Jazdy i ćwiczenia dla jeźdźca po urazie
Jazdy i ćwiczenia dla jeźdźca po urazie
Witam, na forum jestem nowa, adres tej strony podała mi znajoma z innego serwisu końskiego, powiedziała, że tutaj mogę znaleźć pomoc.
Otóż jestem osobą po ciężkich, jak dla mojej psychiki, przejściach, związanych z upadkami z koni.
W ich wyniku mam częściowy niedowład ręki prawej, tzn. od czasu do czasu zdarza mi się ni z gruszki, ni z pietruszki, że dłoń wypuszcza różne trzymane przezeń przedmioty. Miałam także złamany nos i kości śródstopia nogi lewej. To wszystko przez jedyne w życiu trzy upadki z konia.
Mimo to jeżdżę dalej, ale najprawdopodobniej w wuniku strasu kręgosłup mi się bardzo usztywnia, tak że mam problemy, np. z półsiadem, bo nie potrafię odpowiednio wygiąć pleców, tak żeby pupa szła bardziej do góry, w związku z czym mój półsiad wygląda bardziej jak stanie w strzemionach. Prócz tego boję się galopować, najprawdopodobniej wytworzyła mi się w psychice jakaś bariera, bo nawet jak chcę zagalopować, to nie potrafię konia do tego chodu pobudzić. Boję się także, gdy koń opuszcza głowę w czasie szybszych chodów, bo właśnie na skutek czegoś takiego złamałam nos, choć wiem, że akurat to było wyłącznie moją winą, bo zamiast lekko popuścić wodzę zaparłam się, i końska głowa pociągnęła mnie za sobą.
W 2003 miałam też operację kolana. Podcinane troczki.
Troczki to takie wiązadła, które przebiegają po dwóch stronach rzepki, od wewnątrz i od zewnątrz nogi. Można powiedzieć, że gdy siedzisz w siodle, to właśnie wewnętrzny troczek opiera się o siodło.
Ja miałam ten zewnętrzny za bardzo ściągnięty, na sktutek dojrzewania. Ściągał mi rzepkę na zewnątrz kolana, przez co nacisk na stawie kolanowym był znacznie większy niż normalnie, tak że na chrząstkach porobiły mi się takie maleńskie guzki, które blokowały normalny ruch stawu.
Gdy mi troczki podcięto, a rzepka się "uwolniła" jeździłam pół roku na wózku. Niby miałam rehabilitację, ale okazało się, że część mięśni w nodze prawie mi zanikła. W dodatku nie mogłam uprawiać takich sportów jak jazda na rowerze, bieganie, skakanie i w ogóle, jedynie pływanie wchodziło w grę. Miałam szczęście że lekarz nie miał pojęcia na czym polega jazda konna, to mamie powiedział, że mogę.
W każdym razie przez brak tych sportów i na skutek, powiedziałabym nieodpowiedniej, rehabilitacji, nie mam mięśni odpowiedzialnych za trzymanie prawej nogi przy siodle. Już trochę te mięśnie odbudowałam, ale czasem mam problemy, bo mi się wciąż kolano od czasu do czasu się zacina i muszę wtedy nogę maksymalnie wyprostować i zgiąć aż strzeli, bo inaczej kolano się usztywnia w jednej pozycji i nie mogę ruszyć nogą.
Mam 21 lat, całe życie ukierunkowane nap race z końmi, bo jednak zawsze miałam nadzieję na pokonanie moich lęków. Teraz się jednak okazuje, ze nie jest to takie łatwe.
Chciałam prosić o jakieś rady odnośnie ćwiczeń z koniem i samotnych, które rozluźniłyby mi kręgosłup. A także jeśli to możliwe kontakt na jakiś dobrych, cierpliwych trenerów z Wrocławia lub okolic, którzy mogliby mi pomóc. Zaznaczę jednak, że nie mam własnego konia, a wiem, że nie wszyscy trenerzy dysponują odpowiednimi rumakami.
Z góry dzięuję wszystkim za pomoc.
W Warszawie poleciłabym Ci moją rehabilitantkę, natomiast we Wrocławiu nie mam pojęcia. Spróbuj może poszukac kogoś, kto pracuje w ośrodku zajmującym się też kontuzjami sportowców? Jeśli chodzi o rozluźnienie to u Sally Swift było (z tego co pamiętam) dużo cwiczeń pomagających odnaleźc równowagę na końskim grzbiecie, to mogłoby byc niezłe na początek. Ale przede wszystkim rehabilitant, który ma pojęcie jak działają nasze mięśnie na koniu będzie niezastąpiony - tutaj mamy chyba bardziej pojęcie o tym, jak poruszają się mięśnie konia pod nami
Rehabilitacja mięśni to jedno i sądzę, że tu wystarczy zwykła (nie - końska) praca nad mięśniami.
Ćwiczenia na równowagę na koniu to drugie - również polecam Sally Swift, obydwie książki. Możesz je sobie wprowadzać na zwykłej rekreacji w pierwszym lepszym ośrodku (oczywiście z dobrymi końmi i instruktorem).
Mi się nigdy nic na koniu nie stało (spadłam 5 razy w życiu, zawsze szczęśliwie), ale jak zaczęłam jeździć po paru latach przerwy, nabawiłam się jakiegoś irracjonalnego strachu, zwłaszcza w galopie. Raz mi się koń potknął w galopie, przyrżnął mi szyją w brodę, aż się gwiazdki pokazały, a głowa bolała przez 5 dni. Poza tym bałam się, że w za ciasnym galopie się nie wyrobimy i razem wylądujemy na ziemi (już się kiedyś przewróciłam z koniem razem, chociaż wtedy nic nam się nie stało... długa łąka, znienacka wyrósł przed nami rów niegłęboki, chciałam go skoczyć, Karino nie zauważył...). Dużo mi dała spokojna obserwacja koni na padoku, jak koń się wyrabia na zakrętach, jakie zmiany kierunku sam sobie robi. Po drugie galop po prostych, szerokie zakręty, duuużeee koła, do coraz mniejszych kół. Niestety ciężko Ci będzie zagalopować, jeśli będziesz się bała, bo Twoje ciało wyśle sprzeczne sygnały. I staraj się nie rozpędzać w galopie, dla mnie każdy szybszy galop był przekleństwem, czułam się ponoszona i wpadałam w panikę.
Tak samo przeszłam przez skoki - najpierw w galopie po drągu na ziemi, potem po drągu na wys. 10cm, 20cm... Pierwszy skok na 40cm (niedużo, co?) oddałam po 5 najeździe, panikowałam, trenerka prawie mnie zsadziła z konia, po skoku niemalże popłakałam się ze strachu i z ulgi. W tej chwili już nie mam problemu ze skakaniem (psychicznie).
Co do obniżania głowy konia - musisz to zaakceptować, koń nie powinien mieć głowy w chmurach, bo jest to dla niego niezdrowe. Najłatwiej by było, gdybyś mogła pojeździć bez wodzy lub bez używania wodzy (trzymaj je za sprzączkę) - w ten sposób osiągniesz niezależny dosiad, a Twoja psychika zaakceptuje fakt, że głowa konia się obniża, ale nic Ci nie grozi. No dobra, moja psychika by się ucieszyła i naprawiła to byłby mój sposób, musisz dla siebie znaleźć odpowiedni. Jest chyba wątek na tym forum, o tym co robić, gdy jeździec się boi - poszukaj. Taki lęk, ten paraliżujący, trzeba zwalczać, bo inaczej będziesz stała w miejscu, a lęk będzie narastał wraz z frustracją, niestety...
Mogę poradzić od siebie: dużo obserwacji koni w naturze i innych jeźdźców; dużo pozytywnego myślenia typu "dam radę", metodę małych kroczków.