Hipologia

Pełna wersja: Las nie dla konia, czyli szlaki konne
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Planktonie! Rozumiem doskonale, dlatego należy napisać formalny wniosek. Zareaguje i wyda decyzję, ale niewłaściwą, to można wnieść odwołanie do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. A jak i oni zrobią źle, to następny etap, to skarga do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a później nawet skarga kasacyjna do NSA. Ale pierwszy etap to wniosek do nadleśniczego.

A jak nadleśniczy nic nie odpowie co jest prawdopodobne, można wnosić zażalenie na bezczynność administracji.

Proste, ale wymóg jest jeden - trzeba formalnie zacząć. Rozmowy prywatne tylko pogłębią frustrację. Smile
Ja z moim leśniczym wojowałem 3 lata . Śledził mnie , nasyłał na mnie straż leśną , która w ukryciu czekała aż wjadę do lasu ( zamiast np. polować na kłusowników , którzy zastawiają wnyki ) . Wszystko ucichło po tym jak pewnego razu jadąc sobie stępem leśna drogą zobaczyłem służbowy samochód mojego prześladowcy z dziwnie zaparowanymi szybami . Stanąłem więc nieopodal i czekałem . Po pewnym czasie z samochodu wyszedł pan leśniczy w dziwnie niekompletnym stroju i zmierzwioną fryzurą , a za nim wyłoniła się "płeć odmienna" :wink: ( nie była to leśniczyna , bo tą kiedyś widziałem i zapamiętałem jak wygląda) . Chrząknąłem więc i pozdrowiłem grzecznym "Dzień dobry panie leśniczy " Smile Mina leśniczego była nieco zakłopotana :wink:
Odjechałem stępem i od tego czasu nie rozmawialiśmy już więcej .
Ani przed tym wydarzeniem , ani później , nie tratowałem nigdy leśnych dróg , nie straszyłem zwierzyny , natomiast parokrotnie odkrywałem działalność złodziei drewna , lub znajdowałem założone wnyki .
Prawo , prawem , ustawy ustawami ,a życie jak zwykle pokazuje ,że wszystko zależy od ludzi Smile
Big Grin Nie ma jak mieć takiego asa w rękawie.
Nasz leśniczy jest o"k.

Zastanawiało mnie kiedyś jak możliwe jest zakazanie wjazdom na koniu do lasu w miejscowości pod Wa-wą: co wjazd to zakaz. Ale motocykle i quady tam spotykałam.
Widzę że co województwo to nieco inny stosunek do jazdy po za szlakami konnymi.
Słyszałam o wniosku który można pisać o rozszerzenie szlaków i zamierzam taki napisać, aczkolwiek nie mogę obiecać że nigdy nie żuci mnie śnieżkę obok szlaku, taka moja natura wędrownika i całą radość jazdy w teren daje mi właśnie to że można jechać wszędzie, skręcić w każdą dróżkę nie uczęszczaną nawet przez ludzi, odnaleźć nowe miejsca a nie jeździć za każdym razem ta samą powszechnie uczęszczaną drogą.

A jeśli chodzi zanieczyszczanie lasu przez konie, co w takim razie robią ludzie ?
W poprzedniej stajni w której miałam konia kilka razy w ciągu wakacji gdy udawaliśmy się na kilkugodzinny rajd, połowa wierzchem a połowa na wozie, zbieraliśmy wszystkie śmieci które pozostawiają ludzie w lesie którzy takowe zanieczyszczanie narzucają koniom, za każdym razem wracaliśmy z pełnymi workami.
Wznowię temat, bo chyba ten będzie najbardziej odpowiedni. Wstawiam link, który warto przeczytać i skomentować. Może wreszcie razem jako społeczność "koniarzy" się skrzykniemy i coś się uda zrobić.
http://dziennikarzizaklinacze.blox.pl/html
Moje doświadczenia są takie : za jeżdżenia grożą nam mandatami, jako ścieżki konne proponują pasy przeciwpożarowe wzdłuż torów i szos (i to nie wszystkie, tylko te zatwierdzone). Argumenty przeciw koniom : od tak powszechnych jak niszczenie dróg, po irracjonalne jak płoszenie orłów bielików i zagrażanie obszarom Natura 2000.
Witam. Włączę się w ten temat z racji tego że jestem i koniarzem i leśnikiem. Mogłam poznać temat i z jednej i z drugiej strony. Dużo zależy od nadleśniczego - na ile jest betonem z minionej epoki a na ile człowiekiem przyjmującym konkretne argumenty i rozwiązania ale równiez wiele zalezy od jeźdźców. Bo nie da się ukryć że nie każdy jeździec jest odpowiedzialny, często są to jeźdźcy weekendowi, którzy nie zachowują się zbyt rozsądnie urządzając szalone galopady po lesie gdzie nie tylko oni są jego użytkownikami (grzybiarze, przyrodnicy, mamuśki z dzieciakami itp).Często są pod wpływem alkoholu, ordynarni zwłaszcza gdy są to ludzie na stanowiskach w lesie na koniu stają się zupełnie inni wychodzi z nich po prostu bydło.Zachowują się jak pan i władca niszczą nasadzenia i stanowiska roślin chronionych, często palą papierosy stwarzając zagrożenie pożarowe. W artykule napisano "Po pierwsze ani drogi, ani lasy nie są ich, lecz nasze" a to nie jest prawda bo drogi leśne to drogi wewnątrz zakładowe ( nie wszystkie bo np. drogi publiczne nie i tam rządzi policja).Każda droga, która rozpoczyna i kończy się rogatką należy do LP i tam rządzi bardziej lub mniej mądra straż leśna. Oprócz dróg zabezpieczonych szlabanem są jeszcze tzw. szlaki zrywkowe niszczone przez sprzęt wywozowy po których nawet koniowi ciężko jst się poruszać więc osobiście je omijam. Dużo leśników to są jeszcze starsi ludzie pamiętający czasy komuny i to im zostało.Oni szkolą młodszych wpajając im wszystkie uprzedzenia do jeźdźców, pieszych, grzybiarzy o kładach nie wspomnę. Wina leży po środku. Nikt nie jest bez winy a konflikty wynikają z tego że tak na prawdę sie nie znamy i podpisujemy jednych i drugich w wyimaginowany stereotyp. Leśnik wg. jeźdźca to tępak, beton, świr dla którego ważna jest roślinka i ptaszek a jeździec wg. leśnika to zarozumiały nadziany bufon, który jak ma kasę to myśli że mu wszystko wolno.Może warto próbować się poznać i dojść do takiego rozwiązania, które będzie akceptowane przez jedną i drugą grupę. Tak na prawdę łączy nas przecież zamiłowanie do spędzania czasu w lesie wśród przyrody. Powodzenia w negocjacjach :-)
A może by ktoś z Zarządu PZJ ruszył się pokolędować do Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych? Lasy to bardzo hierarchicznie funkcjonująca organizacja, i jeśli z góry przyjdzie dobre słowo, a w pismach branżowych leśnej braci pojawi się parę słów o korzyściach ze współpracy, to w terenie dużo łatwiej nam będzie rozmawiać.
Nie do końca się zgodzę. Po pierwsze u nas są konie w pewnym ośrodku dla 'pewnych ważnych' ludzi i im nikt nie wyznacza gdzie mają jeździć. Po drugie u nas (w leśnictwie) konie pojawiły się kilka lat temu i znam wszystkich jeźdźców stąd i nikt się nie zachowuje w sposób, który stwarzałby zagrożenie dla ludzi lub przyrody. Po trzecie nie są to w moim wykonaniu czyste spekulacje, oparte na stereotypach ale opinie wyrobione na podstawie wielokrotnych rozmów z leśnikami ( oczywiście tymi konkretnymi i nie mówię, że wszyscy są tacy sami). A w ogóle to sama jestem po kierunku przyrodniczym, taki 'ekofreak' i zachwycam się i chodzę i podglądam przyrodę i bardzo szanuję. Wiadomo, że każdy ma swoje racje ale można by było się dogadać powiedzieć gdzie można, a gdzie nie. Ale jak ktoś mi mówi żebym jeździła pasem przeciwpożarowym (który się do tego celu nie nadaje) bo leśnicy tam nie jeżdżą i im nie przeszkadza, a na moją sugestię żeby działami leśnymi słyszę odpowiedź, że one się przecinają z drogami i trzech metrów nie przelecimy więc nie, to ręce opadają.
No niestety zależy na jakich ludzi się trafi i z jednej i z drugiej strony. Ja napisałam w tem sposób bo pracowalam w LP w straży leśnej (obecniej nie bo jestem na urlopie wych.) więc znam obie strony medalu. Myślę że fajnie było by gdyby nadlesniczy zrobił jakieś spotkanie z przedstawicielami końskiego towarzystwa na danym terenie i przekonał się że nie gryziemy, jesteśmy na tyle inteligentni, wrażliwi i dociera do nas że nie wolno niszczyć upraw leśnych, nie będziemy się kręcić w miejscu ścinki drzew, zrywki i jakoś dojść do kompromisu. Trzeba łamac stereotypy bo takim sposobem tworzą się wojny najpierw między grupami ludzi a potem między całymi narodami. Jestem niestety też w stanie uwierzyć że są tacy nadleśniczowie, którzy nie przyjmują żadnych argumentów, żadnych kompromisów i tkwią przy swoim. Z koniarzami walczą bo wiedzą gdzie ich zastać - w stadninach należących do konkretnych osób i w ten sposób odgrywają się za przegrywaną na bierząco walkę z kładami. Przykre, prymitywne ale prawdziwe. Myślę że to jest dobry pomysł z tym udaniem się kogoś z PZJ do GDLP. Zawsze warto próbować.
Tylko zastanawiam się jaki interes ma PZJ w tym żeby konie wpuścić do lasu. A żeby się udać do Generalnej Dyrekcji LP to już trzeba mieć spore znajomości, tak myślę. Mam w rodzinie myśliwego, jemu konie nie przeszkadzają, sam jeździ, ale już leśniczy, uważa że płoszymy zwierzynę i zamiast się dogadać, że tu i tu, wtedy i wtedy nie bo polowania, to się przepisami zasłania. Wcześniej było tak, że jak mieli dewizowców to mówili żeby do piętnastej, w tych miesiącach jeździć żeby wypadku nie było, ale to zamierzchłe czasy.
PZJ ma przede wszystkim powinność: działać dla dobra jeździectwa, i to całego a nie tylko tej części kolegów, która wiecznie pozamykana jest na treningach, i boi się cenne konie wyprowadzić za płot. Zresztą nawet dla koni, na temat których piszą ładne deklaracje, możliwość odprężającej przejażdżki po lesie czy generalnie w terenie powinna być obowiązkowym składnikiem "serwisu", tak jak dobra dieta czy przeglądy weta. Ale żeby nie lecieć tak z góry - jeśli tak chcą wciągać ludzi w swój system, i zarabiać składki, to za taką akcję mogą podłapać trochę punktów na skali popularności i polepszyć swój wizerunek wśród rekreacji, a to się zawsze jakoś zwróci i zaprocentuje.
Zaś co do "układów" na tzw. wejściu, to raczej wierzę w krasomówstwo i w dar przekonywania Prezesa Szczypiorskiego - ma ten talent, i poradzi sobie z dotarciem do kogo trzeba, jeśli tylko będzie chciał.
Ja osobiście nie miałam problemów z jazdą po lesie mimo iż mieszkam na terenie innego n-ctwa.Kiedyś nakryłam podczas takiej przejażdżki złodzieji drewna ze składu.Nie podjechałam bliżej tylko zadzwoniłam do leśniczego on zrobił akcje i potem jeszcze dziękował;-)
Ja dużo jeżdżę po lesie i niejednokrotnie spotykam ludzi kradnących drewno (na co nadleśniczy bardzo narzeka) ale moja pomoc nie jest tak cenna żeby dla niej poświęcić leśne drogi (które , jak wiadomo konie niemiłosiernie niszczą). Swoją drogą nadleśniczy bardzo ma mentalność rodem z PRLu. Na koniach jeździ burżuazja (pierwsza rzecz to informacja, że leśnictwu też się kasa należy bo jak konie to ludzie bogaci), a drewno kradną ludzie, którzy mają domy z basenami i kortami tenisowymi, wjeżdżają swoimi luksusowymi samochodami i wywożą drewno (słowa nadleśniczego), swoją drogą może dzięki tej oszczędności stać ich na te korty.
Przykro mi stwierdzić że się z Tobą zgadzam.Lasami rządzą relikty PRL-u.Konie przed wojną mieli wrogowie systemu i tak niektórym już zostało.Szkoda tylko że szkolą następne pokolenia.Może nie aż tak betonowe ale jednak. Miejmy nadzieje że to się z czasem zmieni.
Ja tez nigdy nie miałam problemów...gorale jak to górale swoje za uszami maja i sami sobie problemów nie chcą robić...na Śląsku tez nigd mi nikt uwagi nie zwróciłSmile
Ostatnio słyszłam ze nawet w radiu zapraszali na zwiedzanie z grzbietu konia szlaków..tylko województwa nie pamiętam;p
Stron: 1 2