Smutna refleksja o fundamentach - Wersja do druku +- Hipologia (https://forum.hipologia.pl) +-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4) +--- Wątek: Smutna refleksja o fundamentach (/showthread.php?tid=362) |
Re: Smutna refleksja o fundamentach - branka - 02-19-2009 TO może u nas za wcześnie na cofanie, bo zatrzymania wychodzą różnie jeśli chodzi o głowę, bo bardziej skupiam sie na tym by przejscie było płynne. Czasem wolę pojechać 10m więcej, ale utrzymac rytm. Tzn na głowę tez patrzę, ale nie na zasadzie ustawienia jej do pionu tylko by koń się nie usztywniał i nie zadzierał szyi do góry - jeśli się to dzieje, trochę to rozjeżdżam i przechodze po chwili znowu do stój i działa to dobrze. Poczekam na razie, skupie się na chodach w których koń porusza się do przodu a nie do tyłu Niestety z cofaniem z siodła nie ma mi kto pomóc i stac na ziemii. Ale myślę, że sobie z tym poradzę z czasem. Może to trochę trwać bo odkąd znalazłam ładne tereny nad rzeką, to masm zamiar równie często jeździc( chodzić) na spacery, jak pracować na łące(naszej obecnej ujeżdzalni). Re: Smutna refleksja o fundamentach - Lutejaxx - 02-19-2009 u mnie Lunka często cofa z ziemi jak się z nią bawię... Ale po 2 tygodniach pracy z ziemi umiała już z siodła cofnąć jeden kroczek na głos. Oczywiście byłam taka z niej dumna...że dostała tą Twoja "przekupę". Potem tych kroczków było coraz więcej...na głos właśnie. Ja jutro wsiądę i sprawdzę co dokładnie robię w tym czasie jak ona cofa. Tylko, że to na 95 procent nie będzie prawidłowe...W takim wiesz, ładnym, ujeżdżeniowym sensie. Re: Smutna refleksja o fundamentach - Jarosław Pietrzak - 02-19-2009 Witam! Chciałem powrócić do tematu, którym rozpoczęty był ten wątek, a mianowicie do "złych" fundamentów. W zeszłym roku na hubertusie w Zbr***ch miałem nieprzyjemność obejrzenia kilku takich przykładów, kiedy to przyszłość naszego narodu wyżywała się na swoich kucach i większych wierzchowcach, że te nie kłusowały szybciej w młodzieżowej gonitwie. Kiełzna, ostrogi i palcaty szły w ruch, a konie jak zwykle po cichu przecierpiały całą "imprezę". Wiem, że nie muszę prezentować jak wyglądała część dla "dorosłych", w której to brałem udział- 120 kilogramowi mężczyźni na ledwo rozwiniętych, arabach i fryzach, które po "terenie" dosłownie przewracały się podczas gonitwy. Podobnież było podczas "konkursu" skoków, kiedy reszta była w terenie- jedna pani w różu skakała "na palcat"- dwa razy przed przeszkodą, raz po w nagrodę. Generalnie, najmłodsi biorą przykład ze starszych a Ci znowuż z najstarszych- czyli instruktorów, trenerów i opiekunów koni. Błędne koło. Ja osobiście, wraz z moją partnerką "pracujemy" po godzinach w prywatnej stajni- kilka koni, mała stajenka, troszeczkę terenu i odkryta ujeżdżalnia. Ja wolę raczej opiekować się zwierzakami i ciężko pracować :lol: podczas gdy moja partnerka uczy kilkoro dzieci jazdy konnej. Żaden biznes, raczej satysfakcja. Ogólne zdziwienie budzi sprzeciw z naszej strony na złe traktowanie koni- przecież to głupie zwierzęta i muszą robić to co się im karze. Tłumaczenie po tysiąc razy dzieciakom wszystkiego od początku, że tak się nie robi, bo to konia boli bywa nudne, ale raduje się człowiek kiedy jedno poprawia drugie odnośnie obchodzenia się z końmi. Najszybciej przyswajają Ci najmłodsi- stety lub niestety, zależy jaki przykład. Kiedy ja się biorę, od czasu do czasu, za jazdy, bywam nieprzyjemny, mianowicie pokazuję jak działa na przykład palcat, albo jak ktoś chce ostrogi to palcem ostrogę prezentuję (po żebrach) :lol: :oops: większość zazwyczaj z tego rezygnuje, Ci bardziej oporni po prostu odchodzą. Rodzice zazwyczaj słyszą od mojej partnerki w wypadku wyjątkowej oporności pociech: "Szkoda Państwa pieniędzy i mojego czasu". Na szczęście nie musimy się utrzymywać z prowadzenia jazd. Na razie to chyba tyle, za dużo tego wszystkiego w mojej głowie żeby na raz napisać. Podziwiam Pana Trenera za tak odważne głoszenie swoich poglądów, i cieszę się że znalazłem się na takim w forum w tak zacnym gronie. Pozdrawiam wszystkich forumowiczów, Jarek Re: Smutna refleksja o fundamentach - Krystyna Kukawska - 02-19-2009 Jak dobrze,Jarku,ze są tacy ludzie,jak Ty i Twoja partnerka.A Pana Trenera podziwiaj ale i naśladuj. Należy głośno mówić,jak traktować konie. Milczeniem nic nie zdziałamy.Dzieciaki na szczęście chłoną takie uwagi a te,do których to nie dociera,to lepiej niech sobie dadzą spokoj z jeździectwem.Szkoda naszego czasu,naszych nerwów i koni. Pozdrawiam i życzę satysfakcji z tego co robisz! Krystyna Re: Smutna refleksja o fundamentach - Jarosław Pietrzak - 02-20-2009 Znaczy się tak, żebym nie przypisał sobie wszystkich zasług Moja partnerka (narzeczona jak kto woli) zajmuje się jazdą konną i w ogóle końmi od jakiś 14 lat, ja dopiero od dwóch-trzech. To właśnie ona była moją pierwszą nauczycielką i to ona sprzedała mi swojego bakcyla :lol: Także ona poprawiała mnie z każdym moim zachowaniem i co do przykładów to chyba od samego początku miałem najlepsze- bo kto nie ma lepszego wpływu na chopa niż jego baba :twisted: Wiadome zachowania są łatwiejsze- a człowiek woli iść na łatwiznę. Zwłaszcza facetowi ciężko nauczyć się cierpliwości, ale teraz mam taką piękną czerwoną lampkę w głowie która się zapala jak chcę coś nabroić. I wtedy zamiast zachowywać się agresywnie przy koniu, odstawiam go i idę gdzieś, a po piętnastu minutach wracam już całkiem spokojny z gotowym rozwiązaniem mojego problemu. Jak to nie pomaga to daje sobie dzień albo i więcej na rozwiązanie jakiegoś problemu i zawsze pomaga. Także wszystko da się zrobić na spokojnie i bez przemocy, bo jak to na Ślonsku godajom- ino bez gwołtu Tyle, że to jest to bardziej czasochłonne rozwiązanie, a nie każdy "miłośnik" koni ma czas "na takie pierdoły i cackanie się z koniem". Pozdrawiam! Re: Smutna refleksja o fundamentach - Lutejaxx - 02-20-2009 a ja wprost uwielbiam "cackanie" się z końmi! Tym bardziej, że teraz mam taką 11 miesięczną "cackownicę" ....a raczej ....CACUSZKO Re: Smutna refleksja o fundamentach - Krystyna Kukawska - 02-20-2009 Jeżeli ktoś nie ma czasu na "takie pierdoły i cackanie się z koniem",jak to nazwałeś,to nie jest to żaden miłośnik !!! Re: Smutna refleksja o fundamentach - Krystyna Kukawska - 02-20-2009 A,i jeszcze DUŻY BUZIAK dla Twojej Dziewczyny,Jarku!!! Re: Smutna refleksja o fundamentach - Magda Pawlowicz - 02-20-2009 Ale brutalność wcale nie daje szybszych efektów! Tzn daje-szybko się konia psuje! Żaden dobry trener ani instruktor nie będzie uczył brutalnego postępowania-niezależnie od stylu jazdy i metod pracy. Natomiast jest faktem że nauczenie ludzi że brutalność nie odniesie skutku jest trudne. Wiem to i po sobie(jestem wciąż w stanie przyłapać się na tym że robię coś na siłę bo wynikł jakiś problem od strony konia-a ja dalej swoje-trzeba wciąż się kontrolować-mimo że nikt mnie nie uczył brutalności a wręcz przeciwnie...) Jak i po ludziach. I wcale nie jest to domeną tylko mężczyzn. Tzn-są faceci którzy uważają się za bardzo silnych (typ macho) i usiłują również z koniem postępować siłowo-ale z reguły dość szybko przekonują się że koń jest jednak silniejszy....I wtedy zaczynają słuchać co się do nich mówi-albo i nie....Ale i u dziewczyn zdarza się brutalne postępowanie, wynikające nie tyle z przekonania o własnej sile co z braku cierpliwosci, chęci zrobienia szybko i po swojemu...A znowu na drugim biegunie są osoby które na koniu są całkowicie bezradne-tzn jeżdżą już zupełnie dobrze na lonży-dopóki to ja prowadzę konia, a zupełnie nie są w stanie narzucić koniowi swojej woli, żadną metodą. I efekt jest taki że taka osoba spuszczona z lonży robi wyłącznie to na co koń ma ochotę...Po prostu instruktor musi jakos dopasowac swoje postępowanie, sposób prowadzenia jazdy do danej osoby. Co jest oczywiście niemożliwe jesli nauka nie jest indywidualna... Re: Smutna refleksja o fundamentach - Jarosław Pietrzak - 02-20-2009 Osobiście nie lubię lonży, bo gdybym sam miał tak chodzić w kółko to chyba oszalałbym po 10 minutach Jak już zdarza mi się prowadzić jazdy, zwłaszcza z początkującym, to wolę prowadzić konia po ujeżdżalni i tłumaczyć wszystko w drodze. Obserwuję wiele takich przypadków, kiedy koń (zwłaszcza jedna nasza koniczynka) wozi początkującego tam gdzie lubi (czyli do trawy ). Wtedy jeszcze raz tłumaczę o dawaniu sprzecznych sygnałów itp. po prostu wiem sam po sobie, że dopóki nie zaufa się tej drugiej istocie w pełni to nici z jazdy- wieszanie się na wodzach, chwytanie grzywy albo siodła i wiele innych... Dlatego moim zdaniem każdą naukę jazdy powinno zacząć się od obcowania z końmi. Dopiero kiedy zacząłem ostro pracować przy koniach, zacząłem też z nimi na swój sposób rozmawiać. Wiem, kiedy który jest zmierzły albo humorzasty i wtedy staram się zastosować inną taktykę. To wszystko dopiero powoduje, że na koniu czy też powożąc ufam i jestem w stanie zdziałać o wiele więcej. Żeby poprzeć moje paplanie przykładami: jedna nasza uczennica ma taką swoją ukochaną klacz, która to jest zawsze bardzo pobudzona i do przodu. Dopóki wszystko idzie po jej myśli jazda jest piękna, ale kiedy klaczka pokazuje, że chce więcej ta z braku pewności wycofuje się w tył, traci równowagę i w głowie zaczyna panikować. Jak żadne "konwencjonalne" metody nie skutkują, wtedy bardzo mocno zaczyna działać wędzidło. No a później scenariusz zawsze taki sam opr, długi wywód, płacz i zgoda No ale (jest zawsze ale) ona nie za bardzo potrafi zaufać jej jak obie są "na ziemi", nie jest pewna jej reakcji, odpowiedzi na swoje postępowanie. I tu jest pies pogrzebany. No i w wielu przypadka zaczynają się coraz to ostrzejsze kiełzna, ostrogi, palcaty, wodze wszelakiej barwy... To są tylko moje prywatne spostrzeżenia, z relatywnie krótkiego okresu czasu, może się mylę...miejmy nadzieję, że się mylę. Re: Smutna refleksja o fundamentach - Magda Pawlowicz - 02-20-2009 Ale jednak myślę że te zupełne początki powinny być robione na lonży, ewentualnie w round penie-czyli po naszemu na kółku. Jeżeli taki zupełnie początkujący jeździec może się skupić tylko na swoim ciele to łatwiej nabiera zaufania do siebie. I jest bezpiecznie-nie ma takiej opcji żeby stracił kontrole nad koniem. Chociaż ostatnio mi się zdarzyło że kucyk "wyczołgał się" z kółka mając(tzn potem już nie mając) na grzbiecie dziewczynę która pierwszy raz siedziała na koniu-miałam ochotę zabić gada! W szczególności dotyczy to dzieci. Zauważyłam że kierowanie koniem jest dla dziecka trudne. I należy poczekać z tym aż dzieciak poczuje się na koniu całkiem pewnie-siedzenie na koniu powinno byc już wręcz odruchowe, ręka uspokojona, dzieciak odstresowany. Wtedy jest szansa że pojedzie dalej niż do pierwszej trawki Re: Smutna refleksja o fundamentach - Jarosław Pietrzak - 02-21-2009 Ostry kucyk :twisted: nie chcę żeby to zabrzmiało dwuznacznie, ale cały czas mam takiego konia w ręku hock: tzn. prowadzę go. Lonża też gdzieś tam jest, ale ja preferuję tak. Jakiegokolwiek sposobu nauki by nie wybrać, to niektórzy i tak dalej nic nie będą umieli bo godzina raz w tygodniu to za mało. Re: Smutna refleksja o fundamentach - Magda Pawlowicz - 02-21-2009 Ale na lonży można pracować w kłusie i galopie a w ręku niespecjalnie...Aż takiej kondycji to ja nie mam Re: Smutna refleksja o fundamentach - Jarosław Pietrzak - 02-21-2009 No ma się rozumieć. Chociaż jedna dwulatka raz mi pokazała jak się galopuje...długa historia Re: Smutna refleksja o fundamentach - Guli - 03-27-2009 Cytat: Szkoda, ze ten temat nie został jednak wyodrębniony . W marcowym numerze Konie i Rumaki, powołano się nawet na tę dyskusję Dla zainteresowanych _ jest odpowiedź na niektóre problemy. |