Niezwykłe spacery
Niezwykłe spacery
Też zazdroszczę terenów i relacji z koniem.
U nas nasza pani weterynarz ma konia, z którym ma podobną relację(zresztą sąsiad Branki i dobry kumpel) - jak go kupiła, to on miał tylko ją i łazi na z nią jak pies, ufa jej i najchętniej przebywa w jej towarzystwie. Jak zostaje z końmi na wybiegu, to biega wzdłuż ogrodzenia i za nią patrzy. I tez przychodzi na zawolanie od razu. Był bezproblemowy przy zajeżdżaniu, bo jej ufał. Ale kluczem było tu to, że gdy ona go kupiła to on był bardzo samotny, nikt się nim nie zajmował i do razu ją polubił. Ale oczwiście taką więź można zbudować z każdym innym koniem(choć ja jeszcze nie do końca wiem jak).
Chciałabym mieć konia z którym mogę pojechać w góry na jakieś wakacje na tydzień i chodzić z nią po nich. Mam nadzieję, że z Branką kiedyś to osiągniemy A na razie - gratulacje dla tych, którzy już to osiagneli, bo to nie dzieje sie ot tak w jeden dzień.
Tak, jak napisała już sumka - z samotnym koniem łatwiej budować takie relacje. Kara jak stała sama (ok 1,5 m-ca) potrafiła ogrodzenia skoczyć widząc mnie na podwórku (a była w zaawansowanej ciąży :evil: ).
Za to ojciec Darco - Domingo nie tylko uwielbiał moje towarzystwo i w pełni ufał (heh cudowny koń) ale nie wpuszczał obcych na podwórko hock: był w tym lepszy od psa stóżującego - wyobraźcie sobie wielkiego, karego ogiera z czerwonymi chrapani i białkami na wierzchu, który galopuje i pasażuje przed bramą - nikt nie wszedł ;-) Oczywiście można było go odwołać ;-) ale i tak nie pozwalał się obcym zbliżać do stada ;-)
Najpiękniejsze chwile, które mi podarował stojąc w stajni u mojej trenerki: chodził od świtu na duże , kilku hektarowe pastwisko (później szło tam stado, a on szedł na mniejszy wybieg)... Szłam po niego, stawałam przy wejściu na pastwisko - widać było tylko zarys gdzieś w oddali. Gwizdałam, a o pełnym galopem pędził do mnie... Kiedyś mama przyjechała odwiedzić Dominga - wystraszyła się, że koń nie wyhamuje - a on pięknym slizing-stopem na błocie zatrzymał się 0,5m od nas (oczywiście byłysmy obie całe w błocie ;-)) I zawsze rżał na przywitanie, w stajni, na pastwisku - zawsze słychać było jego basowe "dzieńdobry, fajnie, ze jesteś" :lol:
Miał jednak jedną wadę, czy jak to nazwać - przypadłość może (lepsze słowo). Ponieważ - jak już Trener wspominał - był to koń bardzo ciężko doświadczony przez ludzi - był nieufny w stosunku do innych. Stawiając go w stajni trenerki musiałam tam zamieszkać - nie pozwalał nikomu wejśc do boksu z owsem, czy sianem, nie pozwalał się prowadzić, szalał, brykał, gryzł kopał - wszystko zwyczajnie ze strachu :-(
a ja nawet do stanówki prowadziłam go na kantarku, taki potrafił być misiowaty... biedny koniu
w końcu zaufał mojemu kuzynowi i tam poszedł na zasłużoną emeryturę, własne pastwisko, super żywienie i kilka klaczy co roku - piękna końcówka zycia :-) należało się chłopu i to bardzo
no i właśnie w związku z tym zastanawiam się, czy konieczne jest dla samotnego konia towarzystwo innego....tak jak to jest w mojej sytuacji. Pracuję w domu, a koń ma mnie prawie na okrągło. Bo jak nie jestem z nią na podwórku to ona może zajrzeć do domu przez okno!
Uwielbiam jak sie przy mnie kładzie i się miziamy....i rozpieszczamy smakołykami! Wiem, ze to takie nie-końskie zasady ale jakoś nam to pasuje.
Ja myśle, że nie jest konieczne jeśli spędza się zkoniem duzo czasu - ale jak czas ma sie ograniczony, to koń może sie czuć samotny - w końcu to zwierze stadne! Dlatego warto kupić choćby kota czy baranka do stajni - u nas był koń, który stał z barankiem w boksie i się bardzo zaprzyjaźniły. A fanka kotów jest Branka - czesto widze koty łażące po jej boksie, kładące się w żłobie - a ona jest w stosunku do nich bardzo delikatna.
branka ł. Ale oczwiście taką więź można zbudować z każdym innym koniem(choć ja jeszcze nie do końca wiem jak).
branka ł. Ale oczwiście taką więź można zbudować z każdym innym koniem(choć ja jeszcze nie do końca wiem jak).
Hi!Hi!
Baranka!
Przypomniałaś mi czasy dzieciństwa jak u nas w stajni,żeby wejśc na strych i zrzucic siano koniom trzeba było przejśc przez owczarnię.A tam się czaił potworny baran i czekał.Wyskakiwał jak diabeł z zakręconymi rogami i trzeba było nie lada sprytu,żeby przebiec mu żywcem przed nosem i doskoczyć do drabiny.Boże! Jak ja się go bałam!
OT.I jadę do Tani.
Magdo, moja klacz też mnie liże...i to dość często i też nie wiem co to znaczy.
ZAWSZE mnie liże jeśli np, kończą mi się smakołyki i mówię :"nie mam".
Bo ja je tak nauczyłam , jak wypowiadam słowo "nie mam" to nie mam i nie wolno im podskubywać itp. Zresztą nawet nie próbują.
Ale właśnie klacz mnie wtedy liże.....i to z jakimś takim zaangażowaniem...dokładnie....Ciekawa jestem co to oznacza?
Ale może stworzyć osobny temat mowa ciała koni?
Aha moje kopytne też mnei wylizują... czasem dość dokładnie śliniąc przy tym polar, oficerki, czy bryczesy :?
Najmniej przyjemne jest jednak iskanie "grzywy" - ząbkami wiem, chcą dobrze, bo w stadzie też się tak iskają, ale moja głowa nie za bardzo to wytrzymuje
Domingo lubił złapać mnie zębami... nie zamykał paszczęki, zupełnie bez agresji - po prostu łapał sobie np moje ramię przy czyszczeniu (nie wiążę koni) nigdy nie robiąc mi krzywdy najmniejszej, albo pysk opierał (to już mniej zabawne, bo ciężki ten koński łepek) ale to facet był, a jaka kobita chłopa zrozumie? ;-)
Podrzucam linkędo wcześniejszej rozmowy o lizaniu różnych rzeczy (i ludzi) przez konie. Teolinek.
Roksa, fajnie ze napisalas o swoich spacerach, widze ze idzie wam coraz lepiej
Ja nawet nie zauwazylam kiedy Avra sie zrobila koniem "ujezdzalniowym", glownie z powodu czestych zmian stajni, niedawno pierwszy raz zabralam ja na spacer i obie sie zdziwilysmy ze fajnie. Ona nawet nie chciala wracac :lol: Tylko ze dopiero musze znalezc jakies ciekawe miejsca do spacerowania
Ailusia Ja nawet nie zauwazylam kiedy Avra sie zrobila koniem "ujezdzalniowym",
Ailusia Ja nawet nie zauwazylam kiedy Avra sie zrobila koniem "ujezdzalniowym",
Piękne, baśniowe zdjęcie...
Bardzo mnie to cieszy że coraz wiecej osób spaceruje z końmi Ja wczoraj też byłam - były szalony galop po polach, kłus, skoki przez zwalone drzewo, coś do jedzenia bo już zielona trawka gdzie niegdzie się pojawia a nawet bawiliśmy się w chowanego. Jak zniknę Roksi z pola widzenia to ona szuka mnie i rży nawołują mnie a kiedy mnie znajdzie to kładzie głowę na ramieniu i przytula się chrapami do policzka Jest niesamowita Wczoraj spacerowaliśmy po nowym terenie, którego ona nie znała i wtedy ja prowadziłam a ona szła za mną a kiedy tylko się zorientowała że tu już była i zna teren to odważną udawała i przejmowała przewodnictwo. Pozwalam jej iść pierwszej aby odwagę ćwiczyła bo nie należy do koni odważnych tylko tych zajmujących drugie miejsca. Nawet zdarza się że pies robi za przewodnia a ona idzie za nim
Zaraz doślę filmiki ze spotkania Roksi z końmi kolegi
A oto te filmy:
http://pl.youtube.com/watch?v=rj-0ipJOOCo
http://pl.youtube.com/watch?v=vgxspnFcWUw
Spotkanie było 29.09.2007r.
Roksa zainspirowałaś mnie!
W sobotę i w niedzielę chodziłam z Lunka luzem po puszczy. Nie masz pojęcia jaka była zdumiona jak spuściłam ją z uwiązu! Jak furczała na początku! A potem to już skubała trawkę....ja szłam naprzód i jak już byłam daleko to klacz doganiała mnie galopem. Ale wyprzedzić mnie jeszcze nie ma odwagi!
A wczoraj porozwieszałam wcześniej białe prześcieradła na drzewach na trasie naszego spaceru. Wyszłyśmy jak już nieco szarzało, bo wtedy nie ma ludzi. I tak rzadko bywają...no, ale ona kopie...chlip.
Te prześcieradła nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Nawet jak do nich podchodziłam i potrząsałam nimi....w siodle byłby już problem.
Może w nast. weekend uda mi się zrobić jakieś fotki.
Dzięki Roksa!