Szkolenie męża - od zabrania (od mamy) do zebrania (do kupy)
Szkolenie męża - od zabrania (od mamy) do zebrania (do kupy)
Ps.
A Frajda to koń (mąż nie jeździ i się końmi nie zajmuje z zasady, którą jak widać czasem nagina :wink: ).
Duchowa, oby mojemu się odmieniło- nie musiałabym szukać towarzystwa do jazd! :wink:
Ale jeśli ma to się zmienić, musi być kary, najlepiej wałach lub ogier. Ale zanim spełnię oczekiwania z karym ogrem, może wsiadłby na pierwsze lekcje na innego wierzchowca? Nie daje się namówić :roll: . jego zdaniem jazda konna to męczenie koni. Jak Go do niej przekonać? :?:
u mnie było tak, znajomy przywiózł fajne wojskowe derki z takimi miejscami na piwko....
zabrał męża mego w teren...pojechali dalekooooo /mąz kiedyś zaliczył jakieś obozy jeździeckie na studiach/
no i jak wrócił z tego terenu to już jeździ prawie codziennie...ale tylko w koralu mu pozwalam
czasami w teren jakoś wymusi na mnie jazdę.....
tez uważał, że męczy konia
..ale teraz gada, że koń jak człowiek musi pracować żeby zarabiać na życie...byleby jak najlżej
To ja też dorzucę ze trzy grosze do ogólnej dyskusji.
Jestem zwolenniczką klasycznego i systematycznego ujeżdżenia w szkoleniu partnera - bo jak koń, gdy się go nie trenuje może pozapominać co i jak ;p
Pozdrawiam