Pytania do W.M. ("spis treści" na początku) - Wersja do druku +- Hipologia (https://forum.hipologia.pl) +-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4) +--- Wątek: Pytania do W.M. ("spis treści" na początku) (/showthread.php?tid=12) |
- Sedna - 10-24-2007 Że tak się wgryzę w połowie zagadnienia z pytaniem do pana Mickunasa albo i nie tylko Nierzadko poruszany tu był wątek przygotowania końskich pleców do pracy z, a raczej pod człowiekiem i to jest dla mnie jasne. Zastanawiam się jednak od kilku dni, czy możliwe jest "odreperowanie" grzbietu u nie tak znowu młodego konia, który - choć utrzymany w dobrej kondycji - przez lata chodził w rekreacji terenowej, co doprowadziło do zapadnięcia grzbietu i wyraźnego obniżenia wydajności mięśni. Czy poprzez regularną pracę pod siodłem i z ziemi dałoby się znów uwypuklić grzbiet na tyle efektywnie, żeby zniwelować wszelkie bóle pleców (jakie konie rekreacyjne niewątpliwie miewają) i tym podobne problemy? Miejmy też na uwadze problemy z kręgosłupem, z którymi rozprawić by się musiał już kręgarz bądź lekarz. Innymi słowy zastanawia mnie, czy zapadanie się grzbietu jest procesem odwracalnym. I czy tak samo wygląda sprawa w przypadku zapadnięcia się klaczy po wielu źrebakach, czy koni po zbyt ciężkiej, fizycznej pracy (choć może ciężka praca równa się złemu ułożeniu szyi i spięciu mięśni pod siodłem...?) Sytuacja nie dotyczy żadnego konkretnego osobnika. Natchnęła mnie ostatnia wizyta w stajni rekreacyjnej nastawionej wyłącznie na turystykę jeździecką. Wiadomo, że jeźdźców się nie wybiera i bywa różnie, tym bardziej, że Niemcy przyjeżdżający tam płacą więcej niż Polacy, więc jak tu oprzeć się stwierdzeniu "nasz klient - nasz pan"... Mam nadzieję, że nie namotałam - Lutejaxx - 10-25-2007 a ja mam problem z moją kobyłką...co prawda nie umywa się ten problem do wcześniejszego, ale jednak... Już gdzieś pisałam, że klacz odkupiłam bardzo zaniedbaną , wychudzoną i bardzo agresywną od pewnego alkoholika, który jej się bał i uważał, że jeżeli będzie ją bił....to będzie mniej groźna! W końcu zaplanował sprzedać ja na rzeź. Klacz gryzła, kopała, rzucała się dęba na ludzi...wszyscy stukali się w czoło..."wariatka, zabije ciebie". Ale gdy ją zobaczyłam nie zauważyłam nic takiego co by wskazywało na wrodzoną jej wredność. Klaczka była w rozpaczy! Ale w oczach miała coś ciepłego....trzeba tylko było uważać, żeby nie wyciągać w jej kierunku ręki. Tzn. zbyt blisko jej ciała....Jak ją poznałam miała 4,5 roku i nie znała ani szczotki, ani zgrzebła. Nikt nigdy nie rozczyszczał jej kopyt. Ryzykowałam. Nigdy nie miałam doświadczenia z takimi końmi....nie wiedziałam co to metody naturalne co klasyczne..Szukałam w koniu odpowiedzi na moje pytania. Byłam przy niej po kilka godzin dziennie.Jakoś sie udało. Na szczęście ona bardzo łaknęła pochwał /smakołyków też/ i tym tropem poszłyśmy. W tej chwili mogę ja wszędzie dotykać /chociaż mam wrażenie, że to tylko toleruje/, bawić się folią i innymi "straszydłami", jeździć na spacery do lasu. I wszystko byłoby ok.....gdyby nie to, ze ona nie bardzo toleruje innych ludzi. Nie rzuca się już na nich dęba ani nie wali z zadu jak dawniej. Ale wystarczy, że ktoś do niej podejdzie i zechce dotknąć do np. kłębu od razu kopie bokiem, albo kwiczy i gryzie. Niestety podobnie traktuje męża i mego syna. Tylko ja mogę robić z nią wszystko, nawet zdrzemnąć się razem w szopie. Jak ja przekonać, że inni ludzie nie chcą jej zjeść...że są tak samo nie-groźni jak ja??????????? I czy to jest w ogóle możliwe? - Wojciech Mickunas - 10-25-2007 Duchowa Przygodo Niestety nie znam pewnej odpowiedzi na Twój problem , a właściwie na problem twojej koniny , która akceptuje Ciebie , a nie koniecznie Twoich bliskich. Wiem, że często tak jest z końmi , które zrażone zostały do ludzi. Bywa właśnie tak ,że jeśli kogoś zaakceptują , to tego jednego osobnika , a innych niekoniecznie. Klacz zaakceptowała Ciebie ,bo pracowałaś nad tym usilnie. Ufa Tobie ,ale co do reszty ludziów , to woli ich straszyć i trzymać na dystans. Może się to zmienić , ale nie musi. - Julie 1 - 10-27-2007 Proszę mi wybaczyć, że się upomnę o odpowiedź, ale nie mogę się doczekać. Do mojego poprzedniego posta dołączyłam zdjęcia z prośbą o komentarz. Jak rozumieć to "tropienie" widoczne na trzecim zdjęciu i co z tym robić? Czy z aż takiego opuszczania głowy należy się cieszyć i interpretować jako rozluźnienie i akceptację? Dodam, że wcale nie upieram się na jazdę na lince, na codzień jeżdżę "normalnie". Proszę o radę: czy takie ćwiczenia raz na jakiś czas mają sens, jeśli mój koń wybiera sobie takie ustawienie głowy i szyji? (I ewentualnie inne sugestie). - Asia Koko - 10-27-2007 Julie napisalas, ze Twoj konik "tropi" (trzyma nisko glowe, tuz nad ziemia) podczas jazdy. Pociesze Cie, ze moj rowniez. Nie wiem jak Twoj, ale moj robi to tylko w dwoch przypadkach: 1. po rozprezeniu -kiedy jest rozgrzany i rozluzniony, po cwiczeniach rozciagajacych zawsze staram sie troche pojezdzic troszke swobodniej (przed trudniejszymi cwiczeniami) i wtedy glowa momentalnie idzie do samej ziemi 2. po treningu -kiedy jezdzimy swobodnie (sa to zwykle klus i step, ale zdaza sie tez galop) przepraszam za brak polskich znakow - Julie 1 - 10-27-2007 Może nie trzeba mnie pocieszać, bo może to dobrze, że w ten sposób sygnalizje rozluźnienie :-) Ciekawe co na to Pan Trener... - Wojciech Mickunas - 10-29-2007 Julie! Taka pozycja " tropiącego" konia może być efektem " wyluzowanie", ale tylko na podstawie fotografii na 100% nie mógłbym autorytatywnie tego stwierdzić. Koniecznie musiałbym poobserwować tego konia przez chwilę , bo sama sylwetka to tylko jeden "sygnał", a tylko jeden może być mylący. Właściwa interpretacja zachowań konia wymaga uwzględnienia wielu szczegułów i właściwego połączenia ich w całość. Dlatego w pracy z końmi, tak wielką rolę odgrywa doświadczenie. - Klara Naszarkowska - 10-29-2007 zastanawiam się, czy takie niskie schodzenie z głową nie jest też znakiem, że koń był dobrze jeżdżony klasycznie. skoro takie szkolenie ma wytwarzać w koniu chęć "szukania wędzidła"? może jest tak, że koń nie spotyka wędzidła, więc zaczyna go "szukać" coraz dalej, niżej? ma ogólną ideę, że dobrze jest się rozciągać, na ile miejsca dają - do dołu i w przód. a bez ogłowia miejsca jest do woli, więc korzysta. a że przy tym to wygodne, łatwiej grzbiet rozciągnąć i wysklepić, koń w tej postawie zostaje sobie na jakiś czas? zastanawiam się nad tym, bo najbardziej tropiące jakie spotkałam, były właśnie świeżo rozebrane konie klasyczne. - Julie 1 - 10-29-2007 Dziękuję za odzew. Mam nadzieję, że jest tak jak mówisz Teo. Raczej nie był jeżdżony źle, mam go od chwili gdy miał 2 lata i 8 miesięcy, proces jego szkolenia odbył się zupełnie bez pośpiechu: najpierw rok biegał na lonży z samym siodłem i wszystko robił na głos, potem dopiero wsiadanie raz na jakiś czas, bardziej regularna praca dopiero od roku. Nie zamierzam rezygnować z klasycznej jazdy i ćwiczenia z nim w kierunku amatorsko-ujeżdżeniowym, ale zastanawiam się czy raz na jakiś czas jeździć właśnie tak - bez ogłowia. Jeśli "tropienie" w kłusie, to nic złego i jeśli nie gubi przy tym rytmu i tempa... - sznurka - 10-29-2007 Cytat:zastanawiam się nad tym, bo najbardziej tropiące jakie spotkałam, były właśnie świeżo rozebrane konie klasyczne.cos w tym chyba jest co mowisz, my cały czas mamy konia tropiącego własnie, coś w ten deseń mniej wiecej http://images25.fotosik.pl/40/8d22b0802a463829.jpg - Sedna - 10-29-2007 Konie w jeździe west też chodzą rozluźnione z nosem przy ziemi. Ale tam, z tego co wiem, jest to jak najbardziej pożądane ze względu właśnie na brak spięcia. Choć z drugiej strony może to niezbyt dobre, jak koń się zbytnio luźny zrobi. U mnie w stajni jeżdżono właśnie młodą klaczkę "bezogłowiowo" i ona też "tropiła". Z tym, że u niej szedł przód z głową nisko, potem długo, długo nic i dopiero zad, czyli kompletnie rozlazła się robiła. Z tego względu postawa "tropiąca" jej nie służyła, dopóki nie nauczyła się skracać i podstawiać zadu na kontakcie, z wędzidłem w pysku. Więc myślę, że jeśli wyciągnięta szyja i rozluźnienie przodu nie przeszkadzają koniowi w prawidłowej pracy tyłu, to chyba nie ma się co przejmować? - Chiquita - 11-03-2007 Sedna Zastanawiam się jednak od kilku dni, czy możliwe jest "odreperowanie" grzbietu u nie tak znowu młodego konia, który - choć utrzymany w dobrej kondycji - przez lata chodził w rekreacji terenowej, co doprowadziło do zapadnięcia grzbietu i wyraźnego obniżenia wydajności mięśni. Też ciekawi mnie odpowiedź na powyższe pytania.... Więc przypominam - Wojciech Mickunas - 11-06-2007 Moi Drodzy! Do niedzieli jestem " w drodze" i to w miejscach gdzie mam utrudniony dostęp do sieci. Proszę więc o cierpiliwość. Po powrocie postaram się nadrobić wszystko i odpowiedzieć na wszystkie pytania. Pozdrawiam,W.M. - jasmina - 11-06-2007 DK ja tak nieśmiało wysunę parę pomysłów które skutkowały na różnych koniach, niektóre z nich już znasz- łańcuszek, uwiąz ale nie w pysku- tylko na nosie, jakby 2 nachrapnik, przywiązywanie wyrywającego się konia i prwadzenie, tak aby wyrywając sie nadział się na kantar... Wszystkie te sposoby przetestowałam, wszystkie były "dobrymi radami". Ale i tak najskuteczniejsze było nauczenie konia ustępowania od nacisku kantara, oraz poszanowania nas jako przewodników. Niby banalne a pozwoliło zachować kontrole nad koniem. Oczywiście wyrwanie zdarzało sie potem czasami, czasem teraz się zdarza, ale sa to sporadyczne sytuacje Historia jednego konia - Gaga - 11-07-2007 Klacz standardbred, po wyścigach i tzw. przejściach (w Niemczech). Kupiłam ją 4 lata temu w opłakanym stanie psychicznym – agresywna, nieufna, „diabeł wcielony”. Ponieważ jej poprzednik – ogier xx po Służewcu – był podobnie skrzywdzony i udało się go wychować na w pełni normalnego wierzchowca i przyjaciela – i w tym przypadku podjęłam wyzwanie… Dzięki wcześniejszym doświadczeniom – z ta klaczą praca była już stosunkowo prosta. Spokojne zajeżdżanie na lince (koń nie zajeżdżony), obsługa na spokojnie bez tzw. kar cielesnych – nagrody, spokój cierpliwość i 99% czasu na pastwisku… I koń się zmienił na normalnego, w pełni ufnego przyjaciela… Pod siodłem cudo, w obsłudze rewelacja, mogę spać pod nią, etc… Z tym, że jakiś rok po zakupie w terenie klacz „zwariowała”. Teren znany, już blisko domu – szłyśmy w kierunku stajni a klacz w pełni świadomie postanowiła się mnie pozbyć używając do tego ciekawej kombinacji wspinania się i strzelania z zadu – w seriach po kilka sztuk. Jeśli nie działało – wskakiwała pomiędzy drzewa. Sytuacja coraz częściej się powtarzała… czasami na początku terenu, czasami pod koniec, w każdym z chodów W miejscach jej znanych i w nowych – bez konkretnej przyczyny. Często na rzuconej wodzy, czy na kantarze w stepie w okolicach domu… Oczywiście błędów szukałam u siebie. Zaczęłam spacery z koniem w ręku (bez problemów), zaczęłam w miarę możliwości jeździć w towarzystwie (bez różnicy)… w końcu po kolejnym takim przypadku została mi noga w strzemieniu a koń pogalopował sobie między drzewami… Dodam, ze klacz była źrebna zatem zaczęłam składać to na burzę hormonalną. Podobnie podpowiedział mi mój ówczesny sąsiad – aktualny szef SO Biały Bór. Mimo wszystko zbadałam kręgosłup i wzrok konia – bojąc się, że to problem fizyczny – ale dlaczego, skoro na placu nic się nie działo…? Badania wykazały, że koń jest w pełni zdrowy. Z powodu coraz bardziej zaawansowanej ciąży – dałam spokój z pracą poza spacerami w ręku… Po wyźrebieniu i odchowaniu źrebaka wróciłyśmy do roboty… I – nic się nie zmieniło Doszło do tego, że klacz potrafiła przewrócić się na plecy po odsadzeniu Ponieważ sama kilka lat temu uległam wypadkowi łamiąc nogę w kilkunastu miejscach – zaczęłam czuć coraz większy respekt do klaczy i próbowałam oddać ją w trening kilku(nastu.?) trenerom… bez skutku Dziś jest raz lepiej raz gorzej. Na 10 terenów jest 1 – 2 z „buntem przeciwko ludzkości” reszta spokojnie – bez żadnych przygód… Koń i w lesie i na placu rozluźniony, chętny do pracy, trochę nadpobudliwy z racji rasy, ale wszystko „w granicach rozsądku” Natomiast problem terenowy (na placu nie zdarza się to nigdy) jest cały czas – zarówno pode mną (ja mogę wpływać na nią spięciem), jak i pod innymi jeźdźcami… I szczerze pisząc zastanawiam się poważnie, czy jest to możliwe, aby koń po prostu „tak miał”? Gdzie jeszcze szukać błędów? Z ziemi z koniem zrobię wszystko – również w lesie… nie wiążę jej przy czyszczeniu (nie ma takiej potrzeby), wołam z pastwiska – przychodzi, biega za mną kiedy o to poproszę – bez uwiązów, kantarów, etc… Pracujemy na trazelce i sznurku – skacze bez ogłowia (koń, bo ja po wypadku mam jakiś uraz)… naprawdę to złoty zwierzak – ale czasami po prostu zamienia się w konia, którego kompletnie nie rozumiem Dodam, że poprzedni mój koń (niestety już śp) po przejściach na Służewcu i u dzierżawców – o 100% bardziej agresywny i starszy od klaczy – po kilku miesiącach spokojniej i konsekwentnej pracy i zabawy – nie przejawiał żadnych zachowań uważanych przez ludzi za niewłaściwe… Konie (3) trzymam we własnej przydomowej stajni , zatem nie ma mowy, aby tzw obsługa stajenna miała wpływ na ich zachowanie. |