Adopcja?
Adopcja?
Kilka dni temu spotkalam znajomego i przez chwile rozmawialismy co tam u nas itd. Na pytanie o moja kobylke odpowiedzialam, ze jest coraz lepiej, ale jeszcze trzeba poczekac. No i padlo moje ulubione pytanie "a to nie lepiej sprzedac??? bo to tyle kosztuje, a nic sie z tego nie ma" Przykro mi sie zrobilo, bo ten kon dla mnie to tak jak moje dwa koty i pies za kazdym razem zasmuca mnie takie przedmiotowe podejscie wlasnie do koni. Szkoda, ze tak wielu ludzi wciaz nie widzi, ze oprocz jazdy wierzchem mozna robic milion innych rzeczy z tym zwierzakiem, nawet kiedy po kontuzji moze tylko stepowac. Zepsuty - trzeba wymienic Odpowiedzialam krotko, ze kobylka ma dozywocie u mnie, zeby sie walilo i palilo i pozegnalam sie tlumiac w sobie oprocz smutku tez gniew za ten nietakt
Az strach pomyslec ile roznych adoptowanych zwierzat bedzie sie u nas krecilo, kiedy juz bedziemy na swoim )
znam pare osob ktore maja adoptowane konie ale z roznych fundacji. sa zadowolone. kwestia tylko tresci podpisanej umowy poniewaz niktoe umowy adopcyjne jak dla mnie sa nie dopodpisania
mysle ze jest to nieglupi pmysl
tak jak mówi Joanna adopcja czemu nie ale ważne jak będzie spisana umowa.
Adopcja od prywatnej osoby (która nie może dłużej zajmowac sie koniem lub np ponosić kosztów jego leczenia) jak najbardziej tak. W ten sposób można za jednym zamachem pomóc i zwierzeciu, i człowiekowi; zdarzają się np wysłużone robocze konie, których właściciele nie chcą sprzedawać na rzeż, mimo namów sasiadów, a jednocześnie ciężko im utrzymywac niepracującego konia.
Adopcja od fundacji- dla mnie zdecydowanie nie. Wolę sama znaleźć potrzebującego konia, kupic go i utrzymwyać. Biorąc go od fundacji, oszczędzam jakąś tam mała kwote która bym za niego zapłaciła, w zamian ryzykuje nagłe odebranie mi konia, kontrole fundacji, nieprzyjemności...nie chce też, zeby ktoś mnie ZMUSZAŁ do takiego czy innego karmienia, leczenia konia, postępowania z nim. Jasne, ze jestem otwarta na sugestie, natomiast OSTATNIE SŁOWO w gestii zwierzęcia które u siebie mam, musze miec ja, a nie jakaś fundacja, która na odległośc i wedle swego widzimisię będzie nim zawiadowac. Na fundacjach sie można nieźle przejechać- pewnie znacie sprawy Centaurusa czy ProEquo.
Ja wole pomagac bezpośrednio, tzn jesli będe mieć możliwośc wzięcia nastepnego konia, to znajde i kupię go sama. Tych potrzebujących koni wszedzie wkoło jest pełno! Najpewniej będzie to po prostu starszy konik potrzebujący spokojnej emerytury. gdybym miała wolny boks, wzięłabym np tę klaczkę: http://www.gieldakoni.com/index.php?stro...2&id=12236
Wygląda tak, że...chciałabym wiedzieć, że znalazła bezpieczny dom...
przeglądam też inne fora na ten temat i jest tego troche, ale fakt niektóre fundacje mają za wysokie progi jak dla zwykłych zjadaczy chleba
i są konie po kontuzjach albo już leczone którym trzeba zapewnić codzienną zmianę opatrunku czy inne tym podobne zabiegi pracochłonne ale rokowania bywają pomyślne, albo też przytulanki ewentualnie konie z tzw trudnym charakterem
Osobiście odradzam wszystkim adoptowanie konia z fundacji, nie dość, że trzeba płacić opłatę adopcyjną na starcie. To jeszcze fundacja cały czas ma prawo narzucać opiekunowi co mu z koniem wolno a co nie, a w końcu zabrać konia, tak naprawdę w każdej chwili
I jest jeszcze kwesta źrebaków, z tego co wiem młode zdrowe kobyły źrebaki mieć mogą, a może nawet powinny, ale jeśli to koń fundacyjny to nie powinien mieć źrebaka, bo nie, poza tym źrebak też będzie fundacyjny, czyli tak naprawdę wszystkich i niczyj
Tak jak pisała Mazazel,mając środki i warunki, można zaopiekować się koniem, koni szukających pomocy jest sporo. Ale to już będzie Twój koń i Ty będziesz decydować o jego losie.
Nie dawno byłem w pewnej stajni w której właściciel "przetrzymuje" konie pewnej fundacji . Konie odebrono różnym właścicielom z różnych powodów . Zaniepokoiła mnie jednak następująca informacja : pensjonat w tej stajni wynosi 500 zł. miesięcznie . Fundacja przystała na taką cenę ale poproszono właściciela żeby na fakturze umieścił kwotę 1000 zł. za konia miesięcznie . Właściciel nie w ciemię bity odpowiedział ; dobra ale w takim razie 750 zł. dla mnie . Fundacja na to przystała . Nie wiem co o tym sądzić .? Konie mają pewno lepiej niż miały tam skąd je zabrano Podważa to jednak moje zaufanie do fundacji , która tak postępuje , mimo iż zajmuje się ona niesieniem pomocy zwierzętom krzywdzonym przez ludzi.
Nie musi się Pan ze mną zgadzać, ale ta informacja w równym stopniu podważa zaufanie do wszystkich fundacji. Czyni to brak nazwy tej konkretnej fundacji. Nie chcę odnieść wrażenia, że wszystkie są oszukańcze.
Zgadzam się , ale zanim wymienię nazwę tej fundacji muszę się upewnić że to właśnie ta.
W interesie naszym i pozostałych fundacji, a w szczególności zwierząt wskazane było by wyeliminowanie właśnie tej. Oczywiście jeśli to prawda.
Na informacje o takim działaniu pewnie czeka kilka instytucji (Policja, Izba Skarbowa, Prokurator i pewnie inne też)
Dobrze, że informacja jest w dobrych rękach.
To ja może przedstawię, na czym polega adopcja koni, psów, krów... zabranych na mocy Ustawy o Ochronie Zwierząt przez Pogotowie dla Zwierząt, którego mam zaszczyt być wiceprezesem.
Inspektorzy PdZ dostają zgłoszenie, że zwierzętom dzieje się krzywda. Jadą tam i, jeżeli warunki, w jakich przebywają zwierzaki, są zagrożeniem dla ich zdrowia lub życia, zwierzęta są zabierane, w asyście lekarza weterynarii i funkcjonariuszy policji, decyzją wójta lub burmistrza. Trafiają pod opiekę PdZ. Właścicielowi zostają przedstawione zarzuty o znęcanie się nad zwierzętami i wówczas czekamy na decyzję sądu, który wydaje wyrok.
A zwierzaki trafiają do tzw. tymczasowej adopcji. Są przekazywane bezpłatnie! Tymczasowy opiekun ma dbać o takie zwierzę, jak o swoje, ponosząc koszty utrzymania. Jeżeli sąd zasądzi przepadek mienia (takich wyroków jest coraz więcej :!: ), wówczas zwierzęta przechodzą na własność dotychczasowego opiekuna. Jeżeli natomiast sąd stwierdzi, że zabrane zwierzęta należy oddać, wówczas występujemy o zwrot kosztów utrzymania, leczenia, transportu... do wójta, który wydał decyzję o odebraniu a wójt ściąga te pieniądze od właściciela.
Do momentu decyzji sądu nie wolno adoptowanych zwierząt sprzedać, dzierżawić, rozmnażać (są one zabezpieczone przez policję jako dowód w sprawie ale cały czas są własnością człowieka, któremu zostały odebrane ) a potem... wolna wola.
PdZ musi mieć wgląd na warunki w jakie trafiają zwierzaki pod tymczasową opiekę, bo ,wierzcie mi, ludzie są różni. Najczęściej konie, psy, i inne- dostają się do raju, po tym co miały do tej pory, ale niestety zdarza się, na szczęście dużo rzadziej, że trafią "z deszczu pod rynnę". Wówczas musimy szukać im nowego domu.
Nigdy :!: nie sprzedajemy zwierząt odebranych, chociaż mielibyśmy wówczas dużo więcej funduszy na ratowanie innych, potrzebujących zwierząt.
Działamy na zasadzie wolontariatu i nikt z nas nie zarabia na niedoli czworonożnych biedaków. Liczymy, że coś wpłynie na nasze konto z 1%. Do tej pory do tego "interesu" cały czas dokładamy z własnych kieszeni i dlatego jesteśmy bardzo ograniczeni w swoich działaniach. Ale satysfakcja z każdego uratowanego zwierzaka jest ogromna i nieporównywalna do żadnej kwoty.