Szkolenie męża - od zabrania (od mamy) do zebrania (do kupy)
Szkolenie męża - od zabrania (od mamy) do zebrania (do kupy)
No tak mnie jakoś post nati natchnął. Jakie moteody byście wybrały do szkolenia męża? Bardziej naturalnie (tylko, co dla nich jest naturalne "Psychologia treningu męża"), czy wolicie siłowe rozwiązania (wałkologia)?? Zastanawiam się też nad wzocnienie negatywnym i pozytywnym. Co jest skuteczniejsze. Jak wyklikać męża zaraz po kurze? :-)
Mój Artur skarży się znajomym, że ładniej się zwracam do konia niż do niego.
"Do konia mówi kochanie, skarbie, słonko... a do mnie? ZAWIEŹ MNIE DO STAJNI!" :-)
heh, być kobietą... :-)
Mąż też zwierzę i szkoli się tak samo 8) Czyli trzeba tak nim kierować, żeby robił to, co my chcemy, cały czas będąc przekonanym, że to jego pomysł :lol: Najlepiej to jest zobrazowane w filmie "Moje wielkie greckie wesele", gdy kobiety przekonują pewnego opornego ojca, by jego córka Tula zaczęła pracować w biurze turystycznym :lol: scena genialna! Wzmocnienie pozytywne-działa równie dobrze, co w przypadku konia czy psa.
Ale mężowie z racji odrębności gatunkowej reagują też na: fochy (z umiarem!), płacz ("buu, wcale mnie nie kochasz!") oraz nerwy (ale też trzeba rozsądnie dawkować porcję).
Największy problem w związku to przekonanie męża (tudzież chłopaka czy narzeczonego), że jest ważniejszy od koni/psów i takie manipulowanie czasem (ja np. wstaję o 7 rano- choć należę do sów- żeby przed pracą pojeździć konno, a po pracy spędzać czas już tylko z mężem... i psem 8) ), żeby naprawdę się taki czuł...
Chybabym umarła ze zdziwienia, jakbym ujrzała na tym forum mojego męża :lol:
Poza tym on się trochę zna na szkoleniu psów przede wszystkim (jak się ma zwariowaną żonę, to ciężko się choć trochę nie orientować w temacie :roll: ) i doskonale zdaje sobie sprawę, jakie techniki szkolenia stosuję wobec niego 8)
AleksandraAlicja ja np. wstaję o 7 rano- choć należę do sów- żeby przed pracą pojeździć konno, a po pracy spędzać czas już tylko z mężem... i psem 8) ), żeby naprawdę się taki czuł...
AleksandraAlicja ja np. wstaję o 7 rano- choć należę do sów- żeby przed pracą pojeździć konno, a po pracy spędzać czas już tylko z mężem... i psem 8) ), żeby naprawdę się taki czuł...
wiecie kiedy człowiek jest najbardziej szczęśliwy z drugim człowiekiem?
Wtedy gdy się nie ma wobec niego żadnych albo jak najmniej oczekiwań...serio. Mało rozczarowań wtedy ...a miłe niespodzianki częściej po drodze się zdarzają!
W sumie niech dziewczyny sobie szukają tu męża a co! Przynajmniej od początku będzie wiedział co go czeka: zajazdka i trening....a potem start w zawodach, a jak nie da rady to rekreacja hahaha
No niestety, jeżeli jedna osoba z pary posiada jakieś silne zainteresowania, a druga nie, to jest to zawsze problem- w jedną czy drugą stronę. Tylko tak jakoś baby więcej wytrzymują :roll:
Ja zawsze podporządkowywałam swoje życie zwierzętom- psom i koniom. A mój mąż- niegdyś też psiarz, ze zdziwieniem zauważył to dopiero po 6 latach związku ("o rety, ty faktycznie zawsze taka byłaś!!! hock: "). Oj, było ciężko. Póki co wypracowaliśmy kompromis- ja poświęcam dla niego pewne rzeczy (ot, choćby zeszłorocznego Hubertusa), na pewne się godzę (np. pomimo usilnych oporów zaczęłam jeździć na nartach, wiem, kiedy jest spalony i co to jest WIG20; no i wstaję o tej 7 rano, choć do pracy mam na 10tą :roll: ) i w związku z tym wymagam też jego akceptacji wobec moich fascynacji (kolekcjonowanie pocztówek, treningi agility z psem, jazdy konne, obozy szkoleniowe psie i końskie, wyjazdy na zawody itd.). Czasami uda mi się go gdzieś wyciągnąć na zawody w roli towarzysza. I póki co jest dobrze- marudzeń o zbyt małą ilość poświęcanego czasu nie ma
jak nie hobby to byłby inny problem...tam gdzie zaczyna się małżeństwo tam i schody się zaczynają hihihi.
Dlatego tak wiele osób wdaje się w romanse bo na początku jest baśniowo, pięknie i lekko...ale już np. po roku mają podwójne schody do wchodzenia..czasem jeszcze wyższe.
Jedyna rada: redukcja oczekiwań i akceptacja wad innej osoby. A dla siebie przyjemności niegroźne- do woli!
Zresztą co ja się tak rozpisałam, mnie ten problem już nie dotyczy..rozsiodłałam swego męża...biega swobodnie na wybiegu hahaha...nawet ogrodzenia już symboliczne tylko.
Hmmm.. myslę , że "przetasowane " 7 gier będzie lepsze niż lasso.
:lol:
Najpierw zabawa w przyjaźń ( cały kobiecy repertuar do wyboru) , potem zabawa w przeciskanie ( bo po zabawie w przyjaźń może się pojawić więcej niż jeden kandydat) , nastepnie okrążanie ( tu możemy jeszcze joinupować - testując jednocześnie wytrwałość kandydata) i prowadzenie ( do teatru, kina lub pubu). Potem możemy troszke się podroczyć , zastosować nieco "jeża" i pobawić się w "jojo" ... a wszystko oczywiście przeplatać dużą ilością zabawy w przyjaźń , a gry "tasować " i przeplatać , coby się "delikwent" nie znudził.
rozbroił mnie ten temat.. :twisted: ale wiecie co? współczuję waszym partnerom.. hock:
Czołem,
miło się to czyta hi hi hi,
i wiele w tym prawdy,
już wiem dla czego zawsze jakoś uważałem że kobiety są jakieś takie mąndrzejsze od facetów hi hi hi
Fajnie, że większość zrozumiała i podchwyciła żart. Chyba nie mogło być inaczej
A tak na serio, ja na chopa nie mogę za bardzo marudzić, bo sam zapracowany okropecznie więc i ja mam więcej czasu. Każde z nas ma swoją pasję więc nie dziwimy się sobie nawzajem. Miałam szczeście trafić na niezwykle cierpliwego człowieka, który godzi wiele rzeczy w jedno. On nie jest koniarzem ale jest cejloniarzem. Baaardzo często przyjeżdża do stajni, pogadamy chwilkę i leci do swoich spraw. Jak w grudniu musiałam codziennie jeździć i po ciemku i często sama, to jeźdxił mnie pilnować. Mogło wiać, padać, mrozić a on stał i pilonował, czy przypadkiem nie spadne a nikt nie zauważy, ze trzeba pomóc. Ja go nawet o to nie prosiłam. To jest mój taki Anioł Stróż, którego o nic nie trzeba prosić ;-)