A gdyby tak cofnac czas ... Co zrobilibyście inaczej?
A gdyby tak cofnac czas ... Co zrobilibyście inaczej?
Hoss... ekstra to ująłeś pozdrawiam hehe
Niczego bym nie zmieniła, bo jestem tak samo niecierpliwa jak 10 lat temu :evil: i wyszłoby tak samo :? Ciągle się łapię na tym, że w sekundę jestem zła, wpadam (na koniu) w histerię lub wściekłość, żeby za kolejną sekundę już wymyślać nowe wyjście z tego dołka. Gdybym mogła, to bym wycięła wszystkie te "sekundy histerii". No ale nie mogę. Na "prawdziwego jeźdźca" to ja się nie nadaję... No ale ciągle mam nadzieję, że krzywdy "temu koniu" jakiejś wielkiej nie robię
ja bym w swoim życiu zmieniła tylko jedno:
o wiele wcześniej, właściwie od razu poszłabym za głosem swego serca i zajmowanie się końmi kontynuowałabym już od dzieciństwa. Miałabym teraz o wiele więcej doświadczenia i poczucia sensu z życia.
Ale cóż. Nie jest źle.
Nawet teraz widzę przez okno moje dwa galopujące szczęścia. Radość się pomnaża i rozsiewa wokół mego domu....Rży.
Nie ma co narzekać. Żyję sobie na krawędzi baśni i już nie proszę "złotej rybki" o więcej.
*Nie uczyłabym się jeździć sama z książką w ręku :/
pierwsze jazdy są najważniejsze, trudno oduczyć się przyzwyczajeń !
*w Boże Narodzenie'07 nie wyszłabym ze stajni i napewno nie pozwoliłabym mu umrzeć :*
*stałabym się mniej nerwowa i panowała nad emocjami.
Gdyby można było cofnąć czas może zyłaby moja mama... :?
Może nie miałabym wypadku i dziś biegałabym i skakała bez bólu??
W żadnej innej dziedzinie życia nic bym nie zmieniła, bo jak inaczej miałabym nauczyć się tego, co umiem teraz?? Nawet jeśli uczyłam się na błędach, jeśli nie robiłam wszystkiego tak, jakbym zrobiła to teraz, to z pewnością nie doszłabym do tego na skróty...
moze zaczęłabym wcześniej prawdziwe treningi(skokowe i na płasko)
w sumi enie mam czego w zyciu żałowac. pierwsze(no wzglednie bo w sumie wiekszosc w siodle 8)) lata samo ujeżdżonko(z instruktorką)potem rok skoków, potem jakiś kompletny miks wszystkieg: kawaleria, west, tereniarstwo i wogóle wszystko w jednym, potem 2,5roku skoki i pół roku prawdziwe treningi i na skokowo i na płasko z moim kucykiem(no prawie moim :wink caly czas gdzies tam przebywałam z ludzmi nh. wiec poznałam w sumie prawie wszystko(ano i bryczką jednokonną trafiało się powozic )i nie żałuje wszystkich tych lat. no mówie. moze zapóźno wejde w świat "sportu". narazie to jest jedna wielka burza mózgów do czego mam sie zagrywac na letni sezon.
No własnie, Gaga słusznie mówi, jakbym zmieniła wszytsko to, co zrobiłam to nie zrozumiałabym wszystkiego, co wiem teraz(choc wciąz wiem mało).
Załuje bardzo nadużywania bata, mocnego działania wędzidłem i jeżdżenia na czarnej wodzy. Tyle, że gdybym sama nie sprawdziła, jak negatywe skutki to niesie, to nie wiem czy bym dawała wiarę niektórym teoriom obecie(choć uczymy się w duzym stopniu od innych, to jednak czasem trzeba się sparzyć samemu). Tylko pozostaje kwestia etyki, moje błedy zrobiły wiele szkód(i robią dalej), ale ktoś kiedys musi popełniac te błędy, zeby znaleść rozwiązania pozytywne.
Teraz niby wiem, ze nalezy słuchac mądrzejszych, ale kogo za mądrzejszego uznac?Kiedyś słuchałam mądrzejszych i jeździłam wg ich metod na czarnej, teraz słucham mądrzejszych i jeżdze bez ogłowia.
Ciekawe co będzie za kilka lat, mam nadzieję że koń nie będzie na moich próbach cierpiał.
Niestety uczenie ma to do siebie, że trudno w nim wykluczyc porażki, poza tym często idąc do celu, nie dostrzegamy tych 'drobnych' pozytywnych efektów naszych poczynań i skupiamy się tylko na tych dla nas najważniejszych.
Możemy starać się wyeliminować nasze negatywne odziaływanie na konia, ale wątpie żeby w 100% dało się uniknąć wszystkich złych zachowań(u nas) - chyba że natural to gwarantuje, ale nie wiem bo nie znam tych metod, dopiero będe je poznawać. Tak czy siak jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błądy. To straszne, że niektóre są bolesne dla zwierząt(przynajmniej w moim i wielu laików wypadku, bo ludzie pracujący kilkadziesiąt lat z końmi sa w stanie wyeliminować w końcu swoje negatywne działania), ale ciężko być zawsze idelanym w relacji ze swoim zwierzakiem - tak jak nie jesteśmy ideałami wobec swoich rodzin, partnerów, przyjaciół. Tyle, że koń myśli innymi kategoriami niż my i robimy mu przez to pomieszanie z poplątaniem w biednej głowie. Całe szczęscie, że konie potrafią nam wybaczać, bo inaczej kiepsko by dziś wyglądala relacja z moim wierzchowcem!
kupiłabym tego samego 7 letniego konia- choc jazda próbna trwała 5 minut.
Może zmieniłabym jedno, może dwie rzeczy... nie trzymałabym go w pensjonatach a od razu u siebie- wiem wiem miałam wtedy 17 lat i chodziłam do szkoły więc byłoby to trudne, ale jednak starałabym się spędzac z nim więcej czasu.
Zaczełabym go leczyć drogimi lekami dużo wczesniej a nie po tak długim czasie od zachorowania- wpływ weterynarzy- cóż nie jestem alfą i omegą...
Jeżdze rekreacyjnie....na chorusku- więc spokojnie. Spacerki po lesie, luźna wodza- czasami i bez niej, głównie na oklep, leżąc bądź siedząc w różnorakie strony, obok biegną dwie kozy, dwie suczki i pare kotów....
Kiedy pomyślę, że pare lat temu nie poświęcałam mu tyle uwagi ile powinnam, że był w pensjonacie zamiast ze mną na spacerku czy w terenie...Miał tyle energii w sobie, tyle godzin zmarnowałam przed TV itp... Żałuję, bardzo żałuję, że nie byłam z Nim cały czas. Z drugiej strony te doświadczenia, gdybym nie przeszła z nim tego wszystkiego nie potrafiłabym docenić tych- teraźniejszych chwil spędzonych z nim na najprostrzych czynnościach. Jazda na nim nie jest dla mnie naistotniejsza. To jak mnie wita, odprowadza do bramy kiedy odjeżdzam. Zaufanie jakim mnie darzy...to mi wystarcza..
Myślę, że każdy człowiek uczy sie na błędach, pare ich popełniłam. Jeżeli będe miała drugiego konia....wiem co zrobię, czego nie zrobię, jak postapię...ale Już wiem, że za kolejnych 10 lat znowu zadając takie samo pytanie pewnie będę miała sobie coś do zarzucenia, cos co mogłabym zmienić, poprawić.
Chodzą mi teraz te myśli po głowie....
Carpe Diem...
Dwie najtrudniejsze próby na drodze duchowej: cierpliwości oczekiwania na właściwy moment i odwagi, pozwalającej przezwyciężać rozczarowania tym, co napotkane.
Istnieją dwa powody, które nie pozwalają ludziom spełnić swoich marzeń. Najczęściej po prostu uważają je za nierealne. A czasem na skutek nagłej zmiany losu pojmują, że spełnienie marzeń staje się możliwe w chwili, gdy się tego najmniej spodziewają. Wtedy jednak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która prowadzi w nieznane, strach przed życiem rzucającym nowe wyzwania, strach przed utratą na zawsze tego, do czego przywykli.
Chciałabym spróbować wielu rzeczy, dosiąść wielu koni, nauczyć się tego czego nie umiem....
ale się rozpisałam
ja bym zmieniła siebie...
ponieważ byłam za odważna do koni i źle się to dla mnie skończyło, przyznaje się...
chyba nie potrafiłam wyczuć, kiedy koń ma mnie już dość :!:
ale już chyba to potrafie i jest dobrze...
Zastanawiałam się nad tym co Tu napisałam...
hmm
Miałam i nadal mam choc inaczej do tego podchodzę-( z większym dystansem i z innym oczekiwaniem na kolejne etapy)...problemy zdrowotne.. jedynie konno moge pokonać pare km i później nie cierpieć...Dla mnie to nie tylko- jak dla wielu moich znajomych- pokonywanie trasy z punktu A do B... dla mnie to Życie, radosć, nie dająca sie opisać przyjemność.....W miedzyczasie długo wyczekiwana i wystarana ciąża, małe dziecko... Koniś zszedł na drugi plan. Teraz poswięcam mu tyle czasu ile na to zasługuje. Mam nadzieje, ze szybko wyremontuje dom tam gdzie on teraz jest i zamieszkamy razem. Staram się czerpać z życia tyle radości ile mozna. ....
Przez to powyżej moje jazdy są jedynie rekreacyjne, choć chciałabym pod okiem kogoś kto się zna móc podszkolić moje "umiejętności"...bo moim zdaniem mało umiem. "zatrzymałam się w rozwoju"..
Jak widac nie do końca przeze mnie i moje niecheci spędzałam mało czasu z Ciapkiem. Miesiac po jego kupnie uszkodziłam C2, potem z górki....
Santi... jestem ostrożna podchodząc nawet do "najspokojniejszego konia", choć niedługo chyba kupię świeżynkę i postaram się z sercem podejść do tematu i znaleźć z nim wspólny język. Mam nadzieję, że wyczuję kiedy będzie miał mnie dość...
Znam Ciebie osobiscie. Nie wiem jak to odbierzesz, mam nadzieję, że dobrze. Od kiedy dowiedziałam sie o Tobie, Twoim wypadku- przestałam puszczac wodze fantazji siedząc na koniu- zawsze z sercem podchodziłam do każdego wierzchowca, ufałam, wchodziłam Tu i Tam.... Lubiłam pęd, czasami pocwałować- sporadycznie ale jednak- czułam sie wtedy wolna od chorób jakie mnie dopadały.. Kiedy siedzę na obcym koniu i czuję sie niepewnie...nie ryzykuję...myslami wtedy jestem z Tobą...
Możnaby powiedziec, że Dzieki Tobie jestem ostrożniejsza
Dorotko,
wiem, że jesteś ostrożna i to się chwali :!: twój Ciapek na pewno jest wdzięczny za to jaką miłość mu dałaś...
a "świerzynka", którą w przyszłości bedziesz miała odwdzięczy się tym samym co Moresik...
A co do twoich umiejętności jeździeckich, to dobrze Ci idzie, poprostu zbyt nisko się oceniasz 8)