Hipologia

Pełna wersja: Las nie dla konia, czyli szlaki konne
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Mieszkam w Pile w województwie wielkopolskim, konia trzymam 10 km od miasta.
Przeniosłam się wraz z koniem do nowej stajni we wrześniu, kilkadziesiąt metrów za bramą biegnie droga polna prowadząca do lasu.
Na początku jeździłam po całym lesie, wyjeżdzałam w każdą drogę chcąc go poznać, odwiedziłam pobliskie jeziorko, poszukałam górek czyli rozeznanie terenu Wink.
Kilkakrotnie byłam tam w lesie na spacerze w ręku z moim koniem, las jest fantastyczny, bardzo zróżniocowany, raj dla oderwania się od rzeczywistości.
Chcę podkreślić że odkąd jeżdzę konno zawsze uczono mnie jeździć środkiem drogi by nie robić szkód.
Nasza bajka jednak szybko dobiegła końca, pewnego dnia spotkałam leśniczego który ostrzegł mnie abym jeździła tylko po szlaku konnym ponieważ jeśli dostrzeże mnie straż leśna dostanę sporą kare pieniężną za jazdę po lesie.
Mówił że konie płoszą zwierzynę leśną, psują drogi i zanieczyszczają las.
Argumenty te zupełnie do mnie nie trafiają a wręcz są dla mnie zabawne, każdy z nas chyba wie że chcąc podejrzeć stadko pasących się danieli najbliżej podjedziemy konno ponieważ koń nie płoszy zwierząt i niweluje nasz zapach, pozostaje jeszcze sprawa zanieczyszczenia lasu przez odchody końskie, moim zdaniem równie dobrze można by zacząć ścigać sarny za załatwianie się w nieoznakowanych miejscach.

Dostałam więc ponaglenie od Pana Leśniczego który oprócz tego był dla mnie bardzo miły i dał kilka przydatnych rad.
Kiedy wróciłam do domu zaczęłam szukać na mapie szlaków konnych w mojej okolicy, gdy na drugi dzień pojechałam je sprawdzić okazało się że szlak w większości to stary zarośnięty drzewami pas przeciwpożarowy, cały szlak ma ok 20 km więc każda jazda przebiegać musi tak samo, nie ma żadnego rozgałęzienia które pozwoliło by mi wrócić do stajni po godzinnej jeździe.
Czy jazda konna to nie obcowanie z naturą, wjechanie w każdą intrygującą ścieżkę, podejrzenia stada pasących się zwierząt, odkrywanie nowych zakamarków ?
Szlak który nam wyznaczono to jedna droga biegnąca do jeziora i oczywiście nad jeziorem jest przepięknie ale ile lat można jeździć jedną drogą o szerokości jednego konia biegnącą tuż przy szosie.

Kochani, jak jest w waszych rejonach z jazdą konną po lesie, straż leśna czepia się kiedy nie trzymacie się szlaków konnych ? I co ze spacerami w ręku ?
Bo w przepisach jest iż nie można wypasać zwierząt hodowlanych w obrębie lasu a więc i wprowadzać ich do lasu nie wolno a my tak polubiliśmy spacery.
Co do spacerów w reku, ani zakaz jazdy, ani wypasu, nic do nich nie ma. Ja prowadzę konia w reku odcinkiem mojej ulubionej trasy, na którym postawiono zakaz jazdy konnej. Robię tak gdy jest tam więcej ludzi; o tej porze roku olewam. Prowadzenie w ręku w lesie nie jest zakazane, i w razie czego po prostu zsiadasz i nic Ci nie można zrobić.

Argumenty leśników są od czapy, nie maja żadnej racjonalnej podstawy, od dawna wiadomo, ze konie mniej niszczą runo i węższą wydeptują ścieżkę niż nawet piesi. A cała sprawa wzięła się zapewne od prywatnych zatargów, nie każdy konie lubi, koło mnie skończyło się to spaleniem stajni (wcześniej ciągłe marudzenie, że konie brudzą i śmierdzą)...w takim kraju żyjemy.

Jako, ze szlaki nowe wyznacza nadleśnictwo, jeśli dogadałabyś się z większą ilością koniarzy z okolicy, może możnaby zgłosić zapotrzebowanie na rozbudowanie tego istniejącego szlaku. warto spróbować. No ale oczywiście dla 1 osoby go nie wyznaczą, więc trzeba szukać sojuszników w innych okolicznych stajniach. Można tym tez zainteresować urząd gminy; dobrze oznakowany szlak, z punktami agroturystycznymi i in. na trasie, to często pieknie sprzedający sie 'produkt turystyczny'. warto zapytać, może sie to wpisze w czyjąś wizje rozwoju gminy, i z tej strony będzie pomoc?
Pomijam kwestię prowadzenia konia w ręku. Osobiście zrezygnowłbym z linii obrony, że "nie siedzę tylko prowadzę". Mniejsza o to. Zakaz jazdy w lesie wynika z ustawy i argumenty leśników są nieistotne. Ustawa stanowi wprost, że jazda jest dozwolona tylko po drogach wyznaczonych przez nadleśniczego.

Inna kwestia jest taka, że nie każda droga w lesie jest drogą leśną. Drogą leśną są to te drogi, które nie są drogami publicznym. Po drogach publicznych jeździć wolno (z wyjątkiem autostrad i dróg ekspresowych, a także oznaczonych znakiem zakaz poruszania się pojazdami zaprzęgowymi).

Do wyznaczenie szlaku konnego nie jest potrzebne pospolite ruszenie. Nie ma potrzeby zbierania się w kupę. Przy normalnych stosunkach sprawę ustala się z leśniczym. Przy konfliktoeych wszystko idzie formalnie przez nadleśniczego. Jest to decyzja administracyjna, więc jest także otwarta droga zaskrażenie, łącznie z sądem administracyjnym.

Osobiście jestem zwolennikiem dobrych stosunków międzyludzkich. "Zła prasa" wśród leśników to moim przekonaniu wina głównie jeźdźców. Leśnicy nie chcą słuchać skarg kobiet z wózkami, że mijają je galopujące bandy. Ja zawsze mówię "dzień dobry" i uśmiecham się do mijanych ludzi. Wtedy wszystkim jest łatwiej.
Spahis napisał(a):Osobiście jestem zwolennikiem dobrych stosunków międzyludzkich. "Zła prasa" wśród leśników to moim przekonaniu wina głównie jeźdźców. Leśnicy nie chcą słuchać skarg kobiet z wózkami, że mijają je galopujące bandy. Ja zawsze mówię "dzień dobry" i uśmiecham się do mijanych ludzi. Wtedy wszystkim jest łatwiej.

W pełni się zgadzam z takim podejściem
Pomijając już fakt, że na drodze regularnie wykorzystywanej przez konie wózka dziecięcego się raczej nie przepchnie a na pewno będzie wymagać to sporego wysiłku. Podobnie jak raczej trudno było by podróżować po takiej drodze rowerem. A nawet piesza wędrówka jest mało wygodna - co sam sprawdziłem chodząc ze zwierzem na spacery w ręku. Tak więc wydzielenie oddzielnych dróg dla koni i przestrzeganie zasad przez jeźdźców jest moim zdaniem naprawdę sensowne i daje pogląd na kulturę tych co tych zasad przestrzegają czy też nie. Przecinki pożarowe są tu bardzo często świetnym wyjściem. Piesi niechętnie z nich korzystają za to konie mają często bardzo dobre podłoże. Może czasem zbyt miękkie ale wystarczy nie forsować na takich odcinkach kopytnego i nic mu sie nie stanie. A przy okazji regularnie korzystając z takich tras pomaga się leśnikom utrzymywanie przecinek w należytym stanie - na takiej trasie mało co wyrośnie. Wszyscy chcemy korzystać jakoś z naszych lasów i myślę że przy odrobinie dobrej woli i zrozumienia dla drugiej, czy trzeciej strony jesteśmy w stanie się pogodzić.
Oczywiście w pełni się z wami zgadza, nie jestem za łamaniem przepisów i zgadzam się z tym że porządek jak najbardziej musi być.
Jednakże tak jak pisałam ja zawsze jezdze środkiem drogi by reszte pozostawić nienaruszoną , sama duzo jezdze rowerem i nie chciałabym jeździć po tarce stworzonej przez końskie kopyta.
A co do matek z dzieckiem i ludzi po drodze spotykanych to już świadczy o kulturze jeźdźca jeśli przegalopuje koło kogoś, wiadomo że nie każdy lubi konie a niektórzy się ich boją.
Szlak konny na pasach przeciw pożarowych nie był by zlym pomysłem gdyby to były prawdziwe pasy, ale ten który nam się dostało zanim tam nie zaczęłyśmy wjezdzać nie pomyślałabym że tam sie zmieści wogole koń, no i droga nie jest miękka , nie ma tego piasku jaki zawsze powinien tam być bo tam chyba dawno dawno temu był pas, tam rosną drzewa a my musimy się przez nie przedzierać, to jest moim zdaniem dopiero niszcenie ponieważ rośnie tam dużo młodych drzew i wątpię żeby lubiły naszą obecność.
Dziękuje za wasze wypowiedzi Wink
Wink co do przejazdu rowerem: parę ładnych lat temu nie było dla mnie w moim lesie miejsca, którego bym nie przejechała Wink czy to był teren na , którym konie jeździły , czy może trasy zazwyczaj po których tyko piesi się przedzierali - nie dramatyzowałabym z tymi dziurami pozostawionymi przez kopytnych , no chyba, że ktoś przeprowadza takimi trasami co najmniej 20 koni dziennie - im teren bardziej dziurawy tym zabawniej się jechało (jedynie tereny bagniste, rozmiękczone lub bardzo piaszczyste omijałam), za to jazda po betonie mnie męczyła - to były czasy :lol:
Co do tras dla tzw pieszych z wózkami - w Irl.np. potrafili zrobić trasy turystyczne, "chodniki" drewniane, po których każda osoba na wózku, z wózkiem czy też na nogach mogła się przejść (przejechać) za to był zakaz wjazdu w takich miejscach pojazdami typu: motor, rower (jeżeli dobrze pamiętam) czy "koń" (jako pojazd Wink ) o samochodach w ogóle nie wspomnę - przed wejściem do lasów były parkingi.
pozdrawiam
maku napisał(a):Pomijając już fakt, że na drodze regularnie wykorzystywanej przez konie wózka dziecięcego się raczej nie przepchnie a na pewno będzie wymagać to sporego wysiłku. Podobnie jak raczej trudno było by podróżować po takiej drodze rowerem. A nawet piesza wędrówka jest mało wygodna - co sam sprawdziłem chodząc ze zwierzem na spacery w ręku. Tak więc wydzielenie oddzielnych dróg dla koni i przestrzeganie zasad przez jeźdźców jest moim zdaniem naprawdę sensowne i daje pogląd na kulturę tych co tych zasad przestrzegają czy też nie. Przecinki pożarowe są tu bardzo często świetnym wyjściem. Piesi niechętnie z nich korzystają za to konie mają często bardzo dobre podłoże. Może czasem zbyt miękkie ale wystarczy nie forsować na takich odcinkach kopytnego i nic mu sie nie stanie. A przy okazji regularnie korzystając z takich tras pomaga się leśnikom utrzymywanie przecinek w należytym stanie - na takiej trasie mało co wyrośnie. Wszyscy chcemy korzystać jakoś z naszych lasów i myślę że przy odrobinie dobrej woli i zrozumienia dla drugiej, czy trzeciej strony jesteśmy w stanie się pogodzić.

To jest chyba najlepsze wyjście w okolicach, gdzie z lasu korzysta dużo "piechociarzy", czyli blisko miast. Ja sam byłem zaskoczony tym, jak bardzo regularna jazda potrafi powybijać ziemię między korzeniami drzew, i jakie kłopoty może to później sprawiać innym. I to zaledwie po trzech-czterech latach tułania się po jednym z lasów, dookoła którego ludzie trzymali może z kilkadziesiąt koni, jeżdżących głównie w weekendy. Jeśli zacząć rozmowę od korzyści, jakie leśnicy będą mieli z jeźdżenia i utrzymania przecinek, to nie powinni mieć nic przeciwko temu. Trzeba tylko ich zgody na podcięcie nadmiaru gałęzi i samosiejek, co swoją drogą pomoże a nie przeszkodzi funkcji przeciwpożarowej, i ochoty na poświęcenie kilku weekendowych dni na tę pracę, bo leśnicy sami nie ruszą z kopyta żeby to zrobić i żeby wyzbierać śmieci. Ale sieć przecinek bywa na tyle gęsta, że może się znaleźć sporo miejsca do jazdy, i to nie tylko wzdłuż dróg.
W naturalnie utrzymanym lesie rzadko można znaleźć miejsce do przejazdu wózkami - takie przejazdy może zrobić tylko człowiek, przy sztucznie utrzymanych ścieżkach.
Co do pomysłu, aby koniarze pomagali w utrzymaniu czystości lasów, z których korzystają - bardzo fajny pomysł. W moim lesie nie ma problemu z nadmiarem korzystania ze ścieżek przez koniarzy owszem można znaleźć kupę tam i tu (użyźnia glebę w lasach,a to jest bardzo potrzebne!), ale żeby zaraz odsłoniło to korzenie....?- ścieżki często są położone nieco niżej , spływ wody (roztopy) jest częstszą przyczyną takich sytuacji z końmi czy bez.
Nie porównam sytuacji mojego lasu do np. do lasów "przy warszawskich" - tam sytuacja pewnie wygląda zupełnie inaczej Wink
Zgodzę się ze Spahisem - z leśniczym lepiej się dogadać Big Grin
A co kiedy się nie da? Właścicielce naszej stajni nadleśniczy (bo bez jego zgody żaden leśniczy nawet w lesie nie puści bąka) zaproponował 100 zł za jednorazowy wjazd koniem do lasu (!!!) i nie wnikał którędy bedziemy jeździć. Interweniowaliśmy w jednostce nadrzędnej w Katowicach, gdzie nam powiedziano, że lepiej pana O. nie denerwować Confusedhock:
Wiocha otoczona lasami, stajnia na totalnym odludziu- raj niby, ale las to udzielne księstwo pana O. Nawet jednego ze swoich leśniczych zjechał za jazdę koniem po lesie. Pozostają drogi oznaczone jako gminne i chodzenie z koniem w ręku połączone z grą w durnia.
Niestety przepisy mówią, że leśniczy "powinien" wytyczyć szlak na wniosek zainteresowanego.
W sąsiednim nadleśnictwie (nota bene największym w Polsce) właśnie powstaje szlak konny długości ok 50 km, ale żeby nim pojeździć trzeba kilka kilometrów przejść z koniem w ręku*.

*dla leniwych wersja z bukmanką Big Grin
Współczuję, a nazywa się to "opór materii". Proponuję złożyć wniosek na piśmie do nadleśnictwie z załącznikiem w postaci mapy na której zaznaczxone będą proponowane szlaki konne.

Nadleśniczy MUSI wydać decyzję. Jak nie wyda jest możliwość wniesienia zażalenia na bezczynność administracji. Od decyzji można wnieść odwołanie do Regionalnej Decyzji Lasów Państwowych. A potem jest skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Można zmusić do wyznaczenia dróg, bo zwrot "może" oznacza, że przysługuje mu uprawnienie i nie może tego zrobić nikt inny. To kwestia modalności słowa. Może, czyli tylko nadleśniczy może wyznaczyć, ale jak wpłynie wniosek to musi.

Żądanie wynagrodzenia za wstęp do lasu jest bezprawny i nie ma podstaw prawnych. Pewnie, jak ktoś podpisze umowę z nadleśnictwem to płaci, ale wtedy zgadza się dobrowolnie.
Spahis napisał(a):Współczuję, a nazywa się to "opór materii" (...)

Po jednej rozmowie z tym gościem ma się ochotę materię zamienić w antymaterię- choćby za pomocą przypadkowo spotkanej dubeltówki- gość jest niereformowalny- ale za wskazania dziękuję- już wysłałem do "władz" stajni.
100 zł? Moja koleżanka mieszka w sąsiedztwie Wielkopolskiego PN i tam też trzyma konia. Pytała się czy do parku można wjechać. Oczywiście ,że można ,ale trzeba zapłacić 30 zł za miesiąc ! a nie za jednorazowy wjazd.

edit: 50 zł
Wszystko zależy od dobrych chęci pana na włościach; zwróć uwagę ile i jak zorganizowane są szlaki konne w okolicy Ojcowskiego PN. Tam turystyka konna jest naprawdę na poziomie, szlaki oznakowane, informacje o stajniach gdzie można popasać, przenocować itp.
Zobaczymy jak się sprawa rozwinie dalej, przygotowujemy pismo do Katowic- jak sprawa nie ruszy- pójdziemy dalej. Narazie w lokalnym centrum kultury (tutaj mówią na to "szynk"- czyt."szink") uprzedziłem pana nadleśniczego, że jak tak dalej pójdzie będę się domagał odszkodowania za spacery jego bażantów i saren po mojej posesji, tudzież stajni- skutkiem tych spacerów jest Szelkowe nocne nietrzymanie moczu itp. (próbuję z debilem rozmawiać w jego języku); jak nie może być lepiej- to niech chociaż będzie weselej :wink: Publika bawi się dobrze, ja nieźle- pan nadleśniczy nie umie się bawić :wink:
Jeżeli wszystko ma być po prawie, czyli istniała możliwość skarżenia, to koniecznie wniosek musi być wysłany do nadleśnictwa.

Biedna Szelka... Kontynuując tej myśli zaproponowałbym przedstawienie wstępnego kosztorysu wizyt psychologicznych.
Spahis... my właśnie mamy problem z nadleśniczym- wszystko co piszemy i tak trafia do niego :evil:
Stron: 1 2