Początki, czyli szkolenie 'zielonych'
Początki, czyli szkolenie 'zielonych'
Cytat:You need a lot of strength to have an independent seat," he says. Without strength in the rider's legs and core, he lacks the independence of each body part and, therefore, is not in harmony with the horse. (itd.)
Cytat:You need a lot of strength to have an independent seat," he says. Without strength in the rider's legs and core, he lacks the independence of each body part and, therefore, is not in harmony with the horse. (itd.)
Cytat:In fact, a clean slate is preferable to previous riding experience.Wolą takich, którzy mają "czystą kartę", niż takich z wcześniejszym doświadczeniem jeździeckim, bo nie mają złych nawyków. No ale to wieloletnie lonżowanie kończy się robieniem "rybki" w galopie i różnych półpiruetów, chodów bocznych, piafów i innych rzeczy, a wszystko w tradycyjnym stroju jeździeckim, bez wodzy i bez strzemion... ale na początek wystarczy "A strong affinity to horses and basic riding skills"
Też myślę, że raczej chodzi o to żeby mieć siłę, niż używać siły
Jak w Tai Chi 8)
Zresztą, zawsze najszybciej uczą się ci, którzy już są wysportowani, zwłaszcza uprawiający "symetryczne" sporty, czy wymagające dobrej równowagi.
No i jeszcze jedno się potwierdza:
Cytat:In fact, a clean slate is preferable to previous riding experience.Wolą takich, którzy mają "czystą kartę", niż takich z wcześniejszym doświadczeniem jeździeckim, bo nie mają złych nawyków. No ale to wieloletnie lonżowanie kończy się robieniem "rybki" w galopie i różnych półpiruetów, chodów bocznych, piafów i innych rzeczy, a wszystko w tradycyjnym stroju jeździeckim, bez wodzy i bez strzemion... ale na początek wystarczy "A strong affinity to horses and basic riding skills"
Ania Juchnowicz Też myślę, że raczej chodzi o to żeby mieć siłę, niż używać siłyŁadnie powiedziane. A jeśli używać, to nie przeciwko koniowi, a przeciwko siłom fizyki (grawitacja, bezwład, siła odśrodkowa...).
Ania Juchnowicz Też myślę, że raczej chodzi o to żeby mieć siłę, niż używać siłyŁadnie powiedziane. A jeśli używać, to nie przeciwko koniowi, a przeciwko siłom fizyki (grawitacja, bezwład, siła odśrodkowa...).
Moja była trenerka mówiła:
"Boli? Ujeżdżenie musi boleć , przynajmniej na początku"
A może w tych trzech latach na lonży chodzi o to, że pomiędzy "normalnymi" treningami nadal wykonuje się ćwiczenia poprawiające dosiad, równowagę i koordynację na lonży?
W szkole BHS też mieliśmy conajmniej raz w tygodniu lonżowanie się wzajemnie i korygowanie dosiadu lub ćwiczenia na rytm i równowagę, a o wszystkich studentach można było raczej powiedzieć, że byli zaawansowanymi jeźdźcami.
A jeśli chodzi o pierwsze kroki, to mój ulubiony temat.
Jakiś czas temu napisałam takie cuś:
http://www.konie.biz/modules.php?name=Ne...le&sid=528
http://www.konie.biz/modules.php?name=Ne...le&sid=536
http://www.konie.biz/modules.php?name=Ne...le&sid=553
http://www.konie.biz/modules.php?name=Ne...le&sid=593
http://www.konie.biz/modules.php?name=Ne...le&sid=611
http://www.konie.biz/modules.php?name=Ne...le&sid=629
W tej chwili zmieniłabym i dodała kilka rzeczy (w tej chwili więcej czasu spędzam na ćwiczeniach bez konia, na ziemi), ale opisane ćwiczenia stosuję nadal, uważam, że są dobre.
Co o tym sądzicie?
Czyli odpowiadając na pytania autorki:
-Stosuję między innymi ćwiczenia opisane w powyższych wypocinach,
-Najbardziej skupiam się na ustawieniu nóg i ogólnym rozluźnieniu,
-Zanim dam wodze do rąk robię ćwiczenia i tłumaczenia bez konia (trzymanie linki w dłoniach),
-Trzymam na lonży aż ręce będą niezależne od ciała i aż uczeń sam będzie umiał poprosić konia o przejścia stój-stęp- kłus-stęp-stój,
-Jak umie to puszczam, ale tylko na niedużym zamkniętym placu i tylko na spokojnym koniu, z którym się dobrze znam,
-Na pierwsze "samodzielne" zakłusowania lubię wykorzystać kogoś jako czołowego,
Bardzo mi miło poznać autorkę Te teksty znalazłam już dawno temu, nawet wydrukowałam i wnikliwie przeanalizowałam
Są nawet fragmenty, które bezczelnie zgapiłam i wykorzystuję do tłumaczenia moim zielonkom co się dzieje i dlaczego :oops: Np. napisałaś, żeby uświadamiać, że początkowe kurczowe łapanie się siodła i zaciskanie nóg na siodle jest naturalną reakcją organizmu, że to jest taki normalny mechanizm samozachowawczy i będziemy pracować nad tym, żeby się rozluźnić. Bardzo ważna rzeczą jest to powiedzieć osobie, która siedzi na koniu! A często się o tym zapomina, z racji tego że to takie oczywiste :wink:
Ogólnie - dobrze jest uświadomić osobę, którą będziemy uczyć co będziemy robić i co chcemy osiągnąć (najlepiej wykorzystać do tego te pierwsze minuty stępa), bo my wiemy do czego dążymy, ale osoba na koniu niekoniecznie. Ja jeszcze dodatkowo określam jak będzie wyglądał następny etap, po osiągnięciu celu numer 1 (czyli niezależnego dosiadu i rozluźnienia).
Ale żeby nie było, że jestem zupełnie bezkrytyczna - zawsze zaczynam naukę anglezowania w stępie, potem dopiero przechodzimy do kłusa (anglezowanego), a ćwiczebny kłus zostawiam na później. Ale to chyba nie jest aż tak istotne :wink:
A, no i przykład ze sflaczałą/nadmuchaną piłką, genialny, bardzo przemawia do dzieci Moje dzieci szkółkowe musiały w stój "nadmuchiwać się" a potem lekko "flaczeć" i miały przy tym niezły ubaw, ale jest to doskonała metoda na zobrazowanie rozluźnienia. Ja jeszcze dodatkowo wprowadziłam trzeci stan - zupełną galaretę, czyli bezwład, żeby pokazać na czym polega różnica między rozluźnieniem a totalnym luzem.
No to cieszę się, że się to na coś przydało :-)
Ja większość z tych przykładów (piłka, manekin,) też gdzieś wyczytałam, czy podsłuchałam, nie wpadłam na to sama.
Uważam, że takie rzeczy najlepiej docierają do każdego, nie tylko do dzieci.
Czytałaś Sally Swift? Przecież to wcale nie jest dla dzieci!
Wizualizacja i "praca naziemna" z jeźdźcem może więcej uzmysłowić niż tłumaczenie wyłącznie słowami "musisz rozluźnić mięsień przywodzący uda i ustawić w jednej linii staw biodrowy, kolanowy i skokowy..."
Czasem biorę delikwenta, sadzam na krześle (odwrotnie, oparcie między nogami) i proszę żeby wstawał i siadał zmieniając ustawienie nóg.
Człowiek musi zrozumieć dlaczego tak ma być, a nie tylko przyjąć do wiadomości "że tak ma być bo ja ci tak mówię" :-)
Dodam jeszcze, że najchętniej spędzałabym tyle samo czasu na nauce naziemnej (czyszczenie, prowadzenie, teoria wszelaka na temat psychiki koni itd) co na nauce jazdy, ale chętnych na płacenie za to jak za normalny element nauki jest niewielu.
Gdybym była bogata, to udzielałabym takich lekcji za darmo. ;-)
Jasne, że takie wyobrażenia są dobre dla wszystkich bez wyjątków, ale dzieci szczególnie potrzebują, żeby nauka nie była na poważnie.
Za Sally Swift się zabieram i zabieram, koleżanka stosowała na mnie metodę Sally wyobrażania sobie z siodła, że jest się drzewem i zapuszcza się korzenie (pogłębianie dosiadu), czy coś podobnego, w każdym razie było to skuteczne 8)
A propos krzesła: podoba mi się jeszcze inny sposób tłumaczenia jak powinno się siedzieć (albo bardziej czym jest równowaga) i polega on na wizualizacji co by się stało gdyby koń nam nagle rozpłynął się w powietrzu - upadlibyśmy na pupę, na twarz czy wylądowali byśmy w pozycji stojącej?
Co do nauki naziemnej - również uważam, że byłaby zbawienna, ale w praktyce raczej ciężko to zastosować. Jak prowadziłam obozy jeździeckie to opracowałam sobie system, który zakładał minimum 5 zajęć teoretycznych (na 2 tyg. obóz) z podstaw psychologii, fizjologii, pielęgnacji, najczęstszych chorób, dosiadu w teorii z ćwiczeniami na sucho itp., ale w 'szkółkowych' realiach to nie wychodzi. Może trzeba zadawać do domu.? Chyba jutro spróbuję mojej nowej 'gwieździe sportu' podsunąć coś do przeczytania, zobaczymy co z tego wyjdzie
Jak uczyłam młodsze kumpele postaw, to zawsze po jeździe losowały przygotowane przeze mnie wcześniej karteczki z hasłami i na natępną jazdę , miały krótko rozwinąc temat i przedstawić reszcie grupy , jeżeli nie przygotowały (a miały na to kilka dni) po prostu nie wsiadały.
Wprowadzenie takiego czegoś było konieczne, by nie powtarzały się odpowiedzi, " czemu służy wytok?- Do skoków!"
No i bardzo sprytnie Ja mojej uczennicy dzisiaj darowałam wszystko, bo zaliczyła lądowanie na pupę w takim stylu, że do teraz mnie to śmieszy.
jeżeli chodzi o moje skromne doświadczenia , a problem siłowego dosiadu to sprawa jest bardzo prosta, tyle, że dotyczy tylko mnie. Bo przecież nie uczę innych. Tylko siebie.
No więc w przypadku bardzo zaawansowanej dyskopatii szyjnej plus "tylko" zmian skoliozowych i rozszczepieniowych w odcinku lędźwiowym, tak jak to jest w moim przypadku, żaden siłowy dosiad nie wchodzi w grę. Nie wchodzi też absolutnie żadna możliwość jakiegokolwiek np walenia tyłkiem o siodło niezależnie od tego w jakiej pozycji są nogi. Cały dosiad należy zgrać najpierw z dwoma punktami bólowymi kręgosłupa i jednocześnie jakby z ruchem konia. MUSI BYĆ ZACHOWANA RÓWNOWAGA!
W przeciwnym wypadku najpierw jest ból, potem człowiek się spina na koniu, to konia usztywnia i jeszcze bardziej nasilają się bóle , aż do zaburzeń widzenia i niedowładów.
Ale moje doświadczenia idą w innym kierunku niż doświadczenia lekarzy, którzy w tak zaawansowanych dyskopatiach kategorycznie zabraniają jazdy konnej. Bo mój stan jest już nie-operacyjny /chodzi o szyję/ , więc rzekomo nic mi nie pomoże.
Otóż jazda w równowadze, mimo pomieszania stylów, które są KONIECZNE , żeby zachować zdrowie nie prowadzi do zaostrzeń choroby. Przeciwnie. Ale to inna historia i jeszcze muszę to poobserwować.
Natomiast o wiele bardziej w moim wypadku szkodzi zwykły marsz jeżeli trwa dłużej niż godzinę lub dźwiganie ciężarów.
Bardzo bym chciała poznać kogoś kto ma podobny problem i jakoś opracowuje swoje metody rozwiązania go nie rezygnując jednak z jazdy. Bo wiem , że znaczna większość ludzi rezygnuje jednak. Zagrożenie paraliżem jest ogromne jeżeli dyski naciskają prawie na rdzeń kręgowy...a jednak, no właśnie. Zauważam coś zupełnie przeciwnego do tego o czym mi mówią lekarze.
Myślę, że to może być jakaś pociecha dla tych, którzy /tak jak ja 2 lata temu/ rozpaczają z powodu niemożliwości jazdy konnej z powodu bardzo zaawansowanych równoczesnych zmian w dwóch oddzielnych odcinkach kręgosłupa.
Nie chcę zapeszyć...ale chyba jestem na dobrej drodze...i mam nadzieję, że uda mi się to jakoś z czasem opracować, żeby pomagać innym.
oooo, super temat dopiero teraz go czytam, bo w sumie jest na tym forum tak dużo wątków, że nie dałam rady "za jednym zamachem" po dołączeniu do Was wszystkiego przeczytać i teraz po malutku nadrabiam zaległości
Duchowa Przygodo, podziel się od czasu do czasu swoimi obserwacjami, może się bardzo przydać nie tylko osobom cierpiącym na podobne schorzenia jak Ty, ale też takim jak ja - fizjoterapeutom, co kochają konie A ból może się zmniejszać dlatego, że (co zapewne wiecie) ruch konia w stępie wymusza taki ruch miednicy jeźdźca jaki ma miejsce podczas prawidłowego chodu, powoduje harmonijny ruch całej kolumny kręgosłupa, a zatem wyrównanie napięć struktur, które go podtrzymują, co z kolei może przyczyniać się do poprawy relacji przestrzennych między krążkami międzykręgowymi i korzeniami nerwowmi i w konsekwencji zmniejszenie ucisku, któy jest przyczyną dolegliwości. Z tym, że nie u każdego chorego tak będzie, to bardzo indywidualna sprawa, zależy od lokalizacji wypuklin lub przepukliny jądra miażdżystego, tego, jakie struktrury uległy uciśnięciu i wieluuuu innych czynników, zatem lekarze z reguły odradzają jazdę, zwłaszcza w tak zaawansowanej chorobie, jaką opisujesz. Ryzyko jest duże, poza tym wstrząsy w kłusie niezbyt służą kręgosłupowi, a i ewentualne upadki mogą być brzemienne w skutki, stąd myślę taki pogląd. No, i też wielu lekarzy po prostu nie wie zbyt dużo o jeździectwie... Najlepszy przykład to ciągłe spory dotyczące jazdy dzieci i młodzieży ze skoliozami, ale to już zupełnie inna historia
A jeśli chodzi o nauczanie młodych jeźdźców, to NAJSAMPIERW ZASADY BEZPIECZNEGO ZACHOWANIA PRZY KONIU tak w ogóle zanim cokolwiek innego.
A później najchętniej na pierwszej jeździe pokazałabym dziecku, jak cudne jest obcowanie z koniem: w miarę możliwości poszłabym (pojechałabym) na spacer (prowadząc konia w ręku) lub z początkującym, jadącym za dobrym jeźdźcem, ze mną idącą obok, na następnej lekcji (lub nawet tej samej, choć to już chyba zbyt wiele wrażeń i niewiele w głowie zostanie) pokazałabym jak się siodła czyści, gdzie koń ma nogę oko i ucho czyli po prostu słów kilka o podstawach opieki i przygotowania do jazdy. No i, w ogóle fajnie by było, gdyby dziecko mogło ze mną razem uczestniczyć w przygotowaniu konia do jazdy, chociaż od czasu do czasu, ale wiele osób w ogóle nie jest tym zainteresowanych, bo "chcą JEŹDŹIĆ, nie sprzątać!" (no comments), a i, jak to wiele razy podkreśliła Arabiatta, w szkółkowych realiach jest to raczej mało prawdopodobne.
Poźniej jazda bez siodła i praca nad równowagą, albo chociaż bez strzemion (chociaż wiecie, z tym to tak róznie bywa, bo jak ja sie uczyłam to tylko ciągle bez strzemion i bez strzemion zwłaszcza w kłusie ćwiczebnym i do tej pory tak mam, że strzemiona mi przeszkadzają... zwyczajnie w pełnym siadze w kłusie nie umiem sobie dać z nimi rady, noga mi lata cała /no, może nie ma tragedii, ale jednak nie jest to tak porządnie ułożona i stabilna łydka jak w czasie innych zadań/, a jak jadę bez strzemion to jest OK... Przy okazji - poradźcie coś, jak temu zaradzić!); nauka uniezależniania rąk od reszty ciała, w ogóle wszystkich części ciała od siebie (ale to brzmi ) poprzez różne ćwiczenia - tak żeby jeździec nie miał później problemów, że jedna łydka ma być wycofana, a druga przy popręgu... I tak sobie myślę, że w tym czasie (jeśli oczywiscie mamy sprawdzonego, idealnie chodzącego na lonży konia) to jeździec powinien też zagalopoawać czasem - jako ćwiczenie równowagi, zwłaszcza przy przejsciach (tam, gdzie ja się uczyłam, to galop był jak wyższy stopień wtajemniczenia, pierwszy raz /nie licząc jakiegoś niekontrolowanego podgalopowania w terenie/ jechalam galopem po roku jeżdzenia, to chyba przesada, jakieś normalnie tabu czy co, wszyscy początkujący zaczynali się bać galopu, zanim jeszcze w ogóle na oczy galopującego konia zobaczyli...) Samodzielny galop to rzeczywiście dużo później, ale żeby nie było paniki, jak człowiek zacznie samodzielnie się po placu kręcić czy w zastępie jeździć, a koń się społoszy i zagalopuje (bo właśnie pierwszą glebę tak zaliczyłam i jeszcze dostałam burę, że krzyczę na koniu... miałam jakieś 9 lat, żeby nie było po prostu kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje!)
Na kolejnych jazdach juz z siodłem, nauka anglezowania i połsiadu (przy okazji - co mówicie jeźdzcom, żeby wytłumaczyć anglezowanie? jak to obrazujecie?), ruszanie - ale bez wodzy. Wodze w ogóle dawałam bardzo późno, bo żal pyszczków Później też samodzielna jazda w stępie (koń za mna jak pies łaził) i dziecko uczyło sie skręcać od łydek, trzymając wodze za sprzaczkę.
A jeszcze później dawalam wodze, dopiero jak jeździec wszystko mógł z rękami zrobić, nie tracąc równowagi w czasie stępa i kłusa w pełnym siadzie, anglezowanego i jadąc w półsiadzie. Zaczynałam od długich, żeby koński pysk w miarę możliwości chronić i ćwiczylam wszystko, co do tej pory, czyli stęp, kłus anglezowany, ćwiczebny i w półsiadzie. Ale teraz sobie myślę, że trzeba było uwiąz na szyję koniowi złożyć i dać do ręki uczącemu się, zobaczyć jak sobie jeździec radzi i dopiero zmienić na wodze. W ogóle to się zastanawiam, na ile jazda z takimi luźnymi wodzami może ten pyszczek chronić, przecież wodza podskakuje w rytm ruchu konia i też wywyołuje ruch wędzidła w pysku? (w czasie lonżowania zawsze miałam wodze związane albo nawet wypięte)
I tak sobie myślę jeszcze, że nawet już bardziej zaaawansowanego jeźdźca brałabym czasem na zajęcia na lonży, bo nie musiałby się wtedy zastanawiać nad prowadzeniem konia tylko mógłby w pełni koncentrować na ćwiczeniach. Poza tym jako zajęcia wprowadząjace przed nauką kolejnych elementów, np. zmiany tempa w chodach, żeby jeździec poczuł różnicę (ale to wymaga super chodzącego na lonży konia, któego często brak)
Ale ciagle wraca problem szkółkowych realiów, niestety... czyli rzadko kiedy tak rzeczywiście by się dało
No i oczywiście zawsze mówiłam (bo juz nie uczę) jeźdźcom, co chcemy osiągnąć i po co coś robimy, oraz czym będziemy się zajmować na zaczynającej się właśnie lekcji. No i starałam się indywidualizować te jazdy, z dziećmi dużo się bawiłam, opowiadałam historyjki, żeby coś osiągnąć (np. miałam kiedyś dziweczynkę na jazdach, która zawsze bardzo się garbiła i kiedyś na poczatku jazdy poszłyśmy sobie na mały spacer, zapytałam, co u niej słychać, a ona opowiadała o balu przebierańców i o tym, że szykuje strój księżniczki - od tego czasu miała być śliczną księżniczką, która w pięknej sukni jedzie na swym pięknym karym rumaku - już się nie pochylała )
A przy okazji, a propos jazdy bez strzemion - w jednej stajni, gdzie jeździłam zawsze kazano jeździc z zupełnie rozluźnioną nogą, by była "jak najdłuższa", w innej - z ułożoną jak w strzemieniu - różnica jest oczywista, płynące z każdego z tych ćwiczeń korzyści też. Co Wy polecacie i na którą wersję ćwiczenia kładziecie większy nacisk w pracy z początkujacymi?
PS Wybaczcie, że tak się bezczelnie rozpisałam
Najpierw napisałam, później przeczytałam artykuły Julie! Dzięki Ci za nie serdecznie! Prosto o tym, co trudne, rewelacja!
Jula oooo, super temat dopiero teraz go czytam, bo w sumie jest na tym forum tak dużo wątków, że nie dałam rady "za jednym zamachem" po dołączeniu do Was wszystkiego przeczytać i teraz po malutku nadrabiam zaległości
Duchowa Przygodo, podziel się od czasu do czasu swoimi obserwacjami, może się bardzo przydać nie tylko osobom cierpiącym na podobne schorzenia jak Ty, ale też takim jak ja - fizjoterapeutom, co kochają konie A ból może się zmniejszać dlatego, że (co zapewne wiecie) ruch konia w stępie wymusza taki ruch miednicy jeźdźca jaki ma miejsce podczas prawidłowego chodu, powoduje harmonijny ruch całej kolumny kręgosłupa, a zatem wyrównanie napięć struktur, które go podtrzymują, co z kolei może przyczyniać się do poprawy relacji przestrzennych między krążkami międzykręgowymi i korzeniami nerwowmi i w konsekwencji zmniejszenie ucisku, któy jest przyczyną dolegliwości. Z tym, że nie u każdego chorego tak będzie, to bardzo indywidualna sprawa, zależy od lokalizacji wypuklin lub przepukliny jądra miażdżystego, tego, jakie struktrury uległy uciśnięciu i wieluuuu innych czynników, zatem lekarze z reguły odradzają jazdę, zwłaszcza w tak zaawansowanej chorobie, jaką opisujesz. Ryzyko jest duże, poza tym wstrząsy w kłusie niezbyt służą kręgosłupowi, a i ewentualne upadki mogą być brzemienne w skutki, stąd myślę taki pogląd. No, i też wielu lekarzy po prostu nie wie zbyt dużo o jeździectwie... Najlepszy przykład to ciągłe spory dotyczące jazdy dzieci i młodzieży ze skoliozami, ale to już zupełnie inna historia
Jula A przy okazji, a propos jazdy bez strzemion - w jednej stajni, gdzie jeździłam zawsze kazano jeździc z zupełnie rozluźnioną nogą, by była "jak najdłuższa", w innej - z ułożoną jak w strzemieniu - różnica jest oczywista, płynące z każdego z tych ćwiczeń korzyści też. Co Wy polecacie i na którą wersję ćwiczenia kładziecie większy nacisk w pracy z początkujacymi?
Jula oooo, super temat dopiero teraz go czytam, bo w sumie jest na tym forum tak dużo wątków, że nie dałam rady "za jednym zamachem" po dołączeniu do Was wszystkiego przeczytać i teraz po malutku nadrabiam zaległości
Duchowa Przygodo, podziel się od czasu do czasu swoimi obserwacjami, może się bardzo przydać nie tylko osobom cierpiącym na podobne schorzenia jak Ty, ale też takim jak ja - fizjoterapeutom, co kochają konie A ból może się zmniejszać dlatego, że (co zapewne wiecie) ruch konia w stępie wymusza taki ruch miednicy jeźdźca jaki ma miejsce podczas prawidłowego chodu, powoduje harmonijny ruch całej kolumny kręgosłupa, a zatem wyrównanie napięć struktur, które go podtrzymują, co z kolei może przyczyniać się do poprawy relacji przestrzennych między krążkami międzykręgowymi i korzeniami nerwowmi i w konsekwencji zmniejszenie ucisku, któy jest przyczyną dolegliwości. Z tym, że nie u każdego chorego tak będzie, to bardzo indywidualna sprawa, zależy od lokalizacji wypuklin lub przepukliny jądra miażdżystego, tego, jakie struktrury uległy uciśnięciu i wieluuuu innych czynników, zatem lekarze z reguły odradzają jazdę, zwłaszcza w tak zaawansowanej chorobie, jaką opisujesz. Ryzyko jest duże, poza tym wstrząsy w kłusie niezbyt służą kręgosłupowi, a i ewentualne upadki mogą być brzemienne w skutki, stąd myślę taki pogląd. No, i też wielu lekarzy po prostu nie wie zbyt dużo o jeździectwie... Najlepszy przykład to ciągłe spory dotyczące jazdy dzieci i młodzieży ze skoliozami, ale to już zupełnie inna historia
Jula A przy okazji, a propos jazdy bez strzemion - w jednej stajni, gdzie jeździłam zawsze kazano jeździc z zupełnie rozluźnioną nogą, by była "jak najdłuższa", w innej - z ułożoną jak w strzemieniu - różnica jest oczywista, płynące z każdego z tych ćwiczeń korzyści też. Co Wy polecacie i na którą wersję ćwiczenia kładziecie większy nacisk w pracy z początkujacymi?