Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Wersja do druku +- Hipologia (https://forum.hipologia.pl) +-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4) +--- Wątek: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? (/showthread.php?tid=324) |
Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Guli - 12-02-2008 Ania Guzowska Poza tym, nawet jak konie się odpędzają ...., to nie ma w tym kopania, gryzienia i nie wiadomo czego - Tu akurat mylisz się Każde wprowadzenie nowego konia do stada bywa dla niego bardzo bolesne. Choc dużo zależy od zachwania "nowego" Dlatego w pensjonatach z dużą rotacja koni, ich łączenie, zmiana powoduje tyle urazów. Cytat:- tylko zauważcie, że konie obecnie jak są na pastwisku to często są złe, smutne, stoją gdzieś odrzucone lub ciagle kulą uszy, atakują inne konie - w naturze tego nie ma, to my powodujemy, że konie zachowuja się agresywnie Ludzie to powodują . a dokładnie zbyt małe wybiegi , czy pastwiska. Nawet u ludzi zagęszczenie wywołuje agresje, a u zwierząt z natury wędrujących, czujących sie dobrze na otwartych przestrzeniach, tym bardziej. Cytat:Zauważcie, że jak ktoś ma duże pola i mało koni, to one żyją w zgodzie - Dokładnie tak jest Dlatego u mnie dwa zyją w absolutnej zgodzie., stojąc w jednym boksie. Oczywiście, że naskakują na siebie , podszczypują , nawet stają na tylnych nogach markując walkę. Ale to tylko zabawa i mimo swojej masy , tego rodzaju starcia nie zostawiają śladów nawet na futrze. Nawet tu na tym forum byłam mocno zdziwiona, że konie kopią się po nogach . kaleczą wzajemnie. Kuc nie musi zdecydowanie bronic swojej pozycji. Przeważnie wystarcza tylko spojrzenie , nieznaczny ruch głową i dwukrotnie cięższy i o wiele wyższy Kuba staje na bacznosc, albo pozwala odgonić się od jedzenia. Ale to tez tylko zaznaczenie swojej wyższej pozycji przez kuca- bo po chwilii pozwala mu jeśc siano obok siebie ( mają jedną siatkę). Ale juz jak dorwie wiaderko Kuby, to nie odpuści. Muszę użyc całej siły, żeby go odessać :roll: Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - branka - 12-02-2008 Hehe masz rację Cejloniara, dopiero teraz dostrzegałam jej sens. No ale tak czy tak wypowiedź zostawiam, bo i tak pasuje do tematu Ciekawe to, co napisała DuchowaPrzygoda - no, ale niby chodzi o to w jeździectwie naturalnym, że my mamy odrzucić to co dla nas naturalne i skupić sie na tym co naturalne dla konia. I pewnie dlatego nam tak cięzko z końmi się dogadać, że nawet nam nie jest łatwo pozbyć się zachowań naturalnych. To o tym mówi m. in. psychologia ewolucyjna, że wymagania stawiane przez cywilizację są tak wysokie, że ludzka natura czasem nie jest w stanie się w tym odnaleść i potem mówi się o brutalnych mordach, wojnach itp. Pewne zachowania u ludzi są instynktowne i trzeba być mistrzem, by w pełni je konstrolować. Ale majac zdrową relację z koniem, możemy się przekonać, że on nam pewne rzeczy wybacza(nawet jak nas nie rozumie), tak jak my musimy wybaczyć mu, że się płoszy, itp. Największym problemme są definicje, bo intuicyjnie chyba wszyscy wyczuwamy o co nam chodzi, nawet jeśli róznią się nasze odczucia nieco. W każdym razie, w obliczu cywilizacji i zamknięcia koni w stajniach, konie nie są w stanie zachowywać się w pełni naturalnie, a wiec i nasze realcje z nimi nie mogą byc naturalne. Ale może chodzi o to, zeby je zblizac do tego co naturalne dla tych zwierząt...Sama już się zgubiłam w swoich przemyśleniach, hehe. Stosowanie presji z umiarem z daniem koniowi czasu na zareagowanie, może będzie trochę nie fair, bo koń z jego punktu widznia nie musi się np cofać za zawołanie, ale z drugiej strony, jeśli go to nie skrzywdzi psychicznie i fizycznie i zostanie on nagrodzony sowicie, a jak mu nie wyjdzie to nie dostanie batem czy ostrogą, to nie jest to specjalnie niehumanitarne. Może nie jest to szczyt szczęścia dla konia i wolałby kicać na wolności, ale drugiej strony jak zarabia nagrody, nie musi sie bać, ze za błędy dostanie lanie i w ogóle będzie to dla niego jakąs zabawa i formą rozrywki, to nie ma chyba w tym nic szczególnie złego. Najrozsądniej byłoby posługiwać się swoim sumieniem i po prostu robić to co sie czuje, że jest własciwe. Czytać, edukowac sie, ale nie robić niczego w co się nie wierzy, nawet jeśli tysiące innych ludzi tak robi. Sprawdzać wszystko na koniu i traktować każdego indywidualnie. I nie robić nic za wszelką cenę. Konie mają być przyjemnością, a chyba logiczne jest to, że największa bedzie ona wtedy kiedy i koniowi będzie się podobać, to co z nim robimy. I jak i dla nas i dla konia wspólnie spędzany czas będzie fajny, to myślę, że nie będzie problemu ze zrobiemiem z nim bardziej zaawansowanych elementów ujeżdżenia. Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Lutejaxx - 12-02-2008 Aniu to co mamy wspólnego z końmi to jest mówiąc w wielkim uproszczeniu...ciekawskość!! Dlatego na czas zainteresowania czymś innym niż tylko tzw. walka o byt zawieszamy naszą instynktowność i kierujemy się ku obiektom , które wywołują w nas poruszenie. Podobnie jest w świecie myśli. Ale one są tylko -znowu w uproszczeniu- sublimowaniem naszej wew. natury. Podobnie jak nasze "mądre" kontakty z końmi....naturalne jednak. Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - branka - 12-02-2008 No własnie czyli jak jesteśmy dostatecznie ciekawi dla konia i to co mamy mu do zaoferowania będzie dla niego interesujące, to będzie z nami współpracował. Czyli wracamy do tego, że warto trenowac konie w terenie i nie przeciągać jazd w czasie, bo tracimy zainteresowanie konia Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Julia z Orla - 12-02-2008 Ja mam dobry materiał do robienia porównań w sumie - mój starszy koń był od początku szkolony na zasadzie "rób co ci każę" i teraz on robi wszystko co mu się poleci, ale czuje się, że owszem - robi, a myśli swoje. Nie ma w nim entuzjazmu, cały czas mam wrażenie, że jak go o cos poproszę to robi to, bo z doświadczenia wie, że jak nie zrobi to dostanie batem (mimo, że już od 9 lat tak nie jest, bo od tylu lat go mam i nigdy nie stosowałam takich metod). Jedyna sytuacja, kiedy aż kipi radością, że będziemy coś robić razem jako jeździec i koń, jest w lesie, kiedy wie, że za chwilę go puszczę galopem (to jest koń, że jakby mu pozwolić to by galopował aż by padł), praca na ujeżdżalni i jakiekolwiek ćwiczenia to dla niego rutyna, coś co się odbębnia, fakt, że trzeba się postarać (tu dodam jeszcze, że on wpada w panike jak mu coś nie wyjdzie, mimo że od lat go uspokajam przed kolejnym podejściem), ale tylko po to żeby jakoś przetrwać do końca jazdy. Ja też się nie postarałam, żeby to zmienić, ale po prostu nie zauwazyłam tego wcześniej, zabrakło mi wiedzy i wyczucia. Teraz moge go chwalić i motywować pozytywnie do oporu, on i tak na wszystko przewróci oczami i pomyśli "skończyłaś? bo mam lepsze rzeczy do roboty" Trudno, niech przewraca, będę go chwalić za wszystko, może zmięknie przed trzydziestką Zreszta myślę, że i tak jest nieźle, biorąc pod uwagę, że to jest koń, któremu pewna pani nabiła limo batem po odmowie skoku, a zwyczajne pranie batem na krzyż to był obowiązkowy element treningu. Nie wyobrazam sobie, żeby po tym wszystkim chciał mi sam z siebie zaoferować "naturalne" zebranie. Cieszę się, że lubi ze mną spacerować, a rutynową gimnastyke uprawiamy tylko w celach zdrowotnych, i do żadnego N w żadnej konkurencji się nie wybieramy, mimo że to jest koń, który skoczy wszystko co mu się postawi (z tym, że po to żeby nie dostać batem w oko, więc to się po prostu nie liczy). Młody koń za to to już jest zupełnie inna bajka. Mamy siebie dopiero od kwietnia, ale od początku wszystkie jego najmniejsze nawet wysiłki są pozytywnie wzmacniane i 90% pracy jest w formie zabawy i w rezultacie mam konia czekającego z uwagą na najmniejszy sygnał i gdy go o coś poproszę on robi to z prawdziwym entuzjazmem. Inna sprawa, że zdarza mu się zgadywać co ma zrobić zanim go poproszę i wykonuje sam z siebie coś ze znanego repertuaru (np. ustępuje od łydki bez łydki, widzi, że to nie o to chodzi, więc się cofa, nie to, więc ćwierć zwrotu na przodzie i dopiero wtedy mnie pyta co ma robić ), ale taka praca to jest zupełnie inny wymiar i inna jakość niż jazda na pancerniku. I wszystkie P i N i inne literki stoją otworem i wszystko jest na swoim miejscu i na dobrej drodze. Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Ewa Polak - 12-02-2008 Arabiatta mam dokładnie to samo Najstarsza z wiecznym zapytaniem "czego ode mnie chcesz?" A młody "dobrze, a co będzie dalej, jestem ciekawy" Jedna różnica to że moja nie lubi galopować w dużych ilościach, ale nie chcę tego wymagać, bo w końcu to ślązak a nie arabek :wink: Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - branka - 12-02-2008 Mój koń się zalicza do tej kategorii, co twój starszy - to są tacy weterani wojenni - wiedzą, że wojna minęła, ale nie sa w stanie o niej zapomnieć, cechuje to ich na całe życie. Mój koń np ma takie miejsce, gdzie miał duże odparzenia od gnoju (jak ją kupiłam to była w okropnym stanie) i do dziś pomimo że pozwala mi dotykać się po całym ciele i przestała heblować przy czyszczeniu jako takim(a pamiętam, że będąc juz na tym forum, borykałam się zbroblemem heblowania), to nie lubi jak ją tam dotykam. Tak samo jak boi sie panicznie zamknięcia samej w stajni - a nawet jak są konie obok, to jak nie może ich zobaczyć, też wariuje strasznie, bo tak była trzymana zanim ją kupiłam - i teraz się panicznie boi samotności. I to nie to, że lata po boksie i rży - ona wpada w absolutną histerię i naprawde przykro na to patrzeć(tzn jak nie ma ludzi - bo jak ktoś jest w stajni, to jest ok - choć ja przez jakiś czas nie byłam osobą, której towarzystwo jej wystarczało - teraz za to, jak jest sama w stajni i ja jestem, to jest spokojna, tak samo jak spokojna jest teraz ze mną w terenie - nie pędzi galopem, nie nakręca się, chodzi na kantarze bez ciagnięcia nigdzie, itp). Ale taki objaw histeryczny jak coś się dzieje jej został do dziś(zresztą każdy koń ma takie rzeczy, na które reaguje paniką) - rzadko to się teraz pojawia, ale ostatnio np wzięłam tarnik i położyłam go głośno na ziemi, tak jak to nieraz kowal robi i koń zaczął wariować - wazić, kręcić się, drżeć...dopiero jak ją wyprowadziłam ze stajni, popasłam chwilę i wróciłam, to sie uspokoiła - ja jej moge kopyta tarnikować i jest ok, koń stoi, ale pod warunkiem, że nie stukam narzędziami... Także są takie rzeczy, które ona wciąż kojarzy bardzo negatywnie i broni się przed nimi takim charakterystycznym dla siebie stanem paniki i musze uważać, by jej nie narażać na coś takiego, a jak juz zaczyna panikować, to ją odprężyć np zabierając na trawę - chcę w ten sposób jej pokazać, że nic na siłę się nie będzie dziać i że nie musi sie bać, że poddam ją psychicznym obciążeniom - może trudno to nazwać odczulaniem i niektórzy powiedzieliby wręcz, że tak nauczę konia unikać pewnych rzeczy, ale ja już z doświadczenia wiem, że ona nie wykorzystuje takich rzeczy i wiem też, że działa to w ten sposó, że ona potem bardziej mi ufa i nie wpada w panikę z byle powodu(co bywało w przeszłości). Przecież jak niedawno twierdziłam, że mój koń ma taki charakter, że jak sie zaczyna galopować pod siodłem, to ona się zawsze nakręca i że nie da się jej uspokoić przez to czasem. Czy że hebluje i nie da się z tym nic zrobić... A teraz widzę, że chocby do pewnego stopnia da się. Nie zmienie jej temperamentu, ale mogę wpłynąc na jej sposób myślenia o pewnych rzeczach. Tylko, że tak jak twój koń arabiatta(i Amera) ona ma pewien "bagaż" z przeszłości i nie wiem czy kiedykolwiek będzie tak chętna do współpracy i ufna, jak koń który nigdy nie doświadczył takich przykrości(najpierw z rąk głupich ludzi, potem z rąk moich w postaci treningu tradycyjnego w tym nieco gorszym znaczeniu, czyli wymagam i koń ma słuchać, bo ja chcę jechac na zawody). Dlatego wciąż uważam, że konia, który nie miał nigdy wędzidła w pysku, będzie łatwiej wyszkolić do wysokiego poziomu, niż takiego, co wędzidło miał lub co gorsza, było ono użyte na nim w brutalny sposób. Bo w sumie nawet nie chodzi o sam sprzęt, bo ustaliliśmy, że ważne jest to jak się go używa bardziej niz to, co sie używa - ale jak koń poznał raz smak szkolenia tradycyjnego(przed tradycjne nie do końca rozumiem klasyczne - klasyczne to coś, co bardziej w moim odczuciu idzie w stronę sztuki, to coś co wiąże się z harmonią i współpracą, klasyczne sa dla mnie np. wyższe szkoły jazdy takie jak w Wiedniu; za tradycyjne zas uważam to, co stosują ludzie na codzień w postaci czarnych wodzy, szarpania, kopania, czy jazdy na młodziaku nieprzygotowanym do tego, itp), to ciężko jest mu potem odprężyć się w towarzystwie człowieka, czy mu zaufać i z takim koniem praca będzie trwała dłuzej, niż z innym, który od początku jest szkolony "naturalnie". Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Cejloniara - 12-02-2008 Odnośnie np. PNH: Pat przestrzega przed tym, by nie zakatować konie 7 grami, bo nie chodzi w nich o to, że są ćwiczneiami samymi w sobie, które do perfekcji trzeba doprowadzac lecz są takim podstawowym językiem ktory szybko trzeba wykorzystywać do stawiania koniowi celów, zadań, stąd tak szerokie użyanie różnych przedmiotów, zabawek itd. Podkresla się także, że nie chodzi o to, co koń robi, ale jak, z jakim nastawieniem. Bardzo często pokazuje, że ćwizenia służą do rozwijania inteligencji konia i ciekawości. Reszta dzieje się jakby przy okazji ;-) ps. ja byłam wielgasnym sceptykiem co do PNH, jak weszłam głębiej to doszłam do wniosku, że nie będę sceptyczna do żadnej metody póki jej naprawdę dobrze nie poznam. Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Julie 1 - 12-02-2008 Dziękuję wszystkim wszystkim za odpowiedzi. Im większy ten ogrom mądrości przez wszystkich napisanych, tym większy z jednej strony mam mętlik w głowie, a z drugiej strony sprawa się powoli klaruje. Chyba najważniejszy wniosek jest taki jak napisała Magda: "To nie narzędzia definiują metodę , tylko podejście człowieka do nauczania koni" Ale w zasadzie wiedziałam to zanim się pojawiłam na tym forum... Tylko, że im więcej doświadczeń i nowych wiadomości, tym więcej pojawia się we mnie momentów zwątpienia. Jestem pewna, że wszyscy rozumiecie o co chodzi w moim pytaniu, którego nawet nie umiem precyzyjnie zadać :!: Ale ponieważ nie ma precyzyjnego pytania, nie ma precyzyjnej odpowiedzi i nie będzie :-) Można użyć "naturalnie" czarnej wodzy i można użyć "nienaturalnie" carrot-sticka czy innego halterka. Po co pytam, skoro o tym wiem? Mój cały problem polega na tym, że pracuje w rekreacji. Normalnej, klasycznej stajni z końmi szkółkowymi. Chciałabym być dla nich lepszym człowiekiem. Takim "naturalnym" ;-) Mam czasem wyrzuty sumienia, że używam tych wszystkich nienaturalnych akcesoriów, mimo że w głębi serca wiem, że robię to "naturalnie". Pytanie z innej beczki: Chciałabym nauczyć się metody klikerowej. Mieszkam w Trójmieście i chwilowo nie mam pieniędzy na drogie kursy. Gdzie? Od kogo? Za ile? Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - branka - 12-02-2008 Albo samemu czytając i potem testując(ja tak robię), albo pojechać do kogoś kto szkoli klikerem z forum i zobaczyć. Tylko nie wiem czy ktoś w okolicach Trójmiasta ćwiczy klikerem? Ja miałam dużo o behawioryzmie na studiach więc nie jest mi tak trudno to załapać, ale jak sie uczy samemu i nie stykało się wcześniej z behawioryzmem to n apoczątku można mieć mętlik w głowie Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Cejloniara - 12-03-2008 Julie, musisz dopaść Anie Juchnowicz. Ona Ci powie, gdzie szukać informacji o treningu klikanym :-) Są fajne książki, fora itd. Co do poznania samej zasady można też korzystać z tych, co klikają psy :-) A tak swoją drogą bardzo fajna dyskusja się z tego Twojego pytania narodziła. Jak to dobrze czasem wsadzić kij w mrowisko. Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Guli - 12-03-2008 Julie Chyba najważniejszy wniosek jest taki jak napisała Magda: No tak, ale hasła ogólne i poniekąd słuszne mają to do siebie, że czasem są mylnie rozumiane , czy wręcz służą "rozgrzeszaniu". To hasło jest jednak dobre dla tych ludzi, którzy dokładnie wiedzą czemu służą narzędzia , jak działają , rozumieją sygnały płynące od konia. I potrafią przechytrzyć siebie , bo najlepiej oszukujemy się sami. Większość jeżdżących , pracujących z końmi wcale nie rozumie tego, co napisałam , tylko czyta dosłownie i twierdzi: przecież to nie munsztuk, czarna wodza, wypinacze na sztywno są złe. Ja kocham konie... Tylko, czy je rozumie???? Uważam , że warto przekonać się, jaka jest satysfakcja, kiedy odrzuci się choćby wędzidło, przestanie wypinać konie , odrzuci lonżę, uwiąz a koń i tak rozumie nas. Wtedy literki przestają być ważne. Muszę przyznać, że mam ogromną przyjemność , kiedy wracamy z jazdy , czy pasienia , a Kuba idzie ze mną bez uwiązu. Nie wyprzedza , dostosowuje swój krok do mojego . Jaka jest satysfakcje, kiedy przychodzą na wołanie z końca pastwiska, lub wołam je wieczorem do stajni, a one jeszcze buszują w ogrodzie. Przychodzą bez ociągania się. Kuba ośmiela się już podejść do każdej "strasznej" rzeczy którą mam w ręku ( np dywanik). Chrapie, odskakuje w pierwszym momencie , ale jak mówię " chodź" to powoli wyciąga szyję, aż powącha "straszydło" i uspokaja się. Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - branka - 12-03-2008 To co napisała Magda to prawda. Przyjemność z jazdy czy obcowania z końmi jest dużo większa wtedy, gdy koń otrzymuje od nas więcej swobody, bo wiemy że on robi coś bo chce, a nie musi. Ale tez nie każdy to zrozumie. Ja jak jeszcze startowałam, to uważałam że spacer na kantarze może jest przyjemny, ale bezsensowny i bezcelowy, bo przecież koń sie wtedy nic nie nauczy. A teraz uważam, że i koń i ja uczymy sie znacznie więcej bez wędzidła. Uważam, że gdybym teraz załozyła wędzidło, to bym wiele popsuła. Do pewnych rzeczy trzeba dojść. Poza tym pierwsze dni odrzucenia dawnego sposobu myślenia są ciężkie - bo koń, który całe życie był zmuszany do czegoś, od którego wymagano, którego zamykano w ramy, może z początku nie umieć zachowywac się wobec nas inaczej. To trochę tak jak macie surowego nauczyciela w szkole i spotyacie go po jej zakończeniu - część z nas nie będzie umiała sie przy nim zachowywać swobodnie, pomimo że stare zasady nie obowiązują. Tak samo koń, z poczatku jest sztywny, zdenerwowany, nie wie o co chodzi - trochę wali mu się życie, choć w pozytywny sposób, o czym sie szybko przekonuje. I z biernego staje sie aktywnym(my jesteśmy wciąż na etapie zmiany, ale z kazdym dniem koń jest "fajniejszy" i weselszy). I kiedy koń przetestuje nas przez pierwsze dni czy tygodnie i nam zaufa choć trochę, to relacja z nim przybiera zupełnie inny wymiar I wtedy tak jak Magda pisze, nie ważne są literki. Ważny jest wspólnie spędzony czas i widok "odmienionego" konia, dużo weselszego i spokojniejszego, a za razem bardziej zmotywowanego do wspólnych ćwiczeń czy zabawy. Ja np uważam, że mój kon wolałby iść na spacer w ręku i się popaść na ładnej łące niz mnie wozić, nawet te pół h, ale mimo wszystko, kiedy przestaje go ograniczać i pokazuje mu , że ma coś do gadania, przynajmniej mam poczucie tego, że jak koń bedzie miał dość, to nic nie stoi mu na przeszkodzie, by mi o tym powiedzieć(co pokazałam koniowi zanim znowu zaczęłam wsiadać). Np kilka dni temu chciałam jechać na spacer, ale jak próbowałam wsiąść na nią, to zaczeła strasznie kulić uczy i przebierać nogami - nie wsiadałam więc i poszłyśmy tego dnia na spacer. Następnego stała grzeczna jak baranek gdy wsiadałam... I nie wiem, może jestem dziwna, ale to, że zaczęłam się z koniem komunikować w inny sposób, że mam świadomość, że ona wie, że ją choć trochę rozumiem(heh, nad tym tez musze popracować), daje mi teraz dużo więcej radości, niż sam fakt jeżdżenia czy zrobienie jakiegoś tam ujezdżeniowego ćwiczenia. Z przyjemnością rezygnuję z jazdy, jeśli widzę że sprawia to koniomi radość. I najfajniejsze jest to, że nie muszę w ogóle mysleć w kategoriach -"kurcze jak jej pozwole, to ona to wykorzysta, nie moge czasem odpuścić tak o". Nie wiem ale na razie ani razu mój koń nic takiego nie wykorzystał, wrecz przeciwnie jest chętniejszy za każdym razem, gdy mu dopuszczę(co tylko ja mam tak, że jak ktoś mi odpuści coś, to potem mi sie jeszcze bardziej nie chce - koń w tym wymiarze, jest dużo lepszy ode mnie). Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Cejloniara - 12-03-2008 Trzeba w tym wszystkim brać jeszcze pod uwagę fakt, że konie są bardz, bardzo różne, inaczej zaprogramowane, inaczej uwarunkowane psychicznie pewnie. Jestem ciekawa, jak przy pomocy klikania poradzić sobie z bardzo dominującym koniem, takim co czuje się bogiem a na widok człowieka myśli "o idzie ten frajer co słuzy mi do drapania i dawania marchewek". Nie wiem Aniu, czy miałaś do czynienia z koniem, który zupełnie nie szanuje Twojej strefy. Tak jeszcze odnosząc się do Twojej poprzedniej wypowiedzi - co zrobić w sytuacji, gdy pędzi na Ciebie koń gotowy do ataku dlatego, że czegoś się od niego chce albo zwyczajnie dla zademonstrowania swojej pozycji? Wtedy zwyczajnie "nie klikam" i zwiewam? Nie wydaje mi się, żeby schematy dzięki ktorym konie ustalają hierarchie w stadzie (nie mów, że na wolności jej nie ma) były inne u koni domowych niż u dzikich. Konie z naszej stajni mają podziały. Są dwie rodziny i jeden outsider, taka wałasza przyklejka. Nie chodzi o to, że one sie nie wiem jak kopią i mi też nie o to chodziło, ale jak Cejlon robi minę do Nadii (pierwsza faza) to ona zrywa się od wodopoju (cały stawek przecież) jak oparzona i podchodzi pić dopiero jak jest na nią kolej za przyzwoleniem szefa (Cejlona). Ona wie, że jak nie zareaguje to może się spodziewać kopniaka. I tego uczymy się od koni "proszę uprzejmię" a nie od razu kopniak. To nie są rzeczy, których konie nauczyły się do ludzi, z powietrza cywilizacji, fal komórkowych albo telewizji. Klacz matka też nie wypędza źrebaka zupełnie poza stado tak zwyczajnie raz w tygodniu. Ja akurat widziałam na animal planet ten schemat wypędzania. Sama napisałas dlaczego wykonywanie poleceń szefa jest w stadzie takie ważne - chroni życie. I dla tej ochorny zwierzęta zrobią wszystko co konieczne, żeby stado było wręcz jednomyślne. W naszym stadku jest jeszcze tak, że w zalezności od tego, któa klacz ma ruja, ta walczy z resztą o względy Cejlona. Nie pozwala innym wtedy do niego za bardzo podchodzić. Cejlon też zwykle wychowuje źrebaki siłując się z nimi i bawiąc. Wydaje mi się, ze bardzo przekształcasz wiele rzeczy jakbyś była uprzedzona. Fakt, że konie będa się kłócić jak mają mniej miejsca ale potrzeby chronienia strefy osobistej i sposobu na jej chronienie nie nauczyły się w jakiś dziwny sposób od nas. Re: Do czego można dojść WYŁĄCZNIE "naturalnie"? - Gaga - 12-03-2008 Tak sobie czytam wszelkie Wasze historie konno - naturalne (czy jak by je nazwać) i zaciekawiła mnie wypowiedź Cejlonary... Jak bowiem pracować z koniem typowo dominującym. Taki jest Darco i nie ukrywam, że zdarza mi się użyć wobec niego jakiejś formy przemocy (nie leję go batem na odlew, ale tupnę , krzyknę, etc...) Jeśli od czasu do czasu, w sytuacji, kiedy on próbuje przesunąć dopuszczalne granice współżycia - nie pokażę jakby nie patrzeć - swojej siły - "maluch" potrafi zrobić krzywdę :-( Co gorsza słucha się mnie ... i tylko mnie :-( przypuszczam, że tego schematu nauczył się od matki :-( Cejlonaro - jak Darco pędzi na mnie z zamiarem ataku, staję jak wryta przodem do niego i patrzę mu w oczy... Zawsze wówczas odpuszcza sobie markowany atak, po czym najczęsciej atakuje innego konia (atak u niego to zachęta do biegania, ale nie o tym miałam...) Czy robię dobrze, czy źle - nie wiem... Inna sprawa, że jesli dzieciak np. bardzo chce "pomóc" przy sprzątaniu pastwisk i zabiera mi grabie, czy szuflę - przestaje przeszkadzać, kiedy powiem ostro "nie". Oczywiście w takiej sutuacji w pełni sie obraża, odwraca tyłem i stoi tak póki go nie zawołam... też ciekawe zachowanie warte analizy ;-) z jednej strony bowiem uczłowieczamy mimo wszystko nasze zwierzaki, przypisując im ludzkie cechy, zachowania, uczucia i .. myślenie. Z drugiej - nasza interpretacja moze być kompletnie inna od faktów ;-) Kolejne zachowanie młodego, którego nie potrafię zinterpretować. Mianowicie, Darco czasem w sytuacjach, kiedy sie mu ca coś nie pozwoli - odwraca się zadem i idzie w kierunku człowieka. Nie kopie, nie ostrzega, a praktycznie taranuje zadem hock: znaczy markuje, bo można go dotykiem zatrzymać w miejscu... |