Wychowanie źrebaka to trudna sprawa?
Wychowanie źrebaka to trudna sprawa?
...nie wydaje mi się, ale zapewne jeszcze sporo problemów do rozwiązania przede mną. Ciekawią mnie Wasze doświadczenia w wychowywaniu źrebaków.
Mała już oswojona jest z kantarem (ma 2 tygodnie), który pierwszy raz założyłam na padoku. Podskubuje jak każdy źrebak, wierzga jak każdy źrebak. W obecnej chwili nie ma rówieśnika więc może próbuje ze mną się bawić :| , a niestety nie daje się wciągać w zabawy, za to wymyślam swoje w ramach tzw "imprintingu" czyli oswajam właściwie ze wszystkim: wiaderko, piłka, parasol, flaga- raczej sobie są (nie pracuję ze źrebolem jak z dorosłym koniem), a koń je bada np. kopie aby się poruszyły :wink: . Źróbka jest wszędzie wygłaskana i właściwie już na wiele pozwala. Gdy czyszczę matkę, przy okazji szczotkuję coraz dłużej małą, która z początku się dziwiła, teraz jest to dla niej na porządku dziennym.
Zastanawiam się jakie są skuteczne sposoby na oduczenie podgryzania. Teraz staram się dać pstryczek w nos i jak przestaje (tak niby się zastanawia) to głaszczę po szyi, bo mała to lubi. Jeśli nie mam szans na pstryczek- łokciem, ale z wyczuciem. Myślałam o sposobie Monty'iego- lekko puknąć butem w pęcinę, ale jeszcze tego nie spróbowałam. Pstryczek daje do myślenia, tupnięcie i jakiś okrzyk- konik się cofa i przestaje. Sposób uderzenia w pęcinę polecono mi przy oduczaniu Frajdy, ale zrobiłam to raz i koń mi się odsadził więc zaprzestałam. Znalazłam inny, skuteczny i bez efektów "ubocznych".
Co do wierzgania, to jest to przecież odruch obronny, ale u źrebaków częsty sposób zaczepki. Unikam starając się stać na wysokości łopatki. W boksie się to na szczęście nie zdarza, ale na padoku bryka non stop. No i próbuje pobrykiwać "na mnie" i na własną mamę (ona nie reaguje). I tu tupię nogą, bacikiem uderzam Głośno o własna nogę, belkę ogrodzenia aby odgłos się źle skojarzył :roll:/ był niewygodny. Nie chcę zrazić małej do siebie, do człowieka, ale staram się utrzymać dystans, nie pozwalam na wiele, ja przerywam głaskanie (potem konik łazi za mną) i wszelka edukacje przez zabawę. Zdecydowanie odchodzę, co wywołuje spore zainteresowanie. Zdaję sobie sprawę, że najlepiej jakby mała miała kumpla do zabawy, ale nie zawsze to możliwe i spora ilość źrebaków wychowuje się sama. Mała trafi do równolatków dopiero po odsadzeniu.
ostatnio kowal powiedział że mój Cz. miał zaniedbane kopyta w wieku od 1 mies. do 1 roku może powinnyscie zacząc uczyc się podawac nóżki no i wiązania
Szacunek do człowieka od samego początku, bo potem może być kiep...
Iza- 21 spadamy / więc wiązanie będzie konieczne. Tylko staram sie zachować jakąś kolejność. Kantarek zaakceptowany- zakładam go również na czas sprowadzania z dworu, bo mała już mocno łazikuje po stajni, zwiedza wszystkie kąty i cudze boksy , czyli uczymy się teraz chodzić na kantarku, potem będziemy się "wiązać". A co do nóżek, już próbujemy podawać, ale pierwsza wizyta kowala to 2gi miesiąc życia. Wcześniej raczej nie trzeba. I chyba poproszę koleżankę, bo kowal to kowal... Myślę, że Ewa byłaby odpowiednia, no i na miejscu:wink:.
Jasmina, a co do kopania zadem- czy są jeszcze jakieś inne sposoby, poza uskakiwaniem z mojej strony, hałasem od bata?
Przyznam, ze głaskana jest wszędzie, ale na padoku dokazuje (dzieciak takie ma prawo...).
Przemyślałam sprawę i nie będziemy się spieszyć z wiązaniem, bo zapewne wiezienie z ostrożna matką będzie w koniowozie bez przegrody- mała luzem.
Co do wierzgania: uniemożliwić Tzn. dobrze byłoby szybko nauczyć dzieciaka gry w "schowaj zadek"* - bo jak koń jest ustawiony do Ciebie nosem, to nie może jednocześnie w Ciebie wierzgnąć (no, szansa mniejsza).
* Chodzi mi o dogadanie się w sprawie sygnalizacji na odległość (postawą, wirującym końcem liny, bacikiem), o przesuwanie zadu konia tak, żeby go "chował" i ustawiał się na wprost człowieka. Naturalsi to opisują, Fillis to opisuje (inni pewnie też)
Przeciw gryzieniu - wspomniany masaż pyska i chrap. Plus jak przy wierzganiu - uniemożliwianie. Czyli nauka, że nie można się pchać w strefę osobistą człowieka wyłącznie wg własnej woli. Można w razie czego robić "kaczuszki" łokciami, okładać (siebie!) końcem uwiązu (tak jakby to koń się swoim ogonem od much oganiał) itp. Wszystko tak nie przeciw małemu a w trosce o siebie, bezosobowo, spokojnie. Młode mądre, szybko się nauczy, gdzie nie wkładać nosa bez zastanowienia (a tylko na zaproszenie człowieka).
Tak pytam o zadek, bo miałam problem z Frajdą i zastosowałam właśnie przestawianie zadka, co skuteczne jest i luzem na dworze i w boksie. Może rzeczywiście wychowując źrebaczka należy zastosować te same metody (podstawy) i modyfikować zależnie od sytuacji oraz podopiecznego. Na padoku nie było dziś strzelania zadem w moją stronę- może poskutkowało?
A budowanie takiego zaufania mi się podoba, choć bałam się że "kaczuszki" łokciem i pstryczki w nos zniechęcą mała do mnie. Dziś spędziłam z małą 15 minut na leżeniu w boksie- głaskaniu tu i tam. Chciała chwilami jakby wstać, ale była niepewna tego co sama chce więc zdecydowanie, ale delikatnie wskazałam, ze głowa nadal może leżeć na słomie lub na mojej ręce, a ja będę głaskać. I chyba nam razem było przyjemnie .
No, równowaga musi być! Trochę laby, trochę drapanek, trochę zabawy, trochę ustalania granic, trochę budowania języka
Między prztyczkiem w nos a kaczuszkami, rozciąganiem, czy innymi blokami jest różnica - prztyczek dajesz ty jemu, a wszelkie bloki robisz tak "ot" i to wybór źrebaka czy w nie nos włoży, czy nie. Nic go nie goni, nic nie zaskakuje. To jak mama, co macha ogonem oganiając się od much. Tylko trzeba zachować rozluźnioną pozycję ciała, nie próbować konia ani dosięgnąć, ani ominąć. Ot, oganiasz się od niewidocznych much albo masz fanaberię właśnie teraz się przeciągnąć Duży koń czy mały, to akurat wszystkie odróżniają. Pstryczki mogą albo zniechęcić do ludzia, albo zachęcić do zintensyfikowania zabaw typu "kto kogo".
Kurcze, niezłe doświadczenie i ile można się nauczyć. A każdy dzień przynosi coś nowego. Masz rację Klaro, że to ma być od niechcenia, tak ot sobie. Staram się... "Psztyczki" i "kurczaczki" zmodyfikuję do banalnych posunięć niby od niechcenia i jakby bez konkretnego celu.
Staram się poświęcać małej czas- zwyczajnie jestem, ale czasem się uczymy różnych rzeczy... I tak to mniej więcej wygląda. Dziś mała dorwała kolorowy worek ze szczotkami swojej mamy (czyściłam na dworze, osiodłałam pierwszy raz po porodzie) i przenosiła go w "lepsze" jej zdaniem miejsca. Jestem pod wrażeniem jej ciekawości i odwagi.
Obiecałam podać autora zdjęć: http://szalonaisa.digart.pl/
Ech, kantarek ma jeszcze za duży :oops: , ale zakładam na chwilkę, zdejmuję.
Ja mam dwu miesięcznego ogierka jak sie urodził to po paru dniach zaczeŁa się nauka zakŁadania i zdejmowania kantarka który też był za duży, kopytka napoczątu miał robione jak spał teraz stoi bez problemu nawet nie trzeba go wiązać.Co do podgryzania to też lubi to robić wtedy ja daje delikatny pstryczek w nos albo go uszczypne lubi tez wierzgnąć zadem .Teraz ucze go że nie wolno wskakiwać człowiekowi na plecy jak prowadzi jego mame. Mały dużo już sie nauczyŁ ale jeszcze sporo pracy przed nami.