(Chyba trzeba by z tych postów utworzyć nowy wątek, żeby nas Spahis nie prześwięcił jak wróci!)
Ten artykuł rzeczywiście dość pokraczny, chociaż widać, że autor miał jak najlepsze intencje (i chyba domyślam się kto to taki, mam wrażenie, że doszło między nami niegdyś do burzliwej wymiany poglądów na temat poruszania się konia po łuku ;) )
Jest w tym artykule opisane działanie wodzy na kole i myślę, że to ważne, żeby dla przeciwwagi napisać jak to ma właściwie być. W artykule możemy przeczytać, że zewnętrzna wodza ma działanie „powstrzymujące” i „popędzające konia w bok”, a także że ma zrobić się krótsza. Jest też o zastosowaniu „niskiej ręki” czego nie powinno się robić (a się robi na skalę krajową!) , bo jest to nic innego jak stosowanie dźwigni. Przedstawię to działanie na swoim przykładzie sprzed paru lat (bardzo brzydki zwyczaj!):
Spróbuję wyjaśnić jak to ma być z tą zewnętrzną wodzą, według mojej najlepszej wiedzy. Wyobraźmy sobie to w kłusie, dla większej dynamiki. Jeśli nakłonimy konia do wkroczenia wewnętrzną tylną nogą pod pępek (np. prosząc go o poszerzanie koła) i koń w rozluźnieniu odda żebra na zewnątrz, a jego szyja wpisze się w łuk, to zrobi się „dłuższy” po zewnętrznej stronie i
samodzielnie przyjmie kontakt na zewnętrznej wodzy (która nie zrobi się ani dłuższa ani krótsza, bo przecież trzymamy wodze cięgle w tym samym miejscu! To nasze ręce lekko zmienią położenie.). To właśnie wewnętrzna tylna noga „popycha” konia na zewnętrzną wodzę – kontaktu się nie bierze, kontakt się otrzymuje gdy koń zaczyna się prawidłowo poruszać.
Nie da się manipulowaniem końską głową ustawić go prosto na kole! W powyższym artykule jest napisane, że koń pójdzie tam gdzie wskaże jego nos, co jest nieprawdą. Konie świetnie sobie radzą biegając po łące w prawo podczas kiedy ich nos wyraźnie wskazuje lewo :) Jeśli naprostuje się koński nos wodzami to nic to nie zmieni – reszta konia może dalej poruszać się cała pokrzywiona (dlatego też bzdurą jest prostowanie konia za pomocą wypinaczy). Tym bardziej, że koń nie ma obojczyków i jest „zawieszony” na kołysce z mięśni piersiowych przyczepionej końcami do łopatek i może się tam „rotować” zupełnie bez względu na nos. Stąd definicja dr Deb Bennet: „Koń jest wyprostowany kiedy jego mostek jest wypośrodkowany pomiędzy jego łokciami (…).”.
Kręgosłup konia ma różną ruchomość na poszczególnych odcinkach kręgosłupa. Szyja, począwszy od punktu, który nazywamy podstawą szyi (jest to najbardziej ruchomy staw z „przodu” konia) może wyginać się na boki dużo, dużo silniej niż odcinek piersiowy. Działanie powstrzymujące zewnętrznej wodzy może zatem odnosić się właśnie do podstawy szyi – do miejsca, w którym sztywny kręgosłup piersiowy przechodzi w bardzo mobilny kręgosłup szyjny, ponieważ w tym właśnie miejscu koń może „zginać się” zbyt mocno, jednocześnie wypadając łopatka na zewnątrz. Zewnętrzna wodza może go przed tym subtelnie powstrzymywać i jeśli o takie działanie powstrzymujące chodziło to niech będzie. Jak „popędzić konia w bok” zewnętrzną wodzą – nie wiem. Być może chodzi właśnie o poszerzenie koła, ale to się robi raczej za pomocą wewnętrznej łydki.
Artykuł ze Szkapy nakłania w ogóle do robienia całej masy rzeczy naraz, podczas gdy głównym zadaniem jeźdźca jest po prostu nie przeszkadzać koniowi, sugerować, przyzwalać i chwalić za najmniejszy tiptopek we właściwym kierunku. Celem jest przecież nauczenie konia samoniesienia się, czyli poruszania się samodzielnie w najwydajniejszy sposób, a nie ubezwłasnowolnienie konia pomocami i przejęcie nad nim totalnej kontroli (wiem, że w sporcie jeździeckim panuje taka tendencja, ale nie powinno się brać swoich ideałów z jeździectwa sportowego, bo, poza nielicznymi wyjątkami, sportowcy mają w głębokim poważaniu fundamenty dobrego jeździectwa i pragną tylko glorii i chwały dla samych siebie. W dresażu liczy się na przykład nie wkraczanie wewnętrzną tylną pod pępek, ale przekraczanie śladów przednich kopyt - co za ignorancja!).
To całe „wyprostowanie” nie jest wcale takie proste do pojęcia – zajęło mi to trochę czasu i wytężania szarych komórek. Ale jest to tak ważne, że każdy powinien przez to przebrnąć. Wszystko jednak sprowadza się do konkluzji, że jeśli koń nie wkracza jedną z tylnych nóg (najczęściej jest to noga prawa) pod pępek to należy mu w tym pomóc, żeby mógł równomiernie się rozwijać i poruszać się wydajnie, a nie kontuzjogennie.
Ok.
Jeśli zaś chodzi o zdjęcia, które zamieściły Dziewczyny:
– na pierwszym, zamieszczonym przez Magdę widać wkraczanie wewnętrzną tylną, mimo, że jest to zdjęcie zrobione z boku. Jednak koń nie jest prosty, bo wystąpił „efekt płotu”, o którym pisałam już w innym wątku (o używaniu roundpenu do lonżowania). Wewnętrzna tylna nie może popchnąć konia na „zewnętrzną wodzę”, bo nie ma miejsca na końskie żebra :) Co innego gdyby ten koń wykonywał łopatkę przy płocie, wtedy miejsce by się znalazło. Płot działa też niedobrze na konia, który ma poruszać się po prostej, ponieważ koń widziany z góry ma kształt gruszki - pękaty zad i wąski przód i jeśli ustawić go bokiem do ściany to dupka będzie odstawać do wewnątrz. Płot się przydaje rzecz jasna, ale w codziennej pracy powinno się go raczej unikać :)
- u Cejlona widać wyraźnie wykraczanie wewnętrzną tylną nogą daleko poza pępek, co jest przegięciem w drugą stronę i wynika z braku dostatecznego rozluźnienia.
Wszystkim, którzy chcą sobie „poćwiczyć oko” polecam filmy Marijke de Jong i Benta Branderupa – bo bardzo pięknie pracują z końmi i bo są niespotykanie aktywni w internecie :) Jeśli ktoś nie zna angielskiego to niech się nie zraża, wyłączy dźwięk i patrzy (zwracając szczególną uwagę na wewnętrzną tylną nogę!) :) Podlinkowuję kanaly na YouTubie:
http://www.youtube.com/user/PaardenBegrijpen
http://www.youtube.com/user/RidingAcademy
http://www.youtube.com/user/ElBlanco2001
Bardzo polecam
film DVD Josha Nichola, From the Inside Out na temat pracy z koniem z ziemi, ze szczególnym naciskiem na rozluźnienie i poruszanie się prosto na kole (szczególnie gorąco polecam go wszystkim miłośnikom Monty Robertsa i państwa Parellich jako dużo rozsądniejszą alternatywę ;) ) Kosztuje około 200$, ale naprawdę warto (no i zawsze można się z kimś zrzucić).
Mam nadzieję, że za bardzo nie nagmatwałam.
Kłaniam się :)