Smutna refleksja o fundamentach - Wersja do druku +- Hipologia (https://forum.hipologia.pl) +-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4) +--- Wątek: Smutna refleksja o fundamentach (/showthread.php?tid=362) |
Re: Smutna refleksja o fundamentach - Joanna Dobrzyńska - 01-19-2009 Chciałam dodać taką małą historyjkę z wakacji. Wiosną zakupiłam siwą i udało mi się wytłumaczyć koniowi, że postawa przeganaszowana to raczej nie to, co koniki lubią najbardziej. I konik polubił co innego ku mojej uciesze. Wpadła do mnie psiaciółka (długoletni staż instr) i poprowadziła jazdę na dwa konie, bo akurat wpadła do nas znajoma chcąca pojeździć. Nie wypadało odmówić. Wsiadła na siwą, okaz cierpliwości i spokoju. Nie ruszyła nawet gdy koń przypomniał sobie o dawnej postawie . Ja zgrzytnęłam zębami, psiaciółka puściła oczko i zaraz dyplomatycznie zwróciła uwagę, ze może delikatniej, że ja właśnie tego oduczam. A ja miałam ochotę krzyczeć. Milczałam zaciskając zęby. Znajoma z siwej zaliczyła za to glebę. Połowę lipca spędziła u mnie osoba chcąca zaliczyć br. odznakę. Udostępniłam konia do jazd. Znów kłopoty, jakaś dziwna metoda bicia konia do zagalopowania. Wniosek z okresu wakacyjno- jesiennego: najlepiej uczyć tych, którzy nie umieją nic. Jeśli będzie ktoś znudzony spacerkiem na kantarku i obserwacją koni na padoku, do widzenia. Re: Smutna refleksja o fundamentach - Paweł Leśkiewicz - 01-19-2009 Z własnych spostrzeżeń odnoście fundamentów: Instruktorów i ich poziomu - na podstawowe szkolenie przyszłych mistrzów jeździeckich, mają w przeważającej większości wpływ ludzie tacy jak ja, czyli instruktorzy rekreacji. Czy nad naszym wyszkoleniem po ukończeniu kursu ktoś sprawuje pieczę, nie. Ani MEN ani PZJ, pierwsi o tyle są zainteresowani, że biorą kasę od organizatorów kursu, a drudzy nie są władni w tej dziedzinie, bo są od sportu a nie rekreacji. I co z tego, że taki instruktor chce podnieść swoje kwalifikacje, skoro nie ma żadnych usystematyzowanych kursów mu to umożliwiających. Jeżeli trafi się jakiś instruktor wyrastający ponad przeciętną, to po pierwsze i ostatnie primo wyłącznie dlatego, że mu się chce dla własnego widzimisię podnosić swoje umiejętności i na dokładkę tylko on sam jest tym zainteresowany. Sądzicie, że mu ktoś da za to medal – jesteście w błędzie. Klienci – w znakomitej większości klientela ośrodków/stajni nie ma ochoty na głębsze poznanie sztuki jeździeckiej. Wystarczy, że da się pojechać galopem i nie zlecieć. Bo po co? Nie czują takiej potrzeby, ponieważ traktują ten sposób jazdy jako fajną formę spędzenia czasu, oni przecież przyjechali pojeździć na konikach, nie przyjechali się uczyć. I jak okazuje się, że trzeba by więcej czasu poświęcić na szlifowanie umiejętności, to idą tam gdzie tych wymagań nie ma. Od czasu do czasu pojawi się w tej grupie ktoś, komu zaświta „No dobra, umiem już galopować, w terenie byłem już tyle razy, że już mi się nie chce. Co dalej? Mam się tak pałętać po lesie czy może da się na tych konikach coś innego porobić?” I z tych, coś tam w przyszłości będzie. Takich człowieków jest bardzo mało. Konie – są jakie są. Nikt nie da do rekreacji w jakimś większym wydaniu, koni super zrobionych ponieważ takie konie są kilkukrotnie droższe od tych tzw. „rekreacyjnych”, a po drugie po miesiącu, będą tak samo pozaciągane jak te tańsze. Jest to możliwe tylko w takim wydaniu, że taki konik chodzi max 2 godziny dziennie i to nie przez cały tydzień, bo też trzeba takiego konika co nieco odrabiać. A to kosztuje, w związku z czym i cena za jazdę na takim koniku musi być większa, co nie zachęca. Chamstwo na jazdach – może za krótko bo tylko 8 lat jestem z konikami, ale przyznam, że nie spotkałem się, a może miałem taki fart, że trafiłem do miejsc, gdzie się nie rzuca mięsem. Re: Smutna refleksja o fundamentach - Guli - 01-19-2009 Nie mogę zgodzić się z takim podejściem, zwłaszcza instruktorów :wink: Warto podnosić swoje kwalifikacje , choćby ze względu na opinię , jaka powstaje w środowisku, a ma to też przełożenie na zarobki. Moim zdaniem , klienci są dokładnie tacy, jak instruktorzy - nie odwrotnie. I konie wcale nie muszą być zaciągnięte. Jeśli są, to wina instruktorów - niestety. p.,s Witam prawie sąsiada Re: Smutna refleksja o fundamentach - branka - 01-19-2009 Co do punktu 4 zapraszam do nas - trzymam konia 2 lata tu, w szkółce jest z 12-15 koni, a nigdy nie słyszałam ani jednego przekleństwa. Nigdy Re: Smutna refleksja o fundamentach - Julia z Orla - 01-19-2009 O, tu mi się przypomniało, że pamiętam jak zdawałam egzaminy na kulturoznawstwo we Wrocławiu (i nawet prawie się dostałam ) to byłam zdziwiona jak mało się przeklina w tym mieście (i jeszcze, że ludzie inaczej pachną, ale to może tak ze stresu mi się rzuciło na nos ), spędziłam tam kilka dni i wracałam pociągiem. Na stacji Szczecin Dąbie ktoś rzucił butelką w wagon i ryknął to najpopularniejsze słowo na k, jak jakieś nieprzyzwoite dzikie zwierzę, i od razu poczułam się 'jak w domu' Niewykluczone więc, że położenie geograficzne szkółki może mieć tu znaczenie. Re: Smutna refleksja o fundamentach - Paweł Leśkiewicz - 01-19-2009 Magda Gulina Nie mogę zgodzić się z takim podejściem, zwłaszcza instruktorów :wink: To nie podejście tylko fakty. Również witam. Re: Smutna refleksja o fundamentach - branka - 01-19-2009 Mi się zdaje, że prawda jest po środku - klienci sa tacy jak instruktorzy, ale sa ludzie, którzy pomimo że przyjda na pierwsza jazdę i nie wiedza nic o koniach uważają, ze trzeba go zdominowac i nie obchodzi ich spokojna nauka, tylko galop w teren. Ale zazwyczaj tak nie jest. Jak pracowałam w Irlandii i miałam początkujących, to znakomita większość bała się dotknąć konia nogami, żeby go nie bolało. Patrzyli na konie z zachwytem, głaskali, pytali jak konie zyją, co jedzą, czy maja różne charaktery i humory. Chłonęli informacje. Chcę w tym roku tam znowu jechać. Bo praca z początkującymi rzeczywiście jest fajna Ale byli początkujący, którzy od razu chcieli bacik i ciagnęli za pysk niemiłosiernie. Tyle ze początkującego łatwo przestawić - w najgorszym razie powiedzieć mu dziękuję. Zaawansowani byli różni - bywali tacy co głaskali konia za kazdy skręt, zatrzymanie, ruszenie, za kłus - to miły nawyk, w Polsce tez spotkałam się w szkółkach z nauką takiego dziękowania za wszystko koniowi. Ale byli tacy, co tylko im zyczyłam by ich koń zwalił i by nie wrócili więcej. Miałam to szczęście, że moja szefowa broniła zawsze mnie - jeśli decydowałam, że dana osoba nie może jechać w teren, bo szarpie konia to przyjmowala moje zdanie i umawiała jeźdzca na jazde dla początkujących - zazwyczaj klienci rezygnowali wtedy. Ale mieliśmy tylu chętnych, ze na to zlewaliśmy. Może klient nasz pan, ale myśmy robili co uważaliśmy za stosowne - kasy straci sie więcej na zaciągnietym koniu, z którego ludzie są niezadowoleni,, niż na jednym idiocie, który zrezygnuje z jazdy. W Polsce spotykam sie jednak z tym, że instruktorów się nie broni - i jak sie kogos wyprosi z jazdy na chamstwo to szkółka od razu ma złą slawę - zamiast zyskiwac uznanie.... Klient ma byc zadowolony kosztem koni u nas - tymczasem w Irlandii się z tym nie spotkałam. Tam sie jasno określa zasady - jeździec sie nie stosuje, to albo lonża czy oprowadzanie w ręku, albo wypad(oczywiście pewnie nie w każdej stajni niestety - ale u nich świadomość jest wyższa i szkolenie na instruktora bardziej skomplikowane i instruktorzy są po prostu lepsi)... Tak powinno byc też u nas. I jeszcze jedna rzecz - byłyśmy z Anią w Rancho Stokrotka i tam wszytskie konie chodziły wez wędzideł. I bez batów. Żyły na pastwiskach w chowie bezstajennym. I klientów podobno przyjeżdża dużo. I interes się kręci, choć czasem trzeba kogos zsadzac z konia... Czyli da się prowadzic szkółke z zasadami pewnymi, które chronią konie. Ja co prawda mam raczej pesymistyczne podejście co do stanu naszych szkółek - ale skoro sa miejsca, gdzie konie sie dobrze traktuje i które sie utrzymują, to świadczy o tym, że ludzi da się przekonać do szanowania zwierząt. Trzebaby "tylko" zrobić rewolucje instruktorską... Re: Smutna refleksja o fundamentach - Paweł Leśkiewicz - 01-19-2009 Ania Guzowska Mi się zdaje, że prawda jest po środku ...Pewnie tak jest, tyle że zbyt często czytam na różnych forach takie różne "napady" na intr. rekreacji, że momentami mi się nóż w kieszeni .. Ania Guzowska W Polsce spotykam sie jednak z tym, że instruktorów się nie broni - i jak sie kogos wyprosi z jazdy na chamstwo to szkółka od razu ma złą slawę - zamiast zyskiwac uznanie....Jak takiemu "talentowi" dasz reprymendę, to jakbyś jakieś świętokradztwo popełniła. Miałem taki przypadek, więcej się nie pokazał. Ania Guzowska ... ale u nich świadomość jest wyższa i szkolenie na instruktora bardziej skomplikowane i instruktorzy są po prostu lepsi)... Tak powinno byc też u nas. Tia, przydałaby się taka malutka rewolucja. Bo czy nie stoi to u nas trochę na głowie. Za wyjątkiem większych aglomeracji, gdzie siłą rzeczy jest więcej klubów ustawionych na sport. W miejscach mniej obfitujących, jedynym "końskim guru" jest właśnie instruktor rekreacji. Powinien to być osobnik dość dobrze wyszkolony, tak żeby w razie potrzeby mógł dociągnąć swojego ucznia powiedzmy do poziomu "L-ki". A tymczasem kurs instruktorski to tyle samo co wymagania na brązową, czyli coś w okolicach "L". Więc tak mi się wydaje, że wymagania wobec niego powinny być jakby większe, z tej prostej przyczyny, że to on ma tworzyć bazę. Nie od dziś wiadomo, że bez rekreacji nie ma sportu. I nie ma co dramatyzować że 8/10 "rekreantów" lubi sobie poszaleć w lesie, ważne jest to że tych pozostałych 2-uch, będzie miało ochotę na coś więcej. I nie od dziś wiadomo, że jak ktoś nabędzie złych nawyków, to znacznie trudniej jest go tych nawyków pozbawić, niż nauczyć kogoś innego całkiem od zera. Re: Smutna refleksja o fundamentach - Wojtas - 01-19-2009 Magda Gulina Nie mogę zgodzić się z takim podejściem, zwłaszcza instruktorów :wink:Magdo, większość instruktorów rekreacji jakich spotkałem żyje z pensji "dwa koła pod stołem plus czasem miska", albo coś koło tego, i chyba bardziej przykłada się do wszelkich "boczków" na coś do chleba. Ile trzeba by płacić za godzinę jazdy rekreacyjnej, żeby instruktor miał legalnie choć tyle, żeby spłacać raty za niedrogie mieszkanie i wózek na dojazd do pracy, i miał jeszcze z czego żyć? A robota to nielekka, pod chmurką w deszcz i w spiekotę. Popytałem kiedyś z ciekawości, i wyszło, że jeden instruktor może miesięcznie realnie zrobić jakieś góra 300 "uczniogodzin", większość hurtem ganiając "tramwaj" po placyku. Żeby zapłacić mu oficjalnie na rękę nawet te 3,5 tysiąca miesięcznie, zostawić coś na konie, i dla właściciela ośrodka oczywiście, taka jazda musiałaby kosztować ze 100 zł. Ale wtedy przy dwóch jazdach tygodniowo, z paliwem na dojazd i lada jakim ciuchem od czasu do czasu, nagle wychodzi z 1000 zł miesięcznie dla rekreanta za to piękne hobby. Wielu naszych rodzin nie stać na taki luksus, i długo jeszcze nie będzie. Dlatego sądzę, że robi coraz większa polaryzacja, i zależnie od tego co w głowie i w portfelu będą ośrodki: - dla tych z dużą kasą i bez głowy, czyli polowanie na jelenia, gdzie o dobru konia można zapomnieć - zwierzak ma być posłuszny jak pies (psy przepraszam) i za wszelką cenę wywoływać błogość na licu klienta i odruch sięgania po portfel - dla tych z jakimiś tam wolnymi pieniędzmi i z głową na karku, którzy wiedzą czego chcą od jeździectwa i czego wymagać od instruktora, i są w stanie za to zapłacić; i to będzie kuźnia instruktorów z prawdziwego zdarzenia - dla tych, którzy materialnie skazani są na różne "bieda-stajenki" z patenciarskim podejściem do zwierząt, gdzie swoiście rozumiana "efektywność" podniesiona jest do rangi sztuki - i na ośrodki zapaleńców, w dobrym tego słowa rozumieniu, których niestety jest niewiele, ale tak to już w przyrodzie bywa że ekonomia i pusty garnek biorą górę nad ideami. Po prostu musimy się jeszcze nieco wzbogacić, żeby móc masowo utrzymać instruktorów-zawodowców w najlepszym tego słowa znaczeniu. Kiedy naprawdę warto będzie zostać dobrym instruktorem, ruszy selekcja. Re: Smutna refleksja o fundamentach - Ailusia - 01-19-2009 Paweł Leśkiewicz w znakomitej większości klientela ośrodków/stajni nie ma ochoty na głębsze poznanie sztuki jeździeckiejBo bardzo często jest to zwyczajnie nudne. A oni przyjeżdżają się zrelaksować, pobawić, poznać coś nowego - ale ciekawego. Cytat:Nikt nie da do rekreacji w jakimś większym wydaniu, koni super zrobionych ponieważ takie konie są kilkukrotnie droższe od tych tzw. „rekreacyjnych”Nie zawsze. Są tacy, którzy sami swoje konie "super zrobią" - nie oczekując za to medali tylko z troski o te konie. A jak już je zrobią, to nie pozwolą zepsuć, bo własną pracę się zazwyczaj szanuje. A jeśli jeszcze lubią ludzi, to chętnie się efektem swojej pracy pochwalą i podzielą. Cytat:a po drugie po miesiącu, będą tak samo pozaciągane jak te tańsze. Trzeba umieć uczyć jeździć konno. Niestety, kursy instruktorskie tą umiejętność rzadko dają. A już na pewno nie dają wiedzy na temat, co jeszcze można robić z koniem - i czego jeszcze można innych ludzi uczyć. Dlatego cieszę się, że kurs instruktorski zrobiłam kilka lat temu, bo teraz już zupełnie sobie tego nie wyobrażam. Z drugiej strony, to był przecież tylko kurs instruktorski... gdybym go wtedy nie zrobiła, to teraz pewnie próbowałabym zdobyć jakąś inną legitymację. W razie potrzeby. Co zresztą do nas też dociera - można być instruktorem PNH, RWYM, czego się chce... fakt, że raczej musi to wynikać z pasji niż kalkulacji, przynajmniej początkowo, ale jednak podnosi kwalifikacje. A jak jeszcze taki instruktor zarzuci wykład z psychologii od czasu do czasu... :lol: Re: Smutna refleksja o fundamentach - tomekpawwaw - 01-19-2009 W cywilizowanych krajach samo ukończenie kursu nie daje żadnych uprawnień . Trzeba jeszcze odbyć praktykę i aktualizować uprawnienia w trakcie odbywanych co jakiś czas szkoleń . Może nie każdy tak naprawdę coś z nich wyniesie , lecz w każdym razie zachęca to do podnoszenia kwalifikacji . U nas niestety dominuje schemat typu " wsiadaj i radź sobie " , lub archaiczna - "kapralska " szkoła Re: Smutna refleksja o fundamentach - Paweł Leśkiewicz - 01-19-2009 Ania JuchnowiczCytat:Nikt nie da do rekreacji w jakimś większym wydaniu, koni super zrobionych ponieważ takie konie są kilkukrotnie droższe od tych tzw. „rekreacyjnych”Nie zawsze. Są tacy, którzy sami swoje konie "super zrobią" Oczywiście, że można samemu, tyle że to nie znaczy, że to nic nie kosztuje. Jak sobie zrobisz i później odrobisz konika tak z 10x to może zmienisz zdanie. Nie da się mieć konia zrobionego do powiedzmy "N-ki" i żeby równocześnie zasówał w rekreacji, to mrzonka. Chyba, że masz własne szyby naftowe i masz takich koników kilkanaście, tak że możesz sobie pozwolić na to, że parę jest stale w cyklu odrabiania, co jest równoznaczne z ich wyłączeniem z "zarabiania". Re: Smutna refleksja o fundamentach - Julia z Orla - 01-19-2009 Mój kurs instruktorski to była farsa, pozdawali wszyscy, nawet największe ofiary (w tym ówczesny prezes AKJ, ledwo trzymający się na koniu, nadęte beztalencie). Było nas kilkanaście, z czego może 4 osoby umiały jeździć, byli nawet tacy co polali egzamin pisemny, na którym były pytania rzędu: "z której strony wsiada się na konia?". Na zakończenie był egzamin, jakieś oceny, niby tylko dwie osoby dostały najwyższe noty, ale co z tego skoro cała masa miernot zyskała uprawnienia do nauczania jazdy konnej. Co do koni rekreacyjnych - nie muszą być przygotowane do klasy N, zresztą uprawnienia instruktora rekreacji do nauki skoków kończą się dużo niżej. Konie klasy N mogą być w sekcjach sportowych, na poziomie podstawowym myślę, że wystarczy LL i L. A treningi sportowe kosztują odpowiednio więcej i jest to już trochę inna bajka. Usprawiedliwianie rzeczywistości szkółkowej finansami do mnie nie przemawia, jak się nie jest w stanie utrzymać poziomu szkółki i nie stawia się na pierwszym miejscu dobra konia, a na drugim jakości nauki, ma się za dużo koni, za dużo klientów, za mało czasu, to trzeba sobie poszukać innej pracy (np. kupić sobie gokarty albo quady). Re: Smutna refleksja o fundamentach - Gaga - 01-20-2009 arabiatto nie ma określonych uprawnień dla instruktora rekreacji. Nigdzie w prawie nie jest napisane , że instruktor może szkolić jeźdźców do klasy LL czy L. Co więcej - może stawiać ludziom przeszkody 2,48 m (;-) ) i nikt nie jest w stanie mu tego zabronić. Ponadto prawo ubezpieczeniowe mówi , że instruktor rekreacji nie ma prawa prowadzić lekcji dla sportowców, czyli jeźdźców zarejestrowanych w OZJtach. Czyli teoretycznie nie wolno mu prowadzić np. LL-kowych dzieci , ale wolno stawiać wielkie przeszkody dla niezarejestrowanych "rekreantów" ... Co do usprawiedliwiania szkółek finansami - w pełni sie pod tym podpisuję... Miesięczne utrzymanie konia to średnio ok 300 zł. Średnia pensja instruktorska to ok 1 500 - 2 000 zł. Przy założeniu legalności interesu pensja ta w praktyce kosztuje właściciela ok 3 500 zł. Do tego stajenni - co najmniej dwóch - po 1500 zł pensjo, czyli 2 700 zł kosztów. Przy założeniu, że w stajni jest (średnio) 12 koni - miesięczny koszt utrzymania tego interesu to 9 800 zł. Do tego dochodzą jeszcze prąd, woda, podatki i ubezpieczenia, czyli ok 15 000 zł wyjdzie miesięcznie. Jeśli jazda konna kosztować będzie 30 zł to trzeba odrobić co najmniej 500 konio-godzin aby utrzymać wszystko - bez zarobkowo. Aby zarobić choćby te 4 000 zł konie muszą chodzić 635 godzin w miesiącu, co daje 53 godziny na konia czyli ponad 2 godziny każdego dnia koń musiałby chodzić. W tygodniu jazd jest mniej, zatem w weekendy trzeba "zapylać" dłużej... Przy tylu godzinach do odrobienia robi się przerób mocno hurtowy. W takim hurcie ciężko o jakość niestety :-( liczy się bowiem przede wszystkim czas Dodam ponadto, że nie założyłam w kosztach ani amortyzacji, ani kosztów ewentualnego leczenia i postoju koni... Sama prowadziłam podczas studiów w sezonie stajnię rekreacyjną (tj. robiłam za intruktora i stajennego w jednym). Praca ciężka, wynagrodzenie marne, starałam się bardzo o jakość, ale nie powiem z czystym sumieniem, że zawsze wszystko było pięknie :-( Fakt, że nie pozwalałam kopać, szarpać, zaciągać ręcznego, etc... Fakt, ze część klientów była zadowolona z zupełnie innego podejścia do zwierząt. Ogromna jednak część ludzi patrzyła się na mnie jak na wariata - oni przyjechali do dworku JEŹDZIĆ konno nie uczyć się jakiejś tam sztuki...Zdarzyło mi się co prawda odmówić prowadzenia jazdy kilku osobom, ale ze względów czysto finansowych - choćby i po to aby utrzymać konie - trzeba było czasem przełknąć gorzką pigułkę i brać tych wszystko-wiedzących w siodło... Z jednej strony jestem z siebie dumna, bo wiele osób zauważyło w końcu, że koń to jest Ktoś, nie przysłowiowy rower... z drugiej niejednokrotnie nie potrafiłam dotrzeć do człowieka, dla którego "z kopa i batem" było jedynym sposobem na "jazdę konną" ;-( Jestem jednak niezmiernie wdzięczna i szczerze podziwiam zwierzęta, które dla mnie wówczas pracowały - ich cierpliwość była niesamowita!! Aktualnie czasami prowadzę jakieś lekcje jazdy ale - nie mogę się poszczycić wielkim "bumem" klienteli. Ponieważ nie muszę utrzymać z tego koni ani siebie - stawiam tylko na jakość , bezpieczeństwo i dobro zwierząt... Przerobiłam już dziesiątki wszystkowiedzących klientów, do których nie docierało, że z koniem trzeba jak z człowiekiem - spokojnie, delikatnie, z szacunkiem... Z dwojga złego teraz wolę po prostu nie prowadzić lekcji, niż szarpać się z ludźmi którzy "przecież jeżdżą konno a ja się ich tylko czepiam"... Re: Smutna refleksja o fundamentach - Paweł Leśkiewicz - 01-20-2009 Hough! I tak to jest. Albo się stawia na jakość albo na ilość. Jak macie informacje, to napiszcie jak wygląda system kształcenia instruktorów w Niemczech, Anglii. Bo u nas to chyba jest jakieś rozdwojenie jaźni. System idzie dwutorowo MEN - rekreacja i PZJ - sport. Na ten moment to się zastanawiam jaka idea przyświecała wprowadzeniu przez PZJ Instruktora Wyszkolenia Podstawowego? Czy nie łatwiej byłoby ujednolicić kryteria przyznawania uprawnień IR i zaakceptować ich jako pierwsze ogniwo w szkoleniu sportowym? |