Partnerstwo- na czym polega? - Wersja do druku +- Hipologia (https://forum.hipologia.pl) +-- Dział: Kategoria (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=3) +--- Dział: Konie chcą nas rozumieć (https://forum.hipologia.pl/forumdisplay.php?fid=4) +--- Wątek: Partnerstwo- na czym polega? (/showthread.php?tid=136) Strony:
1
2
|
- Guli - 01-14-2008 Cejloniara ma racje- nie ma prawdziwego partnerstwa. Uświadomiłam sobie, że mnie konie bezwzględnie wykorzystują :twisted: Każdą ich chorobę "przechodzę". Jak kuc miał cos w kopycie, to i mnie cos weszło w piętę i kilka miesięcy kulałam. Musiałam w koncu iść do chirurga. Każdy ich ból brzucha- ja tez odczuwam. Coś ze mną nie tak :? Kuba doprowadził mnie do nerwicy, swoim donosnym wołaniem o wpuszczenie z wybiegu. Pospiesznie szukam kluczy do domu, drżą mi ręce , szybciutko przebieram się, bo dran szarpie siatkę, a mały kopie furtkę :twisted: Doszło do tego, że opóźniam swój powrót do domu, zeby odwlec ten moment :? W sobote troche pobawiłam sie z nimi. Po przywołaniou kuca pochodził za mną Kuba tez nawet przyłączył się jak zorientowały sie, że mijam brame- linę, to oczywiście zostały patrząc na mnie z wyrzutem No i co zrobiłam? Oczywiście spacer nad rzekę. Mnie tez zdarza sie złościc na Kubę w czasie jazdy , jak nie koncentruje się :oops: Raz , czy drugi- nic nie mówi. Jak przesadzam , czy robę cos nie tak jak trzeba, to zaczyna najpierw sztywno stawiac przednie nogi , a potem ze zniecierpliwieniem grzebac z całej siły kopytem o ziemię. I co z takim zrobic? Oczywiście jestem przede wszystkim dostarczycielem jedzenia i czasem rozrywki :roll: Re: Partnerstwo- na czym polega? - JoannaL - 02-01-2008 Magda Gulina ...A mnie zastanawia na czym to partnerstwo polega. Partnerstwo faktycznie do końca nie oddaje istoty tej relacji koń-jeździec... To bycie jednocześnie przyjacielem i przywódcą. To zrozumienie potrzeb konia ich akceptowanie i realizowanie. To zrozumienie, że tak jak my może się gorzej czuć, może coś go boleć, że może niekiedy być rozproszony... To niekiedy rezygnacja z własnych planów i dostosowanie się do danego stanu zwierzęcia. Miałam kiedyś taką sytuację z Wisełką, że zupełnie nie miała ochoty na to bym na nią wsiadła i wtedy "udawała, że się przewraca" - uszanowałam jej zdanie, a ona za to naprawdę fantastycznie wykonywała ćwiczenia z ziemi... Czasem kobyłka wyraźnie pokazuje mi, że chce się po prostu wybiegać po lesie, innym razem chce pospacerować po wąskich scieżkach... staram się to zrozumieć i wtedy dać jej też miły czas... Od pewnego czasu nasza relacja znacznie się pogłębiła. Zauważyłam, że lubi zabawy (z ziemi i siodła) czasem bardziej niż pójscie na wybieg z innymi konikami... to bardzo mnie motywuje do dalszej pracy nad sobą Dostrzegam też, że jeśli coś nie tak się działo w stajni jej przywitanie słychac w jej rżeniu wielki żal... Największą nagrodą jest widzieć w jej spojrzeniu ten błysk - branka - 02-01-2008 Co do partnerstwa(czy może zaufania do konia) przypomniała mi się historia, którą mi kiedyś opowiedział Jan Lipczyński, gdy spytałam go najeżdżając na przeszkody nie boi sie nigdy, że koń wyłamie i czy ma w głowie myśl, że koń się może zatrzymać czy o tym nie myśli. Powiedział mi, że miał kiedyś konia(nie pamiętam o którego chodziło, Elektrona chyba?)któremu ufał na sto procent - nigdy go nie zawiódł i nigdy nie wyłamał. Jadąc krosy na nim jechał zawsze z pewnością, że koń skoczy wszystko choćby nie wiem co. I koń nigdy go nie zawiodł. Jednak któregoś razu podczas jakis ważnych zawodów raz jeden się zatrzymał - nie wiadomo czemu. Pan Jan powiedział, że to bardzo podkopało jego zaufanie do konia na jakiś czas. Ale koń wcale nie zaczął się zatrzymywać masowo - to był po prostu jeden taki raz. Można z tego wywnioskowac kilka nauk:jedna, że jednak zawsze trzeba najeżdżać w łydkach, asekurując dojazd do każdej przeszkody. Ale można wyciągnąc coś ważniejszego - że koń jako nasz partner, ma prawo do chwili słabości i trzeba mu to wybaczyć..że może mu się zdarzyc chwila zwątpienia. Kolejna rzecz:pomyślcie ile razy my zawodzimy swoje wierzchowce, a wymagamy aby one nam dalej ufały i by nie wątpiły w nas. A nam ciężko zaufać ponownie po jednym tylko wyłamaniu. Pan Jan co prawda dalej temu ufał koniowi i jeździł duże konkursy, ale jednak poczucie, że jednak koń się może zatrzymać gdzieś tam w świadomości pozostało(choć nie pamietam szczerze mówiąc, czy rzeczywiście już nigdy potem nie wyłamywał). A ile razy koń ma do czynienia z naszym wachaniem?I jak on ma to znieść? Skoro na nas tak działa jeden zawód, tak samo musi działać na tak wrażliwe zwierzę, jak koń. Jak sobie to pomyślałam, to aż się boje Brance spojrzeć w oczy... - hashaa - 02-02-2008 Jeśli już mowa o wyłamywaniu przed przeszkodą..Chyba większość tych przypadków to poprostu zły najazd. Nie złośliwość konia czy jego domniemany strach przed przeszkodą a błędy jeźdźca. Jeśli ma być mowa o partnerstwie to wypada być fair wobec konia. Zastanowić się kto za co ponosi odpowiedzialność. Nie kazać i zmuszać siłą cokolwiek robić a prosić o zrobienie poszczególnych elementów. Zdobyć jego zaufanie i pokazać że w tym się nie pomylił. - branka - 02-02-2008 No tak, ale chodzi o to że pomimo dobrego najazdu w tamtym wypadku koń się zatrzymał - bo może zwątpił na momemt albo co. Myślę, że Elektron(jesli to był on), był takim mistrzem, że sam wiedział co robić - pan Jan też. Ale np w moim przypadku miałam kilka stop na Brance i zawsze to był mój wyraźny błąd - jak juz najazd był taki, że ona kompletnie nie wiedziała co zrobić to się zatrzymywała - i wolę to, niż np żeby skakała z jakiejś dziwnej pozycji i jeszcze sobie coś zrobiła. No i wiem, ze zrobiam błąd jak ona stanie. - Guli - 02-02-2008 hashaa Jeśli już mowa o wyłamywaniu przed przeszkodą..Chyba większość tych przypadków to poprostu zły najazd. Nie złośliwość konia czy jego domniemany strach przed przeszkodą a błędy jeźdźca. A ja dodałabym jeszcze jeden, chyba częsty powód odmowy. To niepewnosc jeźdźca , jego strach przed wyłamaniem, czy z innego powodu. Przekonałam się juz wielokrotnie, że wystarczy moja sama niepewna mysl i kon zatrzymuje się, lub wyłamuje. Zawsze to wiedzą - może czują zmianę mojej energii ? Jak nic takiego mi do głowy nie przychodzi, zupełnie nie mysle o skoku, to kon skacze spokojnie i pewnie, nawet z cudacznej pozycji - hashaa - 02-02-2008 branka dlatego piszę że najczęstszym a nie jedynym. :wink: Dokładnie! Z pary jeździec koń to jeździec jest przewodnikiem. Jeśli przewodnik nie jest pewny i się czegoś boi to kto tu ma być pewny? Nastrój jeźdźca, usztywnienie mięśni powodowane strachem, zapach ludzkiego strachu że tak powiem - to wszystko koń czuje i bardzo łatwo mu się udziela ten nastrój. A koń jest zwierzęciem, który najlepszy system obronny ma w nogach i swojej szybkości. - branka - 02-02-2008 Ooo tak koń wyczuwa niepewność, poza tym bedąc niepewnym często się źle najeżdża - bez łydek, puszcza się wszystko - i koń w koncekwencji będąc zdezorientowanym wyłamuje. Mi Branka raz jeden wyłamała od mojej niepewności i stąd się wziął potem ogromny problem. Jechałam bowiem dogrywke jakąś i ostatną przeszkodą była taka podstępna stacjonatka z niebieską imitacją rowu - był wysunięty przed nią, a ona była mało zabudowana. I jeszcze była wysoka(120 to dla mnie ogromna wysokość :roll: )Ja jechałam na czas i mi tak dziwnie wyszedł najazd...zawachałam się, jakoś przytrzymałam tak że zgasiłam konia no i wyszło stop... I potem koń nie chciał skakać niebieskich rowów. Ale mamy teraz w stajni taką niebieską grubą płachtę foliową i koń już się przyzwyczaił do rowków dzięki temu(bo łaziłam z nią po tej płachcie, albo ukrywałam siano pod nią, żeby sobie wyjęła). Także jedno głupie zawachanie może spowodować duży problem, sczególnie jeśli koń nie ma pełnego zaufania do człowieka. - Ola Wewiórska - 02-02-2008 Tak jak piszecie- partnerstwo konia i jeźdźca to nie do końca takie typowe partnerstwo, bo jednak koń jest od nas uzaleźniony.... ja to widze i robie tak- staram się być fair w stosunku do konia. Staram się szanować to jaki jest i nie zmieniać wszystkiego i nie podporządkowywać jej sobie na siłę, teraz zaraz i natychmist. Wiem,że jak będę cierpliwa, konsekwentna i "mądrzejsza" to w końcu osiągnę cel. Nasza współpraca od początku polega na takim "dogadywaniu się"- tu ja cos odpuszcze, tu ty i staramy sie przestrzeać reguł, nie przekraczac pewnych granic. Pewnych rzeczy mój koń nie lubi i ja to szanuję, np gdy nie chce by ja dotykać ( a czasem tak ma- "bądź obok mnie ale nie próbuj dotykać"), nie zmuszam jej do czegos tam tylko po to żeby się popisać przed innymi ze konik potrafi sztuczke itp Owszem są sytuacje - niebezpieczne dla konia czy ludzi- gdy koń musi być (prawie) bezwzglednie posłuszny i w takich sytuacjach nie pozwalam koniowi na samowolkę ale też nie wymagam takiego posłuszeństwa nagle. W końcu człowiek ma zdolnośc myślenia abstrakcyjnego, przewidywania itp a po dłuższym czasie spędzonym z konmi da się przewidzieć jakie potencjalnie niebezpieczne sytuacje moga sie przytrafić i stopniowo ucze konia zachowań które kiedys tam moga sie przydać. natomiast jesłi sprawa dotyczy młodego konia który pierwszy raz znalazł sie w trudnej dla niego sytuacji staram sie przede wszystkim uspokoic bo co wiecej wtedy można?.... Jak juz gdzies pisałam- gdy widzę ze koń jest "nie w sosie", że cos nie tak , to odpuszczam konkretna prace- przecież będzie jeszcze niejedna okazja a po co denerwować siebie i konia? Po co psuć wzajemne zaufanie jakie już mamy? Po ponad 3 latach Grecja zrobiła ogromne postepy jeśli chodzi o współpracę z człowiekiem, można przy niej zrobić wiele rzecz o których dawniej trzeba było zapomnieć. Mnie pozwala na wiele, nawet gdy się czegos boi, ale nauczyła się,że nie chcę zrobić jej krzywdy. Gdy tylko mnie widzi lub słyszy to rży i nie "zamknie paszczy" dopóki nie przyjde i nie zajme sie... nie moge stac i klachac na środku stajni bo konina sie denerwuje, kręci po boksie, rży itp, jak stoi obok mnie to możemy tak spędzac duuuużo czasu..... Sądzę,że obydwie przywiązałyśmy sie do siebie i coraz bardziej sobie ufamy. dziś miałam taki mały dowód na to że warto.... jadę sobie takim wesolutkim galopem na stacjonatke (może 1- 1,10m), kobyłka troszke za bardzo ciagnie więc chciałam delikatnie przytrzymać a tu na 2 fule przed przeszkodą trzask i..... ja mialam w ręce wodze, a koń na głowie naczółek i podgardle, reszta wsiała luźno - zerwał się pasem z nachrapnika z hakamore.. obie byłysmy zaskoczone i to bardzo. ktos tam na hali nawet krzyknął...a co kobyłka? Skoczyła jakby nigdy nic. Przegalopowałyśmy kawałek po skoku (na wprost otwartych drzwi....), skreciłyśmy w prawo i po paru fulkach konina jakby nigdy nic zatrzymała sie od samego dosiadu... pogłaskałam, pochwaliłam i ruszyłam stepem a reszta ludzi stała jak zamurowana.... po chwili kon sobie przypomnial ze jakies paski bezładnie wisza jej na głowie i trochę nią porzucała.... niezsiadając z konia zdjelam "toto"z głowy, założyłam kantar ktory ktos mi podał i tak dokonczyłysmy jazdę- rozkłusowałam ją i potem rozstępowałam. potem jeden z panów podsumował to tak,ze to byłochyba możliwe tylko w przypadku Grecji bo wiekszośc koni z naszej stajni poszłaby " w Polskę" a już na pewno nie zareagowałaby tak spokojnie. Zresztą Kobyła pare lat temu tez nie....... Dla mnie to jest m.in. przykład partnerstwa i wzajemnego zaufania- ja pomoge tobie a ty mnie. Nie wierze,że koń nie był przestraszony/ zaskoczony sytuacją ale nie przeobraziło się to w "panikę" czy cheć wykorzystania chwili "wolności". Spokojnie zrobiła to o co ja poprosiłam a przecież tylko to mogłam zrobić w tej sytuacji- poprosić i wierzyć,że konina stanie na wysokości zadania - Anna Skrzypczak - 02-17-2008 partnerstwo... dla mnie to w przypadku zależności konia od człowieka jest pozwolenie koniowi bycia sobą, i wchodzenia z nim w interakcje z pożytkiem dla obu stron. Moim zdaniem w partnerstwie bardzo ważne jest dbanie o partnera...i uwieżcie mi konie też o nas dbają. - Lutejaxx - 02-17-2008 tak dbają o nas, wiele razy tego doświadczyłam. I to zarówno jeżdżąc na mojej małopolskiej klaczy i na hucułku 10 lat temu. Np. czasami nie czuję się na tyle dobrze, by jeździć szybko, ale mam ochotę na spacer po lesie stępa. Klacz po 2 tygodniach stania idzie stępa uważnie wsłuchując sie w to co do niej mówię. A proszę ją, żeby właśnie mimo nagromadzonej energii jednak przeszła spokojnie jakiś dystans. Nie wiem jak to wyjaśnić...ale ja czuję, że ona mnie rozumie i słucha. Widzę to po jej ogromnym skupieniu na mnie , na grze uszu , po napięciu ciała....itp. Albo innym razem: podczas zabawy z parasolem...Klacz w pewnym momencie zaczęła atakować zębami parasolkę, którą trzymałam w górze...stanęła dęba , ale w taki sposób, że przednie jej nogi były nieomal płasko ułożone...żeby tylko nie mnie dotknąć! Powtarzała tak kilka razy. |