Niezwykłe spacery
Niezwykłe spacery
Przez te Wasze zdjęcia i opowiadania wczoraj puściłam luzem Darco w lesie... Serce miałam w gardle, bo jednak droga do domu wiedzie kawałek ulicą (wiejską i mało uczęszczaną, ale jadnak). Młody jednak wcale nie miał zamiaru wrócić sam do domu i lazł jak zwykle przy nodze - od czasu do czasu włażąc w krzaki. Byłam na tyle przejęta, że zdjęć żadnych nie mam, ale wrażenie pozostało :-)
Po kilku minutach zapięłam go jednak na lonżę, bo ludzie w lesie budzili zbyt duże zainteresowanie dzieciaka
W szoku jestem jak te Wasze koniki chodzą na spacerkach... jak pieski normalnie Po takich zdjęciach stwierdziłem, że czas nam na pierwszy spacer. Mam nadzieję,że się dziecku spodobało. Wprawdzie uszliśmy jakieś 300-400m od stajni (nie wiem czy to mało, czy dużo jak na pierwszy raz?)- ale pobyliśmy sobie poza stadem jakieś pół godziny. Spacerek w sumie jakby całkiem zwykły- ale nie dla mnie. To był kolejny nasz "pierwszy raz"...
Biedny Szelix myślał, że idzie do kumpli-a tu zonk
okazało się jednak, że nie ma źle- trawa za płotem naprawdę jest zieleńsza (i smaczniejsza) :wink:
czasem gdzieś całkiem blisko wyskoczył bażant-szelkojad
trzeba było małej wytłumaczyć, że szelkojady jadają Szelki tylko w bajkach
uwierzyła dopiero za drugim razem
...i względnie spokojnie dała się zaprowadzić do domu
Cytat:okazało się jednak, że nie ma źle- trawa za płotem naprawdę jest zieleńsza (i smaczniejsza)- jak to za płotem czy "u sąsiada" . Zawsze wszystko jest lepsze, smaczniejsze, bardziej kolorowe i na pewno sąsiad ma tego więcej Podoba mi się jak obejmujesz ramieniem Szelkę na tym zdjęciu- rewelacyjnie to wygląda! No i od razu konbieta ma pewność,że może sie wesprzeć na silnym meskim ramianiu. Wszelkie szelko - i koniojady są wtedy mniej straszne (nas napadły ostatnio na spacerku krwiożercze bociany, ale na szczęście udało nam sie umknąć )
Jak to mówią- "pierwsze koty za płoty"!!!!!!!! A modyfikując na nasze "pierwsze konie ...... "
Cytat:okazało się jednak, że nie ma źle- trawa za płotem naprawdę jest zieleńsza (i smaczniejsza)- jak to za płotem czy "u sąsiada" . Zawsze wszystko jest lepsze, smaczniejsze, bardziej kolorowe i na pewno sąsiad ma tego więcej Podoba mi się jak obejmujesz ramieniem Szelkę na tym zdjęciu- rewelacyjnie to wygląda! No i od razu konbieta ma pewność,że może sie wesprzeć na silnym meskim ramianiu. Wszelkie szelko - i koniojady są wtedy mniej straszne (nas napadły ostatnio na spacerku krwiożercze bociany, ale na szczęście udało nam sie umknąć )
ach, pamiętam pierwsze spacery... Też 200, 400m, ale powroty były w naszym przypadku szybkie i Frajda wracała nie po prostej lecz zataczając kółka wokół mnie (ciasno- niewygodnie) bo inaczej koń sam wracałby do stajni. Dawne czasy minęły i z perspektywy oceniam to w taki sposób, że koń pójdzie spokojniej i dalej im więcej zbudujemy w nim zaufania.
my także wybraliśmy sie na samotny spacerek niedaleko stajni tak z 1 km, Czambuł sam nigdy daleko nie poszedł zawsze z innymi końmi a teraz po kąpieli poszlismy sie przesuszyć, a jako iż ja niezbyt znami jeszcze okolicę to spacerek okazał się byc nieco dłuzszym niz planowałam
oczywiście bez przygód się nie obeszło, chciałam iśc na skróty przez łąkę a Czambus nie chciał na nią wejśc więc wesłzam pierwsza żeby zobaczył że łąka nie jest straszna, okazało się że straszna to może nie jest ale podmokła napewno w efekcie czego wracałam do stajni a potem do domu w mokrych butach a chłopak mądry suchutki
Ciekawi mnie mocno jak się powitają po naszym powrocie: Czambuł z Kaliną i Frajdą. Zakładam, ze konie się ucieszą, a wspólny spacer całej trójki będzie ... wesoły, bo znów razem :wink: .
A, Plankton, bardzo ładne zdjęcia!
A u mnie się wczoraj okazało, że mój koń to spacery i owszem ale najlepiej beze mnie....
Strzelił mi karabińczyk od lonży.... i co zrobił koń - oczywiście zadarł kitę i najpiękniejszym w jego wykonaniu kłusem wyciągniętym spierniczył.
Gdzie spierniczył- bo przecież chciałam super, hiper bezpiecznie więc poszłam go lonżować na OGRODZONY krosss... - spierniczył tam gdzie akurat nie było płotu (choć z odległości 500 metrów wydawało się, że płot jest. Szczególnie, ze był tam jeszcze jakiś czas temu. Niestety po plocie zostały paliki, które skutecznie z daleka "symulowały" ogrodzenie).
Więc jak mi ta lonża trzasła to się nie przejęłam. A, daleko nie poleci, myślę sobie....i idę w kierunku odkłusowującego konia.
patrzę a ten koń tak jakoś dziwnie zaczyna z perspektywy wyglądać na tym płocie... i chwilę mi zajęło, żeby zajarzyć, że kochaniutki już jest po drugiej stronie płotu.
Zamarłam bo przed nim ulica! A co koń zdobił - wyhamował do efektownego stój, przepuścił jadące auta (swoja drogą to szokujące, że ludzie zapierniczają ponad 100km/h na drodze gdzie dopuszczalne 50 i nikt nawet nogi z gazu nie ściągnie jak na rowie stoi koń!), stepem przeszedł przez jezdnię i dalej pokłusował w zborze, ale tylko parę metrów co by go przejeżdżające samochody nie rozpraszały od jedzenia.
Czego mnie to zdarzenie nauczyło;
-niestety nie jestem dla mojego konia jeszcze przewodnikiem i nie mamy zbudowanego solidnego zaufania względem siebie- potrzeba jeszcze dużo pracy
-nawet najlepiej zaplanowany spacer (bezpieczny itd,) może mieć inny scenariusz niż sobie zaplanowaliśmy
-mój koń głównie z nudów udaje, że się czegoś boi - doskonale wie co to samochód i jak należy się zachować
- nie ma co liczyć na zdroworozsądkowe zachowania napotkanych ludzi (kierowcy bez wyobraźni - i to ilu!!!!)
-każdy koń powinien być ubezpieczony - zaraz się zabieram za dopięcie tej sprawy!
- mój koń nie ma nieprawidłowego chodu (na lonży i pod siodłem i na mniejszych padokach, na które jest wypuszczany z innymi końmi drobi jak mała maszyna do szycia) - tylko zazwyczaj taka praca nie daje mu rozluźnienia- pięknie kłusował i potem utrzymał takie rozluźnienie na lonży jeszcze przez jakiś czas po tej ucieczce.
- zwykła praca na lonży czy korytarz, który teraz jedynie mogę mojemu koniowi fundować (mam złamaną rękę i nie mogę jeździć) to za mało dla niego. Potrzeba zwierzę wygalopować na dużych przestrzeniach, na długich prostych aby nie musiał co chwilę hamować i skracać wykroku.
co do przewodnictwa na spacerkach to uwierz mi , ze wyglada to troche inaczej.....nie, ze za alfa zawsze podaza kon podporzadkowany.
Jak sa dwa konie tylko , a ten podporzakowany np. jest bardziej wrazliwy na ukaszenia bakow i zwieje do stajni, to alfa za nim podazy.
Wiele razy widzialam, jak kon podporzadkowany podejmowal jakas akcje a za nim podazal dominujacy. Przy zarciu jest zupelnie inaczej. Ale spacerki czasami rzadza sie innymi prawami.
Moja klacz przed zwianiem do stajni /tylko jak ja tna gzy/ podbiega do mnie , zacheca zebym za nia galopowala....i w dluuuga!!!!!!!
Wracam na podworko, a ona stoi, obserwuje mnie z uwaznie i jak juz sie upewni, ze weszlam za brame zaczyna jesc trawe.
U nas w puszczy w tej chwili jest tyle dziadostwa latajacego, ze szok!!!!!!!!
Odpuscilam spacerki na jakis czas...
Przez kilka ostatnich dni nie miałam czasu dla koni . Poranne karmienie, szybkie sprzątanie stajni, woda do wiaderek, wypuszczanie na padoki (swobodny dostęp do boksów z niezależnych padoków aby mogły schronić się przed słońcem ) i jazda do pracy w teren, a powrót wieczorem. Postanowiłam rekompensować moją całodzienną nieobecność wyskokami na spacerki w 3 konie. Pomimo gzów. Trudno, niech kąsają.
Istotne w tym wszystkim jest to, ze od kiedy tak hasają po naszej górce, łące i po krzaczorach, leniwa pod wierzchem Kalina stała się dynamiczna hock:. Bryka z córeczką, cieszy się rozległym horyzontem, brakiem ograniczenia, wbiega pod górkę i z górki, ściga się z małą, daje z zadu z radości.
Jestem pod wrażeniem tak pozytywnego wpływu spacerków. Poza tym trawa z dzikiej łąki chyba im smakuje najbardziej, mają przepyszną kolację, a ja bawię się w pastuszka, przeżuwam źdźbło trawy, patrzę w zachodzące słońce i co ważne, odpoczywam.
Buziaki dla wszystkich odpoczywających!
Niesamowite są te wasze wspólne spacery
Sama też chodziłam na takie z Kiesą. Częstą praktyką były spacery z koniem do sklepu, do lasu, czy po łąkach. Trzeba przyznać, że uczucie jest niesamowite, kiedy koń trzyma się tak blisko człowieka z własnej woli, a kiedy coś go przestraszy, od razu przybiega i "chowa się" za nim, jakby w czymkolwiek miało mu to pomóc Przyznam, że na chwilę obecną nie zdecydowałabym się na to z innym koniem- do tego typu spacerów niezbędne jest wielkie zaufanie zarówno konia do człowieka, jak i człowieka do konia. Może kiedyś (mam cichą nadzieję na to) dojdziemy do tego poziomu przyjaźni z koniem-którego-nie-mam Jak to mówią, "wystarczy chcieć"
My na spacery chodzimy po nieużytkach, ale muszę stwierdzić, że świat się skurczył i wszystkie pola i łąki są "czyjeś", więc nie można iść ot tak prosto przed siebie, ale przewidując wszystko. A to mało poetyckie.
Cudnie!
sKad Wy macie takich zdolnych fotografow!!!!! \
ZAZDROSZCZE...
ja teraz chodze z 3 konmi, nie jest moze tak poetycko jak z jednym , za to bardzo bezpiecznie sie z nimi czuje, a one chyba ze mna, bo za daleko nie zwiewaja...chociaz zdarza sie, ze uciekna do domku....!!!!!!!