Czytam, czytam i mam pytanie
Czytam, czytam i mam pytanie
W ostatnim czasie moje rozumienie przywództwa, hierarchii dość się zmieniło. Ponieważ pojęcia mają zawsze pewien ładunek emocjonalny i ważne jest jakimi pojęciami się posługujemy (bo to wpływa na nasze nastawienie) wolę nie używać słowa przywództwo. To słowo wiąże się z rządzeniem, wymuszaniem posłuszeństwa (przynajmniej mi). Dlatego w stosunku do koni ostatnio używam określenia „kto tu kim się opiekuje”. O, przewodnik, to jest dobre słowo! Wyobraźcie sobie sytuację jakiegoś oddziału żołnierzy podczas wojny, niech będzie drużyna zwiadowcza. Dowódca jest zawsze ktoś z klucza i wielkim szczęściem dla oddziału jest, gdy tą osobą jest ktoś, na kogo postawiliby (gdyby mieli wybór) pozostali. No komu złożysz w rękach swój los? Komu powierzysz życie? Skąd biorą się bunty? Jaka jest różnica w Twoim posłuszeństwie i lojalności wobec dowódcy, którego wybierasz sam a takiego, którego wybrali dla Ciebie? Podobnie jest z końmi. Nie powinno się myśleć, jak nad koniem zapanować, jak nim powodować tylko jak zasłużyć na to, by on sam z siebie złożył w naszych rękach swoje życie, by nam zawierzył. Na to trzeba zasłużyć, trzeba być wystarczająco dobrym dla konia. Dla koni o silnym charakterze trzeba być jeszcze lepszym, bo one łatwo widzą „oj Ty ciapo, nie umiesz się nami zająć, widzę, że ja muszę się nami zaopiekować”. No i mamy konia dominującego, który nie widzi w ludziach nikogo wystarczająco dobrego, komu może zawierzyć. Musi dbać sam o siebie.
Bardzo fajnie wyjaśniła, co to znaczy być „lepszym, szybszym” dr Krzysztof Skorupski podczas pierwszego wykładu w Sierakowie. Zwróciłam na to szczególną uwagę i wczoraj oglądając o ten film
http://www.youtube.com/watch?v=8AsVJJ3Mt...ture=share
także zauważyłam, że kilka osób mówi podobnie – wielu z nas jest dla koni niewystarczających, nie dorównujemy im. Dlaczego miałyby nam ufać?
Kiedyś sądziłam, że są ćwiczenia na poprawę zaufania między koniem z człowiekiem. No i one są ale to nie są ćwiczenia dla koni, to nie są ćwiczenia by konie stawały się lepsze, odważniejsze, pewniejsze. To są ćwiczenia dla ludzi na to, by dać im szansę udowodnienia koniowi, zę są godni zaufania. To my się szkolimy. Jest takie fajne zdanie Jana Mickunasa, że by poprawić koniowi równowagę, trzeba go z niej wytrącać i dawać szansę na samodzielne jej odzyskanie (np. praca w terenie na nierównościach). Tak samo z tym zaufaniem i liderowaniem – stawiamy siebie i konie w trudnej sytuacji i musimy mu udowodnić, że warto na ufać. To te wszystkie zabawy z parasolkami. Tylko w tych zabawach jest mała pułapka, a może i ogromna pułapa – skupiamy się na pracy nad sobą tylko podczas ćwiczeń a przecież z koniem jesteśmy w tysiącu różnych innych sytuacji i tam też musimy udowadniać. Dlatego za Heuschmannem wolę holistyczne podejście do tematu – każda czynność wykonywana z koniem to trening, to nauka. W każdej chwili musimy być wystarczająco dobrzy, podczas wchodzenia do boksu, prowadzenia do uwiązu, przy kowalu, czyszczeniu. Każdy gest ma znaczenie, jeden gest może nas zdegradować i jeden gest może włożyć nam do kieszeni serce konia. Idea szacunku, zaufania jest holistyczna, to nagroda za bycie dobrym koniarzem w każdej pierdołowatej nawet sytuacji. I nie, nie ma na to recepty. Dlatego tak mało prawdziwi koniarze pisali o tym książek, o tym jak być prawdziwym koniarzem. Żaden z nich nie mógł mieć takiego tupetu, by mówić innym „bądźcie tak wspaniali jak ja”. Mogli pisać tylko o technicznych rzeczach i może ogólnie o podejściu. Na końcu tej drogi i tak w końcu po tych wszystkich metodach, podejściach, technikach, jak to wszystko poznasz i tak zostaje człowiek sam ze swoim koniem w konfrontacji ze swoim charakterem.
I jeszcze odnośnie błędów – za bardzo się chyba nimi przejmujemy. Nie powinno nas frustrować, że coś nie wychodzi, że koń czegoś nie robi. Weźmy to po stoicku – robi to dobrze, nie robi – drugie dobrze! Wyciągać wniosek i ze spokojem szukać wspólnej przyjemności dalej!
Magda, myślę ze warto się zastanowić i sprawdzić, czy to rzeczywiście nieposłuszeństwo i "naumienie się" konia sprawia, że masz z nim kłopoty. Zadałabym sobie pytanie, czy mój koń przy innych tez się tak zachowuje?
Znam przypadek konia, który miał w nawyku wyrywanie właścicielce uwiązu podczas spaceru (nawet popasu, podczas którego miał nieograniczony-uwiąz luźny- dostęp do trawy). Wyrywał uwiąz i odbiegał na dwa metry. Każda próba chwycenia liny skutkowała kolejnym odbiegnięciem. Zadziwiający był fakt, że gdy chwyciłam uwiąz i chodziłam z koniem po trawie w kółko, dawałam mu się paśc, po czym za chwilę szłam dalej, kazałam stać cierpliwie i nie jeść, wymyśłałam najprzeróżniejsze kombinacje, żeby konia trochę podpuścić, koń nawet tego uwiązu nie napiął. Dodam, że z tym koniem nie pracowałam na co dzień, nie znał mnie (może z widzenia :wink: ) Przekonana, że ze zwierzakiem wszystko jest okej, oddałam go właścicielce. Dotknęła linki, koń jakby został porażony prądem, od razu się wyrwał.
Wniosek nasunął mi się jeden- koń czuł moje zdecydowanie i determinację. Nie musiałam nic robić, ustawiać, przestawiać, ustalać hierarchii, bo została ona ustalona w momencie chwycenia przez mnie linki.
Zrób eksperyment i sprawdź. Masz już Pamira kilka lat, nie można ciągle swoich porażek usprawiedliwiać poprzednim właścicielem, złymi doświadczeniami, bo choć mają one wpływ na psychikę konia, to dobra praca eliminuje bardzo szybko takie zachowania ( nie chcę uogólniac, bo niektóre nawyki tkwią w koniach bardzo długo).
Abstrachując od waszego przypadku zastanawia mnie ostatnio jedna rzecz. Z kimkolwiek bym nie rozmawiała, to każdy mówi " ja to mam trudnego konia, on robi, to, to, to i to". Spotykam się z tym tak często, że zastanawia mnie, czy to nie jest jakaś nowa moda, trend, pragnienie wytłumaczenia się przed samym sobą i środowiskiem.
Chciałabym, żeby nadszedł czas takiej refleksji,żeby ludzie zastanowili się, kto w związku koń-człowiek jest tym "trudnym" elementem.
Cejloniara W ostatnim czasie moje rozumienie przywództwa, hierarchii dość się zmieniło. [...]
Cejloniara W ostatnim czasie moje rozumienie przywództwa, hierarchii dość się zmieniło. [...]
Całkowicie się zgadzam ze stwierdzeniem, że koń ma byc posłuszny zawsze, w każdym momencie. Tzn w każdej chwili, kiedy jesteśmy z koniem, musimy zwracać uwagę na to, by mu nie pozwalać na zachowania naszym zdaniem nieakceptowalne. NIGDY!
Z drugiej strony bardzo wiele można zaobserwować przyglądając się stosunkom koni w stadzie.
Myśmy ostatnio połączyli dwie grupy koni w jedno stado. W jednej grupie "pensjonatowej" była jedna dorosła klacz (nasza Folblutka), trzyletnia kobyłka śląska Rodezja, też 3 letnia klacz konik i piecioletni wałek konik Jaspis i jeszcze jedna klacz, dorosła ale bardzo dziwna socjalnie (odchowana w dziwny sposób i do dziś nie zachowująca się w stadzie w pełni normalnie) Funny. W tej grupie alfą była Folblut.
Druga grupa to nasze konie: klacze (Liberia i jej rodzina i nie spokrewniona-Jamajka, która robi za kaprala rozbójnika) i dwa wałki kuce, z czego Nugat jest "ogierem czołowym". Tutaj alfą jest od dawna Liberia.
No i jak puściliśmy to wszystko razem (po dość długim okresie, gdy widziały się codziennie przez płot, mogły się dotykać nawet) to powstała bardzo dziwna sytuacja.
Rodezja pokopała Liberię, która jej pozornie ustąpiła, uciekła. I zrobiło się tak: Rodezja wyganiała Liberię ale już nie byłą w stanie wygonic jej córek, obie skutecznie jej się przeciwstawiły, nawet nie było ostrego ścięcia (no może trochę z Jamajką ale w sumie dość bezkolizyjnie się to odbyło, głównie dużo hałasu było, nie walczyły bezpośrednio). Czyli alfa pozornie ustąpiła ale przejęła władzę pośrednio-jej dzieci i kapral (Jamajka) zrobiły to w sposób bezpośredni, wyganiając Rodezję od jedzenia. Liberia po prostu weszła na gotowe:-)
A Folblut ustawiła się "równolegle" nie wdając się w jakieś większe konflikty początkowo, potem zaczęła sobie budować pozycję stopniowo ale "bezkrwawo".
Czyli biły sie bezpośrednio konie będące w stadzie niżej, rozrabiała Rodezja (w pierwotnym stadzie druga) walcząc z córkami mojej alfy i kapralem z mojego stada a zupełnie nie walczyła moja alfa! No potem widziałam jak Liberia już "własnymi rękami" ustalała sobie z Folblutem i nie wiem w zasadzie co ustaliły bo teraz obie się grzeją i łażą jedna za drugą.
Do czego zmierzam: moja alfa przejęła władzę pośrednio, nie walcząc bezpośrednio z końmi z drugiego stada. Przez moment wydawało się, że jej dominacja się chwieje ale teraz wszystko wraca do normy.POWOLI!
Natomiast wałki nie walczyły w ogóle (ale jak łączyliśmy konie Nugata nie było, przyjechał dopiero teraz więc wszedł już "na gotowe") ale one się znały wcześniej i miały już wcześniej ustalone (dwa lata temu!) kto jest górą i natychmiast do tej starej hierarchii powróciły. Nugata nie było całą zimę ale wszedł do stada całkiem gładko, musiał tylko pokazać Rodezji, że nie wolno go atakować.
Ona zresztą też jest rozbójnik-każdego konia obcego musi zaczepić i dopiero jak oberwie to się odczepia:-)
Do czego zmierzam: konie mają dwie metody ustalania dominacji miedzy sobą: bezpośrednio (w starciu, które może przyjmowac różne formy, np tylko "akustyczne"-Jamajka dość często "wrzeszczy" na inne konie i nic więcej już nie musi zrobić-ale ona jest wielka i potężna:-) albo pośrednio-tak jak Liberia powróciła na swoją pozycję alfy dlatego, że jej córki przejęły władzę bezpośrednio.
I jeśli człowiek ustawia się w pozycji alfy to nie powinien zachowywać się jak "kapral", czyli nie powinien się wdawać w starcia bezpośrednie-taki jest mój wniosek!
Dużo lepsze będzie przejęcie władzy "pośrednie" ale nie za pomocą innych koni (chociaż to też działa!) tylko porzez zdobycie sobie AUTORYTETU! Czyli przekonanie koni, że WARTO robic to co człowiek chce, bo koń na tym skorzysta, bo człowiek WIE LEPIEJ! Na tej zasadzie powstaje zaufanie koni do człowieka.
Na tej zasadzie JA mogę zrobić swojemu koniowi zastrzyk a weterynarz (dobry, specjalizujący się w koniach!) uczy się latać!!!
Od bardzo dawna NIE MUSZĘ ustalać dominacji bezpośrednio z końmi u mnie wychowanymi, one to generalnie akceptują niejako z założenia!
Natomiast zupełnie co innego jest z koniem obcym, z zewnątrz-i tu niestety dominacja bezpośrednia bywa potrzebna...
A pojęcie "kaprala" wzięłam od Jaime Jacksona z jego analizy stosunków w stadzie dzikich koni:-)
Dziękuję Daguś
Magdo, no właśnie ja nie uważam, że koń musi być nam tak zawsze i wszędzie absolutnie posłuszny. Koń ma prawo się nie posłuchać. Jeśli nie będzie popełniał błędów, to nie będzie się uczył. Nie możesz też zakładać, że konia tak da się wyszkolić (czy raczej wytresować), że on już wszystko umie. To nigdy nie jest skończony proces. Przecież wiesz.
Ja jestem lub może raczej bardzo bym chciała być daleko od takiego strasznego skupiania się "jak rządzić", "jak objąć tron". W opisywanej przez Magdę sytuacji stadnej o wiele bardziej mnie interesuje, dlaczego konie chcą być "alfa", co je do tego motywuje? To jest dla nas moim zdaniem ważniejsze niż tam "jak kopnąć" czy "jak uszy położyć". Ja z kolei często obserwowałam sytuacji, gdzie alfa była klacz starsza, wcale nie najsilniejsza a i tak nikt nawet nie pomyślał, by kwestionować jej przywództwo.
Myślę, że kwesta posłuszeństwa zależy do tego co człowiek zamierza z koniem robić.
Ja zresztą też staram się, żeby ten stosunek z koniem miał elementy partnerstwa-koń ma prawo mieć swoje zdanie w pewnych kwestiach i ma prawo podejmować własne decyzje-ja tego nie kwestionuję. Miałam na myśli takie sprawy zasadnicze typu: nie wolno człowieka kopać, gryźć, popychać NIGDY! bo to są kwestie naszego bezpieczeństwa, w końcu my nie ważymy 500 kg prawda? Koń po prostu musi wiedzieć kiedy może przejąć inicjatywę i na co może sobie pozwolić.
No i wszystko zależy od konia, od jego charakteru i od tego, do czego ma być przeznaczony.
Np mój układ z Liberią, czyli końską alfą jest mocno partnerski-na wiele jej pozwalam ale też ona bardzo dużo daje sama od siebie. No zwyczajnie ona dba o swojego człowieka:-) Ale z doświadczenia wiem, że nie z każdym koniem da się uzyskać takie porozumienie (ale przyznaję, że w tą kobyłę włożyłam wyjątkowo dużo pracy i serca:-) jak z nią. Zwłaszcza bardzo cięzko jest tak dogadać się z koniem zimnym, flegmatycznym. No i z koniem który był rozpuszczony-to też jest bardzo trudne. Bo jeśli koń kiedyś się nauczył, że zasady można łamać to nigdy potem nie można mieć do niego 100% zaufania...
A co do przywództwa w stadzie to ja to widzę tak samo przecież. Tyle że u mnie sytuacja byłą interesująca bo połączyliśmy dwa stada o już ustalonej hierarchii i obserwacja tego co się działo potem była naprawdę ciekawa. Bo były równolegle dwie alfy, dwa (no raczej dwie) kaprale itd. I byłam bardzo ciekawa jak konie to między sobą ułożą, tzn one nadal to układją, to na razie jest proces trwający ale mam wrażenie, że Liberia stopniowo i bez walki wraca na pozycją "alfy głównej" ale wcale to nie jest takie jednoznaczne.
Jackson pisze o takiej sytuacji, gdy dwa niezależne stada przez pewien czas się łączą i ich funkcjonowanie jest poniekąd "równoległe" konie nie walczą między sobą, nawet ogiery.
U mnie nie było w ogóle konfliktu między facetami, to klacze mają problem i nie mogą dojść do ładu po "fuzji".
Karolina Jaskulska Magda, myślę ze warto się zastanowić i sprawdzić, czy to rzeczywiście nieposłuszeństwo i "naumienie się" konia sprawia, że masz z nim kłopoty. Zadałabym sobie pytanie, czy mój koń przy innych tez się tak zachowuje?
Znam przypadek konia, który miał w nawyku wyrywanie właścicielce uwiązu podczas spaceru (nawet popasu, podczas którego miał nieograniczony-uwiąz luźny- dostęp do trawy). Wyrywał uwiąz i odbiegał na dwa metry. Każda próba chwycenia liny skutkowała kolejnym odbiegnięciem. Zadziwiający był fakt, że gdy chwyciłam uwiąz i chodziłam z koniem po trawie w kółko, dawałam mu się paśc, po czym za chwilę szłam dalej, kazałam stać cierpliwie i nie jeść, wymyśłałam najprzeróżniejsze kombinacje, żeby konia trochę podpuścić, koń nawet tego uwiązu nie napiął. Dodam, że z tym koniem nie pracowałam na co dzień, nie znał mnie (może z widzenia :wink: ) Przekonana, że ze zwierzakiem wszystko jest okej, oddałam go właścicielce. Dotknęła linki, koń jakby został porażony prądem, od razu się wyrwał.
Wniosek nasunął mi się jeden- koń czuł moje zdecydowanie i determinację. Nie musiałam nic robić, ustawiać, przestawiać, ustalać hierarchii, bo została ona ustalona w momencie chwycenia przez mnie linki.
Zrób eksperyment i sprawdź. Masz już Pamira kilka lat, nie można ciągle swoich porażek usprawiedliwiać poprzednim właścicielem, złymi doświadczeniami, bo choć mają one wpływ na psychikę konia, to dobra praca eliminuje bardzo szybko takie zachowania ( nie chcę uogólniac, bo niektóre nawyki tkwią w koniach bardzo długo).
Abstrachując od waszego przypadku zastanawia mnie ostatnio jedna rzecz. Z kimkolwiek bym nie rozmawiała, to każdy mówi " ja to mam trudnego konia, on robi, to, to, to i to". Spotykam się z tym tak często, że zastanawia mnie, czy to nie jest jakaś nowa moda, trend, pragnienie wytłumaczenia się przed samym sobą i środowiskiem.
Chciałabym, żeby nadszedł czas takiej refleksji,żeby ludzie zastanowili się, kto w związku koń-człowiek jest tym "trudnym" elementem.
Karolina Jaskulska Magda, myślę ze warto się zastanowić i sprawdzić, czy to rzeczywiście nieposłuszeństwo i "naumienie się" konia sprawia, że masz z nim kłopoty. Zadałabym sobie pytanie, czy mój koń przy innych tez się tak zachowuje?
Znam przypadek konia, który miał w nawyku wyrywanie właścicielce uwiązu podczas spaceru (nawet popasu, podczas którego miał nieograniczony-uwiąz luźny- dostęp do trawy). Wyrywał uwiąz i odbiegał na dwa metry. Każda próba chwycenia liny skutkowała kolejnym odbiegnięciem. Zadziwiający był fakt, że gdy chwyciłam uwiąz i chodziłam z koniem po trawie w kółko, dawałam mu się paśc, po czym za chwilę szłam dalej, kazałam stać cierpliwie i nie jeść, wymyśłałam najprzeróżniejsze kombinacje, żeby konia trochę podpuścić, koń nawet tego uwiązu nie napiął. Dodam, że z tym koniem nie pracowałam na co dzień, nie znał mnie (może z widzenia :wink: ) Przekonana, że ze zwierzakiem wszystko jest okej, oddałam go właścicielce. Dotknęła linki, koń jakby został porażony prądem, od razu się wyrwał.
Wniosek nasunął mi się jeden- koń czuł moje zdecydowanie i determinację. Nie musiałam nic robić, ustawiać, przestawiać, ustalać hierarchii, bo została ona ustalona w momencie chwycenia przez mnie linki.
Zrób eksperyment i sprawdź. Masz już Pamira kilka lat, nie można ciągle swoich porażek usprawiedliwiać poprzednim właścicielem, złymi doświadczeniami, bo choć mają one wpływ na psychikę konia, to dobra praca eliminuje bardzo szybko takie zachowania ( nie chcę uogólniac, bo niektóre nawyki tkwią w koniach bardzo długo).
Abstrachując od waszego przypadku zastanawia mnie ostatnio jedna rzecz. Z kimkolwiek bym nie rozmawiała, to każdy mówi " ja to mam trudnego konia, on robi, to, to, to i to". Spotykam się z tym tak często, że zastanawia mnie, czy to nie jest jakaś nowa moda, trend, pragnienie wytłumaczenia się przed samym sobą i środowiskiem.
Chciałabym, żeby nadszedł czas takiej refleksji,żeby ludzie zastanowili się, kto w związku koń-człowiek jest tym "trudnym" elementem.
Nie ma człowieka na tyle silnego, zeby utrzymał konia, jak ten zdecyduje, że chce się wyrwać, żeby to nawet był Gołota!
To nie o siłę fizyczną tu chodzi a o zdecydowanie człowieka...
My odpracowujemy właśnie takiego konika polskiego, za którym się poczatkowo rewelacyjnie jeździło na butach i to w każdej praktycznie sytuacji... I niestety nie udało mi się wymyślić innego rozwiązania jak zastosowanie patentu, który mu uniemożliwi ciągnięcie...
teraz stopniowo zaczynamy się z tym koniem dogadywać ale strasznie ciężko to idzie. I jest to moim zdaniem utrwalony nawyk, który powstał jak koń był młody-nauczył się, że jak wystarczająco mocno pociągnie to człowiek puści i już... I teraz jak chce to wykorzystuje to niestety i to w sposób, który stwarza zagrożenie zarówno dla człowieka jak i dla samego konia również.
Dodam, że na dziś koń jest ujeżdżony i oprzęgnięty natomiast od czasu do czasu sprowokowany jakąś nietypową sytuacją ucieka. Przy czym nie ma to związku z pracą (nowe rzeczy przyjmuje dobrze, np pod siodłem jest bardzo fajny, włącznie z samodzielnymi terenami) ale jest taki niepewny...
Na dziś w obsłudze nie sprawia trudności-pozornie jest wszystko w porządku, nie znając go można by powiedzieć że normalny zrobiony koń! Ale ja wiem, że w każdej chwili może zrobić coś takiego i wtedy jest niemalże nie do opanowania. I nie jest to ucieczka do trawy dwa metry dalej-on ucieka do skutku, dopóki się nie wyrwie.
No i niestety problem ten (sprowokowany błędem powożącego i sytuacją, nie będę teraz o tym pisać bo to długa historia) pojawił się również w zaprzęgu-próby ucieczki, co jest skrajnie niebezpieczne...
jego właścicielka określiła go: odbezpieczony granat...
A koń jest zimny i twardy, uparty i zupełnie nie jest nerwowy.
Ja mam konia, który w przeszłości bardzo lubił się odsadzać.
Dbałam, przejmowałam się, bałam się zostawiać go samego, nie wiązałam, po pewnym czasie stwierdziłam, że koniec.
Koń ma umieć stać, a co za tym idzie, ustepować od nacisku niezależnie od różnych czynników.
Przepracowałam. Długo to zajęło, ale (odpukać) zapomniałam o tym narowie. Koń nauczył się odchodzić od nacisku w prżód, zamiast się zrywać.
Można by to porównać (nie wiem czy słusznie, ale tak mi się wydaje) do konia, który przeciąga na kantarze. Czasem przeciąga, a czasem nie- to znaczy, że jest nauczony ustąpienia od nacisku kantara, czy nie ?
A co do stada, Magda opisuje bardzo ciekawe rzeczy, od jakiegoś czasu szukam po zagranicznych publikacjach artykułów o zachowaniu koni w stadzie. Niesamowite jest to, jak konie ustalają między sobą pozycję.
Mamy stado, które z małego, hermetycznego, rodzinnego stadka, zmieniło się w 9 konną ekipę z "różnych stron"
Na początku było to bardzo płochliwe, zżyte stado. Najstarsza kobyła rządziła, a za nia jak cień podążał rudy mamisynek, gdy przychodziły nowe konie. Matka alfa stała na wzgórzu i wypuszczała zwiadowców, żeby zrobili porządek, a sama wkraczała dopiero później. Potem jak przyszło więcej nowych koni (więcej wałachów). Rudy mamisynek stał się przywódcą, matka alfa zeszła na drugi plan, ale wciąż ma poważanie. Nowy, młody wałach w stadzie próbował, próbował i w końcu wydaje mi się , że udało mu się przejąć władzę, bo to on obstawia wejście do stajni, jak schodzą na karmienie, ale bardzo czesto wydaje mi się, że z rudym są na równi i cały czas próbują się ustawiać. Zaganiają swoje klacze. Zaczęły też pojawiać się akty kopulacyjne i takie typowe ogierze zachowania, których wcześniej nie było w ogole widać... Ostatnio znów przyszedł nowy koń, młody wałąszek. Rudy zachował się zaskakująco. Najpierw zagonił stado, a potem poszedł do młodego, trochę go przetrzymał w kącie, ale bez kopniaków, a potem zaczął zachęcać go do zabawy. Natomiast ten drugi, ja mówię na niego tyran, pozornie miał go w głębokim poważaniu, ale jak tylko próbował podejść do paśnika, to była krwawa rzeź- gonienie, kopanie i gryzienie.
Nie chcę was zanudzać, ale mogłabym tak pisać w nieskończonośc.
Magda Kaźmierczak Staram się być pewna siebie, zdecydowana,zdeterminowana,...
Magda Kaźmierczak Staram się być pewna siebie, zdecydowana,zdeterminowana,...
No właśnie ja się tego boję, bo mój koń za smakołyk zrobi wszystko. Nauczyłam go, że smakołyk dostaje po pracy, nie przed i nie w trakcie. Z jednej strony smakołyki go motywują, ale z drugiej obawiam się, że łatwo przekroczyć granicę z takim koniem. Obawiam się, że dam mu jeden smakołyk, to będzie mnie napastował o kolejny.
Tak dla przykładu. Ja zazwyczaj jak go czyszczę to przywiązuje go przed boksem. Któregoś razu przyjechałam z zamiarem przelonżowania kona na kantarze. Poszłam po szczotki a mąż konia wypuścił na korytarz i poszedł z nim do siana. Przyszłam, wzięłam konia, uwiązałam kawałek dalej przy jego boksie i wyczyściłam. Ale jak wychodziłam, koń zrobił w tył zwrot i polazł do siana. Ciągnąc mnie oczywiście za sobą, bo tego się nie spodziewałam. Trzy razy po chamsku przeciągnął mnie po stajni. Dopiero mąż go wyprowadził, ale użył więcej siły, koń odpuścił. Ja do takich sytuacji staram się nie doprowadzać, bo wiem, że mój koń potrafi je wykorzystać.
Ostatnio dla zabawy nauczyłam Pamira kłaniać się za pomocą marchewki. Mój koń po 3 próbach pojął o co chodzi. Ale skubany kłania się kiedy schylam się zakładając mu ochraniacze i oczekuje nagrody Raz nawet nie musiałam się schylać, wykoncypował sobie, że może jak się ukłoni, to mu coś dam. I dlatego, boję się używać smakołyków jako motywacji. Mam inteligentnego konia, czasem zdarza się, że skubany mądrzejszy ode mnie jest :lol:
Karolina Jaskulska Ja mam konia, który w przeszłości bardzo lubił się odsadzać.
Dbałam, przejmowałam się, bałam się zostawiać go samego, nie wiązałam, po pewnym czasie stwierdziłam, że koniec.
Koń ma umieć stać, a co za tym idzie, ustepować od nacisku niezależnie od różnych czynników.
Przepracowałam. Długo to zajęło, ale (odpukać) zapomniałam o tym narowie. Koń nauczył się odchodzić od nacisku w prżód, zamiast się zrywać.
Można by to porównać (nie wiem czy słusznie, ale tak mi się wydaje) do konia, który przeciąga na kantarze. Czasem przeciąga, a czasem nie- to znaczy, że jest nauczony ustąpienia od nacisku kantara, czy nie ?
Karolina Jaskulska Ja mam konia, który w przeszłości bardzo lubił się odsadzać.
Dbałam, przejmowałam się, bałam się zostawiać go samego, nie wiązałam, po pewnym czasie stwierdziłam, że koniec.
Koń ma umieć stać, a co za tym idzie, ustepować od nacisku niezależnie od różnych czynników.
Przepracowałam. Długo to zajęło, ale (odpukać) zapomniałam o tym narowie. Koń nauczył się odchodzić od nacisku w prżód, zamiast się zrywać.
Można by to porównać (nie wiem czy słusznie, ale tak mi się wydaje) do konia, który przeciąga na kantarze. Czasem przeciąga, a czasem nie- to znaczy, że jest nauczony ustąpienia od nacisku kantara, czy nie ?
Nie edytuję bo chcę wrócić do relacji w stadzie, bo pisząc poprzednio "zgubiłam" jednego konia.
Jest to klacz kucka (duża, taka pod 140 cm, dorosła) którą bym określiła jako "samotnie unoszący się wierzchołek"
Niby jest socjalna, akceptowana przez inne konie i w pełni normalna ale jest taka...obojętna. Tzn dopóki była u nas jej matka (która aktualnie stoi gdzie indziej) i siostra (którą sprzedaliśmy) to trzymały się razem, tworząc własną "grupę rodzinną"
jesienią ta kucka (Prosiak popularnie zwana) została sama z tej grupy. I tak: ona jest w stanie wygonić od jedzenia wszystkie duże konie, za wyjątkiem Liberii i Nugata. Z Lierią często jedzą razem ale też bywa że Liberia wywali Prosiaka jak np zacznie za mocno rozrabiać i przesadzi z wywalaniem innych koni, zwłaszcza źrebaka.
Natomiast Nugat (który jest jej półbratem, z tej samej matki) bardzo długo Prosiaka nie tolerował W OGÓLE! Wyganiał ją z okólnika do skutku, tzn do momentu aż np wyskoczyła przez płot i uciekła, nie było możliwości puścić ich razem. Teraz odkąd Nugat wrócił do stada (był w innej stajni od jesieni) są razem i nic się nie dzieje, nawet parę razy widziałam, że razem jadły.
No i zastanawia mnie ten układ, bo oona jest ewidentnie tak z boku, poza normalną strukturą stada. Myślę, że na swobodzie po prostu by odeszła, dołączyła do innego stada koni, tu nie ma takiej możliwości. Ale nie widać żeby koń odczuwał z tego tytułu jakiś szczególny dyskomfort, jest pewna siebie i spokojna.