Hipologia
Dwa konie i człowiek - koń nie chce odchodzić od stada. - Wersja do druku

+- Hipologia (https://forum.hipologia.pl)
+-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3)
+--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Wątek: Dwa konie i człowiek - koń nie chce odchodzić od stada. (/showthread.php?tid=61)

Strony: 1 2 3


Dwa konie i człowiek - koń nie chce odchodzić od stada. - Lutejaxx - 11-27-2007

chciałabym , żebyście sie podzielili swoimi doświadczeniami na temat problemu z odchodzeniem konia /i zostawaniem/ w sytuacji gdy jeden z nich się oddala.

U mnie jest tak. Klacz mimo pewnych oporów pójdzie sama w teren.

W tym czasie choćby to były dwie godziny arab biega nerwowo po pastwisku i rży. Nigdy nie słyszałam, żeby koń aż tak rozpaczliwie i nieomal nieustannie rżał!!

Zaczynam na nim pierwsze jazdy już w siodle. Jest grzeczny i w miarę przewidywalny.Gdyby jednak klacz odchodziła ....ooo to bym musiała zsiąść.

To samo z prowadzeniem. Mogę go prowadzać po półkolach, kołach, zatrzymywać, cofać, przesuwać...jest skupiony, non stop sie oblizuje...ale dopóki wie, ze klacz jest w pobliżu.

Jak ona odchodzi...szał! Zero pracy. jedyne co osiągnęłam to to, ze przestał mnie deptać w tym szale!! Ale z kolei próbuje wtedy atakować .
Ten łagodny konik nagle staje nade mną dęba albo próbuje gryźć.

..Z atakami sobie radzę , ale tak jak piszę...pracy zero.

gdzieś kiedyś pan Trener wyczuł, że koń może zachowywać się jak ogier. I chcieć opiekować się klaczą.I tak jest.

Był późno ponoć kastrowany. Wystarczy, ze zbliża sie do klaczy i objawia wszystkie charakterystyczne zachowania dla faceta z jajami.../końskiego of course!/
A w czasie rui skacze na nią Gdyby nie oddzielenie robiłby to chyba z 10 razy na godzinę.

Nie wiem czy to ma związek z jego zachowaniem, ale chyba tak.

Tylko nie piszcie, ze nie jestem dobrym przywódcą . Chcę konkretnych porad jeśli ktoś miał już podobne doświadczenia!!!


- Wojciech Mickunas - 11-27-2007

To jest prosta sprawa jak budowa cepa. Twój arabek jest po prostu zakochany! niestety nie w Tobie i musisz to jakoś przeżyć!

Właśnie przyjechałem do Warszawy i łeb mi pęka po kilku godzinach za kierownicą. To forum działa jak narkotyk, nawet z bolącą głową ,trzeba zerknąć co się dzieje.


- Lutejaxx - 11-27-2007

oj Panie Wojciechu!!!!!!!!! Ja się bardzo cieszę, ze nie jest we mnie zakochany...Nie chciałabym, żeby skakał na mnie facet bez jaj.....

A tak swoja drogą jak minie Panu ta "głowa" to może by Pan coś konkretnego podpowiedział?


- Guli - 11-27-2007

Ja mam niestety sklejone konie Sad

Nawet mieszkaja w jednym boksie.
Musiałam przez dwa dni trzymac kuca w boksie.
Pierwszego dnia wyprowadziłam łatwo konia na wybieg.
Jak zorientował się, ze zostaje sam, to nie było przyjemne.
Rżenie donośne i galop wzdłuz ogrodzenia z zadartym w góre ogonem , przy wtórze wrzasków z boksu
Wytrzymałam kilkanaście minut i widząc panikarskie, bezrozumne zachowanie, bojąc sie o jego nogi, wpuściłam do ogrodu.
I przestał dwa dni pod stajnią, odchodząc na odległosc 20 m.

U poprzedniego właściciela właściciela były razem przez 2- 3 lata.
Związek uczuciowy jest bardzo silny między nimi.

Samotne jazdy na koniu, pierwsze wyjazdy w teren ( kuc zostawał) było mało przyjemne.

"Od stajni " zdobywanie każdego metra nieznanego terenu, w strone stajni baaardzo szybko.

A to odchodzenie od domu , "umieranie" wielokroć - :roll:


Choć było coraz lepiej z każdym wyjazdem..
Potem dołączyła do mnie córka, która postanowiła jeździć na kucu, więc właściwie cały czas jeździmy razem.
Od stycznia zostane sama w dwoma - i nie wiem co zrobię, bo na dwóch nie dam rady jednocześnie :?


- Lutejaxx - 11-27-2007

ojej to co to będzie Guli?

No, ja na klaczy mogę sama w teren ..ale arabek zdecydowanie bardziej miękko nosi i powinnam właśnie na nim jeździć.

Moja koncepcja jest taka, żeby on najpierw chodził w tereny z kobyłką, a potem...no cóż...zobaczymy. Może się zorientuje, ze nie ma "czym" jej kochać i się uspokoi.


- Trusia - 11-27-2007

Jak widać do miłości jaja nie są niezbędne (to o koniach Duchowej, nie Guli). :lol: Często widuje sie wałachy nie odstępujące swoich wybranek. Pamiętam takiego jednego, jak z pastwiska zabieraliśmy jego ukochaną, odprowadzał ją do bramy i smętnie za nią patrzył. Układ u Guli chyba jest bardziej delikatny. :oops:

Ale zachowanie araba niekoniecznie musi być spowodowane tym pięknym uczuciem. Klaczka stanowi jego stado, konie bezpiecznie czują się w stadzie. Bez klaczy nie czuje się bezpiecznie i wpada w panikę.

Ja bym zaczęła od określenia jego strefy wygody biorąc pod uwagę dwa czynniki:
- jakie oddalenie jest w stanie tolerować
- czy lepiej znosi rozstanie, gdy oddala się klaczka, czy lepiej, gdy on odchodzi. Zwykle łatwiej jest koniowi znieść rozstanie, gdy odchodzi niż gdy sam zostaje, ale jeśli to miłość, to wiadomo, miłosne reakcje nie są przewidywalne. :wink:

Jak już będziesz wiedziała, gdzie jest jego granica, to pomalutku ją przesuwaj - granicę czasu i granicę odległości. Najpierw je rozdzielaj tak, żeby nie będac razem wciąz się widziały.

Koń nie jest samotnikiem, jest zwierzęciem stadnym. Stąd te trudności w rozdzielaniu koni w stadach dwukonnych.


- Iwona Gasparewicz - 11-27-2007

U mnie jest tak. Ja mam klacz. Jak idzie z innym koniem to nie jest tak skupiona na tym co ja chcem od niej jak wtedy gdzy jest sama.


- Cejloniara - 11-27-2007

O! To ja też mam takie doświadczenia. Mój Cejlon długo był jedynym facetem w stadzie (on ciagle nie wie, że nie jest ogierem) i miałam, a w zasadzie do dziś mam, kłopoty w związku z tym. Do tego stopnia, że nawet podczas wspólnej jazdy z Pralinką (słodka wybranka serca) świrował, jak ona się za bardzo oddalała lub nie daj Boże nikła za drzewem lub krzakiem. W takich wypadkach starałam sie go zająć dużą ilością poleceń na zmianę (zatrzymywania, zmiany kierunków, generalnie mziany chodów itd.) i generalnie ustawiałam swoje mysli tak, jakby nic się takiego nie stało. Oczywiście trzeba było przeżyć kilka bryków :-) Na początku oddalałam go od Pralinki stopniwo. Najpierw czyszczenie w drugiej części stajni poza boksami. Potem praca z ziemi na pastwisku przy stajni. Jak już tu był w miare spokojny to jazda na padoku przy stajni. Kolejnym wyzwaniem był duzy padok do jazdy, który jest jakieś hmmm 300-400m od stajni. Tam znowu zabawa z ziemi, czasem go zabieram w inne "odległe" miejsca na popas - "Zobacz koni, Pańcia zabiera Cie na papu!" Jak już tam się w miarę uspokajał to wsiadałam. Ciekawe, że póki jestem na ziemi, to koń zachowywał się spokojnie. Jak wsiadałam, to nagle jakby został sam. Musze do niego mówić, głaskać, odwracać głowę by mnie zobaczył itd. Generalnie jak się bardzo denerwuje to nie trzymam go długo "w pracy" i zawsze zsiadam dając się popaść - jednak dopiero, jak się choć troszke opanuje. Ale podstawą wszystkiego jest tak bawić się z koniem, by czuł się ze mna lepiej niż z innymi końmi. Mój największy sukces tej jesini był wtedy, gdy wrócił ze mną z dużego padoku przy nodze bez uwiązu zo stajni. Zwykle po odpięciu darł z kopyta z wielkim rżeniem do Pralki. Oczywiście zdaje sobię sprawę, że praca nad naszą więzią to nie jest takie pstryk i już zrobione na zawsze - to raczej, jak miłość między ludźmi, trzeba to ciągle pielęgnolwać. Po jeździe przy stajni, bo tam teraz częściej jeździmy ze względu na swiatło, robię tak, że jak go spuszcze a on odbiegnie to stoje sobie w miejscu i czekam. Czekam ak długo aż po mnie wróci. On musi wiedzieć, że beze mnie nie dostanie się do stajni i nie wróci. Nawet w drzwiach musi mi ustąpić pierwszeństwa i wchodzę pierwsza. Zaś samotny teren to jeszcze odległa melodia dla mnie choć rok temu już nam się małe spacery udawały. Był nawet galop na luźnej wodzy w kierunku stajni. Ale musze uważać z tym moim płochliwym stworzeniem. Pierwsze tereny, po kilku przykrych upadkowo zdarzeniach, są zawsze w ręku. Nie mam ręku z nim większych kłopotów. Jak mi sie wyrywa to pędze go w kółko, jak zwalania to jeszcze popedzam na zasadzie "no przecież chciałeś biegać!". Większy wysiłek niż zamierzał jest w takim wypadku "niewygodą". Generalnie Cejlon jest płochliwy i wrażliwy bardzo więc zawsze mam się na baczności. aha, jeszcze te spacery w ręku w teren też są przeplatane zabawami i popasami. Te popasy to tak sobie tłumacze, że ja, jako ten koń przewodnik pokazuje mu drogę na dobre pastwiska.
Podsumowując po dłuższej przerwie bez jazdy lub pracy, albo po długiej nieobecności na dużym padoku marszruta teraz jest taka:
1. zabawa przed stajnią do osiagnięcia spokoju,
2. jazda przed stajnią do osiagnięcia spokoju
3. zabawa i pasanie na dużym padku aż do osiagnięcia spokoju
4. jazda na duzym znowu do spokoju
5. spacer w reku w terenie
6. spacery pod siodłem w terenie od malenkich wyjsc za brame az do mam nadzieje normalnych wyjazdów (choć nie lubię sama)

Staram się nie przeciagac struny i nie wystawiac go na stres trudny dla niego do zniesienia a dla mnie do opanowania.


- Guli - 11-27-2007

Cejloniara Ciekawe, że póki jestem na ziemi, to koń zachowywał się spokojnie. Jak wsiadałam, to nagle jakby został sam.
.

Ja mam taką teorię Smile

Koń -klej zawsze potrzebuje przewodnika.
I dlatego , póki jestes na ziemi, to jest spokojny.
Jak wsiadasz, to nie jestes przewodnikiem.
Czasem pójdzie za psem, rowerem, czy samochodem- serio
Smile

Opowiem może jutro wiecej, bo juz późno, a znowu musiałabym rozpisac się :oops:


- Lutejaxx - 11-28-2007

konie są rozdzielone taśmą od pastucha elektrycznego.

Pozwalam im pobyć ze sobą tylko wtedy jak klacz ma ruję, albo kilka godzin dziennie na wygrodzonym oddzielnym padoku.

Niestety kobyła w żaden sposób nie jest w stanie zaakceptować go na tyle, zeby pozwalać mu np. pić. I to nie jest tak, że ona pierwsza pije czy je, a potem on. Nie!!! Jak tylko zobaczy, że on chce się napić biegnie i wali go z całych sił. Bywa, ze tamten aż pada.

Ktoś mi mówił, ze nie daję im szansy na bycie razem.

Ale konie dość szybko ustalają hierarchię między sobą. I jak są dwa zwykle siebie tolerują przynajmniej. A tu mija sierpień, mija wrzesień, połowa października ...Mlody pogryziony, pokopany...żebra coraz bardziej na wierzchu. Rozdzieliłam.!

Ot i miłość...sadomasochistyczny-związek chyba.. hahaha.
Z tą jedyna przerwą, gdy ona ma ruje i nadzieję, że jednak mu odrosło../żartuję....kurdę nie umiem tych żółtków dołączać i nie zawsze słychać kiedy żartuję../

Co do odchodzenia stopniowego to cały czas próbuję tak robić..ale jakos mierne efekty.
Już nawet join-up klasyczny wychodzi mi z arabem super...koń potem nie odstępuje mnie na krok...Ale chlip, dopoki jest ona!


- Cejloniara - 11-28-2007

A to zaraz... arabek nie jest z klacza, a do niej teksni??


- Guli - 11-28-2007

To sa częste zachowania w stadzie, w którym jest klacz i wałachy.
Też znam przypadek, kiedy wałach był szalenie uczuciowo związany z klaczą.
Nie odstępował jej na krok , nie pozwalał się zblizyc do niej dwóm pozostaym wałachom.
Kiedy musiała stac w boksie, to on przebywał cały czas w zasięgu jej wzroku- jak się oddalił, to klacz krzyczała i waliła kopytem w drzwi.
Nawet zaobserwowałam sytuację, kiedy dwa pozostałe poszły pasc sie dalej, poza jej pole widzenia, i ten ukochany poszedł je przygonić pod stajnię.
Niesamowicie to wyglądało, jak krążył między klaczą a stadem, ale przygonił je
Big Grin

Jak znajdę zdjęcie, to pokażę ich zachowanie


- Lutejaxx - 11-28-2007

tak, to jest ciekawe...tylko co zrobić,żeby móc bezpiecznie pojechać na nim w teren.

Może martwię się na zapas. I tak przez zimę będzie chodził w tereny razem z klaczą.A potem ...może coś jeszcze się zmieni. Może ta praca , którą z nim teraz wykonuję da efekty jednak. Może przez ten czas dowiem sie czegoś nowego co mi pomoże?


- sznurka - 11-28-2007

Ja bardzo sie tego bałam własnie mając w planach dwa konie w stajence własnej, nie chcialam by fakt takiego sklejenia mogł wpływac na to ze ciezko bedzie pracowac. Konie się nie znały wczesniej, na początku faktycznie było łatwiej, wałach szedł do boksu, klacz pracowała, jak wałach pracował ona spokojniej na podworku się czuła z kolei bo w boksie denerwowała się.
Ale majac dwa konie, i tylko dwa to jest chyba sytuacja nie do uniknięcia, po prostu nawet jak ma się swiadomosc ze to bardzo utrudnia życie nie da się nic z tym zrobic.
Konie to zwierzęta stadne w koncu. Pracowac się da, da się miec konia skupionego, zawsze trudniejsza jest rola tego ktory musiał zostac sam, i niestety chyba nie ma rozwiazania.


- Lutejaxx - 11-28-2007

powiadasz, ze da się pracować...ok, pracujemy.

Ale powiedz co byś konkretnie zrobiła, żeby na moim arabku wyjechać samodzielnie w teren?

Od razu mówię nie wystarcza "połączenie" z koniem ani nic w stylu, ze on mnie szanuje. Bo to wszystko jest, jak jest ona.

Rozumiem, ze powinnam stać się dla araba atrakcyjniejsza niż ten drugi koń, tak, żeby to ze mną chciał przebywać. Tylko czy to jest możliwe?.

Czy możliwe jest to, żeby koń wybrał człowieka zamiast drugiego konia, jeśli ten jest z nim blisko.

A jeśli jest możliwe to może tylko dla ludzi bardzo wtajemniczonych.