Hipologia
Brutalni "koniarze". Handel końmi. - Wersja do druku

+- Hipologia (https://forum.hipologia.pl)
+-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3)
+--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4)
+--- Wątek: Brutalni "koniarze". Handel końmi. (/showthread.php?tid=124)

Strony: 1 2 3


Brutalni "koniarze". Handel końmi. - Lutejaxx - 01-06-2008

Handlarze uwielbiają naiwnych, którym można wcisnąć wadliwego konia za dobre pieniądze.

teraz wstydzę się swojej naiwności. Postanowiłam jednak opowiedzieć Wam tą historię ku przestrodze. To nic, że wyjdę na głąba.

z miasta uciekłam kilka lat temu. Od razu dałam ogłoszenie:"kupie konia".
Zadzwonił miły, starszy pan. Proponował klaczkę 6 letniego konika polskiego
chodzącego w hipoterapii i zaprzęgu. Miał być niezwykle odporny i zdrowy.

Teraz wiem, ze nie wolno śpieszyć się z kupowaniem.

Akurat kryłam dach. Kto budował dom wie co to znaczy! majstrów trzeba trzymać krótko i patrzeć im na ręce. Nie ma czasu na nic!

Dlatego nie pojechałam aż za Łódź obejrzeć konia. Zresztą właściciel sprawiał wrażenie człowieka godnego zaufania. Posiadał też własny , profesjonalny transport. Po prostu przywiózł mi konia.

Od razu zauważyłam, że klacz jest mocno łękowata i ma dziwne kopyta .
Starszy pan był nadal bardzo miły i...pomyślałam sobie, ze nie ma co się czepiać...pewnie moja niewiedza wzbudza we mnie wątpliwości!

nie podobała mi się tylko postawa jego zony. Koń miał potworną ranę na pęcinie. A ona zażądała za prawie zużyty spray do ran /taki opatrunek aluminiowy/ dopłaty w wysokości 200 złotych. Nie zgodziłam się. I kobieta była oburzona, ze koń trafił w złe ręce....

Ludzie ci nie chcieli zostać ani na obiad, ani nawet na kawę. Bardzo sie spieszyli, może za bardzo...

Już wieczorem klacz zaczęła utykać. Następnego dnia przyjechał mój znajomy "od koni" i załamał ręce: klacz miała nie 6 a około 20 lat. Kopyta po ochwacie.

No i zaczęło się. Zanim zdążyłam z ortopedią klacz położyła się i nie dała rady wstać.

Każdy kolejny weterynarz kazał uśpić.

Jeden tylko dawał nadzieję: za zastrzyk na ochwat...z witaminą C brał 180 złotych. Po 7 takich wizytach miało być lepiej....Dobrze, ze w porę zorientowałam się co jest grane!

Mimo to kasa z kredytu na dom topniała.

Inny "doktor" rozumiał sytuację i proponował uśpienie konia skażonym spirytusem! Bo taniej...

A ja spałam w szopie, non stop robiłam okłady z glinianego błota, masowałam sztywniejący grzbiet konia. W ciągu tygodnia schudłam prawie 10 kg, ale....nie byłam w stanie podjąć decyzji o uśpieniu.
Byłam maksymalnie skupiona na koniu, cały świat przestał istnieć.

I w pewnym momencie jakiś wewnętrzny głos /intuicja?/ podszepnął mi zupełnie zwariowany pomysł.

Poszłam do domu i wzięłam najostrzejszy...nóż!

Nacięłam jedno kopyto od wewnątrz. Klacz ani drgnęła. Leżała tak jakby już, już miała odjeść.

W myślach wyzywałam siebie od katów i wariatek...ale to samo zrobiłam z drugim kopytem...skłaczyłam je.

Wróciłam do domu, rozpłakałam się i chlipałam jakiś czas, po czym zasnęłam nie czując już nic.

po obudzeniu z bijącym sercem wyszłam z domu.... Czułam sie winna, wydawało mi się, ze męczę konia, ze powinnam słuchać mądrzejszych od siebie i uśpić jednak. A nie dokładać jeszcze więcej cierpienia.

A tu nagle w szopie pojawiła się moja klacz!!!!!!!!!!!!!!!!

Przeszły mnie ciarki: "Zwariowałam - to ze zmęczenia!"

Ale to nie było urojenie, to był żywy koń....tak, dotknęłam ją, żywy koń.! A klacz nie tylko wstała, ale o własnych siłach wylazła z szopy!!!!!! Owszem kulejąc mocno, ale jednak.

Z kopyt wylewała sie ropa. Dużo gęstej ropy!

W międzyczasie przyjechała kolejna weterynarz.I ona już wiedziała co dalej robić....Kochana Pani Aniu, dziękuję!

KOń został zaleczony. Okuty ortopedyczne. Ale jeździć na nim mogły co najwyżej lekkie dzieci.

Mogłam oczywiście kogoś oszukać i sprzedać klacz jako zdrową.

POstanowiłam jednak , ze oddam ją za darmo. Dla kogoś kto z pełną odpowiedzialnością przyjmie konika i będzie się z niego cieszył.

Tak też się stało, konik żyje. Jest kuty odpowiednio i zadbany, a nawet pracuje z małymi dziećmi.

O kopytach wiem już chyba wszystko....a kupując kolejnego konia ktoś chciał mi wcisnąć podobną klacz, po jeszcze poważniejszym ochwacie za 8 tysięcy złotych!!!!!!!!Tyle, że ja już zmiany po -ochwatowe rozpoznam z daleka.

uważajcie na nieuczciwych handlarzy!!!!!

Jakiś czas temu miałam kryzys związany z arabem. Uznałam, że to koń dla młodej, ambitnej, a przede wszystkim zdrowej osoby. Próbowałam go zamienić na innego, starszego, doświadczonego w terenie.

Nie będę opowiadała jakie miałam perypetie.

ale pewnemu facetowi o mało nie dałam w mordę: wciskał mi klacz z mocno zaawansowaną dychawicą /oddychała jak parowóz/.
I chciał mojego tryskającego zdrowiem araba z super pochodzeniem i prawidłową budową . Ale ja musiałam mu dopłacić za tą klacz /NN/ 10 tysięcy złotych bo wg. niego klacz jest zawsze cenniejsza niż wałach!!!!!!!!!!!!!!Wpadłam w histerię i wyzwałam faceta od najgorszych!

mam dość....arab zostaje.jakoś muszę sobie poradzić....chlip.


- Anna Skalik - 01-06-2008

Duchowa rozumiem Twoje rozgoryczenie ... chyba , bo sama na szczęście tak przykrych doświadczeń nie mam.
Jednak znam podobne przykłady ... nie tak drastyczne , ale jednak.
A i ja się dałam nabrać ... na swoje własne życzenie. :oops:
Kuba ( hucuł ) był kupowany okazyjnie. Widziałam go tylko raz. Nie sprawdzałam , ani pod siodłem , ani w bryczce.A w/g zapewnień własciciela koń do wszystkiego.Nie moge powiedzieć ... oprócz sporego zapasienia , koń nie był zaniedbany. A w obsłudze grzeczny . Później , gdy znalazłam hodowcę dowiedziałam się , że był dzierżawiony wielokrotnie do hipoterapii.
Ale niestety ... pod siodłem okazało się , że nic nie umie . A ostatnio okazało się , że i do zaprzęgu też trzeba go przyuczyć . Oczywiście jeśli będę chciała.
Wiem , powinnam była sprawdzić przy zakupie ... ale jednak na uczciwość ludzką , przy zakupie zwierząt , a zwłaszcza koni , nie ma co liczyć.
A Kubę , wiedząc , że nie umie i tak bym kupiła ... bo łobuz ma w sobie to końskie " coś " co mi się podoba. :wink:

I wiesz myślę , że jest coś w powiedzeniu " Nie ma tego złego ...".
W końcu klacz trafiła w Twoje , jak sie okazało sczęsliwe ręce i pewnie pożyje sobie jeszcze długo. A arabek ...hmmm...myslę , że kiedyś ze śmiechem wspomnisz , że chciałaś go sprzedać.


- Lutejaxx - 01-06-2008

wiesz to jest śmieszne, ale ja po tych perypetiach z szacunkiem wspominam właściciela mojej obecnej klaczy, który mi wprost powiedział:

Bić ją bo będzie kopać
karmić smalcem bo chuda
jak będzie bolał ją brzuch dawać wódkę...

kowala nie brać bo i tak nie da nogi

najlepiej nie jeździć bo ma łaskotki

a najlepiej to on ją da na mięso...

Chory, upośledzony nieco alkoholik...ale uczciwy!


A jeszcze dodam, że właściciel tamtego konika polskiego tuz przed odjazdem kazał jej dawać 2 razy dziennie po ...2 kg owsa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Niewiedza czy psychopatyczna złośliwość?


- Guli - 01-06-2008

Dioda A i ja się dałam nabrać ... na swoje własne życzenie. :oops:

Wygląda na to , że ja zupełnie świadomie kupiłam kuca zapasionego i z ochwatem oraz panikarskiego konia Kubę, po urazie ściegien , niewiele umiejącego ale z etykietą killera Big Grin

Jak to dziwnie wszystko plecie się.

Ciąg zdarzen nieuchronnie zmierzał do tego , mimo, że wcale nie chciałam miec własnego konia , zwłaszcza koło domu :roll:

Ten nieuchronny ciąg zaczął się w momencie, kiedy zgodziłam się nimi zajmować.

Po uplywie roku , kiedy wróciłam z dłuższego wyjazdu zastałam słaniającego się na nogach kuca.
Oczywiście nikt z przypadkowo zajmującymi się końmi ludźmi niczego nie zauważył Sad

Wezwałam natychmiast weterynarza, zrobiłam wszystkim awanturę :oops: , jeździłam do niego 2, 3 razy dziennie przez trzy tygodnie.

Właściwie to weterynarz zaproponował wykup koni, bo uznał, że przy takiej opiece zmarnuja się.

Właściciel, bardzo miły człowiek, nie był zupełnie zainteresowany konmi, nie znał sie, ale nie ukrywał tego.
Kupił je dla wnuków, które tez nie interesowały się konmi, jak juz miały.

Weterynarz miał kupic kuca, ja konia i miały razem stac u niego, poniewaz on sam ma niewielką hodowlę koni zimnokrwistych.

Porozmawiałam z właścicielem, który nawet ucieszył sie z tego, ale miały jeszcze tam zostać do czasu, az weterynarz zrobi dla nicch miejsce.

Z planów tych nic nie wyszło, a ja nie potrafiłam się wycofac i spojrzec koniom w oczy.

Szybko przerobiłam budynek gospodarczy na wspólny boks i sprowadziłam je do siebie.

I musiałam zmienić swoje ruchliwe i wygodne dotyczas życie na tryb osiadły , ale za to pełen kłopotów i wrażeń

Tongue


- Wojciech Mickunas - 01-06-2008

Duchowa Przygodo ! Temat uruchomiony przez Ciebie jest bardzo ciekawy i myśle ,że może spełnić rolę ostrzegawczą dla tych co jeszcze nie mają własnych koniowatych i mogliby "wpaść w pułapkę" oszustów decydując się na zakup konia od handlarza. Tylko proponowałbym zmianę tytułu. Koniarz to powinno '"brzmieć dumnie". Opisane przypadki dotyczą po prostu zwykłych o s z u s t ó w , a nie koniarzy. Tacy ludzie nie zasługują na określenie koniarz. Oni mają tyle wspólnego z koniarstwem co rum z rumakiem , albo koń z koniakiem. W moim mniemaniu także ludzie , którzy zajmują się hodowlą koni z przeznaczeniem na rzeź , nie zasługują na miano koniarzy. To są po prostu końscy rzeźnicy , tyle że nie zabijają własnymi rękami. W Stanach Zjednoczonych Ameryki wprowadzono ustawowę zakazującą uboju koni w celach konsumpcyjnych.
Polska podobno jest krajem o wspaniałych tradycjach związanych z końmi. Mieliśmy kiedyś najlepszą ponoć kawalerię na świecie i konie niejednokrotnie ratowały naszą państwowość i naszą niepodległość.
Amerykanie mogą zrezygnować z zabijania koni choć ich końska historia jest od naszej o wiele krótsza, my nie , bo włosi i francuzi lubią koninę.


- Lutejaxx - 01-06-2008

Drogi Panie Wojciechu,
oczywiście ma Pan pełną rację...tyle, ze tamten człowiek był prawdopodobnie nie tylko oszustem -handlarzem , ale prowadził też jakaś stadninę...więc pewnie niejedna osoba "z boku" nazwałaby go koniarzem.

Gdy podejmowałam decyzję o kupieniu araba miałam znajomego, który obiecywał mi zajeździć konika. Znaliśmy sie rok. Podawał się za naszego przyjaciela i miłośnika koni. Nie wymienię nazwiska, bo to...dość znana osoba w świecie hodowców koni.

A potem nagle okazało się, ze ....zaproponował mi współpracę /bo mam miejsce na działce/ związaną z wyszukiwaniem i potem sprzedażą koni na rzeź!!!!!!!!! Nie wiem jak śmiał akurat dla mnie coś takiego zaproponować?

Oczywiście zostałam z niezajeżdżonym arabkiem sama...a znajomy ten przestał być moim znajomym! Mam nadzieję, ze tego nie przeczyta, bo znowu będę miała problemy.

Tak więc Panie Wojciechu czasami pod postacią koniarza kryje się bestia.

Dałam więc w tytule tylko cudzysłów...czy tak może być?


- Wojciech Mickunas - 01-06-2008

OK. Niech tak będzie.


- Guli - 01-06-2008

Handlarze końmi to chyba specyficzny gatunek ludzi, przynajmniej taki obraz wyłania sie z przeróznych opowieści.
Pewnie nie mozna uogólniać , bo może tylko bulwersujące sprawy wychodzą na światło dzienne.

Ludzie kupują konie na słowo, bez paszportów, bez umowy.
Beztrosko , nie bacząc na to, że może kon byc kradziony.
A bez paszportu nie mozna oddac do skupu, więc handlarze wciskają naiwnym konie bez papierów.
I szukaj wiatru w polu.
Swoją drogą brak elementarnej edukacji ludzi dotyczącej formalności związanych z zakupem i brak doświadczonych doradców.

Aż prosi się powstanie takiego zawodu


- Wojtas - 01-06-2008

Są też równie dowcipni goście, prowadzący ośrodki jeździeckie, i nie ukrywający się bynajmniej z handelkiem po krzakach. Potrafią dogadać się ze znanym sportowcem, i brać od niego konie, które wypadają z treningu sportowego, bo nie spełniają jakiegoś tam poziomu wymagań. Wciskają je później ludziom za dużą kasę, z etykietką, że "sam mistrz na tym jeździł". Tylko nie mówią, dlaczego jeździć przestał, i co z konia psychicznie zostało po takim treningu, nawet jeśli fizyczne defekty są stosunkowo niewielkie. A jeśli potem zwierzak rzuca się na plecy, albo taszczy przerażonego właściciela po całym placyku, to już wola Boska i skrzypce. Odradzam serdecznie kupno koni z taką rekomendacją!


- Tania - 01-06-2008

Ja też niedawno po raz pierwszy spotkałam handlarza końmi.
Zdumiewające,jak chłodno podchodził do tego wszystkiego,co u nas wywołuje bicie serca i ogromne emocje.Spytany o imię konia-łypnął na mnie zdziwiony.Na moje oświadczenie/naiwne/że koń będzie miał dobrze i przyślemy płytę z fotkami,gdzie zamieszka i jak mu się powodzi - nawet się nie odezwał.Miał to w nosie.Towar,kasa i koniec.
Bardzo niemiłe wrażenie to wszystko zrobiło,chociaż "towar" nie miał ukrytych wad -przyznaję.
Bardzo smutno czytać posty Duchowej-mnie martwi niechlubny udział moich zawodowych kolegów/lekarzy weterynarii/ w tych zdarzeniach.
Za samą propozycję uśpienia konia spirytusem - kazałabym kogoś takiego pozbawić prawa wykonywania zawodu na zawsze.
Ale w całym smutnym wątku -piękne i budujące jest to,że Święty Franciszek nie śpi i znajduje końskim biedakom oddanych opiekunów jak Duchowa czy Guli.
Fotki Gulinego kuca-obecnie - wzruszają do łez.
Moja Tania też nie miała lekkiego żywota ,jak dotknąć palcami jej biednych nóg -to niezliczone blizny wiele mówią.A teraz królewna .
Wiele znam takich koni i ich historie leczą moją ,nadszarpniętą mocno, wiarę w ludzi.


- Gaga - 01-06-2008

Byłam niestety świadkiem działalności handlarzy końmi...
Znajomi postanowili kupić pierwszego konia. Chciałam pomóc, ale sezon jeszcze - nie było czasu na długie wyprawy poszukiwawcze. Zadzwonili pewnego dnia mówiąc, że ich stajnia jeszcze nie skończona, a konia znaleźli i chcieliby przywieźć do mnie... Koniem miała być cudowna, wielka 7 letnia klacz państwowej hodowli (nie pamiętam posadowska, walewicka...) ... bez wad, spokojna, etc... Poprosiłam tylko aby zapłacili połowę, a drugą połowę po tygodniowym "próbowaniu klaczy". Udało się z handlarzem tak dogadać i pewnego wieczora przyjechało do mnie to biedne zwierze (za na prawdę grube pieniądze)... Bida rzeczywiście była postawna, ale kulała na 4 nogi... widać było wyraźnie, że ma grzybicę,m od miesięcy nie robione kopyta i ... problem z kręgosłupem - wręcz ciągnęła zadem :-( 7 lat mogła mieć 10 lat wcześniej... Za to palenia wyraźnie miały max 2 tygodnie i były krzywe... Papier to świadectwo urodzenia źrebięcia ... odmiany poprawiane długopisem. Długo się nie zastanawiając zadzwoniłam do SK i spytałam, czy klacz o takim pochodzeniu i takim imieniu jest ich hodowli - usłyszałam po chwili, że owszem, ale klaczka padła w wieku źrebięcym... co potwierdziło moje obawy... Konia udało się oddać oczywiście z problemami, zagroziliśmy handlarzowi prokuratorem.... Z jednej strony szkoda mi było tej końskiej bidy, z drugiej niestety nie był to koń wierzchowy,a rencista wymagający leczenia i rehabilitacji Undecided Znajomi nie byli przygotowani na takiego konia, a mnie nie było stać na kolejną końską bidę Undecided (jeden taki już był na stanie)

Ja tez dałam się nabrać... Kupiłam do ośrodka (nie swojego) konia na sezon do bryczki, zwierz był potrzebny "na gwałt" i tak był kupiony. umówiliśmy się z właścicielem, przyjechaliśmy z trailerem - papiery się zgadzały, koń pod siodłem i w bryczce w ruchu ulicznym spokojny, opanowany (miała 4 lata), zatem konia do przyczepy i do stajni. Dałam klaczy 2 dni na oswojenie się, po czym chciałam zabrać na spacerek po okolicy (z innymi końmi oczywiście). Wsiadam przed stajnią - a zwierz zachowuje się jak poparzony... masakra - jakby pierwszy raz miała jeźdźca na grzbiecie. Wystraszyłam się poważnie o jej kręgosłup, czy coś - jednak zrobione przez weta badania krwi wykazały obecność jakiegoś narkotyku we krwi... Jednym słowem kupiłam konia "na prochach" - zaprzęgnięta do bryczki oczywiście była równie zdziwiona jak pod siodłem... Ale fakt faktem, że okazała się koniem o cudownym sercu - bez problemu udało się ją ułożyć :-) co prawda tego sezonu nie pracowała z w zaprzęgu, ale była świetnym czołowym w terenie - i to bez środków odurzających ;-)


- Estebano - 01-07-2008

Bez obrazy, ale ludowe powiedzenie o tym że głupich nie sieją sprawdza się niejako w 100%

Ja rozumiem że są ludzie którzy działają pod wpływem emocji (vide opisane powyżej przypadki) i te emocje zaburzają czy wręcz uniemożliwiają zwykły tok logicznego myślenia.

Niestety, winą za własne niemyślenie można się jedynie samemu obarczyć (chyba nikt mi nie powie że pan Iksiński jest odpowiedzialny za dajmy na to MOJĄ bezmyślność).

Bo na przykład od kiedy to jakiemukolwiek sprzedawcy się wierzy na słowo choćby nie wiem jak się starał i słodził? Czy w jakimkolwiek sklepie się kupuje coś, co ci chcą wcisnąć wmawiając że beznadziejnie uszyty łach rozłażący się w szwach jest przepiękną suknią balową wspaniale na tobie leżącą?

Apropo koni i ich kupna sprawa jest troche bardziej złożona niż zakup sukienki. Moze bardziej przypomina kupowanie samochodu. Ale po to sie umie czytać żeby tą umiejętnośc wykorzystać - np. do przeczytania podstawowych podręczników z zakresu wiedzy o koniach. Po to jest internet ażeby za darmo w każdej chwili dojść do informacji w jakiejkolwiek dziedzinie czy nawiązać kontakt z kimś kto taką wiedzę posiada. Po to się ma własny mózg we łbie by z niego korzystać.

Po to są lekweci żeby z ich usług korzystać przy zakupie konia. Już prościej chyba być nie może w obecnych cywilizowanych i oświeconych czasach.

Ja np poszukując konia byłam u jednego takiego zawodniko-handlarza czy tam na odwrót. Koń miał być wspaniale reagujący na łydeczkę, spokojny ale energiczny i miękki w pysku. No ideal po prostu. Tak był - tyle że odwrotnością wszystkich tych cech. I na dodatek był kulawy (oo, on chyba dziś zakulał - jak stwierdził handlarz na moja uwage o wyraźnej kulawiźnie). Oczywiście dalej się nie bawiłam już z tym koniejm bo i po co.

Różnica między przykładami podanymi powyżej jest taka, że ja staram się myśleć a nie niemyśleć emocjonalnie. przynajmniej się staram.

Czego i wam życzę na przyszłość.

Bo za własną głupotę winic innych nie wypada.


- Cezary Szamreta - 01-07-2008

Estebano Bez obrazy, ale ludowe powiedzenie o tym że głupich nie sieją sprawdza się niejako w 100%

Estebano,
cenne uwagi, ale jednak proszę nie używać słów obraźliwych z zastrzeżeniem: "bez obrazy" - to samo można przekazać bez przypinania łatki, forum ma służyć m.in. wymianie doświadczeń i nauce, także nauce na cudzych błędach.
Jestem przekonany, że taka kategoria głupot może być przydatna, zwłaszcza, że forumowiczki, które o tym pisały same przyznają się do tych błędów. Ich posty ostrzegają innych przed podobną sytuacją. Nie nazywaj tego głupotą, jeśli nawet same się do takiej głupoty przyznają, to niepotrzebne i niemiłe. Czy nie zdarzył Ci się przypadek własnej głupoty, bo mnie nie raz niestety, ale wolę sam to nazywać głupotą, zwłaszcza publicznie.

Czy rozumiesz intencję? Ciebie też nie zamierzam obrazić, jedynie daję ostrzeżenie - delikatniej formułuj sądy o współforumowiczach!!!

Pozdrawiam Cezary


- Estebano - 01-07-2008

Cytat:delikatniej formułuj sądy o współforumowiczach!!!


CEZARYS - dobrze że mi uświadomiłeś, jak wielkim błędem i obrazą dla tutaj obecnych jest cytowanie przysłowi ludowych. Nie zdawałam sobie sprawy, faktycznie. :oops:

PS: dla ukojenia twoich nerw musze się przyznać że ja np. w kwestiach fizyki jądrowej czuję się głupia jak but i nie czułabym się obrażona gdyby mi to ktoś wytknął (ale to tylko chyab ja tak mam) Idea

jednocześnie, za pozwoleniem, o ile mogę się tak wyrazić nie obrażając tą razą nikogo, pragnę przytoczyć inne przysłowie ludowe "przyganiał kocioł garnkowi" w odniesieniu do twojej wypowiedzi - będącej ni mniej nie więcej jak również obrazą dla tutaj się wypowaidających forumowiczów:

Cytat:że taka kategoria głupot może być przydatna
,


Cytat: Czy nie zdarzył Ci się przypadek własnej głupoty, bo mnie nie raz niestety, ale wolę sam to nazywać głupotą, zwłaszcza publicznie.


co do powyższego zapytania - owszem wielokrotnie głupoty się mi zdarzają - jednak wynikają z mojej głupoty za którą nikogo nie winię oprócz siebie.

o co zresztą w moim wpisie uprzejmnie apeluję

Obrażonych w tym stojącego na ich straży cazaregos niniejszym wszem i wobec przepraszam za wszelkie potwarze zawarte w cytatach i przysłowiach jakieby one niebyły Big Grin 8)


- Wojciech Mickunas - 01-07-2008

Znam przynajmniej kilka ludowych przysłów , których nie zacytował bym ani na tym forum , ani w żadnym innym szacownym gronie, choc podobno przysłowia są madrościa narodu.
Poza tym cytowane powiedzenie nie jest "ludowym przysłowiem" lecz powiedzeniem i to w tym kontekscie trochę niestety arogonckim.