Reakcja ludzi na konie/jeźdźców
Reakcja ludzi na konie/jeźdźców
Witam.
Nie znalazłam na forum takiego tematu, więc postanowiłam go założyć. Otóż ciekawi mnie bardzo jak Wy i Wasze konie jesteście odbierani przez innych ludzi, wiadomo, że chodzi mi o wszelakie osoby postronne, które widzą Was, kiedy jedziecie wierzchem. Wiem, że wiele zależy od tego, gdzie mieszkacie, więc chodzi mi głównie o osoby, które trzymają konie pod miastem, bądź na wsi. Jak reagują na Wasz widok ludzie ? Co robią, co mówią ? Reakcje są pozytywne, czy negatywne ? Jakieś zabawne sytuacje ?
Zacznę pierwsza.
Moje konie, w liczbie aktualnie 4 sztuk stoją pod Wrocławiem, w przydomowej stajni. Często robię/robimy z narzeczonym wypady konno - rowerowe, ponieważ on konie uwielbia na ziemi, ale jeśli chodzi o jazdę na końskim grzbiecie, to czuje się z tym średnio.
Dlatego ja wsiadam na jedną z moich kobyłek, on na swój rower i jedziemy. Trasy robimy różne, od takich półgodzinnych, po takie czterogodzinne także (oczywiście z przerwami). Jesteśmy zawsze witani przez ludzi z wielkim entuzjazmem i radością, bardzo często zdarza się, że ludzie robią nam zdjęcia/kręcą filmiki, no generalnie szał. Bywa, że pytają o możliwość pogłaskania, czy posadzenia na konia dziecka, w celu zrobienia zdjęcia, bądź zapewnienia atrakcji. Bywało, że ludzie widzieli konia przez okno, nie zdążyli wyjść z domu, kiedy mijaliśmy daną posesję i biegli za nami z wielkim wrzaskiem, żeby poczekać. Jestem czasami wręcz zdumiona tym odbiorem, bo o ile rozumiałabym dzieci w mieście, o tyle dzieci na wsi wydaje mi się, że nie powinny robić aż takiej afery z faktu zobaczenia konia. Stereotypy ? Widocznie mylne. Mój narzeczony śmieje się nawet, że ludzie czasami zachowują się, jakbym jechała na co najmniej żyrafie, czy nosorożcu, stąd tak żywa reakcja. Raz tylko zdarzyło się w godzinach popołudniowych, że jakiś starszy pan strasznie nas okrzyczał, że przejeżdżamy wieczorem koło jego domu i jego pies się denerwuje (?) Nie skomentuję.
A jak to wygląda u Was ?
Cytat:tyle dzieci na wsi wydaje mi się, że nie powinny robić aż takiej afery z faktu zobaczenia koniapowoli koń na wsi to przeżytek
W poprzedniej stajni trzeba było przejść przez nieszczęsne nowe osiedle domków jednorodzinnych, żeby dostać się do 'lasu'. Na ogół relacje były pozytywne, choć różnie bywało. Niektórym konie ewidentnie przeszkadzały i najlepiej postawiliby nam zakaz wjazdu. Był za to pan, który jak chodziłam z koniem na spacer zawsze liczył na jakąś kupę ze strony mojego konia, żeby mógł wrzucić sobie pod warzywa :mrgreen:
Teraz mam konia na wsi. Na prawdziwej polskiej wsi. Na ok 50 domów (dwie wioski) są aż 4 stajnie, więc wyjątkowo końskie miejsce. Ludzie są dobrze nastawieni, większość to starzy gospodarze, gdzie konie zawsze były, więc często mam różne końskie opowieści :wink: Sporo osób zatrzymuje się i patrzy jak pracuję z koniem. Generalnie jest ok, jedyne czego nie potrafią zrozumieć to spacerów z ziemi :roll: No ale co zrobić, skoro koń na wsi powinien pracować, a nie bujać się po polach jak pies na smyczy.
Za to zawsze strasznie mi miło jak się zachwycają moim miastowym i odpicowanym koniem
Cytat:tyle dzieci na wsi wydaje mi się, że nie powinny robić aż takiej afery z faktu zobaczenia koniapowoli koń na wsi to przeżytek
Haha, skąd ja to znam ! Jak wędruję z którymś z moich wierzchowców na spacer, to zawsze słyszę, że 'powinnam na niego wsiąść, od tego jest przecież koń!', albo 'po co go ciągać na sznurku, jest od jeżdżenia, co to za nowa moda?' i tym podobne. I też rozpływam się w zachwycie, jak ludzie cmokają z zachwytem nad lśniącą sierścią i błyszczącymi grzywami i ogonami.
W Milanówku i okolicach było tak, że jazda konna po ścierniskach była zakazana, nawet można było spotkać "chłopa" z kijem co nim machał by przepłoszyć intruzów. Rzeczywiście inaczej jest na wsi. Od kiedy z końmi już nie ewakuuję się do zimowych pensjonatów, widzę szaloną różnice w podejściu. Mam na wsi sąsiada, który pierwszy raz wsadził mnie na zimną kobyłę własnego ojca (dziadek już dawno nie żyje) i jak mnie spotyka, jest chyba przekonany, ze połknęłam bakcyla właśnie na grzbiecie "Baśki" :wink: . Co działo się potem to można gdzieś tu poczytać, a teraz jak mam przed sobą ciągnik z hałasującym "multipleksem", zwalniają, zjeżdżają czasem, zatrzymują się, by koń się nie spłoszył. Generalnie podziw to wzbudza- kobietka niezbyt duża, uparta, ma konie i radzi sobie... I prowadzi konia za grzywę, bez kantarów i tego wszystkiego. Chłopi się raczej boją koni, tak mi się wydaje. Jeśli już też coś chcą egzekwować, to siłowo. Jak jadąc spotykam ludzi podczas przerzucania siana, machają do mnie, dzieci wybiegają z domów, też chcą czasem pogłaskać konika po nosku. Z samochodami bywa różnie- jak to z kierowcami. Czasem złośliwie doda któryś gazu jak jest na naszej wysokości, krzyknie coś, ale większość jednak zachowuje ostrożność. Postrzegam różnicę pomiędzy kierowcą samochodu a ciągnika- znawcy tematu choćby z przekazów dziadka, odnoszą się ostrożniej do konia.
Jeżdżę czasem po pięknej i ogromnej łące. Jest gładka, fantastycznie długaśna, mam pozwolenie na udeptywanie jej niepodkutym kopytem, przecież nigdy mi się nie zdarzy jechać tym samym śladem, nawet się o to nie staram. I tak już 6 lat z niej korzystam. Żadnych strat, pretensji. Oczywiście korzystam z niej uwzględniając okres okres wegetacji.
Właściciel mojej stajni jest osobą znaną i poważaną w okolicy, a widok jeźdźców dla miejscowych to normalka - są tam jeszcze inne stajnie. Kiedy jadę sama na Niuńku i kogoś mijam, wymieniamy grzeczne "dzień dobry" i koniec na tym.