evil: przemawia przez takiego "jeźdźca"

Pokazałem koniowi jego miejsce!

Przestał koń reagować na pomoce, to wzmocnimy te pomoce- niech wreszcie zrozumie , że ma bezwzględnie słuchać człowieka , bo przecież wiemy lepiej co dla konia jest dobre :?

Oczywiście koń musi mieć sportową sylwetkę , bo to ładnie wygląda.
Nieważne, że nigdy ani człowiek, ani taki koń w sporcie nie zaistnieje.
Więc trenuje się konia , aż będzie chodzącym mięśniakiem- nieważne, że znerwicowanym i muszącym gdzieś taką energię zgubić.

A potem problemy- mój koń ponosi, bryka , nie zwalnia :roll:

Aż chce się wołać- popatrz na swojego konia, zacznij go słuchać

<r><COLOR color="#FF0000"><s></s>Mając na uwadze zachowanie dobrego klimatu i poziomu dyskusji „Guli” została usunięta z grona użytkowników forum hipologia.pl. <e></e></COLOR></r>
Guli
03-09-2009, 10:06 AM #12

Wciągnęłam ten temat.

Bardzo porusza mnie postępowanie niektórych posiadaczy koni , zwłaszcza pierwszego , czy jedynego konia .

Taka bezduszność zachowań, automatyzm i kompletny brak chęci zrozumienia końskich zachowań Sad

Młody koń bryknął, zrzucił , to ja mu pokażę!

I fundują mu treningi codzienne, z wielką ilością galopu, aż koń spływa potem.

I jaka duma :evil: przemawia przez takiego "jeźdźca"

Pokazałem koniowi jego miejsce!

Przestał koń reagować na pomoce, to wzmocnimy te pomoce- niech wreszcie zrozumie , że ma bezwzględnie słuchać człowieka , bo przecież wiemy lepiej co dla konia jest dobre :?

Oczywiście koń musi mieć sportową sylwetkę , bo to ładnie wygląda.
Nieważne, że nigdy ani człowiek, ani taki koń w sporcie nie zaistnieje.
Więc trenuje się konia , aż będzie chodzącym mięśniakiem- nieważne, że znerwicowanym i muszącym gdzieś taką energię zgubić.

A potem problemy- mój koń ponosi, bryka , nie zwalnia :roll:

Aż chce się wołać- popatrz na swojego konia, zacznij go słuchać


<r><COLOR color="#FF0000"><s></s>Mając na uwadze zachowanie dobrego klimatu i poziomu dyskusji „Guli” została usunięta z grona użytkowników forum hipologia.pl. <e></e></COLOR></r>

Wojciech Mickunas

Posting Freak

1,126
03-09-2009, 12:42 PM #13
Bardzo dobrze ! bo niektóre tematy zostały odłożone trochę do szuflady , a szuflada zapomniana .

<t>Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie, zamiast próbować zapanować nad kilkudziesięcioma dekagramami końskiego mózgu, koncentrują się wyłącznie na tym, żeby okiełznać 500kg jego mięsni!</t>
Wojciech Mickunas
03-09-2009, 12:42 PM #13

Bardzo dobrze ! bo niektóre tematy zostały odłożone trochę do szuflady , a szuflada zapomniana .


<t>Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie, zamiast próbować zapanować nad kilkudziesięcioma dekagramami końskiego mózgu, koncentrują się wyłącznie na tym, żeby okiełznać 500kg jego mięsni!</t>

Ewa Polak

Senior Member

340
03-09-2009, 07:25 PM #14
Ja to myślę że rozumienie koni przychodzi wraz z wiekiem i przede wszystkim świadomością tematu.
Ja na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że kupując konia nie zdawałam sobie sprawy z ogromem rzeczy które muszę opanować.. Jeździłam wcześniej i nawet miałam jedną swoją końską miłość - miała na imię Iskra (brutalnie mi ją zabrali w dzień dziecka - żeby było ciekawiej Cry ) A później nastały czasy Amery - choć początki były trudne - pierwsza jazda (jeszcze u byłego właściciela) skończyła się na tym że wciągnęła mnie w jabłonki rosnące na padoku (blizny mam do tej pory) i pamiętam że wtedy sobie powiedziałam że takiego konia to ja na pewno nie chce!! Nie minęło parę miesięcy a już była u mnieSmile No ale trochę nie na temat...

Na początku jak miałam Amerę to w ogóle nie zdawałam sobie sprawy jaka odpowiedzialnośc na mnie spadła. Powiem nawet że na początku naszej znajomości liczyła się dla mnie tylko jazda (aż wstyd się przyznać :oops: ) Dopiero po pewnym czasie, jak mi się ta jazda "przejadła" zaczęłam bardziej się interesować co chce koń i dlaczego, a dlaczego robi tak a nie inaczej.. Zaczęła się stała obserwacja, a jeździe ustąpiły spacery i chęć uzyskiwania czegoś nie na siłę tylko z chęci.
Lubiłam z nią przebywać tak po prostu posiedzieć w stajni - aż mi kiedyś rodzice powiedzieli że więcej czasu z koniem spędzam niż z nimi :wink:
Przyznam się że słuchanie koni przyszło mi z wiekiem i z chęcią robienia czegoś więcej niż klepania się po koniu. Konie nauczyły mnie cierpliwości i dzięki nim cały czas się czegoś uczę (koleżanka z forum kiedyś mi powiedziała że od koni można się uczyć całe życie- co jest prawdą). Kiedyś jakiś problem rozwiązałabym właśnie z myślą "masz to zrobić i koniec bo ja tak chcę" a teraz jest inaczej, jeśli koń nie chce czegoś wykonać to musi mieć ku temu powód, staram się obserwować co może powodować taką niechęć - może coś boli, może ja robię to nie tak jak trzeba. Szukam innych rozwiązań i jak mi coś naprawdę nie wychodzi to zanim się zdenerwuję zsiadam z konia i daję mu wolne a sama idę przemyśleć, poczytać, znaleźć inne rozwiązanie. A przede wszystkim nie śpieszę się. Mam 5 latka wałaszka i nadal uważam że jest pięknym źrebaczkiemSmile Pracujemy małymi kroczkami jeszcze na nim nawet nie galopowałam, poczekam aż sam będzie na to gotowy. Nie musi codziennie pracować bo zostanie u mnie do końca i mam czas na to żeby się nacieszyć jazdą na nim. Mimo tego że nie pracuje regularnie, gdy po nawet sporej przerwie np miesięcznej na niego wsiadam to pamięta wszystko czego się do tej pory uczyliśmy - wtedy naprawdę się wie koń chętnie się tego nauczył i zrozumiał moje sygnały. Normalnie wtedy się rozpływam Big Grin
Trochę się rozgadałam... Ale tak podsumowując to konie trzeba po prostu kochać takimi jakie sąSmile ale swoją to faktycznie muszę odchudzić dla zdrowiaWink

<t></t>
Ewa Polak
03-09-2009, 07:25 PM #14

Ja to myślę że rozumienie koni przychodzi wraz z wiekiem i przede wszystkim świadomością tematu.
Ja na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że kupując konia nie zdawałam sobie sprawy z ogromem rzeczy które muszę opanować.. Jeździłam wcześniej i nawet miałam jedną swoją końską miłość - miała na imię Iskra (brutalnie mi ją zabrali w dzień dziecka - żeby było ciekawiej Cry ) A później nastały czasy Amery - choć początki były trudne - pierwsza jazda (jeszcze u byłego właściciela) skończyła się na tym że wciągnęła mnie w jabłonki rosnące na padoku (blizny mam do tej pory) i pamiętam że wtedy sobie powiedziałam że takiego konia to ja na pewno nie chce!! Nie minęło parę miesięcy a już była u mnieSmile No ale trochę nie na temat...

Na początku jak miałam Amerę to w ogóle nie zdawałam sobie sprawy jaka odpowiedzialnośc na mnie spadła. Powiem nawet że na początku naszej znajomości liczyła się dla mnie tylko jazda (aż wstyd się przyznać :oops: ) Dopiero po pewnym czasie, jak mi się ta jazda "przejadła" zaczęłam bardziej się interesować co chce koń i dlaczego, a dlaczego robi tak a nie inaczej.. Zaczęła się stała obserwacja, a jeździe ustąpiły spacery i chęć uzyskiwania czegoś nie na siłę tylko z chęci.
Lubiłam z nią przebywać tak po prostu posiedzieć w stajni - aż mi kiedyś rodzice powiedzieli że więcej czasu z koniem spędzam niż z nimi :wink:
Przyznam się że słuchanie koni przyszło mi z wiekiem i z chęcią robienia czegoś więcej niż klepania się po koniu. Konie nauczyły mnie cierpliwości i dzięki nim cały czas się czegoś uczę (koleżanka z forum kiedyś mi powiedziała że od koni można się uczyć całe życie- co jest prawdą). Kiedyś jakiś problem rozwiązałabym właśnie z myślą "masz to zrobić i koniec bo ja tak chcę" a teraz jest inaczej, jeśli koń nie chce czegoś wykonać to musi mieć ku temu powód, staram się obserwować co może powodować taką niechęć - może coś boli, może ja robię to nie tak jak trzeba. Szukam innych rozwiązań i jak mi coś naprawdę nie wychodzi to zanim się zdenerwuję zsiadam z konia i daję mu wolne a sama idę przemyśleć, poczytać, znaleźć inne rozwiązanie. A przede wszystkim nie śpieszę się. Mam 5 latka wałaszka i nadal uważam że jest pięknym źrebaczkiemSmile Pracujemy małymi kroczkami jeszcze na nim nawet nie galopowałam, poczekam aż sam będzie na to gotowy. Nie musi codziennie pracować bo zostanie u mnie do końca i mam czas na to żeby się nacieszyć jazdą na nim. Mimo tego że nie pracuje regularnie, gdy po nawet sporej przerwie np miesięcznej na niego wsiadam to pamięta wszystko czego się do tej pory uczyliśmy - wtedy naprawdę się wie koń chętnie się tego nauczył i zrozumiał moje sygnały. Normalnie wtedy się rozpływam Big Grin
Trochę się rozgadałam... Ale tak podsumowując to konie trzeba po prostu kochać takimi jakie sąSmile ale swoją to faktycznie muszę odchudzić dla zdrowiaWink


<t></t>

branka

Posting Freak

2,096
03-09-2009, 08:25 PM #15
JA też przechodziłam przez etap zarozumialstwa i chęci zapanowania nad koniem. Teraz mnie z kolei odrzuciło w druga stronę :lol:
Ale pamiętam jak potrafiłam się rozpłakać bo głupi koń nie chciał zrobić tego co ja - np się zganaszowac, pamięam jak potrafiłam ją kopnąć z całej siły żeby wiedziała gdzie jej miejsce, bata też potrafiłam użyć, choc nigdy okrutnie, jakoś z batem czy szarpaniem pyska się potrafiłam hamować, ale też czasem zdarzało mi się łapac konia twardą ręką byleby utrzymał pozycję głowy. A potem się dziwiłam, że jak ide z siodłem to koń sie odwraca zadem i kopie. Zazwyczaj niepowodzenia lokowałam w koniu - koń jest jakiś głupi, że nie słucha, ale też mało kto mnie oświecał że jest inaczej. Z drugiej strony miewałam tak, że uważałam że ja coś robię źle i próbowałam pytac trenerko co i co mam robić, by koń sie rozluźnił itp ale nie ptrzymywałam odpowiedzi za bardzo. Jedno co to mnie przekonała, że koń nie będzie skakał jak mu będe wisiec na ryju, więc skakałam na luźnawych wodzach - koń pędził trochę, ale przynajmniej nigdy nie stawał Tongue
No ale jakoś mi to przeszło z czasem, w sumie dość powoli(a co ciekawe na samiutkim początku byłam osobą, która się bała dac łydkę by nie skrzywdzić konia - niestety szybko mnie wytrenowano, że nawet kop nie zaboli...Sad ). Koniowi też odwracanie się zadem też przeszło. Mnie jakoś tak to odrzuciło co robiłam, że az się pozbyłam bata czy wędzidła i irytuje mnie widok konia z metalem w pysku, ale jak widzę że ktos ma czułe ręce, to przeboleję Wink
W każdym razie chętnie rozmawiam teraz z młodszymi czy tymi co jeżdżą jak ja kiedys, bo skoro ja się w końcu zmieniłam, to czemu oni nie mieli by się zmienić.
Poza tym nie każdy amator czy czlowiek co ma pierwszy raz w życiu konia jest taki, niektórzy od początku są 'normalni' i fair wobec zwierzęcia i starają się je zrozumieć. Wiele zalezy od tego gdzie człowiek się uczył koni, bo jak w klubie sportowym jak ja to nie za dobrze wróżę takiemu początkującemu właścicielowi(a raczej jego koniowi). Choć pewnie są kluby gdzie uczy się rozsądniej - moja koleżanka jeździ z panią Gosią Morsztyn i mówi, że jeżdżą często bez ogłowia i nie mówi mi nic na to, że ja jeżdże bez wędzidła(a to pierwsza osoba ze znajomych co startują, która mnie nie krytykowała za toTongue), czyli istnieją w miarę normalne kluby sportowe Wink

<t></t>
branka
03-09-2009, 08:25 PM #15

JA też przechodziłam przez etap zarozumialstwa i chęci zapanowania nad koniem. Teraz mnie z kolei odrzuciło w druga stronę :lol:
Ale pamiętam jak potrafiłam się rozpłakać bo głupi koń nie chciał zrobić tego co ja - np się zganaszowac, pamięam jak potrafiłam ją kopnąć z całej siły żeby wiedziała gdzie jej miejsce, bata też potrafiłam użyć, choc nigdy okrutnie, jakoś z batem czy szarpaniem pyska się potrafiłam hamować, ale też czasem zdarzało mi się łapac konia twardą ręką byleby utrzymał pozycję głowy. A potem się dziwiłam, że jak ide z siodłem to koń sie odwraca zadem i kopie. Zazwyczaj niepowodzenia lokowałam w koniu - koń jest jakiś głupi, że nie słucha, ale też mało kto mnie oświecał że jest inaczej. Z drugiej strony miewałam tak, że uważałam że ja coś robię źle i próbowałam pytac trenerko co i co mam robić, by koń sie rozluźnił itp ale nie ptrzymywałam odpowiedzi za bardzo. Jedno co to mnie przekonała, że koń nie będzie skakał jak mu będe wisiec na ryju, więc skakałam na luźnawych wodzach - koń pędził trochę, ale przynajmniej nigdy nie stawał Tongue
No ale jakoś mi to przeszło z czasem, w sumie dość powoli(a co ciekawe na samiutkim początku byłam osobą, która się bała dac łydkę by nie skrzywdzić konia - niestety szybko mnie wytrenowano, że nawet kop nie zaboli...Sad ). Koniowi też odwracanie się zadem też przeszło. Mnie jakoś tak to odrzuciło co robiłam, że az się pozbyłam bata czy wędzidła i irytuje mnie widok konia z metalem w pysku, ale jak widzę że ktos ma czułe ręce, to przeboleję Wink
W każdym razie chętnie rozmawiam teraz z młodszymi czy tymi co jeżdżą jak ja kiedys, bo skoro ja się w końcu zmieniłam, to czemu oni nie mieli by się zmienić.
Poza tym nie każdy amator czy czlowiek co ma pierwszy raz w życiu konia jest taki, niektórzy od początku są 'normalni' i fair wobec zwierzęcia i starają się je zrozumieć. Wiele zalezy od tego gdzie człowiek się uczył koni, bo jak w klubie sportowym jak ja to nie za dobrze wróżę takiemu początkującemu właścicielowi(a raczej jego koniowi). Choć pewnie są kluby gdzie uczy się rozsądniej - moja koleżanka jeździ z panią Gosią Morsztyn i mówi, że jeżdżą często bez ogłowia i nie mówi mi nic na to, że ja jeżdże bez wędzidła(a to pierwsza osoba ze znajomych co startują, która mnie nie krytykowała za toTongue), czyli istnieją w miarę normalne kluby sportowe Wink


<t></t>

Strony (2): 1 2 Dalej
 
  • 0 głosów - średnia: 0
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 3 gości
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 3 gości