Orka na ugorze! - Wersja do druku +- Hipologia (https://forum.hipologia.pl) +-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4) +--- Wątek: Orka na ugorze! (/showthread.php?tid=1087) |
Re: Orka na ugorze! - Kamila Bareja - 02-07-2013 Bossskieuśmiałam sie Re: Orka na ugorze! - Jacek Moroz - 02-09-2013 Grubasy lubiły czyszczenie, każdy na swój sposób to okazywał. Było więc wyciąganie tylnych kończyn, prężenie szyji, przekrzywianie głowy z jednoczesnym robieniem tzw. mrówkojada, czyli taka wydłużona lekko poruszająca się warga, opuszczanie szyji, przymykanie oczu itp. Tylko Veilchen (niem. Fiołek), jedyna dziewczyna w stajni, miała miejsca, których nie można było dotykać tak od razu, po prostu. Dziewczyny tak mają, kobyły, klacze w sensie. Dla odmiany Windoz w trakcie czyszczenia wpadał w stan lekkiego rozanielenia i bardzo często później zalegał sobie, na chwilę chociaż. Z obsługą nie było większych problemów, konie po prostu nie były nauczone komend typu odbij, noga. Wystarczyło poświęcić im trochę czasu i już po kilku powtórzeniach np. nie wbiegały, zaraz po zdjęciu ogłowia do boksu z uprzężą na grzbiecie. One bardziej tolerowały to coś na dwóch nogach, pod płaszczykiem respektu krył się strach, a nie uznanie, że dwunożny to szef stada. Nie wiem jak nas odbierają, odczuwają, określają, czy też kojarzą w swojej końskiej świadomości, ale gdyby uczłowieczyć konia, co niestety często robimy starając się wytłumaczyć jego niepożądane zachowanie, i dać mu przedstawić koński punkt widzenia, byłoby ciekawie. To piszemy my, konie. Piszemy poowooli bo wiemy, że z czytaniem u was nietęgo, a zwłaszcza ze zrozumieniem tego co czytacie. Nieliczni z was odkryli, że my również mówimy, mówimy bez przerwy, tylko nie tak jak wy. My mówimy sobą. Na przykład rano w stajni wygląda to tak : "Przestań grzebać!" "A jeść chcesz? Nie będę się tłukł, to nie przyjdzie, przecież to sprawdzone" "Przyjdzie, zawsze przychodzi" "No oczywiście, że przychodzi, bo ja grzebię, dostanę to przestanę" "My jakoś zawsze bez grzebania dostajemy" "Bo ja całą robotę za was odwalam!" To tyle konie, często pozwalam im mówić do siebie w ten sposób i próbuję wytłumaczyć "ugorowiczom" dlaczego np. przy wsiadaniu, głupi, niesforny koń rusza. Ruszały też konie na wyspie, na dźwięk spuszczanego hamulca, albo w momencie kiedy brało się lejce do rąk. Ze względu na ciężar całego zestawu (konie, wóz, przyczepa, ładunek) i przemieszczającą się w sezonie letnim tzw.stonkę, czyli turystów, nie było to bezpieczne. Znowu spotkałem się z brakiem zrozumienia. Konie chcą ruszyć, a ja nie pozwalam, zaciągam hamulec i puszczam, wsiadam na wóz i zsiadam, ruszenie i za chwilę zatrzymanie itp.itd. Cdn. P.s. Orka na ugorze, każdy orze.... Byłem na pokazie orki w wykonaniu profesjonalistów, ale o tym jak już wrócę z zakupów Re: Orka na ugorze! - Jacek Moroz - 02-10-2013 Pro Hipico Bono orze ugór nieświadomości wieloskibowym pługiem. Trener Wojciech Mickunas w swoim ludzkim mniemaniu, jak sam stwierdził, aniołem jest niekoniecznie, myślę jednak, że konie, którym pomógł i pomaga w ich problemach z ludźmi mają zgoła odmienne zdanie. Dr Heuschmann oprócz tego, że przekazał ogrom wiedzy i zademonstrował, jak ją stosować w praktyce, okazał się niezłym dyplomatą. " Tato, a kto to jest dyplomata?" "Dyplomata synu, to ktoś taki, kto mówi do Ciebie "wyp......." w taki sposób, że nie możesz się doczekać, kiedy ta podróż się rozpocznie". Kiedy przychodzimy na świat mamy już w sobie, w człowieku, mnóstwo rzeczy, mniej lub bardziej potrzebnych. Wiadomo, że nie wszyscy nowonarodzeni będą w przyszłości jeździć, czy też próbować (co zdarza się najczęściej) jeździć konno. Mimo to, tak na wszelki wypadek mamy zakodowany, między innymi, odruch ciągnięcia za wodze, a nuż się przyda. Przewrotna natura wyposażając nas w szereg rzeczy, które musimy zwalczać, pominęła zupełnie te, które życie uczyniłyby łatwiejszym. Przykładowo, genetycznie zapisany, w wypadku mężczyzn, odruch opuszczania klapy, pozwoliłby w przyszłości uniknąć wielu nieporozumień, tzw. cichych dni, czy w skrajnych przypadkach, dramatycznych rozstań ! Rodzimy się z "czystą kartą" co można by określić, jako "wrodzoną głupotę". Wiedzę, w większości przypadków, zdobywamy mozolnie przez całe życie. Często w tym mozole próbujemy sforsować zamknięte na mnóstwo wymyślnych zamków drzwi, podczas gdy obok stoją otworem szerokie wrota. Wiedza nas otacza, dajmy jej szansę, nie chowajmy się za szyldem, jedynej słusznej instrukcji, metody, koniecznością zaspokojenia aspiracji sponsora, wypaczonych tradycji, ślepego naśladownictwa, czy też praw fizyki. Inna sprawa to umiejętność interpretacji, rozumienia i zastosowania zdobytych wiadomości. Na naukę nigdy nie jest za późno. Ja zaledwie po kilku latach codziennych powtórzeń pojąłem istotę, zrozumiałem sens, utrwaliłem pożadane nawyki i w chwili obecnej perfekcyjnie, zawsze i wszędzie opuszczam klapę. Prawdopodobnie sam nie doszedłbym do tego tak szybko, albo nie osiągnął celu nigdy. Szkolenia, jak to z dr Heuschmanem mogą pomóc w zrozumieniu, zapoczątkować zmiany. Nikt jednak nie da nam gotowej krótkiej recepty, instrukcji obsługi, zaklęcia, które spowodują, że koń nagle będzie prezentował piękne chody, stylowo skakał, czy stanie się po prostu dobrym wierzchowcem. A tymczasem grubasy... Cdn. Re: Orka na ugorze! - Karolia - 02-11-2013 Pozwolę sobie dołączyć do grona uzależnionych od kontynuacji ^^ i czekam niecierpliwie na c.d.! Re: Orka na ugorze! - Jacek Moroz - 02-17-2013 A tymczasem grubasy zmniejszyły swoją liczebność. Fridolin po trzydziestu latach pobytu na wyspie został wysłany na emeryturę. Dziarski z niego emeryt. Odprowadzałem go na ląd. Bez problemu wszedł do małej skrzynki, mimo, że ostatnio wchodził do podobnej, kiedy miał sześć lat. Lekkie kołysanie „końskiej windy” w której przenoszony był na prom nie zrobiło na nim zbytniego wrażenia. Być może znowu, chociaż przez krótką chwilę poczuł się pegazem. Podobno był twardzielem, nie wymiękał nigdy, on zawsze ciągnął. Wiele lat stał, podobnie jak inne konie, w stanowisku, uwiązany na łańcuchu. Zmieniali się ludzie, zużywał sprzęt. Konie przychodziły i odchodziły, niektóre dosłownie, na zawsze. A Fridolin ciągnął, przez trzydzieści długich lat. Jeżeli był kuty w miarę regularnie, to przez całe życie zdarł około tysiąca podków, dacie wiarę? Taka sterta zużytego żelastwa, to mógłby być taki koszmarny sen dr Strasser. Stary wyżeracz rozbrajał mnie swoją końską madrością życiową. Wejście na pastwisko zamknięte tylko na górną linkę to dla niego było hasło: droga wolna. Błyskawicznie pojawiał się przy bramie, „klękał„ na napiąstki, głęboko wsuwał szyję pod przewód, a kiedy ten znalazł się za kłębem, wstawał. Plecionka ześlizgiwała się po grzbiecie, krótkie kopnięcie pastucha i był na wolności. Być może takie powtarzające się „doładowania" były swego rodzaju kuracją odmładzającą. Jeżeli nie było go przy pastwisku to był za stajnią, gdzie rosła soczysta trawa. Parę razy go stamtąd zgarniałem. Niedomknięty boks, Fridolin za stajnią. Konie puszczone luzem (na początku), Fridolin za stajnią. Młokosy leciały do stajni na wyżerkę, a on, jakby wiedział, że to co w żłobie nie ucieknie, a trawa przecież do niego nie przyjdzie sama, chociaż... Chyba muszę kończyć, bo właśnie wyobraziłem sobie jak ta trawa idzie tłumnie, kołysząc się na boki, gestykulując żywo tymi wiotkimi źdźbłami, prowadząc sama ze sobą ożywioną dyskusję, prosto do boksu Fridolina. Zmęczenie? :o cdn. Re: Orka na ugorze! - tomekpawwaw - 02-18-2013 To tego żelastwa byłoby koło tony :lol: Pewnie mniej więcej tyle tyle co konik waży :lol: Re: Orka na ugorze! - Jacek Moroz - 02-18-2013 No okey, wizja trawy przez noc jakoś się sama wypaliła. Nie, nie, nie to nie tak jak myślicie, żadne join(t) up z trawą. W sumie to tak dokładnie się nie przyjrzałem co tam za stajnią rosło. Fridolin ostatnie lata na wyspie spędził w komfortowych warunkach, stał mianowicie we własnym boksie przy samych drzwiach wejściowych i dodatkowo mógł wyglądać przez własne okno, podobnie jak inne konie. Podczas mojej nieobecności próbowano go jeszcze zaprzęgać, ale mędrcy stwierdziłi, że tak inaczej się rusza i dali spokój. Wcześniej mój szef zaproponował, że może by dziadka zaprzęgnąć na parę kursów. Hmm, podobno posiadam zdolność przekazywania informacji w sposób pozawerbalny i to czasami dosadnie. Pryncypał składając propozycję patrzył na mnie, po czym spojrzał w bok, później na czubek swojego buta, którym poszurał po ziemi, jakby przesuwał niewidzialny kamyczek, bo właśnie stwierdził, że nie leży na swoim miejscu, zerknął w drugą stronę i przypomniał sobie, że ma do załatwienia jakąś ważną sprawę i poszedł ją załatwiać. Fridolin to łasuch, kostka cukru wywoływała na jego pysku wyraz błogości, tak bym to określił. Być może przez całe życie nie znał tego smaku. Ale wszystkie konie znały doskonale smak suchych bułek. Wyspiarze kochają konie, a niektórzy nawet lubią, w związku z tym, na koniach znają się wszyscy. Wiedza podstawowa: koń je suche bułki, one są mu potrzebne do życia. Szczebel wyżej: suchą bułkę podajemy na płaskiej dłoni. Oraz szereg bardziej zaawansowanych stopni wtajemniczenia zróznicowanych ze względu na to, czy ktoś: ma konia, lub posiadał, lub konia miał jego: a) Dziadek b) Wujek c) Kuzyn d) Ciotka e) Znajomy f) Znajoma g) Znajomy znajomego h) Pradziadekdrugiejżonykuzynazestronymatkiniedoszłegoteściaszwagrateściowejprzyszłejmatkizestronyojcabratanieletniegoadoptowanego Helmuta itp. Z tymi bułkami to była masakra jakaś. W krótkim czasie ogarnąłem to towarzystwo bułkowiczów, zdarzyło się jeszcze kilka razy, że ktoś uparty nadal proponował mi karton czy reklamówkę bułek, ale widząc moją minę pytał: „nie? Nie teraz? No, to...no dobrze, to ja je jeszcze dosuszę?“. Bułki wciskane były innym wozakom. Wyspa wiedziała: ja biorę jabłka i marchew, a niemieckim suszonym bułkom mówię stanowcze polskie: nie! Cdn. Re: Orka na ugorze! - Barbara Rzepiszczak - 02-19-2013 Cudny rozweselacz wieczorny :mrgreen: Czekam na c.d. :lol: Re: Orka na ugorze! - Jacek Moroz - 02-21-2013 Dla wyspiarzy wiele z moich poczynań było niezrozumiałych. Kiedyś ponad godzinę kręciłem się po porcie uczepiony do końca lejców, żeby przekonać parę, Toledo and Specki, że folia ich nie pożre. Początkowo nie mogłem sie nawet zbliżyć do któregokolwiek z grubasów trzymając w ręku wielki, porwany wór służący do transportu piasku, mimo, że był zwinięty w jak najmniejszy pakunek. Efekt końcowy – worzysko przerzucone przez grzbiety, ja na końcu zestawu trzymający nonszalancko sprzączkę spinającą lejce i spokojny stęp do stajni, a nie jakieś zap....lanie. To była niesamowita przemiana. Ja i dwójka moich przyjaciół, wszyscy tak rozluźnieni, że chwilę później zaczeliśmy przeżuwać..., bo była przerwa na obiad (tak jakoś mi się dr Heuschmannem pojechało). Właściciel kilku taksówek końskich, który obserwował jakieś ostatnie pół godziny mojej szamotaniny, jako jeden z nielicznych wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Jeżeli transportem zajmował się od młodości, to jego pierwsze taksówki jeździły na drewnianych kołach. „ Gute arbeit” powiedział w języku obcym, ale i tak było miło, a kiedy zobaczyłem, że jego bryczkę ciagnie koń z Polski, swojsko nazywający się Günter, to już całkiem ciepło się zrobiło. Günter poruszał się, można powiedzieć, dostojnie, a jego ulubionym chodem był bezruch. Dzień wcześniej konie uciekły razem z wozem, bo wystraszyły się plastikowej płachty, którą owinięta była paleta ładowana na wóz za pomocą wózka widłowego. Trudno to sobie wyobrazić, ale wystartowały podobno jak dwa folbluty po otwarciu startboksów. Mimo, że Toledo miał już zaliczone warsztaty pt.: „Mity i rzeczywistość, krwiożercze folie i inne powiewające drapieżniki, zajęcia praktyczne, jak przeżyć.“ A na szkolenie został skierowany po tym, jak jeden ze specjalistów odmówił zaprzęgania głupiego konia, bo się płoszy. Egzamin zdał Toledo celująco w obecności szefa, który się napatoczył pod koniec kursu. Wiał silny wiatr i w momencie, kiedy tłumaczyłem zwierzchnikowi (trzymając jedną ręką rozszalałego plastikowego stwora, który próbował wieloma przerażającymi jęzorami, czy żywność jest świeża, a drugą uwiąz przypięty do ucznia), że koń ma prawo się bać, że taka jego natura, że jak wieje to woźnica panikuje i na wszelki wypadek „uspokaja„ konie wprawnymi szarpnięciami, że w związku z tym jest coraz gorzej, itd.itp. Bestia wyrwała mi się z ręki i rzuciła na pokarm, jako wysoce wyspecjalizowany drapieżnik zaczęła od głowy, po czym błyskawicznie wchłonęła pół ofiary. Spod, albo jak kto woli, z pod folii wystawał tylko zad i przednie nogi od napiąstków. Pożarty Toledo ani drgnął, szef odskoczył, mnie zamurowało, ale z kamienną twarzą powiedziałem, dosłownie tłumacząc: „ noo, widzisz jaki on ma strach od folia ?” Cdn. Re: Orka na ugorze! - Karolia - 02-21-2013 Teraz mogę już iść spać z bananem na paszczęce ^^ Re: Orka na ugorze! - Ailusia - 02-22-2013 Otworzyłam zdjęcie, które Jacek zamaskował w przedostatnim poście, i tuż obok, niedaleko, znalazłam TO. :lol: Cudowne! Re: Orka na ugorze! - Jacek Moroz - 02-22-2013 To właśnie przykład na to, do czego czasami doprowadza "orka na ugorze". Nawet anielska cierpliwość ma swoje granice . Filmik miał być zaprezentowany później, tak jakoś się zapodział. Mam nadzieję, że anioł nie będzie miał za złe :oops: Re: Orka na ugorze! - Wojciech Mickunas - 02-22-2013 Niestety zdarza się i tak czasami Najspokojniejszy nawet człek bywa w sytuacji w której " nie wytrzymie " (Ale się uśmiałem oglądając się w akcji :lol: ) Re: Orka na ugorze! - Krystyna Kukawska - 02-22-2013 Ja też Re: Orka na ugorze! - Karolia - 02-22-2013 Taki układ choreograficzny sprawia, że informacja bardziej zapada w pamięć ^^ |