Hipologia Kategoria Konie chcą nas rozumieć Jak nauczyć konia reagowania na łydkę?

Jak nauczyć konia reagowania na łydkę?

Jak nauczyć konia reagowania na łydkę?

Strony (2): 1 2 Dalej
olka2312

Junior Member

11
11-05-2007, 05:04 PM #1
Mam pytanie: Czy można nauczyć konia reagować na łydki bez bata i bez jazdy w ostrogach.Jest to koń ,na którym wszyscy jeżdzą z batem nawet doświadczeni jeźdzcy nie radzą sobie za bardzo bez bata żeby szedł żywiej. W terenie idze żywo do przodu lecz na ujeżdzalni jest strasznie leniwy i zapiera się.Wszyscy mówią: "a bedziesz się męczyć bata mu i jedziesz!" Czy da się jakoś do niego dotrzeć aby był czuły na łydkę?Bez bata na nim się ledwo ledwo kłusuje a z galopem to raczej rzadkość?
olka2312
11-05-2007, 05:04 PM #1

Mam pytanie: Czy można nauczyć konia reagować na łydki bez bata i bez jazdy w ostrogach.Jest to koń ,na którym wszyscy jeżdzą z batem nawet doświadczeni jeźdzcy nie radzą sobie za bardzo bez bata żeby szedł żywiej. W terenie idze żywo do przodu lecz na ujeżdzalni jest strasznie leniwy i zapiera się.Wszyscy mówią: "a bedziesz się męczyć bata mu i jedziesz!" Czy da się jakoś do niego dotrzeć aby był czuły na łydkę?Bez bata na nim się ledwo ledwo kłusuje a z galopem to raczej rzadkość?

Lutejaxx

Administrator

2,782
11-06-2007, 06:36 AM #2
wiesz miałam hucuła, który nie chciał żywo ruszać się na ujeżdżalni. Miałam go wtedy w stadninie i też nawet ci bardziej doświadczani nie potrafili go zmusić do biegu. Taki miał temperament i charakter.

Ale ja z batem nie jeździłam. Wolałam tereny i tak zostało...Miejsce na ujeżdżalni zostawialiśmy innym. I dla wszystkich było ok.

Konia warto "poczuć' zrozumieć....czasem głupie sprawy sprawiają, ze konik jest przytępiony. Jakaś przewlekła, ukryta choroba, jakieś niedopasowanie sprzętu ...ktoś mi opowiadał, że ganiał batem leniwego pupila...a po jakimś czasie okazało się, że koń miał wbity gwóźdź w nogę...Różne mogą być przyczyny.

I nie sądź, ze konik Ciebie polubi jeśli będzie kłuty ostrogami i bity. To nie tędy droga. Sorki, ze tak ględzę...

bat i ostrogi to nie rozwiązanie. Poza tym ostróg powinni używać bardzo doświadczeni jeźdźcy i chyba nie do stałego poganiania konia!
Lutejaxx
11-06-2007, 06:36 AM #2

wiesz miałam hucuła, który nie chciał żywo ruszać się na ujeżdżalni. Miałam go wtedy w stadninie i też nawet ci bardziej doświadczani nie potrafili go zmusić do biegu. Taki miał temperament i charakter.

Ale ja z batem nie jeździłam. Wolałam tereny i tak zostało...Miejsce na ujeżdżalni zostawialiśmy innym. I dla wszystkich było ok.

Konia warto "poczuć' zrozumieć....czasem głupie sprawy sprawiają, ze konik jest przytępiony. Jakaś przewlekła, ukryta choroba, jakieś niedopasowanie sprzętu ...ktoś mi opowiadał, że ganiał batem leniwego pupila...a po jakimś czasie okazało się, że koń miał wbity gwóźdź w nogę...Różne mogą być przyczyny.

I nie sądź, ze konik Ciebie polubi jeśli będzie kłuty ostrogami i bity. To nie tędy droga. Sorki, ze tak ględzę...

bat i ostrogi to nie rozwiązanie. Poza tym ostróg powinni używać bardzo doświadczeni jeźdźcy i chyba nie do stałego poganiania konia!

Cejloniara

Posting Freak

1,108
11-06-2007, 07:45 AM #3
To może ja się postaram coś powiedzieć ;-)

Po pierwsze, muszę Ci powiedzieć, że praca z tym koniem nie będzie polegała na jednej cudownej jeździe z cudownymi metodami. Nauczenie konia reakcji na łydkę nie jest jakimś jednorazowym zadaniem, a raczej całym procesem. Wielu uważa, np. Musler, że popędzające działanie łydki jest pomocą, bez której trudno zrobić cokolwiek na koniu - nie ruszysz samochodem póki nie odpalisz silnika :-)

Przytoczę Ci kilka przykładów z życia, może będziesz w stanie dopasować sobie któreś z nich. Ale uważaj, bo jak coś zaproponuje nie najszczęśliwiej, to po czasie z pewnością ktoś mnie tu poprawi. To taka pozytywna i doskonaląca magia tego Forum :-)

1. Zaczynam od Cejlona, na którym jeżdżę od hmmm 9 lat. Postępowałam zgodnie z zasadą, że wtedy, gdy koń zachowuje się w pożądany przeze mnie sposób zapewniam mu komfort, a jak się zachowuje inaczej, utrudniam mu życie. Używałam bata, ale już wtedy wiedziałam, że użycie bata nie w tym momencie, co trzeba narobi więcej szkody niż pożytku. Nazywałam to lekcją łydki. Dotykałam konia delikatnie łydką, jeśli od razu nie było reakcji uderzałam dość mocno palcatem w... swojego buta lub sztylpę. Rozlegał się bardzo nieprzyjemny trzask. Cejlon miał niewygodę w postaci brzydkiego i dokuczliwego dzwięku a ja czyste sumienie, że go nie zbiłam hehe. Podstawowa zasada była taka, że reagowałam ZAWSZE, jeśli koń nie reagował na mój sygnał tak delikatny jak sobie ustaliłam.

2. Jakoś tak w 3 roku posiadania Cejlona, latem, przypadło mi w udziale jeżdżenie na klaczy, na której nikt nie chciał jeździć. Dlaczego? To był ten ostatni koń w szkółce, który wszystkich uczy, jest bezpieczny, bo mulisty, szkoda tylko, że gryzie. Cejlon podczas letniego obozu był niedysponowany i zaproponowano mi, skoro już mam czas, zajęcie się tym wolnym i niechcianym koniem. Nie jestem i nigdy nie byłam wybredna, bo marzyłam o koniach taki długo, że każdego, nawet najbrzydszego uwielbiam i widzę w nim TO COŚ. Zabrałam się za klacz. Wiedziałam, że na koniu nie da się jeździć bez bacika, że galopuje tylko za końmi w terenie, że generalnie nienawidzi tego, co robi się z nią pod jeźdźcem. Ale co tam. Ruszam zbawiać świat. Na początek wsiadałam na nią z bacikiem, ale postanowiłam sobie, że mogę go na jeźdździe użyć tylko 3 razy i jeśli już to raz a mocno. Do tej pory dzieciaki oklepywały konia tym bacikiem po łopatkach, więc generalnie nie robił na niej wrażenia trzask w buta. Zauważyłam też, że klacz oswoiła się do wiecznego masowania jej boków łydkami i to w zasadzie bez jakiegoś celu. Taki delikwent stepował i masował konia w sumie to nie wiadomo po co, nie miał zamiaru zakłusować ale też i nie egzekwował szybszego stępa więc skąd klacz miała rozumieć co te łydki znaczą skoro nie ma żadnych konsekwencji z robienia tego, co się robi łydkami? Intuicyjnie zrobiłam tak: po reakcji konia na łydkę od razu ją odejmowałam, by zapewnić, jak dziś bym to powiedziała, koniowi max komfortu, gdy robi to, co chce by robił. Na początku zadowalałam się tylko ruszeniem do kłusa. Pierwsze dwa razy były z dość silnym użyciem bata: łydka, bacik i otworzenie koniowi drogi na przód. Jak chciała galopować to szła galopem, byle do przodu. Potem stopniowanie się zmieniło: łydka, mocniejsza łydka, odchylenie bacika w bok, tak by go zobaczyła i ... najczęściej wtedy ruszała do kłusa dość żywo. Jeszcze raz powiem, że jak tylko ruszała kłusem to starałam się zapewnić jej maks komfort, od razu odejmowałam łydkę, jak tylko czułam, że już zbliża się pierwszy krok kłusa, rozluźniałam bardzo wodze (przecież narazie nie chodziło mi o nic więcej jak ruch do przodu), głaskałam ją po szyi, mówiłam do niej i nawet jechałam półsiadem. Zatrzymywałam ją po kilkunastu krokach kłusa nagradzając odpoczynkiem i pokazując, że wcale nie chodzi mi o kręcenie 200 kółek w nudnym i monotonnym ruchu. Po tygodniu nie miałam najmniejszego kłopotu by zakłusować energicznym kłusem z miejsca a po dwóch tygodniach klacz pięknie potrafiła zagalopować z miejsca. Ona skubana wszystko to umiała, tylko chyba zapomniała.

3. Brak chęci konia do ruchu może być też oznaką, że konia coś gdzieś boli. Tak było kilka razy w przypadku Cejlona - tego nie można ignorować. Ktoś z boku patrzący na mojego konia poruszającego się bez podków powiedziałby, co to za muł. Absolutnie tego samego nie można powiedzieć o Cejlonie z podkowami. Mój koń ma płaskie kopyta przednie i dość wrażliwe podeszwy. Na twardym podłożu (niestety nie brykamy po piaseczku a na trawie wyrosłej na glinie).

Te doświadczenia pozwoliły mi zrozumieć, co psuje wrażliwość konia na łydkę. Jak się to zrozumie, to łatwiej odnaleźć sposób na "lekcję łydki".

1. Brak konsekwencji - jak często widzimy taki obrazek, że jeździec młóci, młóci, nie wymłócił tego kłusa to rozsiada się zrezygnowany i bezradnie patrzy mówiąc "no on nie chce" a koń dumny i sprytny (nie oszukujmy się, takie tez są) myśli "jak się uprę to postoje". Jak mi się Cejlon zaprze to tak długo ściskam go łydkami aż ruszy. Ale musze od razu odjąć łydkę, jak tylko ruszy.

2. Bez sensowne młócenie łydkami - uważam, że konia można nauczyć poruszania się pożądanym chodem, rytmem itd. bez konieczności ciągłego pompowania go łydkami. Łydka powinna być użyta wtedy, kiedy jest potrzebna do wykonania jakiegoś zadania. Jazda roboczym stepem, kłusem i galopem z ciągłym i bezmyślnym waleniem łydkami, szczególnie leniwego konia, tylko go psuje, dezorientuje i znieczula. Kiedyś jeździłam z koleżanką na zmianę na jednym koniu: jej umierał pod siodłem, prawie się przewracał a jak ja wsiadałam to tryskał energią. Dlaczego? Od początku pilnowałam, by każdy ruch był energiczny - jeśli go nie utrzymywał, to wtedy szła przypominająca łydka, a jak ruszał się w zadanym chodzie i tempie to wszystko co najsłodsze dla konika.

Po latach od tego wszystkiego zaczęłam się zaczytywać w naturalsach i nauczyłam się, jak ważne jest stopniowanie poleceń, którego może używałam, ale w mniejszym chyba zakresie. Stopniowanie polega na tym, że ucząc konia czegokolwiek zawsze zaczynasz od takiego sygnału, na jaki chcesz, aby docelowo koń reagował. Parelli gdzieś pisze, że by ruszyć z miejsca, trzeba się najpierw uśmiechnąć :-) jeśli nie ma reakcji na pierwszy sygnał, to jest drugi, mocniejszy i trzeci jeszcze mocniejszy i ostateczny najmniej wygodny. To mogą być naprawdę przeróżne rzeczy i na pewno nie musi to być bat. Parellistki mogą tu więcej powiedzieć ode mnie ;-) W każdym bądź razie ja dla Cejlona ułożyłam sobie taką ścieżkę: wypychający dosiad - muśnięta łydeczka - nacisk łydką - mocny i trwały nacisk łydką aż do chwili ustąpienia, choćby mi nogi odpadły - I USTĄPIENIE W ODPOWIEDNIM MOMENCIE!!!! To zabranie presji uczy konia, nie sama presja! Jak się wczytać to piszą tak wszyscy i wszędzie. Bardzo ładnie i dokładnie ten mechanizm jest opisany w książce Skorubskiego "Psychologia treningu konia".

Życzę Ci powodzenia, bo Twój sukces i sukces tego konia zależy niestety od każdego jednego człowieka na nim jeżdżącego.

<t>Mówimy o sobie „miłośnicy koni”. Warto postarać się o to, by choć trochę Twój koń był Twoim miłośnikiem. To jest fair.</t>
Cejloniara
11-06-2007, 07:45 AM #3

To może ja się postaram coś powiedzieć ;-)

Po pierwsze, muszę Ci powiedzieć, że praca z tym koniem nie będzie polegała na jednej cudownej jeździe z cudownymi metodami. Nauczenie konia reakcji na łydkę nie jest jakimś jednorazowym zadaniem, a raczej całym procesem. Wielu uważa, np. Musler, że popędzające działanie łydki jest pomocą, bez której trudno zrobić cokolwiek na koniu - nie ruszysz samochodem póki nie odpalisz silnika :-)

Przytoczę Ci kilka przykładów z życia, może będziesz w stanie dopasować sobie któreś z nich. Ale uważaj, bo jak coś zaproponuje nie najszczęśliwiej, to po czasie z pewnością ktoś mnie tu poprawi. To taka pozytywna i doskonaląca magia tego Forum :-)

1. Zaczynam od Cejlona, na którym jeżdżę od hmmm 9 lat. Postępowałam zgodnie z zasadą, że wtedy, gdy koń zachowuje się w pożądany przeze mnie sposób zapewniam mu komfort, a jak się zachowuje inaczej, utrudniam mu życie. Używałam bata, ale już wtedy wiedziałam, że użycie bata nie w tym momencie, co trzeba narobi więcej szkody niż pożytku. Nazywałam to lekcją łydki. Dotykałam konia delikatnie łydką, jeśli od razu nie było reakcji uderzałam dość mocno palcatem w... swojego buta lub sztylpę. Rozlegał się bardzo nieprzyjemny trzask. Cejlon miał niewygodę w postaci brzydkiego i dokuczliwego dzwięku a ja czyste sumienie, że go nie zbiłam hehe. Podstawowa zasada była taka, że reagowałam ZAWSZE, jeśli koń nie reagował na mój sygnał tak delikatny jak sobie ustaliłam.

2. Jakoś tak w 3 roku posiadania Cejlona, latem, przypadło mi w udziale jeżdżenie na klaczy, na której nikt nie chciał jeździć. Dlaczego? To był ten ostatni koń w szkółce, który wszystkich uczy, jest bezpieczny, bo mulisty, szkoda tylko, że gryzie. Cejlon podczas letniego obozu był niedysponowany i zaproponowano mi, skoro już mam czas, zajęcie się tym wolnym i niechcianym koniem. Nie jestem i nigdy nie byłam wybredna, bo marzyłam o koniach taki długo, że każdego, nawet najbrzydszego uwielbiam i widzę w nim TO COŚ. Zabrałam się za klacz. Wiedziałam, że na koniu nie da się jeździć bez bacika, że galopuje tylko za końmi w terenie, że generalnie nienawidzi tego, co robi się z nią pod jeźdźcem. Ale co tam. Ruszam zbawiać świat. Na początek wsiadałam na nią z bacikiem, ale postanowiłam sobie, że mogę go na jeźdździe użyć tylko 3 razy i jeśli już to raz a mocno. Do tej pory dzieciaki oklepywały konia tym bacikiem po łopatkach, więc generalnie nie robił na niej wrażenia trzask w buta. Zauważyłam też, że klacz oswoiła się do wiecznego masowania jej boków łydkami i to w zasadzie bez jakiegoś celu. Taki delikwent stepował i masował konia w sumie to nie wiadomo po co, nie miał zamiaru zakłusować ale też i nie egzekwował szybszego stępa więc skąd klacz miała rozumieć co te łydki znaczą skoro nie ma żadnych konsekwencji z robienia tego, co się robi łydkami? Intuicyjnie zrobiłam tak: po reakcji konia na łydkę od razu ją odejmowałam, by zapewnić, jak dziś bym to powiedziała, koniowi max komfortu, gdy robi to, co chce by robił. Na początku zadowalałam się tylko ruszeniem do kłusa. Pierwsze dwa razy były z dość silnym użyciem bata: łydka, bacik i otworzenie koniowi drogi na przód. Jak chciała galopować to szła galopem, byle do przodu. Potem stopniowanie się zmieniło: łydka, mocniejsza łydka, odchylenie bacika w bok, tak by go zobaczyła i ... najczęściej wtedy ruszała do kłusa dość żywo. Jeszcze raz powiem, że jak tylko ruszała kłusem to starałam się zapewnić jej maks komfort, od razu odejmowałam łydkę, jak tylko czułam, że już zbliża się pierwszy krok kłusa, rozluźniałam bardzo wodze (przecież narazie nie chodziło mi o nic więcej jak ruch do przodu), głaskałam ją po szyi, mówiłam do niej i nawet jechałam półsiadem. Zatrzymywałam ją po kilkunastu krokach kłusa nagradzając odpoczynkiem i pokazując, że wcale nie chodzi mi o kręcenie 200 kółek w nudnym i monotonnym ruchu. Po tygodniu nie miałam najmniejszego kłopotu by zakłusować energicznym kłusem z miejsca a po dwóch tygodniach klacz pięknie potrafiła zagalopować z miejsca. Ona skubana wszystko to umiała, tylko chyba zapomniała.

3. Brak chęci konia do ruchu może być też oznaką, że konia coś gdzieś boli. Tak było kilka razy w przypadku Cejlona - tego nie można ignorować. Ktoś z boku patrzący na mojego konia poruszającego się bez podków powiedziałby, co to za muł. Absolutnie tego samego nie można powiedzieć o Cejlonie z podkowami. Mój koń ma płaskie kopyta przednie i dość wrażliwe podeszwy. Na twardym podłożu (niestety nie brykamy po piaseczku a na trawie wyrosłej na glinie).

Te doświadczenia pozwoliły mi zrozumieć, co psuje wrażliwość konia na łydkę. Jak się to zrozumie, to łatwiej odnaleźć sposób na "lekcję łydki".

1. Brak konsekwencji - jak często widzimy taki obrazek, że jeździec młóci, młóci, nie wymłócił tego kłusa to rozsiada się zrezygnowany i bezradnie patrzy mówiąc "no on nie chce" a koń dumny i sprytny (nie oszukujmy się, takie tez są) myśli "jak się uprę to postoje". Jak mi się Cejlon zaprze to tak długo ściskam go łydkami aż ruszy. Ale musze od razu odjąć łydkę, jak tylko ruszy.

2. Bez sensowne młócenie łydkami - uważam, że konia można nauczyć poruszania się pożądanym chodem, rytmem itd. bez konieczności ciągłego pompowania go łydkami. Łydka powinna być użyta wtedy, kiedy jest potrzebna do wykonania jakiegoś zadania. Jazda roboczym stepem, kłusem i galopem z ciągłym i bezmyślnym waleniem łydkami, szczególnie leniwego konia, tylko go psuje, dezorientuje i znieczula. Kiedyś jeździłam z koleżanką na zmianę na jednym koniu: jej umierał pod siodłem, prawie się przewracał a jak ja wsiadałam to tryskał energią. Dlaczego? Od początku pilnowałam, by każdy ruch był energiczny - jeśli go nie utrzymywał, to wtedy szła przypominająca łydka, a jak ruszał się w zadanym chodzie i tempie to wszystko co najsłodsze dla konika.

Po latach od tego wszystkiego zaczęłam się zaczytywać w naturalsach i nauczyłam się, jak ważne jest stopniowanie poleceń, którego może używałam, ale w mniejszym chyba zakresie. Stopniowanie polega na tym, że ucząc konia czegokolwiek zawsze zaczynasz od takiego sygnału, na jaki chcesz, aby docelowo koń reagował. Parelli gdzieś pisze, że by ruszyć z miejsca, trzeba się najpierw uśmiechnąć :-) jeśli nie ma reakcji na pierwszy sygnał, to jest drugi, mocniejszy i trzeci jeszcze mocniejszy i ostateczny najmniej wygodny. To mogą być naprawdę przeróżne rzeczy i na pewno nie musi to być bat. Parellistki mogą tu więcej powiedzieć ode mnie ;-) W każdym bądź razie ja dla Cejlona ułożyłam sobie taką ścieżkę: wypychający dosiad - muśnięta łydeczka - nacisk łydką - mocny i trwały nacisk łydką aż do chwili ustąpienia, choćby mi nogi odpadły - I USTĄPIENIE W ODPOWIEDNIM MOMENCIE!!!! To zabranie presji uczy konia, nie sama presja! Jak się wczytać to piszą tak wszyscy i wszędzie. Bardzo ładnie i dokładnie ten mechanizm jest opisany w książce Skorubskiego "Psychologia treningu konia".

Życzę Ci powodzenia, bo Twój sukces i sukces tego konia zależy niestety od każdego jednego człowieka na nim jeżdżącego.


<t>Mówimy o sobie „miłośnicy koni”. Warto postarać się o to, by choć trochę Twój koń był Twoim miłośnikiem. To jest fair.</t>

Lutejaxx

Administrator

2,782
11-06-2007, 08:07 AM #4
Cejloniarku to może i ja czegoś się tu dowiedziałam....ależ się postarałaś.
Lutejaxx
11-06-2007, 08:07 AM #4

Cejloniarku to może i ja czegoś się tu dowiedziałam....ależ się postarałaś.

Sowa

Member

137
11-06-2007, 10:50 AM #5
Nie nauczy konia poprawnie reagować na łydkę osoba, która sama jest początkujacym jeżdzcem - z tej banalnej przyczyny, że żeby czegoś konia dobrze nauczyć, trzeba samemu to bardzo dobrze umieć.
Żaden hurrra optymizm, czy wykład przez usenet tego nie zmieni. Masz instruktora, jego nękaj o pomoc, bo tylko on widzi po czyjej stronie tak naprawdę lezy problem ze koń się leni na manezu i tylko on będzie w stanie sensownie coś poradzić (przy czym sensowna rada, to czasami prozaiczne "ten typ tak ma" i nie ma co cudować)

Olka, daj koniowi spokój, skup się na doskonaleniu własnych umiejętności - w stępie tez mozna solidnie popracować tak ze aż pot po plecach (jezdzca) płynie strumieniem a mięśnie na drugio dzień bolą jak wściekłe, nauka jazdy nie polega na odwalaniu pańszczyzny ze schematu- każda lekcja to x czasu kłusa i x czasu galopu.

Naprawianie konia zostaw jeźdzcom doświadczonym.

Ze szkółkowymi końmi jest taki problem, ze mało ze muszą naprawdę ciężko pracować i często mają tego już serdecznie dość i wolą być szturchane, bacikowane i kopane niż się wysilać, to co raz zjawia się nowy początkujący jeździec z ambicjami naprawiania ich, czym tylko przyspaża im jeszcze więcej roboty.

<t>Być jak Lucky Luke</t>
Sowa
11-06-2007, 10:50 AM #5

Nie nauczy konia poprawnie reagować na łydkę osoba, która sama jest początkujacym jeżdzcem - z tej banalnej przyczyny, że żeby czegoś konia dobrze nauczyć, trzeba samemu to bardzo dobrze umieć.
Żaden hurrra optymizm, czy wykład przez usenet tego nie zmieni. Masz instruktora, jego nękaj o pomoc, bo tylko on widzi po czyjej stronie tak naprawdę lezy problem ze koń się leni na manezu i tylko on będzie w stanie sensownie coś poradzić (przy czym sensowna rada, to czasami prozaiczne "ten typ tak ma" i nie ma co cudować)

Olka, daj koniowi spokój, skup się na doskonaleniu własnych umiejętności - w stępie tez mozna solidnie popracować tak ze aż pot po plecach (jezdzca) płynie strumieniem a mięśnie na drugio dzień bolą jak wściekłe, nauka jazdy nie polega na odwalaniu pańszczyzny ze schematu- każda lekcja to x czasu kłusa i x czasu galopu.

Naprawianie konia zostaw jeźdzcom doświadczonym.

Ze szkółkowymi końmi jest taki problem, ze mało ze muszą naprawdę ciężko pracować i często mają tego już serdecznie dość i wolą być szturchane, bacikowane i kopane niż się wysilać, to co raz zjawia się nowy początkujący jeździec z ambicjami naprawiania ich, czym tylko przyspaża im jeszcze więcej roboty.


<t>Być jak Lucky Luke</t>

Lutejaxx

Administrator

2,782
11-06-2007, 11:08 AM #6
Sowo ja to mam nadzieję, że Olka to doskonale wie....Już pisałam, żeby potowarzyszył jej ktoś doświadczony....bo warto obserwować. Poza oczywistym dobrem konia.

Więc Olka to wie , tak Olu?

Czasem jednak chcemy posłuchać co inni mają na temat naszego problemu do powiedzenia.
Lutejaxx
11-06-2007, 11:08 AM #6

Sowo ja to mam nadzieję, że Olka to doskonale wie....Już pisałam, żeby potowarzyszył jej ktoś doświadczony....bo warto obserwować. Poza oczywistym dobrem konia.

Więc Olka to wie , tak Olu?

Czasem jednak chcemy posłuchać co inni mają na temat naszego problemu do powiedzenia.

Cejloniara

Posting Freak

1,108
11-06-2007, 11:43 AM #7
Sowa: Nie nauczy konia poprawnie reagować na łydkę osoba, która sama jest początkujacym jeżdzcem - z tej banalnej przyczyny, że żeby czegoś konia dobrze nauczyć, trzeba samemu to bardzo dobrze umieć.

Masz oczywiście racje, ale czy można nauczyć się prawidłowo używać łydkę jeśli nie zna się skutków jej działania hurra tego, co może spowodować jej niepoprawne użycie? Ja uważam, że uczenie się jazdy jest też ciągłym uczeniem się jak uczyć konia hurra siebie, bo przecież każde nasze działanie zostawia na zachowaniu konia ślad – nie lepiej być tego świadomym od początku?

Sowa: Żaden hurrra optymizm, czy wykład przez usenet tego nie zmieni. Masz instruktora, jego nękaj o pomoc, bo tylko on widzi po czyjej stronie tak naprawdę lezy problem ze koń się leni na manezu i tylko on będzie w stanie sensownie coś poradzić (przy czym sensowna rada, to czasami prozaiczne "ten typ tak ma" i nie ma co cudować)

Kto płyta nie błądzi. Uważam, że ludziom pytającym należy się szacunek i nie można traktować ich z góry. Nie wiemy, po co Oli ta wiedza, może wcale nie sama chce zastosować to o czym piszemy a raczej obserwuje to i ciekawi ją, czy można coś z tym zrobić. Ola pyta i to jej sprawa, co z tą wiedzą zrobi. Dlaczego traktować ją z góry i decydować, czy Ola zasługuje na odpowiedź, czy nie? Poza tym na forum stawia pytanie nie tylko dla siebie. Ludźmi stajemy się przez dialog, dlaczego nie mamy być ciekawi, dlaczego nie mamy rozmawiać? Idąc dalej – jakie pytania można zadawać a na zadanie jakich jest jeszcze za wcześnie? Kto oceni etap wyszkolenia i rozwoju jeźdźca skoro bez pytania i szukania odpowiedzi niczego nowego się nie nauczymy? Po co są fora, książki, gazety… Chyba nie po to, by skupiać się na samych umiejętnościach instruktora. Czy wybitnym studentem ma szanse zostać ten, co uczy się tylko z notatek z wykładów? Czy może powinien mieć tendencję do szukania wiedzy? Nauka jazdy chyba nie polega na tym, że pracuje tylko w stępie bo jakoś nie mogę się od nikogo dowiedzieć, co zrobić by zakłusować. Ola tylko napisała, jak to zrobić. Nie napisała, że ma zamiar to zrobić.

Olu przepraszam, że tak się Tobą posługuję w trzeciej osobie.

A co do szkółkowych konie… klacz na której jeździłam wtedy dawno temu jakoś nagle zyskała zainteresowanie, po wakacjach dziewczyny wszystkie chciały na niej jeździć, już nie uciekały przed nią. Klacz trafiła na stałego jeźdźca i okazało się, że nie musi już być „szturchana, bacikowana i kopana.”

Optymizm nie jest szkodliwy, ale jest trudny, bo w przeciwieństwem od pesymizmu wymaga wiary i wysiłku, że coś się uda i coś się zmieni.

Słonecznie pozdrawiam Sowe :-)

Olu, nigdy nie bój się pytać. Dzięki Twoim pytaniom ten co odpodwiada też może się czegoś nauczyć. Ja mam cichą nadzieję, że przynajmniej się dowiem, czy obrałam sobie dobry tor, czy może coś wykoleiłam. Czekam, czekam :-)

<t>Mówimy o sobie „miłośnicy koni”. Warto postarać się o to, by choć trochę Twój koń był Twoim miłośnikiem. To jest fair.</t>
Cejloniara
11-06-2007, 11:43 AM #7

Sowa: Nie nauczy konia poprawnie reagować na łydkę osoba, która sama jest początkujacym jeżdzcem - z tej banalnej przyczyny, że żeby czegoś konia dobrze nauczyć, trzeba samemu to bardzo dobrze umieć.

Masz oczywiście racje, ale czy można nauczyć się prawidłowo używać łydkę jeśli nie zna się skutków jej działania hurra tego, co może spowodować jej niepoprawne użycie? Ja uważam, że uczenie się jazdy jest też ciągłym uczeniem się jak uczyć konia hurra siebie, bo przecież każde nasze działanie zostawia na zachowaniu konia ślad – nie lepiej być tego świadomym od początku?

Sowa: Żaden hurrra optymizm, czy wykład przez usenet tego nie zmieni. Masz instruktora, jego nękaj o pomoc, bo tylko on widzi po czyjej stronie tak naprawdę lezy problem ze koń się leni na manezu i tylko on będzie w stanie sensownie coś poradzić (przy czym sensowna rada, to czasami prozaiczne "ten typ tak ma" i nie ma co cudować)

Kto płyta nie błądzi. Uważam, że ludziom pytającym należy się szacunek i nie można traktować ich z góry. Nie wiemy, po co Oli ta wiedza, może wcale nie sama chce zastosować to o czym piszemy a raczej obserwuje to i ciekawi ją, czy można coś z tym zrobić. Ola pyta i to jej sprawa, co z tą wiedzą zrobi. Dlaczego traktować ją z góry i decydować, czy Ola zasługuje na odpowiedź, czy nie? Poza tym na forum stawia pytanie nie tylko dla siebie. Ludźmi stajemy się przez dialog, dlaczego nie mamy być ciekawi, dlaczego nie mamy rozmawiać? Idąc dalej – jakie pytania można zadawać a na zadanie jakich jest jeszcze za wcześnie? Kto oceni etap wyszkolenia i rozwoju jeźdźca skoro bez pytania i szukania odpowiedzi niczego nowego się nie nauczymy? Po co są fora, książki, gazety… Chyba nie po to, by skupiać się na samych umiejętnościach instruktora. Czy wybitnym studentem ma szanse zostać ten, co uczy się tylko z notatek z wykładów? Czy może powinien mieć tendencję do szukania wiedzy? Nauka jazdy chyba nie polega na tym, że pracuje tylko w stępie bo jakoś nie mogę się od nikogo dowiedzieć, co zrobić by zakłusować. Ola tylko napisała, jak to zrobić. Nie napisała, że ma zamiar to zrobić.

Olu przepraszam, że tak się Tobą posługuję w trzeciej osobie.

A co do szkółkowych konie… klacz na której jeździłam wtedy dawno temu jakoś nagle zyskała zainteresowanie, po wakacjach dziewczyny wszystkie chciały na niej jeździć, już nie uciekały przed nią. Klacz trafiła na stałego jeźdźca i okazało się, że nie musi już być „szturchana, bacikowana i kopana.”

Optymizm nie jest szkodliwy, ale jest trudny, bo w przeciwieństwem od pesymizmu wymaga wiary i wysiłku, że coś się uda i coś się zmieni.

Słonecznie pozdrawiam Sowe :-)

Olu, nigdy nie bój się pytać. Dzięki Twoim pytaniom ten co odpodwiada też może się czegoś nauczyć. Ja mam cichą nadzieję, że przynajmniej się dowiem, czy obrałam sobie dobry tor, czy może coś wykoleiłam. Czekam, czekam :-)


<t>Mówimy o sobie „miłośnicy koni”. Warto postarać się o to, by choć trochę Twój koń był Twoim miłośnikiem. To jest fair.</t>

Sowa

Member

137
11-06-2007, 11:56 AM #8
Ja nie twierzdę żeby zbywać, ale uważam ze wiele rzeczy trzeba najpierw zastrzec, bo nigdy nie wiadomo na kogo akurat się trafiło i jakie będą skutki dla konia.
Napisałaś świetny post, bardzo interesujący ale jednak dla kogoś kto już wie z czym to się je.
Nie uważam też żeby ostrogi i palcat były źródłem nieszczęśc końskich - dobrze użyte, przez doświadczonego jeźdzca, może byłyby w tym wypadku dużo skuteczniejsze edukacyjnie niż metody z którymi szkółkowa wyga pewnie spotkała się już razy fafdziesiąt?

Jada konna jest jak choroba - nie da się zdiagnozować na odległość. :wink:

<t>Być jak Lucky Luke</t>
Sowa
11-06-2007, 11:56 AM #8

Ja nie twierzdę żeby zbywać, ale uważam ze wiele rzeczy trzeba najpierw zastrzec, bo nigdy nie wiadomo na kogo akurat się trafiło i jakie będą skutki dla konia.
Napisałaś świetny post, bardzo interesujący ale jednak dla kogoś kto już wie z czym to się je.
Nie uważam też żeby ostrogi i palcat były źródłem nieszczęśc końskich - dobrze użyte, przez doświadczonego jeźdzca, może byłyby w tym wypadku dużo skuteczniejsze edukacyjnie niż metody z którymi szkółkowa wyga pewnie spotkała się już razy fafdziesiąt?

Jada konna jest jak choroba - nie da się zdiagnozować na odległość. :wink:


<t>Być jak Lucky Luke</t>

Shadowy.Horse

Member

89
11-06-2007, 01:11 PM #9
Bardzo ciekawe rzeczy piszecie Smile
Tak się składa, że mój ulubiony konik jest "tępy" na łydkę. Hucuł - Bajer (imię fantastycznie pasuje :wink: ). "Tępy" to za mało powiedziane. Czasami trzeba było mu po prostu przylać żeby ruszył do kłusa... okropne. Galop był rzadkością.
W wakacje, kiedy pojechałam na obóz do Płoskini (on tam mieszka) postanowiłam podjąć sie pracy z tym koniem. 10 dni to strasznie mało... ale każdy czas jest dobry do praktykowania naturalki :wink:
Zaczynaliśmy przez pierwsze dni od undemanding time. Przychodziłam na pastwisko, zapinałam linkę. Chodziłam z koniem, obserwowałam konia. Następnie 7 games. Czasami musiałam wstawać o 6 rano żeby podkraść jakiś fajny przedmiot do odczulania. Nikt nie mógł nas zobaczyć.. nie wiem jak wytłumaczyłabym się z łażenia z workiem po owsie do Bajera. Jeż szedł bardzo opornie, ale wprowadziłam trochę dynamiki, bardziej na modłę L2 niz 1. Czyli dłuuga faza 1, później 2, 3 i klaps! Bardzo pomocna okazała się lina. Żadnych bacików nie uzywałam. Próbowałam posługiwać się kijem (powiedzmy, że prowizoryczny Carrot :lol: ), ale on po prostu źle koniowi się kojarzył, pomimo odczulania. Z siodła podobnie (o czym już wspominano): przede wszystkim konsekwencja działania. Podniesienie energii, dosiad, lekka łydeczka, mocniejsza i klaps od razu! Zamiast bata można użyć innej niewygody - ciekawa jest linka (najpierw obijać swoje ciało, później sięgac do zadka konika), albo coś czego koń się boi/nie lubi tego (np psikacz, przerażający odgłos itp). Gdybym miała wybór na Bajerze nie jeździłabym z batem, tylko z psikaczem. na taki typ konia siła nie działa najlepiej.. powoduje tylko opór. Lepiej użyć czegoś pomysłowego Smile

Pod koniec obozu zobaczyłam jeszcze, jak taki mały dzieciak jeździł na Bajerku. Warto dodać, że on jest nadpobudliwy psychicznie (dzieciak, nie Bajer). Cały czas sie wierci, kręci, skacze, biega, gada, czasem się nie da z nim wytrzymać. Wszyscy obecni na placu oczy wytrzeszczyli ze zdumienia, kiedy ten chlopiec wsiadł (nogi mu nawet za siodło nie wystawały) i zagalopował (co prawda ostro dostał batem po pupie (kon, nie chłopiec Tongue)). Co prawda Bajer nie szanował go jakoś szzególnie, bo skakać nie chciał pod nim, wyłamywał przed każdym drągiem. Zrzucił go też przepięknie po jednym klapsie (niesprawiedliwym - "bo koń za slabo zareagował..."). Ale koń szedł do przodu.
Na następnej jeździe wypróbowałam to, co zobaczyłam. Przez całą jazdę starałam sie podnosić energię, być nabuzowana,robić wszystko energicznie, z zywiołem. Konikowi udzielił się nastrój i powiem, że pogalopowalismy sobie trochę. Analogicznie jest chyba z końmi "nerwicowymi"
ostatnio też jeździłam na klaczy, która czasem po prostu stawała w miejscu. Próbowałam ją ruszyć Techniką Bajerową - dosiad, lekka łydka, mocna łydka, nacisk mocny... nie pomogło. (Akurat nie miałam bata w ręku). Przestałam na chwilę i znowu poprosiłam, bardzo grzecznie, o ruch do przodu. Poszła.
Więc to, jaką technikę obierzemy, zależy od konia. :wink:

<t>I'm trying to be cougar-eater.</t>
Shadowy.Horse
11-06-2007, 01:11 PM #9

Bardzo ciekawe rzeczy piszecie Smile
Tak się składa, że mój ulubiony konik jest "tępy" na łydkę. Hucuł - Bajer (imię fantastycznie pasuje :wink: ). "Tępy" to za mało powiedziane. Czasami trzeba było mu po prostu przylać żeby ruszył do kłusa... okropne. Galop był rzadkością.
W wakacje, kiedy pojechałam na obóz do Płoskini (on tam mieszka) postanowiłam podjąć sie pracy z tym koniem. 10 dni to strasznie mało... ale każdy czas jest dobry do praktykowania naturalki :wink:
Zaczynaliśmy przez pierwsze dni od undemanding time. Przychodziłam na pastwisko, zapinałam linkę. Chodziłam z koniem, obserwowałam konia. Następnie 7 games. Czasami musiałam wstawać o 6 rano żeby podkraść jakiś fajny przedmiot do odczulania. Nikt nie mógł nas zobaczyć.. nie wiem jak wytłumaczyłabym się z łażenia z workiem po owsie do Bajera. Jeż szedł bardzo opornie, ale wprowadziłam trochę dynamiki, bardziej na modłę L2 niz 1. Czyli dłuuga faza 1, później 2, 3 i klaps! Bardzo pomocna okazała się lina. Żadnych bacików nie uzywałam. Próbowałam posługiwać się kijem (powiedzmy, że prowizoryczny Carrot :lol: ), ale on po prostu źle koniowi się kojarzył, pomimo odczulania. Z siodła podobnie (o czym już wspominano): przede wszystkim konsekwencja działania. Podniesienie energii, dosiad, lekka łydeczka, mocniejsza i klaps od razu! Zamiast bata można użyć innej niewygody - ciekawa jest linka (najpierw obijać swoje ciało, później sięgac do zadka konika), albo coś czego koń się boi/nie lubi tego (np psikacz, przerażający odgłos itp). Gdybym miała wybór na Bajerze nie jeździłabym z batem, tylko z psikaczem. na taki typ konia siła nie działa najlepiej.. powoduje tylko opór. Lepiej użyć czegoś pomysłowego Smile

Pod koniec obozu zobaczyłam jeszcze, jak taki mały dzieciak jeździł na Bajerku. Warto dodać, że on jest nadpobudliwy psychicznie (dzieciak, nie Bajer). Cały czas sie wierci, kręci, skacze, biega, gada, czasem się nie da z nim wytrzymać. Wszyscy obecni na placu oczy wytrzeszczyli ze zdumienia, kiedy ten chlopiec wsiadł (nogi mu nawet za siodło nie wystawały) i zagalopował (co prawda ostro dostał batem po pupie (kon, nie chłopiec Tongue)). Co prawda Bajer nie szanował go jakoś szzególnie, bo skakać nie chciał pod nim, wyłamywał przed każdym drągiem. Zrzucił go też przepięknie po jednym klapsie (niesprawiedliwym - "bo koń za slabo zareagował..."). Ale koń szedł do przodu.
Na następnej jeździe wypróbowałam to, co zobaczyłam. Przez całą jazdę starałam sie podnosić energię, być nabuzowana,robić wszystko energicznie, z zywiołem. Konikowi udzielił się nastrój i powiem, że pogalopowalismy sobie trochę. Analogicznie jest chyba z końmi "nerwicowymi"
ostatnio też jeździłam na klaczy, która czasem po prostu stawała w miejscu. Próbowałam ją ruszyć Techniką Bajerową - dosiad, lekka łydka, mocna łydka, nacisk mocny... nie pomogło. (Akurat nie miałam bata w ręku). Przestałam na chwilę i znowu poprosiłam, bardzo grzecznie, o ruch do przodu. Poszła.
Więc to, jaką technikę obierzemy, zależy od konia. :wink:


<t>I'm trying to be cougar-eater.</t>

olka2312

Junior Member

11
11-06-2007, 01:18 PM #10
Dzięki za odpowiedziSmile
Cejloniara dzięki za zrozumienie.A chodzi,że to nie jest mój koń tylko koleżanki i rzadko na nim jeżdze lecz chciałabym również jej coś podpowiedzieć i chciałabym dowiedzieć się jak? Niewiem dlaczego ona sobie nie radzi za bardzo bo już spore doświadczenie ma;/ Instruktor mówi: Weź bata bo on jest za leniwy
olka2312
11-06-2007, 01:18 PM #10

Dzięki za odpowiedziSmile
Cejloniara dzięki za zrozumienie.A chodzi,że to nie jest mój koń tylko koleżanki i rzadko na nim jeżdze lecz chciałabym również jej coś podpowiedzieć i chciałabym dowiedzieć się jak? Niewiem dlaczego ona sobie nie radzi za bardzo bo już spore doświadczenie ma;/ Instruktor mówi: Weź bata bo on jest za leniwy

Trusia

Senior Member

324
11-06-2007, 01:30 PM #11
Mi się wydaje, że post Cejloniary jest na tyle przejrzysty i dobrze napisany, że żaden czytelnik nie powiniem mieć problemu ze zrozumienie go. Pewnie, niektórzy wyciągną z niego więcej, inni mniej, ale "mięso" pozostaje. Przecież rekreacyjne konie znieczulone na łydkę czy pukanie palcatem to standard, każdy to widział. A Cejloniara bardzo ładnie to wyjaśniła i opisała, jak z takiego problemu wybrnęła. Więc nie mamy do czynienia z jakąś abstrakcją, ale z konkretnym, żywym przykładem, w dodatku nie na jakimś niebotycznym poziomie zaawansowania, tylko czytelnym równiez dla jeźdźców o mniejszych umiejętnościach. Dla mnie bomba.

Cejloniara Parelli gdzieś pisze, że by ruszyć z miejsca, trzeba się najpierw uśmiechnąć :-) jeśli nie ma reakcji na pierwszy sygnał, to jest drugi, mocniejszy i trzeci jeszcze mocniejszy i ostateczny najmniej wygodny.

Ten uśmiech to faza ruszania w PNH: uśmiech czterema policzkami (dwa oczywiste, pozostałe dwa to to, na czym siedzimy).
Trusia
11-06-2007, 01:30 PM #11

Mi się wydaje, że post Cejloniary jest na tyle przejrzysty i dobrze napisany, że żaden czytelnik nie powiniem mieć problemu ze zrozumienie go. Pewnie, niektórzy wyciągną z niego więcej, inni mniej, ale "mięso" pozostaje. Przecież rekreacyjne konie znieczulone na łydkę czy pukanie palcatem to standard, każdy to widział. A Cejloniara bardzo ładnie to wyjaśniła i opisała, jak z takiego problemu wybrnęła. Więc nie mamy do czynienia z jakąś abstrakcją, ale z konkretnym, żywym przykładem, w dodatku nie na jakimś niebotycznym poziomie zaawansowania, tylko czytelnym równiez dla jeźdźców o mniejszych umiejętnościach. Dla mnie bomba.

Cejloniara Parelli gdzieś pisze, że by ruszyć z miejsca, trzeba się najpierw uśmiechnąć :-) jeśli nie ma reakcji na pierwszy sygnał, to jest drugi, mocniejszy i trzeci jeszcze mocniejszy i ostateczny najmniej wygodny.

Ten uśmiech to faza ruszania w PNH: uśmiech czterema policzkami (dwa oczywiste, pozostałe dwa to to, na czym siedzimy).

Sowa

Member

137
11-06-2007, 01:49 PM #12
olka2312 A chodzi,że to nie jest mój koń tylko koleżanki i rzadko na nim jeżdze lecz chciałabym również jej coś podpowiedzieć i chciałabym dowiedzieć się jak? Niewiem dlaczego ona sobie nie radzi za bardzo bo już spore doświadczenie ma;/ Instruktor mówi: Weź bata bo on jest za leniwy

Ola, skoro z całego tego towarzystwa jesteś najmniej doświadczona, nie wiesz skąd się berze problem konia (może z lenistwa konia a może z błędów szkolenia, a może z nieumiejętności osób które na nim jezdzą (koleżnaki i jej instruktora), a moze jeszcze coś innego), masz z nim sporadyczny kontakt to... jak chcesz poradzić? :roll:


z końmi jak z dziećmi, łatwo wychowuje się cudze, teoretycznie i na odległość. Gorzej z własnymi, w praktyce na codzień. :wink:

<t>Być jak Lucky Luke</t>
Sowa
11-06-2007, 01:49 PM #12

olka2312 A chodzi,że to nie jest mój koń tylko koleżanki i rzadko na nim jeżdze lecz chciałabym również jej coś podpowiedzieć i chciałabym dowiedzieć się jak? Niewiem dlaczego ona sobie nie radzi za bardzo bo już spore doświadczenie ma;/ Instruktor mówi: Weź bata bo on jest za leniwy

Ola, skoro z całego tego towarzystwa jesteś najmniej doświadczona, nie wiesz skąd się berze problem konia (może z lenistwa konia a może z błędów szkolenia, a może z nieumiejętności osób które na nim jezdzą (koleżnaki i jej instruktora), a moze jeszcze coś innego), masz z nim sporadyczny kontakt to... jak chcesz poradzić? :roll:


z końmi jak z dziećmi, łatwo wychowuje się cudze, teoretycznie i na odległość. Gorzej z własnymi, w praktyce na codzień. :wink:


<t>Być jak Lucky Luke</t>

olka2312

Junior Member

11
11-06-2007, 04:17 PM #13
Chciałabym poradzić jej w te sposób czyli przekazać jej wasze rady jak wy sobie z tym radziecie więc chyba mogę was o to zapytać i jakoś niektórzy potrafili mi to napisać a ty Sowa cały czas się czepiasz więc jeżeli nie znasz odpowiedzi na pytanie to może na nie nie odpowiadaj:/
olka2312
11-06-2007, 04:17 PM #13

Chciałabym poradzić jej w te sposób czyli przekazać jej wasze rady jak wy sobie z tym radziecie więc chyba mogę was o to zapytać i jakoś niektórzy potrafili mi to napisać a ty Sowa cały czas się czepiasz więc jeżeli nie znasz odpowiedzi na pytanie to może na nie nie odpowiadaj:/

Lutejaxx

Administrator

2,782
11-06-2007, 05:10 PM #14
Shadowy no właśnie to jaką technikę obierzemy zależy od konia. Pewnie też od własnego doświadczenia, umiejętności

Czasem wydaje mi się, że niektóre konie wręcz krzyczą do nas..."proszę nie rób tak, proszę zrób tak..."

Marzę o tym, żeby umieć słyszeć głos konia, rozumieć jak najwięcej z jego mowy....i dla mnie nie ma znaczenia czy będą to metody Monty Robertsa czy Parellego czy kogoś jeszcze innego.

Olu ja myślę, że sobie jakoś poradzicie. Że jak jest problem to usilnie szuka sie rozwiązania i pomocy dla konia i siebie...a znajdując takie rozwiązania nabywamy doświadczenia.
Lutejaxx
11-06-2007, 05:10 PM #14

Shadowy no właśnie to jaką technikę obierzemy zależy od konia. Pewnie też od własnego doświadczenia, umiejętności

Czasem wydaje mi się, że niektóre konie wręcz krzyczą do nas..."proszę nie rób tak, proszę zrób tak..."

Marzę o tym, żeby umieć słyszeć głos konia, rozumieć jak najwięcej z jego mowy....i dla mnie nie ma znaczenia czy będą to metody Monty Robertsa czy Parellego czy kogoś jeszcze innego.

Olu ja myślę, że sobie jakoś poradzicie. Że jak jest problem to usilnie szuka sie rozwiązania i pomocy dla konia i siebie...a znajdując takie rozwiązania nabywamy doświadczenia.

olka2312

Junior Member

11
11-06-2007, 05:16 PM #15
Ja też uważam,że lepiej dotrze się do konia cierpliwością i spokojnym podejściem niż oddania go w ręce dobrego lecz nie cierpliwego jeźdzca.jeszcze raz dziękiSmile
olka2312
11-06-2007, 05:16 PM #15

Ja też uważam,że lepiej dotrze się do konia cierpliwością i spokojnym podejściem niż oddania go w ręce dobrego lecz nie cierpliwego jeźdzca.jeszcze raz dziękiSmile

Strony (2): 1 2 Dalej
 
  • 0 głosów - średnia: 0
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 3 gości
Użytkownicy przeglądający ten wątek:
 3 gości