Hipologia
Jazda bez wędzidła i metody naturalne w rekreacji. - Wersja do druku

+- Hipologia (https://forum.hipologia.pl)
+-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3)
+--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Wątek: Jazda bez wędzidła i metody naturalne w rekreacji. (/showthread.php?tid=6)

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10


- remedioss - 10-14-2007

jasmina - są różne konie i różnych strategii potrzebują. Nie widziałam tego i nie mogę Ci niestety odpowiedzieć. Nie wiem również na ile Ty jesteś w stanie prawidłowo ocenić stan emocjonalny konia i czy dobrze odczytałaś te sygnały. korespondencyjnie niestety nie da sie tak szczegółowo mówić o czymś czego się nie widziało. Widziałam Berniego na wieeelu kursach i wiem, że on potrafi "czytać konie", każdy oczywiście ma prawo popełnić błąd. Nigdy nie mów nigdy Smile


- Klara Naszarkowska - 10-14-2007

Ja bym tytuł wątku rozłożyła na dwie części:
1. Jazda bez wędzidła w rekreacji
2. Metody naturalne w rekreacji

1. Jestem za. Kantary, sidepulle, ogłowia bezwędzidłowe... Wszystko, co powoduje, że proces nauki człowieka jest nieco mniej dotkliwy dla konia. Jazda na sznurku na szyi czy "na łyso" w ramach szkółki rekreacyjnej - niekoniecznie.

Mi się podoba myślenie PNH o tym, zwłaszcza to, które widać w nowym wydaniu materiałów. Poziom 1 i 2 to czysta rekreacja. Ma być bezpiecznie i miło. Koń spokojny, zgodny, sterowny na placu i w terenie. Do tego wędzidło nie jest potrzebne. A poziom 3 i 4 dla osób z mniejszymi czy większymi ambicjami. I wtedy można zakładać wędzidło do części zadań, doprecyzowywać itp.

2. Zastanawiam się, czy pod hasłem "metody naturalne" nie siedzą "łagodne metody dominacyjne"? W tym sensie, że jest to próba przekonania konia, że nadajemy się na przewodnika, bez brutalności, bezwzględnego przymusu, agresji itd. Ale też jak łagodnie by człowiek nie gadał do konia, zawsze ramach metod naturalnych "pakiet kontrolny" powinien pozostać po jego stronie. Nawet jeżeli decyzyjność jest rozłożona 51:49.

Tak czy inaczej ja bym bardzo chciała, żeby w szkółkach więcej się mówiło nie tylko o tym "co", ale również "dlaczego". Dlaczego konie zachowują się tak nie inaczej, jak się uczą, jak się komunikują, jak się buduje zaufanie, pewność siebie, motywację itd. Tak, żeby "zwykły rekreant" z czasem wiedział nie tylko jak wykonywać różne ćwiczenia i manewry, jak powodować ciałem konia, ale również umiał dobrać strategię postępowania do danego konia, w danej sytuacji. Miał jakiś pomysł, jak poradzić sobie z płoszeniem się przy Strasznym Krzaku, z rozleniwieniem i niechęcią do ruchu naprzód, protestami przy podawaniu nogi itd. I to nie tak czysto technicznie (tu przytrzymaj, tu przymuś).


- Sedna - 10-14-2007

T.B. Rzeczywiście - ryzykowne stwierdzenie. Zastosowane w praktyce może zakończyć się paroma siniakami.
Ja już przeżyłem (jak by tego nie rozumieć) atak konia, który ruszył na mnie aby mnie odpędzić od krowy (której zresztą ja nic nie miałem zamiaru zrobić).

Hmm. Chodziło mi bardziej o to, że koń nie broni się przed atakiem jawnym tu i teraz ze strony człowieka, ale może dlatego, że w przeszłości ludzie postępowali z nim tak, a nie inaczej. Nikt nie nauczył go, że człowiekowi można zaufać i szanować. Chodzi mi o to, że przyczyny takich zachowań nalezy szukać u źródeł - wychowania konia. Takie jest moje zdanie, choć nie musi być słuszne.

A taki atak jak opisujesz brzmi zupełnie jak atak haremowego ogiera, który pilnuje swoich klaczy. Może zostałes potraktowany jako rywal po prostu ;p

Pozdrawiam Smile


- Julie 1 - 10-20-2007

T.B. Od każdej z tych osób - od pierwszej do ostatniej - czegoś się nauczyłem. Dla każdej z tych osób - od pierwszej do ostatniej - zacytowana opinia jest obraźliwa.

Przemyślałam swe słowa i faktycznie, muszę przeprosić, bo nieprecyzyjnie sformuowałam to co miałam na myśli.

Poziom wiedzy i umiejętności bardzo wielu instruktorów po kursach tkkf jest tragiczny.
Do tego dochodzą jeszcze ludzie, którzy dorobili się kilku koni i prowadzą sobie stajenki rekreacyjne bez jakichkolwiek papierów i co gorsza umiejętności.

Może to kwestia szczęścia, dobrze że Tobie trafili się sami dobrzy instruktorzy, tylko się cieszyć :-)
A moja opinia jest taka, ponieważ od dłużego czasu udzielam się na końskich forach internetowych i stwierdzam, że przerażająca ilość osób, których umiejętności jeździeckie można by określić między początkującym a zaawansowanym (czyli jeżdżących samodzielnie na maneżu) jest święcie przekonana, że w czasie jazdy konnej należy się trzymać kolaniami/nogami/łydkami.
Tak uczą "instruktorzy" i niestety nie jest ich mało.


- jasmina - 10-21-2007

mnie tam nikt nie uczył trzymac się kolanami... Tylko mówili pięta w dół, wyprostuj się i czasem tylko kopnij i pociągnij:/

Zgadzam się co do poziomu polskiej rekreacji- miejscami tragiczny! Malo jest instruktorów którzy uczą jeździć a nie wozić tyłek na koniu....


- Pedrulec - 11-04-2007

Witam gorrrrąco wszystkich

Jestem instruktorem, może nie z jakimś powalająco długim stażem, ale praca w rekareacji nie jest mi obca. Moja historia jest taka:

Pracuję w stajni, gdzie mozna powiedzieć mamy "masowe" szkolenie rekreantów. Zastępy czasem siegają 9 koni (bywało i więcej - na szczęście teraz ilość koni uległa zmniejszeniu). Obserwuję osatnio zachowanie koni, zwłaszcza ich mniej lub bardzej widoczny "bunt" zaczęłam zastanawiać się, co zrobić, by takich reakcji uniknąć.

Z doświadczenia wiem, że nie każdemu klientowi da się wytłumaczyć że wędzidło i bat to nie wszystko. Mało tego. Spotykam się z tym, że "jeździectwo" stało się po prostu modne i traktowane jak jazda na rowerze czy rolkach i to zarówno w aspekcie podejścia do samej dyscypliny, ale tak samo do koni !!! Znaczy się takie przedmiotowe traktowanie.

I teraz zastanawiam się z czego to wynika??? Z błędów szkoleniowych smych instruktorów? Z ogólnego braku wiedzy? Czy po prostu z czystego lenistwa, na zasadzie "dobrze jest jak jest?

W swoich rozważaniach poszłam dalej - jeżdżąc na swoim koniu pomyślałam - dobrez, zobaczmy jak koniu chodzisz w dosiadzie. Zdjęłam ogłowie. Jazda zaskoczyła mnie pod wieloma względami - konisko było dużo bardziej uważne, a co dziwniejszego - dużo łatwiej dojeżdżało mi się do jakiś przerażających konia miejsc :oops:

I tu pomyślałam - przetestujemy - wsadziłam dziewczynkę z rekreacji - która zazwyczaj radziła sobie całkiem przyzwoicie. I szok - nie była w stanie wogóle pokierować koniem - ani kierunkiem ani tempem.
I sytuacja z dzisiejszych zajęć, które prowadziłam - koń w odwecie za "bacik" bryknął, chłopiec spadł, ja wsiadłam na konia, by go uspokoić. Wzięłam wodze i ku mojemu zdziwieniu - NIE MOGŁAM ZATRZYMAĆ KONIA !!! Pewnie strzał po zębch by coś dał, ale przecież nie o to chodziło...

I powiedzcie mi teraz - czy na kursach dla instruktorów - nie powinno wręcz nacisnąć się na przeszkolenie z zakresu psychologii konia - bo przecież głównie o to chodzi. Przecież to od Nas - instruktorów często zaczyna się przygoda z końmi wielu osób. Pomijam fakt, że wiele osób kończących kurs nadal nie ma pojęcia o jeździectwie, ale to juz inna historia i nie ten temat.


A pytanie nr 2 :
Jak pracująć w stajni (tu chodzi mi konkretnie o moją sytuację) przyczynić się do szczęście zwierzaków + zadowolenia i bezpieczeństwa ??? czy musiało by się to wiązać z totalną wymianą koni? No i pozostaje jeszcze aspekt - psychologii jeźdźców, którym chciała bym wykorzenić z głów system "wędzidło-bat"


Ech, alez się rozpisałam. mam nadzieję że doczekam się jakiś mądrych porad

pozdrawiam


- Wojciech Mickunas - 11-04-2007

Witaj Pedrulec na naszym forum.
U nas porady wyłącznie bywają mądre . To po pierwsz . Po drugie od początku dałaś ostro , ale to + bo chodzi o to by była wymiana poglądów i doświadczeń.
Jesli możesz to zdradź gdzie kończyłaś kurs instruktorów? ( możesz na moją skrzynkę jeśli tak wolisz) bo na różnych kursach niestety ,różną wiedzę sprzedają. Miewam zajęcia na kursach organizowanych przez PZJ i psychologia koni to mój konik. Wiem ,że na innych kursach bywa różnie.
Traktowanie koni tak jak " sprzęt" jest niestety dość powszechne i myślę ,że sporo w tym winy instruktorów. Często ludzie nie wiedzą nic na temat końskiej psychiki bo nikt im tego nie powiedział , więc wsiadają i jadą tak jak się siada na rower czy do kajaka. Konie w rekreacji chodzące po pierwsze nie zawsze się do tego nadają , a po drugie stają się po pewnym czasie "mądrzejsze niż ustawa przewiduje".Uczą się ,że aby przetrwać trzeba się odpowiednio zachowywać . Zadowolone to trudno by były , biorąc pod uwagę choćby to ,jakie "bagaże " muszą wozić godzinami. Jeśli instruktor zna swój zawód, to jest w stanie wpływać na los koni , którymi dysponuje.
Pozdrawiam . W.M.


- Pedrulec - 11-04-2007

Smile Nie mam nic do ukrycia

Kurs kończyłam w LKJ Lewada, gdzie miałam przyjemność uczyć sie od takich autorytetów jak p Gosia Morsztyn, p Ania Małecka (szkoda... ) czy samego trenera Andrzeja Sałackiego. Do programu samego kursu nie moge się "doczepić", bynajmniej ostatnio zaczęłam patrzeć w nieco inny sposób na świat jeździctwa (może to po prostu kwestia stajni w jakiej pracuje, gdzie sciera się towarzysto "mega sportowców klasy N i rekreacji - cóż, nie mnie oceniać, ja jestem tylko instruktorem). Wnioski jakie napisałam w swoim poście to wynik poszukiwania bezpieczeństwa jazdy zarówno dla jeźdźców jak i koni które mam pod opieką, a jak wiadomo, prowadząc zastep 9 koni z różnymi umiejętnościami jeżdżących - o wypadek nie trudno.

Ponadto rozważania moje sięgają dalej - do pogłębienia więzi z własnym koniem bo przecież jeżeli samemu ma się tylko pojęcie teoretyczne, to gdzie tu mówić o prowadzeniu zajęć.

A że od razu tak ostro - cóż - przyzwyczajenia z ujeżdżalni 8)

pozdrawiam


- Pedrulec - 11-04-2007

Aha, i jeszcze jedno. Gdy prowadzę kogoś od podstaw często mówię i wręcz nakłaniam do czytania i wnikliwego obserwowania zachowań konskich. Uważam, że osoba która nie zna chociażby podstaw psychologii końskiej nie powinna znaleźć się na grzbiecie. Wynika to z wielu wiadomych nam aspektów. Niestety w 90% spotykam się z wielkimi, zdziwionymi oczami, gdy wspominam o czymś takim jak psychika konia - to chyba wynika z przedmiotowego traktowania koni, przykre...


- T.B. - 11-05-2007

Ja to sobie myślę tak:

Za wyniki nauczania początkowego całkowicie odpowiada nauczyciel. Dopiero w wyższych klasach tę odpowiedzialność stopniowo przenosi się na ucznia, aż na studiach wyższych zwala się tę odpowiedzialność na ucznia całkowicie. Chociaż i na studiach wyższych - trafiający do studentów i poświęcający się im nauczyciel jest wart każdych pieniędzy. Ja wiem, że są uczniowie wybitni, dobrzy, średni i beznadziejni. Beznadziejnych po prostu się o(b)lewa. Ale jeśli 90% nie kuma, to wybacz ale powinnaś zastanowić się nad swoimi środkami przekazu i wyrazu. Gdybym ileś tam lat temu miał słuchać o czytaniu i wnikliwym obserwowaniu zachowań końskich, albo o podstawach psychologii końskiej w ujęciu teoretycznym - to też bym nic nie kumał. Natomiast na zawsze zapamiętałem uwagę taką: "nie wrzeszcz na moje konie, bo one są zdrowe psychicznie". Dla mnie ta uwaga miała znaczenie wręcz przełomowe jeśli chodzi o podejście do koni. Do kogoś innego może trafiłaby inna. Albo taki cytat (w przybliżeniu): "ta cholera [ i tu następuje nazwa jednego konia ] już na mnie nagadała [ i tu następuje nazwa drugiego konia, któremu tamta cholera nagadała ]". I już jest temat do rozmowy na cały wieczór.

Tak to wygląda z tej strony lady w zakładzie usługowym "Rekreacyjna jazda konna".


Wnikliwa obserwacja, czyli konie chcą nas zrozumieć.


- Pedrulec - 11-07-2007

Oki, T.B. ja się z tym wszystkim zgadzam, tylko szukam porady jak dotrzeć do umysłów osób, które jeździectwo traktują jako czysto "fizyczną umiejętność ruchową"

"nie wrzeszcz na moje konie, bo one są zdrowe psychicznie" - przyznaję, ma swoją głębie. Chyba (za zgodą autora) zacznę ten tekst stosować u swoich podopiecznych Tongue moze tak będzie łatwiej...


- T.B. - 11-07-2007

Jak znam autora - na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Smile


- Pedrulec - 11-07-2007

To dobshe. A powiedz mi T.B. Moze jest jakaś literatura która zawierała by aspekty naturala w rekreacji ? Nio i najlepiej przetłumaczona, bo u mnie cieniutko z językami :oops:


- T.B. - 11-08-2007

Ja w ogóle mało znam literaturę taką typowo naturalsową. Mam komplet wydanych u nas książek Monty Robertsa i to wszystko. Do tego wydane kiedyś u nas kasety z kursem wg metody Pata Parelliego.

Zdążyłem jednak zorientować się - w czym wielka zasługa Internetu - że nie ma podziału "natural horsemanship" na ten dla amatorów i zawodowców, rekreantów i sportowców itd. itp.

Gdy mnie pyta ktoś całkiem początkujący o książki, to wśród innych zawsze wymieniam "Ode mnie dla Was" Monty Robertsa. Mimo, że początkującemu daleko do praktycznego zastosowania zawartych tam wiadomości - ta księżka każdemu bardzo pomaga zrozumieć konie.

A z punktu widzenia instruktora - na temat "natural a rekreacja" mogłaby zapewne wypowiedzieć się pewna moja koleżanka, która jest czynną, znaczy się stale i regularnie wykonującą tę pracę instruktorką i która - być może - czyta to forum. Czy jest zarejestrowana - nie wiem (anonimowość). Jeśli czyta - to wie, że to ją mam na myśli. Ale czy skusi się na wypowiedź - nie wiem. Smile


- Pedrulec - 11-08-2007

Big Grin Było by całkiem sympatycznie

Ja póki co jestem młoda i głupia, a chcę być młoda i nieco mądrzejsza przynajmniej w zakresie swojej pracy, mam nadzieję że to forum mi ułatwi zadanie

pozdrawiam 8)