Szkoła z internatem
Szkoła z internatem
Pobyt Duszka w internacie nauczył mnie, że najważniejszą sprawą jest to, żeby szkolenie odbywało się pod kątem potrzeb i możliwości konia, a nie jakiegoś planu zadaniowego (dziś stęp, pojutrze kłus, za tydzień galop) czy czasowego (oddaję konia na trzy miesiące). Przykład Duszka: W pewnym momencie okazało się, że Duszek panicznie boi się fruwających sznurków, taśm czy linek. Parę miesięcy trwało przełamywanie tego lęku, oswajanie go ze sznurkami. Oczywiście, można było to zignorować i kontynuować realizację zadań, ale w efekcie koń by był po prostu niebezpieczny. Dlatego cieszę się, że trafił do osoby, która potrafiła zrozumieć jego lęki, cierpliwą pracą je wyeliminować i we właściwym momencie przejśc do dalszej nauk.
Ale to chyba w ogóle w pracy z koniem nie powinno się ustalać czasu w jakim coś się zrobi - ja sie jeszcze tego uczę i nie zawsze jestem w stanie to zaakceptowac, ale zdaję sobie sprawe z tego, że to prawda. Bo jednak koń ma zupełnie inne poczucie czasu.
Masz rację, że nie powinno. Ale gdy przy oddawaniu konia ustala się np. na jaki czas się go oddaje i co chce się potem mieć, automatycznie wiele rzeczy się pomija, żeby zmieścić się w tym czasie czy w wykonaniu zadań.
Myślę, że ludzie mogą też się obawiać, że jak zostawią wolną rękę trenerowi, to nie będą mieli kontroli nad tym, jak długo koń będzie szkolony, co pociąga za sobą niekończące się koszty.
Ja też byłam nastawiona, że Duszek jedzie do Orki na krótszy okres. Ale okazało się, że potrzebował więcej czasu i został na dłużej.
czas jest określony w ten sposób , że za miesiąc płacę określoną kwotę ...potem jest taka trochę niewiadoma...co w czasie tego miesiąca może się udać a co nie. Pracuje sie stosownie do konia, a nie czasu. . Zresztą miesiąc to jest naprawdę śmieszny czas....większość koni potrzebuje o wiele więcej miesięcy , żeby dojrzeć nawet do zwykłej pracy rekreacyjnej.
Moj arabek już wiele spraw zaakceptował..zna lonże, chodzi na głos, jeździłam na nim już kłusem, a nawet kilka razy zaliczył teren. Nie jest taka zupełną "swieżynką". Zobaczymy jak sobie dalej poradzi. Bo ja nie dam rady...może to depresja jeienna jeszcze trwa.
Potem liczę już na to, że tu u mnie będzie się jeździło.
Masz rację Duchowa, że miesiąc nauki to śmieszny czas. Gdzieś kiedyś wyczytałam, że powinno się dać koniowi co najmniej miesiąc na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu i stadzie zanim cokolwiek będzie się z nim robić (ale to chyba mało kto tak postępuje).
Wydaje mi się, że w większości wypadków za szkołą z internetem płaci się miesięcznie, tak jak Ty to robisz. Chociaż pewnie też można umówić się na jakąś kwotę za doprowadzenie konia do konkretnego poziomu umiejętności, ale to chyba ryzykowny układ dla obu stron.
Wojciech Mickunas GaWaNi Pony Boy. a książka ma tytuł: "Horse, Follow Closely".
Pisząc o sobie w pewnym momencie pisze mniej więcej tak: " przez sześć lat zajmowałem się treningiem koni, aż doszedłem do wniosku,że to co robię jest nieuczciwe. Szkolę konia dajmy na to 3 miesiące , biorę za to czek i co? Przeważnie po krótszym , czy dłuższym czasie powinienem zacząć z tym koniem od nowa. Pomyślałem ,że o wiele uczciwiej będzie jak zajmę się szkoleniem ludzi, żeby ich nauczyć postępowania z końmi."
Wojciech Mickunas GaWaNi Pony Boy. a książka ma tytuł: "Horse, Follow Closely".
Pisząc o sobie w pewnym momencie pisze mniej więcej tak: " przez sześć lat zajmowałem się treningiem koni, aż doszedłem do wniosku,że to co robię jest nieuczciwe. Szkolę konia dajmy na to 3 miesiące , biorę za to czek i co? Przeważnie po krótszym , czy dłuższym czasie powinienem zacząć z tym koniem od nowa. Pomyślałem ,że o wiele uczciwiej będzie jak zajmę się szkoleniem ludzi, żeby ich nauczyć postępowania z końmi."
dziewczyna, która zajeżdża mi arabka powiedziała, że przedłuży jego pobyt u siebie właśnie dlatego, ze praca z ziemi zajęła jej nieco więcej czasu niż przewidywała. Konik po prostu musiał się nieco wyciszyć po zmianie miejsca. Ale jest juz ok.
To przedłużenie jednak nie będzie mnie kosztowało więcej...zapłacę za prawie 2 miesiące tak jak za miesiąc.
Magda Gulina Jaki jest wobec tego sens oddawania konia do korekty , skoro po powrocie do danego jeźdźca zaczną się znowu problemy?
Magda Gulina Jaki jest wobec tego sens oddawania konia do korekty , skoro po powrocie do danego jeźdźca zaczną się znowu problemy?
Różnie to niestety bywa z tym powierzaniem koni fachowcom.
Myślę ,że wartoby zapytać prawnika koniarza jak to się ma od strony prawnej. Zobowiązania , odpowiedzialność , wykonanie przyjętego zadania , a co jak zdarzy się niewykonanie itp.
Piszę o tym, bo wczoraj byłem w stajni , w której widziałem konia ( sporej wartości), który wrócił po kilku miesiącach szkolenia u profesjonalisty z grudą na tylnej nodze sięgającą aż do połowy nadpęcia. Noga z grudą dwa razy grubsza od zdrowej. Jak to komentować?
Pozostawiam bez komentarza , jedynie polecam do pszemyślenia przed ewentualną decyzją o wysłaniu konia " do szkoły". Może być kłopot z określeniem nabytych " w szkole" umiejętności , ale takie ewidentne zaniedbanie jak gruda , której nie było jak koń szedł "do szkoły" to widać jak na dłoni.
Wojciech Mickunas jak to się ma od strony prawnej. Zobowiązania , odpowiedzialność , wykonanie przyjętego zadania , a co jak zdarzy się niewykonanie itp.
Wojciech Mickunas jak to się ma od strony prawnej. Zobowiązania , odpowiedzialność , wykonanie przyjętego zadania , a co jak zdarzy się niewykonanie itp.
prawdę mówiąc to ja nawet nie brałam pod uwagę tak poważnych spraw jak odpowiedzialność prawna itp.
po prostu zasięgnęłam informacji od osób, które od lat są wobec mnie uczciwe i znają się na koniach....one mi poleciły ów pensjonat i osobę z doświadczeniem.
Sama ta osoba jest bardzo miła, dużo tłumaczy i chętnie pokazuje co i jak robi. W stajni konie są spokojne, nie boją się ludzi. Mają czysto.
Codziennie spędzają mnóstwo czasu na wybiegach.
Owszem ona jak każdy człowiek ma swoje zasady, które nie zawsze pokrywają się z moimi...ale ostatecznie te najważniejsze są zachowane. Dobro konia.
Dlatego jeśli cos by się nie daj Boże nieprzywidzianego stało to przecież byłby to wypadek losowy tylko. I nie sądzę, zebym taka osobę podawała do sądu. Myślę, że ona przeżywałaby to tak jak ja...
Ale nic się nie stanie! MUSI być ok.
Miruś już przestał gryźć , uspokoił się....a wczoraj był na jeździe w terenie ze "sowimi" końmi, które na co dzień są z nim na padoku. I podobno był bardzo grzeczny.
I co równie dla mnie ważne: jednak potwierdza się to co czułam....będzie bardzo mięciutki , akurat na mój kręgosłup!
DuchowaPrzygoda Dlatego jeśli cos by się nie daj Boże nieprzywidzianego stało to przecież byłby to wypadek losowy tylko. I nie sądzę, zebym taka osobę podawała do sądu. Myślę, że ona przeżywałaby to tak jak ja...
DuchowaPrzygoda Dlatego jeśli cos by się nie daj Boże nieprzywidzianego stało to przecież byłby to wypadek losowy tylko. I nie sądzę, zebym taka osobę podawała do sądu. Myślę, że ona przeżywałaby to tak jak ja...
arabek wrócił do mnie....
dziewczyna, która go zajeżdżałą spokojnie przyjechała do mnie na nim ...11 km. Ale błądziła więc wyszło więcej i trzeba było przejechać przez wieś. Bez problemu.
Kilka dni wcześniej na araba wsiadła dziewczyna, która wyczynowo jeździ rajdy /jeszcze tam w pensjonacie/ i koń od razu wściekle zagalopował i ...ona spadła.
Potem znowu było normalnie.
Wczoraj pozwoliłam Mironkowi odpocząć, poszliśmy tylko na spacer w ręku. Dziś lonża....siodłanie.
Wsiadam na konia....a ten łeb do góry i mocne spięcie ciała..jakby jeźdźca miał pierwszy raz /siodło pożyczone z pensjonatu, żeby niczym nowym nie zaskakiwać/.
Nie ruszałam naprzód, odczekałam aż sie uspokoi...rozluźni....pogadałam do niego. Rozluźnił się.
Ale już na delikatną łydkę naprzód gwałtownie wściekle zagalopował ....skierowałam go na koral....tam stanął dwa razy dęba...próbował wyłamać w bok...jakoś go opanowałam...ale tylko dlatego, że akurat wysiedzenie wspinania to moja najmocniejsza strona.
powiem szczerze: rozgniewałam się! pomyślałam o nie! Jeśli sądzisz, ze z Ciebie zsiądę to sie mylisz stary jajcarzu!
No i pojechaliśmy naprzód: stępa tylko co prawda, ale już nie panikował ani na nabieranie wodzy ani na dosiad, ani na łydkę : starałam sie robić dużo zatrzymywań, ruchu naprzód, wolt itp. BYł grzeczny.
No i co ja biedna mam teraz robić???????????????? Chcę hucuła, spokojnego, powolnego, bez jaj psychicznych. Chcę pojechać do lasu i....zasnąć wsłuchując się w śpiew ptaków.
Chyba nie jesteśmy dobraną parą....mimo, ze to taki słodki konik z ziemi.