Chęć do pracy i współpracy
Chęć do pracy i współpracy
Czy uważacie, że każdy koń powinien pracować czy może są jakieś "wyjątki"?
Nie chodzi mi o to kiedy koń nie może pracować ze względu na zdrowie, ale o charakter.
Czy każdy koń nadaje się do pracy? I każdy powinien być tak samo traktowany odnośnie podstawowego wyszkolenia?
Hm... to zależy co rozumiesz pod pojęciem praca. Dla Ciebie praca z koniem może być np. jazdą, a dla takiego rolnika to np. orka - (spotkałam się ostatnio co mnie zaszokowało w dobie współczesnych maszyn)
Gdzieś kiedyś wyczytałam że dla konia to dla zdrowia codzienny ruch w ilości około 7km (kłus + galop)
A jeśli dołożyć do tego pracę.. Ja myśle że pracę to wykonują konie sportowe i są do niej przez cały czas przygotowywane, lub konie w szkółkach (ale nie wiem czy można to nazwać pracą bo nie byłam w wielu szkółkach, a w tych co byłam to 1 koń nie chodzi więcej niż 3 godz dziennie)
Czyli tak naprawdę nie wiem czy można nazwać pracą godzinną jazdę 3-4 razy w tygodniu czy to jest tylko dla zdrowia.
Chętnie się dowiem więcej na ten temat i mam nadzieje że wątek się rozwinie.
A jeśli nasze konie mają pracować to gdzie jest granica miedzy "spacerami na zdrowie" a pracą??
Pozdrawiam Ewa
Amera ... a dla takiego rolnika to np. orka - (spotkałam się ostatnio co mnie zaszokowało w dobie współczesnych maszyn)
Amera ... a dla takiego rolnika to np. orka - (spotkałam się ostatnio co mnie zaszokowało w dobie współczesnych maszyn)
Wow!! Faktycznie mieszkam na nizinach i u mnie widok pracującego konia w polu to rzadkość :roll:
A tym że konie pracują w górach przy zrywce to sie uczyliśmy na transporcie w leśnictwie, ale myślałam że to już przeszłość w dobie harwesterów i maszyn kroczących....
Ja też jestem z nizin, i to niby ze stolycy, ale widok koni w polu w ogóle mnie nie dziwi! Całkiem sporo widuję takich "zeszłowiecznych" obrazków. Masa koni w polu, w wozach. Ale my tu wschód dziki i pierwotny ;-)
A jeśli chodzi o to pierwsze pytanie tarisy... Znałam konie, które na przykład zupełnie nie nadawały się do pracy w szkółkach. Może zbyt słabą konstrukcję psychiczną miały, zbyt dużą wrażliwość. Dobrze sprawdzały się jako konie jednego człowieka, a w szkółce albo same się męczyły (spalały), albo stawały niebezpieczne (jeden taki był, zrzucał, a potem w spadniętego człowieka wierzgał na odchodnem...).
Spotkałam też dość niedawno konia (taki miły haflingerek), który był szykowany do hipoterapii. Ale ostatecznie wyszło, że to nie jest jego powołanie. Za dużo w nim było temperamentu, chęci do ruchu, zabawy. I (o ile wiem) sprawdza się teraz jako "po prostu" koń wierzchowy.
Na pewno nie każdy koń do wszystkiego się nadaje. Czy są takie, które w ogóle lepiej, żeby nie miały kontaktu z człowiekiem, to nie wiem...
Faktycznie głównie miałam na myśli codzienny ruch dla zdrowia. Ale taki ponad pastwisko, oprócz łąki. Czasami obserwując niektóre konie wydaje mi się że byłyby dużo szczęśliwsze jakby człowiek zostawił je w spokoju i mogły swobodnie się zająć swoimi sprawami i swoich kumpli. Inne znowu chętnie pracują i bez tego markotnie wyglądają.
Zastanawiam się czy to spostrzeżenie jest właściwe.
Np Ekstaza jak regularnie chodzi (dla zdrowia ) wydaje się być mniej wesoła. Czakusia jest ewidentnie z tego powodu szczęśliwa (z pracy). Ekstaza robi tak jakby mówiła "no dobra, jak ci bardzo zależy to zrobię to. ale nic więcej już nie będę musiała!". Czakusia "aaa, to o to ci chodziło. co robimy dalej?"
I tak je obserwując tak mi przyszło na myśl pyt czy są konie którym byłoby lepiej bez pracy.
Co do pracy: wyjątki chyba są - dla mnie niektóre hucuły, nie wiem czy na takie trafilam, czy te konie naprawde maja zakodowanego "lenia". Tak samo np w szkólkach nei powinny pracowac folbluty -są za wrazżliwe i delikatne na takie coś. Araby tak samo i inne "szlachetne" konie - one nie wytrzymuja tego psychicznie.
Co do chęci wspólpracy - mnie mój koń czasem tak zdumiewa... (sorry że tak o niej, ale na innych obecnie nie jeżdże więc nie mam porównania).
Im mniej wymagam, tym lepiej współpracuje - dzisiaj tak było - takie ładne słoneczko, ptaszki śpiewały itp. JA się kompletnie wyluzowałam i jakoś dobrze mi sie dzisiaj siedziało na koniu - tak od samego początku dobrze mi sie "czuło", że tak powiem konia. I spróbowałam właśnie mniej wymagać, a przede wszystkim za wszelką cenę uspokoić siebie i swoją łapę, bo wciąż mam tendencję do za dużych ruchów ręki. No i ostatnio próbuję ogarnąć co to jest półparada...Nie wiem co dziś pomogło, czy to moje czytanie czy to, że skupiłam się na ręce i nagle dotarło do mnie, że kon idzie jak nie ten koń.. miała taki mocny chód, ale nie taki jak często, czyli lekko przyspieszony(tak wiem, ja nawet podstawy, czyli rytmu nie umiem zachować czasem :roll: :oops: ) - tylko taką energię jakąś. Czułam jej mobilizację i chęć współpracy - prosiłam o coś - i to się działo, spróbowałam nawet piruetów dzisiaj i prawie mi wyszły - najfajniejsze było to jak zostawiłam w spokoju pysk i kon sam szedł wyluzowany z głowa tam gdzie ma teoretycznie być, dałam jej mieć nos leciutko przed pionem, nic nie forsowałam i wręcz czułam jak w czasie jazdy koń "rośnie" szyją, ale wcale się nie podnosi, tylko jest okragły i fajny. Potem mi się spłoszyła od zająca i troche pobudziła i ja niepotrzebnie odruchowo nabrałam za mocno wodze i musiałam ją potem chwile uspokoić - ale po prostu przeszłam do stępa, dałam luźną wodzę i potem było znowu fajnie. Doszłam do wniosku, ze jeżdże na ostro w ręku - ten koń jest delikatny w pysku i ciągłe poprawianie czegos ręką ją właśnie denewuje i spina, a jak tylko jej odpuścić to ona sama jest tam gdzie jak chce - ja kompletnie nei wykorzystuje tego, że Branka to poczciwy koń, starający się bardzo. Dzisiaj to była jak taki dresażysta na treningu, hihi.
W każdym razie jestem dzisiejszą jazdą zszokowana - Branka naprawdę potrafi współpracowć, tylko ja muszę jej dawać na to szanse a nie ciągle, coś poprawiam i tylko wymagam nie wiadomo czego.
Tak więc mój wniosek odnośnie tego tematu - tzeba dać koniowi współpracowac przede wszytskim i zauważac jego starania i wtedy wszytstko będzie ok
Racja ! Ktoś kiedys powiedział : " najwiekszą sztuką podczas jazdy na koniu jest nic nie robić!" Większość jeżdżących wychodzi z założenia , że jak się wsiadło to trzeba ciągle wymagać . Większość koni tego nie wytrzymuje , popada w różne "frustracje " i problemy się "nakręcają".
Czyli jak mało robić żeby to się nie przerodziło w siedzenie na koniu i wożenie się?
Ekstaza faktycznie jak mało od niej wymagam to sobie chodzi i nie buntuje się. Ale coś i tak chyba robię nie tak, bo czuję że nie idziemy do przodu tylko cały jesteśmy w tym samym miejscu. Próbuje więc więcej coś robić w sensie różne wolty, przejścia, wymyślać coś żeby na jeździe było ciekawie, no i oczywiście staram się wymagać więcej od siebie (chyba i tak nadal za mało :? ). A Ekstazę chwalić jak najwięcej.
Ale i tak nie wiem jak to zrobić żeby było dobrze...
Jak to wszystko zrównoważyć :?:
Myślę, ze do stanu kiedy nie widać przekazywani apomocy przez nas trzeba doprowadzić najpierw wykonując czytelniejsze sygnały. Ale ja od tych ostatnich kilku dni po prostu każdy ruch ręki, czy mocną łydkę wykonuje z poczuciem winy - staram się tego nie robić i nie nadużywać w każdym razie i mieć w głowie myśl, że tak nie powinno się robić. Ja to wykonuje czasem na zasadzie mniejszego zła. Ale spróbuje etraz pojeździć kilka dni, jak najdelikatniej i zobacyzmy jak będzie - bo sądząc po wczoraj powinno być dobrze, bo koń od razu się"uaktywnia i zaczyna chętniej pracować.
miałam takie doświadczenie z moja klaczą w tamtym roku...
pewna osoba /na Boga nie brać tego personalnie, nie mam intencji obwiniania kogokolwiek!/ próbowała jeździć na niej tak jak tego nauczyła się w innych klubach....czyli oczywiście klacz musiała być zebrana. Poprzez skrócenie wodzy.
Ponieważ kilkakrotnie osoba ta wsiadała na konia w pewnym momencie klacz odmówiła zupełnie współpracy...zaczęła brykać.! A że osoba ta naprawdę zna się na koniach i dobrze się na nich trzyma uznała...że sobie jakoś poradzi. Niestety klacz się zaparła i koniec...już na sygnał ruszenia ze stój do przodu zaczynała brykać!
Nic się nie dało, ktoś tam jeszcze przyszedł...to samo!
Byłam przerażona...bo już sobie na niej swobodnie wcześniej jeździłam. To był trzeci chyba miesiąc odkąd chodziła pod siodłem. Cały czas grzecznie.
Nie było wyjścia , musiałam wsiąść....ale nie wsiadałam w tym miejscu gdzie nauczyła się brykać tylko zabrałam w zupełnie inne. Włożyłam sam kantarek, i na oklep. Podsadził mnie mąż...Siedzę głaszczę konia...potem próbuje ruszyć...koń spięty do skoku....i tak kilka razy. Pomyślałam koniec...nie będę się narażać.
I już miałam zejść..ale coś mnie zatrzymało. Pomyślałam sobie, że ruszę naprzód bez niczego.....zero zadziałania dosiadem i łydkami! Nic, po prostu tak jak siedziałam luźno...powiedziałam tylko "naprzód"...i koń ruszył do przodu!!!!!!!!!! Na luźnej wodzy zupełnie.
Wtedy ja taka szczęśliwa chwalę konia, głaszczę...a ta już tak się rozluźniała i tak uszami w kierunku moich słów "pracowała", że miałam takie wrażenie, że już RAZEM bardzo się cieszymy.
No i potem było juz z górki.....
Ja myślę, że coś w tym jest. Wymagania tak, ale bardzo dostosowane do możliwości konia!
Inna sprawa: takie konie "rodzinne" chyba nie bardzo lubią zmiany i lepiej akceptują stałych jeźdźców nawet jeżeli ci stali są gorszymi jeźdźcami od gości...
Dla mnie niechęć do wspólpracy jest oznaką , ze coś źle się dzieje z koniem.
Że jest chory, że został jakoś skrzywdzony, lub spaczony( np. nadmiernie rozpuszczony i postanowił przejąc władzę nad światem - od własciciela zaczynając 8) ) . W każdym bądz razie nie jest to dla mnie normalne.
Konie, mimo całego swojego lenistwa, mają jednak zaskakująco dużą chęc do wspólpracy z człowiekiem, do ruchu, zabawy, więc tak, uważam ze każdy koń powinien pracować.
Oczywiście należałoby jeszcze określić co mamy na myśli pod pojęciem praca. Bo nie każdy koń musi od razu orać hektary ;-), ale jakieś konkretne zajęcie z człowiekiem, pobudzające umysłowo i rozwijające, albo jedynie podtrzymujące formę - TAK!
A nawet koniecznie i najlepiej regularnie.
I tak, tez odnośnie podstawowego wyszkolenia - bo czemu nie? Zresztą "nieuk" zawsze będzie miał mniejsze szanse w razie jakichś zawirowań życiowych właściciela, porządnie wyszkolony na podstawowym stopniu koń, prędzej znajdzie innego właściciela. Po prostu.
Kidyś, była duża dyskusja wsród hodowców arabów, z jakiego powodu młode koniki z państwowych stadnin, są dużo lepiej rozwinięte od prywatnych, mimo że to te drugie miały ogólnie lepszą opiekę, warunki itd. Co się okazało? Że w państwowych stadninach, odsadki były przepędzane stadem na padoki, a że nikt nie zapanuje nad taką gromadą młodziaków, a pojedyńczo nie ma czasu przeprowadzać, to dzień w dzień młodziaki galopowały na padok i z padoku. Ta krótka, ale regularna "praca", przekładała się na o wiele lepszą kondycję, muskulaturę, i ogólny rozwój koników.
Tak więc, nie lukrowane żłoby, nie złote poidła i spanie pod kołdrą własciciela, ale regularny wysiłek decydują o lepszym zdrowiu i kondycji koni. :-) (Zresztą nie tylko koni, to samo jest z ludżmi, psami, kotami, nawet chomikom wstawia się karuzele do klateczek- każde stworzenie musi mieć jakieś zajęcie, wtedy się rozwija)
Tylko,że zdrowy i pełen kondycji koń też może odmówić współpracy.
Myślę, ze jednak chęć do współpracy / zdrowie to podstawa oczywiście/ze strony konia objawia się tylko i wyłącznie wtedy kiedy jest nawiązana z tym koniem odpowiednia relacja! Porozumienie, tzw. dogadanie się.
Konia trzeba "czuć". Trzeba dać mu maksymalne poczucie bezpieczeństwa! I jasne sygnały.
I obawiam się, że nie ma na to jakichś jednoznacznych, sztywnych reguł...
Sowa Tak więc, nie lukrowane żłoby, nie złote poidła i spanie pod kołdrą własciciela, ale regularny wysiłek decydują o lepszym zdrowiu i kondycji koni. :-) (Zresztą nie tylko koni, to samo jest z ludżmi, psami, kotami, nawet chomikom wstawia się karuzele do klateczek- każde stworzenie musi mieć jakieś zajęcie, wtedy się rozwija)
Sowa Tak więc, nie lukrowane żłoby, nie złote poidła i spanie pod kołdrą własciciela, ale regularny wysiłek decydują o lepszym zdrowiu i kondycji koni. :-) (Zresztą nie tylko koni, to samo jest z ludżmi, psami, kotami, nawet chomikom wstawia się karuzele do klateczek- każde stworzenie musi mieć jakieś zajęcie, wtedy się rozwija)
Ania Juchnowicz A sprzedawca w tym sklepie powiedział "Nie mam zabawek dla świnek morskich. Świnki morskie się niczym nie bawią." I to zabrzmiało tak ponuro, że aż zrobiło się ciemno i zaczał padać deszcz 8)
Ania Juchnowicz A sprzedawca w tym sklepie powiedział "Nie mam zabawek dla świnek morskich. Świnki morskie się niczym nie bawią." I to zabrzmiało tak ponuro, że aż zrobiło się ciemno i zaczał padać deszcz 8)