nie będę zakładac nowego tematu, mimo że mój koń ma już 4 lata
wybieram się na obóz hipologii w czerwcu i od jakiegoś miesiąca (odkąd mam starą używaną, ale w dobrym stanie bukmankę) próbuję jakieś 2-3 razy w tygodniu wejść z koniem do przyczepki. o ile na początku był to dla niej stres (tak naprawdę samo stanie przy przyczepie było dla niej stresujące), duży stres: stała na trzesących się nogach i cała się spociła. o tyle teraz bukmanka nie wywołuje w niej tak skrajnych emocji. jednak chyba gdzieś popełniłam błąd, bo jedyne, co udało mi się osiągnąć to postawienie dwóch przednich kopytek na rampie. przyczepka jest niewielka, jednokonna, więc nie jest to najbardziej komfortowa bukmanka do wchodzenia dla konia, jaką można sobie wymarzyć, ale niestety na nic innego nie mogę liczyć.
z tego co wiem, to ona jechała tylko raz przyczepką z innym koniem, dosyć daleko, bo około 500 km. teraz też czeka nas mniej-więcej taka podróż.
nie pomagają sposoby z wychodzeniem prosto ze stajni, nie pomaga, gdy przyczepka jest na wolnym placu- wtedy nawet wkłada głowę do środka, ale stojąc na ziemi z boku rampy. próbowałam nawet z klikerem, ale dla Herezji w tym momencie marchewka czy jabłko to żadna motywacja. wczoraj udało mi się w ciągu 5 minut przekonać ją do chodzenia po dwóch europaletach. ale przy przyczepce w pewnym momencia staje i zapiera się "jak osioł". i nie mam pomysłu jak ją ruszyć do przodu. ona wtedy stoi, zupełnie nie wykazując objawów stresu, nie wygląda, żeby się jakoś bała tej sytuacji. w momencie, gdy z tyłu ktos np. pogrzechocze butelkami plastikowymi, to też nic sobie z tego nie robi (odczulanie robi swoje...). poprostu nie chce przestawić nóg.
najgorsze jest to, że gdy ludzie kręcący się koło stajni udzielają mi "rad". że zawsze można przylać, żeby weszła. że można ją wprowadzić na dutce. że można dać jej "głupiego jasia" (tak, szczególnie na drogę o długości prawie 500 km). albo, że skrzykną kilka chłopów ze wsi i mi ją "wniosą".
teraz około 2 tygodni mnie nie będzie najprawdopodobniej w stajni, więc obawiam się, że będzie tylko gorzej...
już się zaczęłam poważnie zastanawiać czy nie będę musiała pojechac na obóz sama, co nie bardzo mnie cieszy, bo miałam nadzieję, że razem coś wyniesiemy z tego obozu...
w sumie sama nie wiem czego oczekuję pisząc ten post, bo przecież nie ma "cudownego sposobu" na wprowadzenie konia do przyczepki, a przez internet niewiele możecie mi pomóc. ale może jest jeszcze jakiś sposób, którego nie próbowałam, a który mógłby pomóc...
z góry dziękuję za odpowiedzi